Recenzja Olivia Anna Livki "Strangelivv": Chuliganka w pióropuszu

Paweł Waliński

Jak Filip z konopii pojawiła się kilka lat temu w jednym z polskich talent shows. Potem była całkiem udana płyta. A teraz jest druga. I znów jest całkiem udana.

Olivia Anna Livki: Chuliganka w pióropuszu
Olivia Anna Livki: Chuliganka w pióropuszu 

Livki jest kolorowym ptakiem. Stroje, pióropusze, trochę to wszystko przypominające Natashę Khan z pierwszego longplaya Bat for Lashes. Muzycznie nie ma jednak co mówic o jakimkolwiek naśladownictwie, prędzej o tym, że obie panie funkcjonują w paradygmacie inteligentnego popu spod znaku Kate Bush. Kate Bush, w paradygmacie której istnieje dziś praktycznie cały niegłupi damski pop, od Florence Welch po Melę Koteluk. Każda z tych post-kate'owskich pań jednak, swoją pannę cotę polewa innym sosiwem. W przypadku Livki jest to sosiwo electro-etno-buszmeńskie, zmieszane może z podejściem aranżacyjnym jakby rodem z drugiego longplaya Vampire Weekend.

W ogóle w aranżach dzieje się nadspodziewanie dużo. Polirytmie, wycieczki ku perkusjonaliom z Czarnego Lądu, synth pop, garażowo-rockowe gitary... Całe tego zatrzęsienie, a Livki nadal w takim "Graduation Day" potrafi zabrzmieć tak, że najbliższym skojarzeniem jest chyba "Dear Jessie" Madonny, albo - jak w "Warsaw" - pograć sobie, jak PJ Harvey w starych czasach. To cieszy, bo zrazu widać, że Olivii terpentyny pod ogonem nie zabraknie i niewielka jest szansa, że oto nagle osiądzie na laurach i stanie się własną autoparodią. Szczególnie, że pomysły faktycznie są z bardzo wielu różnych muzycznych światów i nie budzą wrażenia tępej powtarzalności. Z drugiej strony to trochę rozbija płytę i jeśli kto byłby złośliwy, mógłby stwierdzić, że czyni ją niespójną, albo wręcz skalkulowaną na zasianie jak największej liczby różnych fanowskich poletek.

Co z kolei spina całość, to niewątpliwie dobrze przemyślane, wielopoziomowe, skomplikowane i nietuzinkowe linie wokalne (choć i tu złośliwiec mógłby powiedzieć: "przekombinowane"). Livki równie dobrze radzi sobie z wokalami w stylu wspomnianej Kate Bush, jak i z flirtem z hip hopem. W takim "Sheldon Copper" choćby, brzmi jak najprzedniejsza rapowa huliganka właśnie miażdżąca oponentkę swoim braggadocio, albo M.I.A. z czasów, kiedy kogokolwiek jeszcze obchodziła.

Jeśli do czegoś się tu tak naprawdę czepiać, to do songwritingu. Choć i to warunkowo. Livki nie jest i nie chce być mainstreamową artystką pop. Chce natomiast udowodnić to wszem i wobec na tyle mocno, że niekiedy fajność i słuchalność ustępuje miejsca zbytniemu przekombinowaniu. Ale co wadą dla jednych, dla innych będzie pewnie zaletą. Łatwych przebojów tu nie ma. Jest za to przyzwoita doza szaleństwa, a i niezłych singli kilka da się z pewnością wyciąć. Przy czym niezupełnie będą owe radio-friendly, bo takie na przykład - niemożliwie nośne - "Exploitation" trwa mało radiowe sześć minut.

Tym niemniej idę w zakład, że wszystkim tym polskim damom od niegłupiego popu kontakt z Livki będzie przypominał trafienie na kość w pasztecie. Zaboli, zaniepokoi. I dobrze. Przyszła konkurencja.

Olivia Anna Livki "Strangelivv", Warner Music Poland

7/10

Zobacz teledysk "Geek Power":

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas