Santander Letnie Brzmienia 2025 w Krakowie: kwiaty, dobra muzyka, klimacik [RELACJA]
Santander Letnie Brzmienia wpisały mi się już na stałe w letni harmonogram koncertowy. Bo klimat, to po pierwsze, i w sumie tyle by mi wystarczyło. Ale choćby Hey i Edyta Bartosiewicz w line-upie sprawdziły, że - jak powiedziała Karina Nicińska przed jednym z koncertów - to było coś, czego nie warto było przegapić.

Pierwszy dzień na dużej scenie rozpoczęła Zalia, wspierana na scenie m.in. przez Piotra Roguckiego w piosence "Nie mam dla ciebie nic", a publiczność od początku chętnie tańczyła do "Planów" czy "Serca". Następnie przed publiczność powrócił Rogucki, tym razem ze swoim składem Normalni Ludzie. Usłyszeliśmy m.in. "Piegi w Locie", "Dobrze", "Zobacz, jak się pięknie pali" z repertuaru Karaś/Rogucki, "Lajki" i "Sto tysięcy jednakowych miast" Comy. Była też "Mała", do której mam ogromny sentyment i zawsze gdzieś tam łapie za serduszko.
Później scenę przejęła Ania Dąbrowska. "Mam nadzieję, że ten koncert zmieni się w wielkie karaoke" - padło na początku koncertu i istotnie tak było. Bo kto by nie pośpiewał, na przykład,"Porady na zdrady", "Trudno mi się przyznać", "Nigdy więcej nie tańcz ze mną", "Nieprawda" albo "Tego chciałam"? "Dla wszystkich antyfanów popu, przepraszamy, że wykonujemy ten chłam" - powiedziała wokalistka na koniec, zapowiadając cover "I Want to Know What Love Is" zespołu Foreigner. Ale po reakcji publiczności słychać było, że nikt się nie obraził.
W końcu przyszedł czas na projekt specjalny Letnich Brzmień, czyli Babie Lato. W tym roku w składzie Sara James, Margaret i Zalia. Oprócz nagranej specjalnie na tę okazję EP-ki usłyszeliśmy też największe imprezowe i nostalgiczne przeboje, jak "W biegu" Natalii Kukulskiej, "Nie mogę cię zapomnieć" Agnieszki Chylińskiej, "Tattoo" Loreen, "Zakręcona" Reni Jusis, "Zanim pójdę" Happysadu czy "I Love It" Icony Pop i Charli XCX. Na scenie była przednia zabawa, pod sceną również. W sumie określiłabym to dwoma słowami: girl power.
Pierwszy dzień zakończył koncert, na który czekałam najbardziej i który z jednej strony mnie rozczarował, a z drugiej wcale nie - mowa o Hey oczywiście. Liczyłam, że zespół reaktywowany specjalnie na Letnie Brzmienia zrobi coś z efektem wow. Nie wiem w sumie czego się spodziewałam, ale czegoś na pewno. Tymczasem dostaliśmy dobrze zagrany koncert i piosenki, które mogliśmy odśpiewać razem z Kasią Nosowską. I to jest ta część, która mnie nie zawiodła, czyli "Faza Delta", "Mikimoto", "Historie", "Muka", "A Ty?", "[sic!]" czy nowy singel "Bezruch". Muzycznie nie było się do czego przyczepić.
"Czasem wydaje się, że często nie doskakujemy do poziomu oczekiwań, ale to wszystko jest nieprawda. Sam fakt, że istniejemy, jest wspaniały" - mówiła Nosowska przed kawałkiem "Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan". "Jesteś cenny tak jak ja / Jesteś piękna tak jak ja / Jestem dzielna tak jak wy" - to chyba warto sobie zapamiętać. "My teraz zejdziemy, ale nie wychodźcie, bo zaśpiewamy same stare kawałki" - wokalistka zapowiedziała udawane bisy, i faktycznie - usłyszeliśmy wszystko, co najlepsze: "Mimo wszystko", "Zazdrość", "List", "Teksański" i na koniec oczywiście "Moja i twoja nadzieja".
Santander Letnie Brzmienia 2025: Coma wróciła na pełnej
Na drugi dzień festiwalu weszłam, kiedy dziewczyny z Lor śpiewały akurat "my, artyści". Już nie raz je chwaliłam i nic się nie zmieniło - podoba mi się i ich muzyka, i dobrze napisane teksty, i sposób prowadzenia koncertu. Można i pośpiewać, i się pośmiać - czego więcej potrzeba. Zaśpiewały też m.in. "Romantyczność", "Uciekaj!", "Trafalgar Square" czy "Pam pan pam". "W '$hrek 2' jest dolar zamiast 's', bo miałyśmy nadzieję, że ta piosenka przyniesie nam dużo pieniędzy. I tak też się stało" - wyjaśniły z kolei przy wspomnianym "$hrek 2". No i dobrze, i niech wam się darzy.
Następnie scenę przejęła Natalia Szroeder, zaczynając od "Pusto". "Witamy was bardzo gorąco, dosłownie. Jest wczesna godzina, tym bardziej doceniamy, że się tak licznie tu zebraliście. Możecie robić wszystko, rzeczy niedozwolone też, ale tylko te miłe. Bawcie się cudnie" - powiedziała wokalistka i faktycznie publiczność tańczyła i śpiewała co sił.
Kolejny koncert to jeden z tych, który mnie ciekawił i bardzo pozytywnie zaskoczył - Edyta Bartosiewicz z Orkiestrą Good Taste pod batutą Daniela Nosewicza. "To będzie naprawdę wyjątkowe wydarzenie, którego warto nie przegapić. To olbrzymi zaszczyt i przyjemność" - mówiła Karina Nicińska, zapraszając wokalistkę na scenę. "Zawsze graliśmy ten projekt w zamkniętych salach, a dziś pierwszy raz pod chmurką. Mam nadzieję, że zostaniecie wykopyrtnięci w kosmos. Zobaczycie, że orkiestra symfoniczna potrafi być punkowa" - dodała jeszcze Bartosiewicz.
I tak usłyszeliśmy m.in. "Zabij swój strach", "Tatuaż", "Wewnątrz", "Zegar", "Jenny" czy "Sen". "Skończyłam w tym roku sześć dych, ale, dziewczyny, uwierzcie mi, jest życie po 60-tce. Pewnie jestem najstarszą osobą tutaj" - żartowała wokalistka, a publiczność w odpowiedzi odśpiewała jej "Sto lat". Chyba mogę powiedzieć, że był to najlepszy koncert całego festiwalu. A na pewno najlepszy muzycznie.
Dlaczego piszę "chyba"? Ponieważ Coma. Ja wiem, że to zespół, który dzieli ludzi, chociaż ja tam uważam, że jeśli się było depresyjnym nastolatkiem, a później depresyjnym dorosłym, to Coma wchodziła zawsze idealnie. Jakkolwiek - widziałam ich już wcześniej, ale tym razem było jakoś inaczej. Mocniej, jeszcze bardziej energetycznie, ciężej. Jeśli Edyta Bartosiewicz była najlepszym koncertem pod względem muzycznym, to Coma zdecydowanie jest numerem jeden, jeśli chodzi o rozbujanie publiczności. Rogucki to jest jednak zwierz na scenie.
Na koniec natomiast Mrozu, czyli sprawdzony, festiwalowy człowiek. Widziałam go już kilka…naście razy co najmniej i zawsze porywa publiczność do tańca. Ale jeśli ze sceny lecą takie piosenki, jak "Poligon", "Nogi na stół", "Galacticos", "Supermoce" czy "Jak nie my to kto", to nie da się ustać w miejscu.
Oprócz dużej sceny przez oba dni działała scena Next Festu. Moja ulubiona, bo jestem szalikowcem Next Festu, jak wiadomo. Pierwszego dnia zagrali na niej Dureń, Zuzanna Malisz, Blauka (posłuchajcie ich płyty, pewnie jednej z najlepszych polskich płyt 2025, będę przekonywać!). Drugiego dnia zobaczyliśmy z kolei Basię Małecką (ale to było… musicalowe? Urocze), mop ("Wszystko to tylko urywki" nadal chodzi po głowie) i Jadwiga Zarzycka. Oni niedługo będą grali na dużej, zobaczycie. Dla tych z kolei, którzy akurat chcieli odsapnąć od koncertów, na scenie Bittersweet trwało silent disco.
To naprawdę dobra impreza na rozpoczęcie lata. Kwiaty, dobra muzyka, debiutanci, klimacik. Wpiszcie do kalendarza.