Schafter "palimpsest": Zmarnowana szansa?
Schafter na swoim pierwszym od dwóch lat projekcie solowym zaprasza słuchaczy do psychodelicznego, przytłaczającego świata - dalekiego od klimatu, który przełożył się na jego popularność. Szkoda w tym wszystkim, że przytłacza nie tylko klaustrofobiczna atmosfera, ale również rozczarowanie poziomem wykonania.

Pseudonim Schaftera od dłuższego czasu w środowisku rapowym stał się wręcz synonimem przespanej szansy. Niestety, wydaje się, że mimo dwóch studyjnych albumów na koncie, raper nie wykorzystał okazji, jaką dały mu doskonale przyjęta EP-ka "hors d'oeuvre" oraz przełomowe "dvd" z młodym skinnym. Poza tym, kiedy fani rapera spodziewali się kontynuacji wychillowanego, lo-fi kierunku, jakim zawojował scenę, ten zupełnie niespodziewanie zaczął kierować się coraz bardziej w stronę psychodeliczno-trapową. EP-ka "RAMOTKA" sprzed dwóch lat była niejako zapowiedzią, a "palimpsest" - po części zgodnie z nazwą - zdaje się być rozliczeniem z przeszłością, ale też nadpisaniem jej czymś nowym.
Pierwsza myśl po przesłuchaniu "palimpsestu"? Autentycznie martwię się o Schaftera - słychać momentalnie, że nie jest aktualnie w dobrym położeniu życiowym. Między wersami można wyłapać informacje o tym, że konsekwencje popularności i możliwości go przerosły. Przełożyło się to na niewłaściwe decyzje życiowe, wpadnięcie w wir hedonizmu, uzależnień, które doprowadziły go na skraj depresji i wypalenia. Rzuca to bezpośrednio w "schronie", gdzie padają wersy "To musi się dziać na sto, ale możesz być w tym wolny/Zarobiłem, prz-----łem dom - to nie 'Nasz Nowy Dom'/Wiem, jak to ciężko jest wyjść spod kołdry/Wiem, jak bardzo dobrze robi to za schron".
Niestety, jak z wielkich kryzysów powstają dobre albumy, tak to zdecydowanie nie jest ten przypadek. Wersy? Jasne, że da się z nich wywnioskować aktualny stan Schaftera, to, co przeżył, ale to pisanie mocno chaotyczne, pełne niepołączonych ze sobą wypełnień, które brzmią jak zlepek losowych słów. A prawdę mówiąc czerpałbym więcej przyjemności - nie w rozumieniu komfortu, ale samego faktu obcowania z dziełem - z "palimpsestu", gdyby nie tendencje do komplikowania całości przez… samego gospodarza. Auto-tune na wokalu został dokręcony do granic możliwości, a maniera wokalna rapera stała się mocno mumble rapowa.
Ja wiem, że już w pierwszych słowach na płycie pada wyraźna deklaracja, że to działanie na przekór, wbrew oczekiwaniom. Tylko jakimś cudem u Future'a - czołowego przedstawiciela mumble rapu - brzmi to przyjemnie. Głównie z tego powodu, że proponuje w tym pomysł na melodię, swój wokal traktuje jak kolejny instrument. W tym samym czasie Schafter brzmi niejednokrotnie jakby bełkotał coś pod nosem albo przez nos - wybaczcie obrazowość - z ziemniakiem wsadzonym między zęby w momencie ataku szczękościsku. Gdyby nie łatwa dostępność tekstów, znaczna część wersów zwyczajnie by mi umknęła.
Nic dziwnego, że najbardziej wybijającym utworem na płycie jest "da vinci". Obyło się tu bez krzyków, manieryzmów oraz nadmiernej wczuty rzutującej na czytelność. Schafter pokazuje, że jednak potrafi połączyć tu laidbackowe, śpiewne flow - którym porwał w przeszłości fanów - z psychodelicznym, depresyjnym klimatem, który proponuje na całym "palimpseście". To dowód na to, że najnowsza propozycja 23-letniego rapera mogła zostać poprowadzona dużo lepiej.
Tak naprawdę ta nieczytelna maniera wokalna sprawia, że nawet z trudem za pierwszym odsłuchem docenić bity, bo gubią się w schafterowej nadekspresji pozbawionej dykcji. A trzeba przyznać, że producenci tacy jak Gmeniu czy nolyrics zaoferowali Schafterowi kawał niepokojących trapowych produkcji z mocną ambientową podbudową. Najbardziej imponuje Sergiusz w "momencie", gdzie wydaje się najlepiej łączyć smooth jazzowe inklinacje z produkcji Schaftera z przeszłości z aktualnym stylem rapera. Tylko co z tego, skoro gospodarz potrafi wszystko obrócić swoją emfazą i chaosem wykonawczym w drobny mak? Taki "Teatr" natomiast z generycznym, przesterowanym 808-kowym basem brzmi jak wersja demo utworu, który ostatecznie nie został ponownie nagrany przed wypuszczeniem albumu.
Więc tak - "palimpsest" to koniec końców ogromne rozczarowanie drogą artystyczną, jaką obrał Schafter. Pamiętam, że kiedy w 2019 roku byłem prelegentem w panelu dyskusyjnym o rapie w Muzeum Śląskim, padło pytanie o to, kto zwojuje polski rap - Schafter wydawał się wtedy dla mnie bardzo oczywistym wyborem. Boli mnie to, co się teraz dzieję, a po ludzku się też zwyczajnie o niego martwię. Nawet jeżeli aktualnie potwierdza tezę o zmarnowanej szansie, to gdzieś w głębi czuję, że on ciągle jest zdolny z siebie wykrzesać tę iskrę - po prostu nie zrobił tego przy tym projekcie.
Schafter, "Palimpsest", Restaurant Posse
3/10

![Kensington: Najbardziej lubimy grać w Polsce [WYWIAD]](https://i.iplsc.com/000M1N06TEKPSV1H-C401.webp)






