"Polski hip hop traktowano po macoszemu"
O polskim hip hopie, legendarnej grupie Kaliber 44 i legalizacji marihuany rozmawialiśmy z Abradabem.
Marcin 'Abradab' Marten to jeden z najpopularniejszych polskich hiphopowców. Raper zaczynał karierę w słynnym składzie Kaliber 44, by później kontynuować działalność solową. Otoczone kultem albumy nagrane z Kalibrem 44 i pięć solowych płyt, w tym wydana 21 kwietnia najnowsza "ExtraVertik", dały Abradabowi pozycję jednego z najważniejszych artystów polskiej sceny rap. Sceny, o której hiphopowiec mówi z uznaniem, choć nie bezkrytycznie.
- Nasz hip hop zrobił się typowo polski. Myślę, że jeśli chodzi o europejski hip hop, to ma wysoką pozycję i jest na wysokim poziomie. Chłopaki robią świetne bity. Poza tym debiutanci uczą się od polskich raperów, a nie zagranicznych. U tych, którzy zaczynają to robić, nie ma już dukania, przeciągania sylab - komentuje w rozmowie z INTERIA.PL.
- Jeszcze bywa słabo z tekstami u młodszego pokolenia, które jeszcze nie wypłynęło. One są trochę o tym samym, czasem ździebko naiwne. Natomiast ci, którzy to robią już ileś tam lat, naprawdę mają coś do powiedzenia. Robią to w swój charakterystyczny sposób, nie ma większego kłopotu, by rozpoznać kogoś po głosie i po sposobie, w jaki się realizuje. Ten hip hop, który jest obecny na rynku - płyty się sprzedają, chłopaki grają koncerty - jest na dobrym poziomie. Natomiast młodszy chyba trochę kręci się w kółko i zjadł już swój ogon - ocenia.
W ciągu kilkunastu lat kariery Abradab mógł zauważyć niewątpliwą ewolucję postrzegania rodzimego rapu przez media.
- Polski hip hop w mediach był traktowany wyjątkowo po macoszemu. Oczywiście, trzeba przyznać, że jego poziom w wielu przypadkach nie był wystarczająco dobry, ale był postrzegany jako przejściowa moda małolatów, którzy chodzą i klną na policję, nawijają, jarają dżointy, a wszystko generalnie zaraz się skończy - wspomina.
- Kiedy dostrzeżono, że stoi za tym ogromna rzesza ludzi, którzy chcą tego osłuchać i się z tym utożsamiają, a produkcje robione są na naprawdę wysokim poziomie, teksty coś ze sobą niosą i ci ludzie mają poukładane w głowach, a nie są gnojkami z ławki, to wreszcie musieli zwrócić na to uwagę. Staliby się śmieszni, gdyby cały czas negowali i krytykowali - zauważa.
- Obecnie wiele osób robiących hip hop to ludzie po trzydziestce, wielu z nas ma dzieciaki. Nie będziemy w kółko mówili tego samego. Patrzymy na świat swoimi oczami i mamy wiele rzeczy do powiedzenia - stwierdził jeden z najważniejszych reprezentantów polskiego hip hopu.
Jak istotnym zjawiskiem muzycznym i kulturowym stała się muzyka rap, dobrze świadczy grudniowy koncert poświęcony tragicznie zmarłemu w 2000 roku Piotrowi 'Magikowi' Łuszczowi z Kalibra 44. Zapotrzebowanie na bilety było tak spore, że konieczne było zorganizowanie drugiego koncertu. Abradab z rozrzewnieniem wspomina występ i opowiada, jakim wyzwaniem było zmierzenie się z materiałem sprzed lat.
- Szaleństwo zupełne. To mega stare rzeczy, zupełnie inaczej napisane. Na pierwszej płycie ["Księga Tajemnicza. Prolog" z 1996 roku] było przecież mnóstwo tekstów Magika, więc doszło rapowanie nie swoich tekstów. Ale było bardzo fajnie - zaznacza Abradab.
- Myślałem, że będzie trochę ciężej, ale całkiem fajnie się rapowało. Ja miałem największy problem z moimi zwrotkami z drugiej płyty Kalibra 44 ["W 63 minuty dookoła świata" z 1998 roku], bo zostały napisane w totalnie dziwny dla mnie sposób, ja już tak teraz nie piszę. Poza tym część z tych tekstów już mi się nie podoba. A tak to bardzo spoko - śmieje się raper, który podkreśla nadzwyczajną atmosferę panująca na koncertach.
- Zainteresowanie było tak spore, że występy musiały się odbyć dwa dni pod rząd. Sala była wypełniona do ostatniej osoby, a wszystkie bilety poszły dużo wcześniej. Ludzie bawili się świetnie. To były kompletnie wyjątkowe koncerty - podkreśla.
Na koniec zapytaliśmy Abradaba o legalizację marihuany, czego domagają się niektórzy politycy. Ten temat nie jest obcy artyście, który o marihuanie rapował już na pierwszych płytach Kalibra 44.
- Ja przez wiele lat mówiłem, że jestem za legalizacją. Z tym że nie jest to taka prosta sprawa. Trzeba się poważnie zastanowić nad tym, czy państwo powinno czerpać pieniądze z uzależnienia obywateli - komentuje.
- Jest jedna rzecz oczywista - nie wolno za to karać! Karanie to jakaś abstrakcja. Poza tym gliniarze nie powinni mieć prawa zatrzymywania nas na ulicy i grzebania nam po kieszeniach. My im nie grzebiemy po kieszeniach, więc nie widzę powodu, dla którego oni mieliby to robić. Jeżeli za parę gramów zielska dzieciaki siedzą albo dostają wyroki w zawiasach, to to jest łamanie im życia. Każdy ma prawo, a zwłaszcza gdy jest dorosły, do decydowania o swoim życiu - zaznacza.
- Na 100 procent prawo powinno zostać zliberalizowane. Posiadanie nie powinno być ani wykroczeniem, ani przestępstwem. Weźmy sterydy, które są nielegalną substancją. Czy z tego powodu powinniśmy zatrzymywać wszystkich "koksów" i wsadzać do więzienia? Co z tego, że nie mają przy sobie sterydów, jak wiadomo, że brali? To jest bez sensu - oburza się Abradab.