Mikromusic w Kinie Marzenie: Nie umiem tańczyć, ale nie szkodzi [RELACJA]
"Tym, którzy spotykają się z Mikromusic na żywo po raz pierwszy - zazdroszczę" - usłyszeliśmy ze sceny jeszcze przed koncertem. No i tak, nie sposób się z tym nie zgodzić. Choć za każdym kolejnym razem jest równie fajnie.

Zacznijmy od miejsca. Kino Marzenie. Czy to nie jest wspaniała nazwa? Stamtąd w dodatku zaledwie kilka minut spacerem na uroczy tarnowski rynek. Gdybyście mieli szansę kiedyś tam być – polecam.
Ale, koncert. Tym razem Mikromusic zobaczyliśmy i usłyszeliśmy w najbardziej intymnej i kameralnej wersji, czyli jako Mikromusic Acoustic Trio (przypomnijmy, że w większym składzie występują jeszcze Łukasz Sobolak i Robert Jarmużek, a - z tego, co mi potajemnie wiadomo - jesienią będzie więcej okazji do posłuchania ich właśnie w tej konfiguracji).
Zaczęło się od "Syreny", a potem jeszcze m.in. "Takiego chłopaka", moje ukochane "Na krzywy ryj" czy "Operację na otwartym sercu". Trochę bardziej bluesowo zrobiło się przy "Zakopolo", w którym usłyszeliśmy też długo oklaskiwane basowe solo Roberta Szydło. Później zresztą znalazł się również czas na tak samo docenioną solówkę Dawida Korbaczyńskiego.

Najbardziej jednak czekałam na piosenki z najnowszej - i mojej ulubionej, muszę przyznać - płyty "Nie umiem tańczyć". Więc był i tytułowy utwór, i "Wrony" śpiewane w oryginale z Dawidem Tyszkowskim, i "Wkurzasz mnie", i "Czułość". Jeśli słyszeliście już tę ostatnią, to słyszeliście tam też na pewno chór. Podobno początkowo zaśpiewało to 10 tysięcy osób, które miały zostać nagrane podczas jednego z koncertów. Miały, booo… realizator nie wcisnął guziczka. Shame on you, panie realizator.
Przy okazji piosenki "Jestem rzeką" zrobiło się trochę poważniej, bo Natalia Grosiak zaapelowała o popieranie petycji w sprawie nadania Odrze osobowości prawnej. Ale nie skończyło się tylko na apelu, bo przy okazji zespół zorganizował pod kinem akcję zbierania podpisów. I takie rzeczy trzeba doceniać.

A potem już naprawdę było śpiewane całą salą. Najpierw "Tak mi się nie chce", podczas którego cały czas czekałam, aż gdzieś zza kotary wyjdzie Kuba Badach i zaśpiewa, że jeszcze kiedyś będzie seksi. Nie tym razem, ale liczę, że jeszcze to zobaczę. Na bisy kolejna ważna afirmacja w "Niemiłości", znanej pewnie lepiej jako "W dupie to mam", i drugi raz "Takiego chłopaka", tylko tym razem w flamenco, speed, ska, acoustic version.
Nie było to moje pierwsze spotkanie z Mikromusic, ale mam nadzieję, że też nie ostatnie. Chętnie znowu pośpiewam, jak mi pani Natalia pokaże. A jeśli jeszcze nie znacie „Nie umiem tańczyć”, to najwyższa pora to zmienić.