Tom Odell w Krakowie: z przydymionego pubu ze starym pianinem prosto na Tauron Arenę [RELACJA]
Jeśli ktoś zapyta mnie, jaka jest definicja dobrego koncertu, powiem mu, że powinien wybrać się na Toma Odella. 17 listopada w krakowskiej Tauron Arenie, w ramach trasy "Wonderful Life Tour", miał miejsce występ charyzmatycznego artysty przez duże "A". Choć od ostatniego koncertu brytyjskiego gwiazdora w naszym kraju minęło zaledwie kilka miesięcy (w czerwcu miał okazję supportować Billie Eilish również w Krakowie), arena wypełniła się niemal do ostatniego krzesełka. Tom nie potrzebuje efektów specjalnych i zbędnych ozdobników, żeby zafundować publiczności prawdziwy rollercoaster emocji. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie uronił tego wieczora ani jednej łzy.

Iście jesienna pogoda, która tego dnia opanowała Kraków (non stop lało i wiało jeszcze bardziej) idealnie wpasowała się w klimat wieczoru. Ten, kto choć trochę zna twórczość Toma Odella wie, że jego utworów najlepiej słucha się w domowym zaciszu, będąc zawiniętym w ciepły koc i patrząc w okno, po którym spływają smugi deszczu. Na żywo wybrzmiewają one jednak z potrójną albo i poczwórną mocą, przyjmując wręcz katarktyczny charakter.
Zanim w krakowskiej Tauron Arenie wybrzmiały przeboje Toma Odella na scenie pojawiła się Molly Payton. Młoda, nowozelandzka artystka zachwyciła publiczność melancholijnymi kompozycjami i delikatnością. Tuż po niej, w roli drugiego supportu, oczom publiczności ukazał się David Kushner - wokalista wręcz uwielbiany przez Polaków (i to z wzajemnością). Autor hitu "Daylight" nie po raz pierwszy miał okazję obcować z naszą widownią i doskonale wiedział czego się spodziewać. Jak zwykle mógł liczyć na ogromne zaangażowanie i śpiew w niebogłosy, choć to nie jego piosenki były głównymi gwiazdami wieczoru.
Młody piosenkarz opowiedział ze sceny anegdotę o tym, że pewnego razu, gdy mama podwoziła go do szkoły, usłyszał w radiu "Another Love". David miał wówczas 12 lat i nigdy wcześniej nie czuł się tak zainspirowany. Przyznał, że Tom był jednym z jego pierwszych idoli i to między innymi dzięki niemu zagłębił się w tworzenie muzyki. Na koniec podziękował za możliwość uczestniczenia w jego trasie i zagrania kolejnego koncertu dla Polskiej publiki.
Tom Odell wystąpił w krakowskiej Tauron Arenie! Co działo się podczas koncertu w Polsce?
Gdy wreszcie nadszedł moment, w którym Tom miał pojawić się na scenie, wśród tłumu ludzi nastała błoga cisza. Wszyscy w napięciu czekali na to, aż artysta siądzie przy potężnym fortepianie i wydobędzie z niego pierwsze dźwięki. W końcu wyłonił się zza kurtyny, jasny reflektor oświetlił jego sylwetkę, a muzyk zasiadł za instrumentem i odegrał pierwsze piosenki z setlisty - "Strange House" oraz "Can Old Lovers Ever Just Be Friends?". Naprzeciwko sceny, na drugim końcu areny, padał jego cień - za sprawą którego można było dokładnie przyglądnąć się ruchom Odella i wczuć w niepowtarzalny klimat wydarzenia.
Tuż po delikatnym i intymnym wstępie z pierwszymi piosenkami brytyjski gwiazdor przemówił do zgromadzonego tłumu fanów, zachwycając się Krakowem. Wspomniał, że w lecie miał okazję spędzić tu cztery czy pięć dni i zakochał się w tym mieście. Wyznał, że bardzo cieszył się na powrót. "Dziękuję wam bardzo, że przyszliście tutaj dzisiejszego wieczora. Autentycznie nie mogę uwierzyć w to, jak wielkie jest to miejsce" - powiedział pełen zachwytu nad Tauron Areną.
Chwilę później ze sceny wybrzmiało "Best Day of My Life", podczas którego na kurtynie umieszczonej za artystą wyświetlono kadry nagrane przez jego ekipę podczas spaceru po Krakowie - przez rynek, aż do samego wnętrza Tauron Areny. Później piosenkarz zaśpiewał energiczne "Grow Old With Me", kotara rozsunęła się na boki, a na scenie dołączył do niego zespół. Choć Tom z pewnością sam doskonale poradziłby sobie z przeprowadzeniem publiczności przez półtoragodzinny koncert, sekcja dęta, perkusja i gitary dodały wszystkiemu wielowymiarowości.
Ekipa, która grała na scenie wraz z gwiazdorem to definicja zespołu doskonałego. Nie brakowało między nimi muzycznej chemii, doskonale dopełniali się w spokojnych kompozycjach, a jeszcze przyjemniej patrzyło się na ich melodyjne konflikty i spięcia przy iście jazzowych improwizacjach. W końcowej części wydarzenia dostali nawet swój moment - każdy z muzyków mógł zagrać własną solówkę i przejść się po wybiegu tuż przy barierkach. Dzięki temu poznaliśmy indywidualny charakter każdego z nich i usłyszeliśmy niepowtarzalne instrumentalne popisy.
Choć wiadomo, że Tom Odell na scenie to postać samowystarczalna, której należy postawić jedynie fortepian, aby mógł zbudować magię i zaczarować potężne tłumy, trasa "Wonderful Life Tour" nie została ograniczona do akustycznego setu. Artysta zadbał o show na miarę areny, choć nie zatracił w tym wszystkim własnego ducha. Nie brakowało niespodzianek - takich jak tańcząca niezwykle emocjonalny taniec para, która zupełnie znikąd pojawiła się na samym tyle płyty podczas "Spinning" czy konfetti lecącego z sufitu na finał wydarzenia. Mimo to znalazło się miejsce także na wzruszające, kameralne momenty, z piosenkami takimi jak "Don't Cry, Put Your Head on My Shoulder" czy "Can't Pretend".
W setliście znalazły się także radiowe hity, takie jak "I Know", który doprowadził publiczność do ekstazy. Przez rosnące w numerze napięcie wydawało się, że Tom również zwariował - przy ostatnim refrenie piosenki walił w klawisze fortepianu bez opamiętania. Podczas niektórych kompozycji odrywał się od ukochanego instrumentu i biegał wzdłuż barierki, gdzie rozstawiono mu specjalny podest. Ręce fanów próbowały wówczas dosięgnąć muzyka, lecz w ferworze energetyzujących melodii był on niemal nieosiągalny.
Goście specjalni na koncercie Toma Odella. Dawid Podsiadło i Daria Zawiałow zaskoczyli fanów!
Szczególnym momentem wieczoru był gościnny występ Darii Zawiałow i Dawida Podsiadły, których Tom Odell zaprosił do wspólnego wykonania "Black Friday". Wielu fanów spodziewało się tej "niespodzianki" - Brytyjczyk zaprosił bowiem polskich wokalistów do współpracy, gdy ostatnim razem odwiedził nasz kraj. Mimo to emocje w tamtym momencie sięgnęły zenitu, a ich wkroczenie na scenę wywołało chyba najgłośniejsze okrzyki całego wieczoru. Jedna z najbardziej poruszających kompozycji Odella wybrzmiała wówczas ze zdwojoną siłą. Doskonale patrzyło się na to, jak marzenia naszych rodzimych twórców spełniają się, gdy mają możliwość występu w trio z tak inspirującym artystą.
Po niezwykłym wykonie "Black Friday" Daria Zawiałow nie mogła powstrzymać łez i założę się, że 80 procent widowni również potrzebowało chusteczki. Później wybrzmiało jeszcze kilka emocjonalnych utworów - "Can We Just Go Home Now" czy "Answer Phone" - aż wreszcie Tom zabrał głos, aby po raz kolejny podziękować polskiej publiczności za obecność i wsparcie.
Tom Odell przemówił do polskich fanów. "Jesteśmy w tym wszystkim razem"
Artysta wyznał, że wraz ze swoim zespołem zamierza wracać do naszego kraju tak długo, jak tylko będziemy chcieli ich przyjmować i słuchać. "Ten wieczór był tak wyjątkowy" - podkreślił. Wspomniał o tym, że piosenki, które przed nami prezentuje, pochodzą z najbardziej kruchych chwil jego życia, lecz wie, że towarzyszą one także słuchaczom w ich najbardziej kruchych momentach i ma nadzieję, że będzie to trwało już zawsze.
"Muzyka jest tutaj po to, aby przypominać nam, że jesteśmy w tym wszystkim razem" - stwierdził wokalista. Chwilę później zadedykował kolejny utwór tym, którzy czują się bezbronnie, którzy przez coś trudnego przechodzą i z czymś walczą - zarówno mentalnie, jak i fizycznie. "Życie to podróż. Jest niezwykle dalekie od bycia perfekcyjnym" - podkreślił Odell, dając jednak słuchaczom nadzieję na lepsze jutro. Następnie wykonał "Heal", które napisał mając zaledwie 19 lat, a które do dziś pomaga jego słuchaczom w najgorszych chwilach.
"Uleczasz nas" - skandowali polscy widzowie tuż po tym, jak Tom wyśpiewał ostatnie wersy piosenki. "To wy mnie uleczacie, dziękuję" - odpowiedział z wielkim uśmiechem na ustach Brytyjczyk. Chwilę później na finał zaśpiewał swój największy przebój "Another Love", wraz z muzykami z zespołu pożegnał się z publiką długim ukłonem i zszedł ze sceny, zostawiając wśród tłumu fanów poczucie otulenia, ciepła i nadziei.
Koncert obfitował w instrumentalne improwizacje, które wręcz roztapiały moje serce. Doskonale słuchało się mocnych melodii wygrywanych na fortepianie, w które nagle wkradały się skrzypce, aby już za chwilę zostać wypchniętymi przez dźwięki trąbki. Nie zabrakło przyjemnego zdzierania gardła - jestem pewna, że przy niektórych piosenkach wokal Toma słychać było na drugim końcu Krakowa. Były nawet skoki po fortepianie (uwaga, lepiej nie robić tego w domu) czy wyśpiewywanie wersów piosenek prosto w twarze osób zgromadzonych w pierwszym rzędzie.
Przy każdym kolejnym koncercie Toma mam wrażenie, że wyrwany on został z zupełnie innej epoki, albo wymiaru. To, co robi na scenie, nie tylko zaskakuje, ale też wywołuje reakcje i emocje, których nie znajdzie się nigdzie indziej. Pojawia się przed tłumem ludzi w marynarce, spod której wystają jednak porozpinane i wiszące rękawy koszuli, tak jakby miał już za sobą jedną wizytę w pubie ze starym pianinem, od którego koledzy musieli go odciągać siłą. Jednocześnie śpiewa oraz gra tak, jakby to był zarazem jego pierwszy i ostatni koncert w życiu. Widać w tym wszystkim duszę, charakter i nieposkromioną pasję do muzyki, której Odell oddaje całego siebie.



![Dziwna Wiosna w Krakowie: Hit me baby one more time [RELACJA]](https://i.iplsc.com/000M1GVR69R49Y2G-C401.webp)





