W latach 80. znalazł się na dnie. Meat Loafa uratował ponadczasowy przebój o miłości
Co trzeba było zrobić w 1993 roku, aby podbić listy przebojów? Założyć kraciastą koszulę, ciężkie buty i postrzępione dżinsy, zebrać kilku znajomych, nagrać chwytliwy utwór, napakować go ognistymi riffami i już. Ten oczywiście uproszczony schemat oddaje to, co działo się w tamtym czasie w muzycznym świecie, który ogarnął szał nowego stylu grunge. Jak to możliwe, że kiedy triumfy święciły Nirvana, Soundgarden, Pearl Jam, Alice In Chains na samym szczycie list przebojów pojawiła się łzawa, 12-minutowa ballada, przypominająca rockowe kompozycje z lat 70.?
We wrześniu mija trzydzieści lat od komercyjnego sukcesu "I'd Do Anything for Love (But I Won't Do That)". Pomimo upływu czasu piosenka nadal wzbudza emocje, jest odkrywana przez kolejne pokolenia słuchaczy, co przekłada się na liczbę odtworzeń w serwisach streamingowych, a "Bat Out of Hell II: Back into Hell", z którego pochodzi nagranie, w dalszym ciągu znajduje nowych nabywców.
W ubiegłym roku po śmierci piosenkarza w serwisie Twitter rozgorzała ponownie dyskusja o znaczeniu słynnej kompozycji. Powróciło znane od lat pytanie. Czego Meat Loaf nie zrobiłby dla miłości? To pytanie nurtowało słuchaczy od czasu premiery przeboju i kto wie, czy ten pełen dwuznaczności i niedopowiedzeń tekst autorstwa Jima Steinmana nie stoi za sukcesem "I'd Do Anything for Love (But I Won't Do That)".
Tajemnicze zawiłości zaszyte w warstwie tekstowej piosenki wielokrotnie wyjaśniali autor i piosenkarz w wielu wywiadach. Ten ostatni pojawił się nawet w programie telewizyjnym, gdzie na wykresach wyjaśniał znaczenie kompozycji. To, czego podmiot liryczny nie zrobi, zostało wyjaśnione w tekście w sześciu miejscach i wystarczy dokładnie go przeczytać, aby znaleźć odpowiedzi. Trzeba jednak posłuchać oryginalnej, długiej wersji. Ogólnie ujmując, Meat Loaf nie przestanie robić pięknych rzeczy i nie będzie robić złych rzeczy. Proste, prawda? Dużo ciekawsza jest jednak historia powstania nagrania. Jest ona pełną zakrętów i zwrotów akcji opowieścią o muzycznej przyjaźni i nienawiści Meat Loafa i jego wieloletniego współpracownika Jima Steinmana.
Historia wielkiej przyjaźni i jeszcze większej nienawiści
Robert Paulson, postać zagrana przez Meat Loafa w filmie "Fight Club", rozedrgany emocjonalnie, poszukujący wsparcia zapaśnik, doskonale oddaje charakter przeżyć, jakie towarzyszyły wokaliście w latach 80. Zanim osiągnął sukces w 1993 roku za sprawą przeboju "I'd Do Anything for Love (But I Won't Do That)" stracił wszystko i to niekoniecznie z powodu miłości. W tamtym czasie było wiele rzeczy, których Meat Loaf nie powinien zrobić, ale w przeciwieństwie do bohatera swojego hitu, niestety zrobił.
W 1983 roku piosenkarz był zmuszony ogłosić upadłość. Stracił dom, cały ruchomy majątek, a co najważniejsze prawa do swoich piosenek. Opromieniony gigantycznym sukcesem swojego debiutanckiego albumu "Bat Out of Hell" odkrył wszystkie te rzeczy, które pociągnęły go na samo dno. Narkotyki, alkohol, rozrzutny styl życia, ciągła gonitwa za sławą, niekończące się koncerty doprowadziły Meat Loafa na skraj załamania nerwowego. Do tego jego wieloletni związek z producentem, kompozytorem i autorem tekstów Jimem Steinmanem, stojącym za sukcesem "Bat Out of Hell" rozpadł się. Panowie zaczęli częściej spotykać się w sądzie niż studiu nagraniowym.
45 spraw sądowych i gigantyczne długi Meat Loafa
W pewnym momencie prawnicy reprezentujący gwiazdora prowadzili 45 spraw na kwotę 80 milionów dolarów. Koszty procesów sądowych, przeciągające się sprawy doprowadziły Meat Loafa na skraj bankructwa. Do tego źródło dochodów, jakimi były występy artysty, wyschło. Imprezowy styl życia dał znać o sobie i piosenkarz stracił na jakiś czas głos, co też było jednym z powodów kłótni ze Steinmanem, który przestał zapraszać muzyka do swoich projektów i pisać dla niego nowe piosenki. Wydany w tym samym roku album "Midnight at the Lost and Found" okazał się klapą, która przypieczętowała porażkę Meat Loafa.
Muzyk zawsze powtarzał, że twórczy związek ze Steinmanem można opisać jako połączenie talentu aktora, którym był i dramatopisarza, jak postrzegał kompozytora. Nie tyle wyśpiewywał piosenki komponowane przez producenta, ile je odgrywał, wcielając się w opisywanych w tekstach bohaterów. Być może ta teatralność relacji doprowadzała do częstych konfliktów. Przez kolejne lata Meat Loaf i Jim Steinman żyli w przyjaźni, tworząc przebojowe albumy, albo kłócili się. Te kłótnie przeradzały się w kolejne sprawy sądowe, zakazy zbliżania, pozwy i roszczenia. Można śmiało powiedzieć, że kiedy piosenkarz współpracował ze Steinmanem odnosił sukcesy, bez niego nie.
Jim Steinman pokochał Meat Loafa za jego głos. Uważał go za perfekcyjny instrument, który doskonale pasuje do jego piosenek. Sam dawał sobie doskonale radę bez piosenkarza. Tworzył przeboje, które często gościły na szczytach list przebojów. Wystarczy wspomnieć "Total Eclipse of the Heart" napisany dla Bonnie Tyler czy "It's All Coming Back to Me Now" Celine Dion. Był uznanym producentem, mającym na koncie współpracę z The Sister Of Mercy i Take That, a także komponował muzykę filmową. Jednak było coś szczególnego w jego relacji z Meat Loafem, że ich współpraca zawsze przynosiła komercyjne efekty. Może dlatego obaj panowie tak często do siebie wracali.
Koniec przyjacielskich sporów i powrót na szczyt
Po ogłoszeniu upadłości Meat Loaf uporządkował swoje życie i naprawił relacje z producentem. Przez kolejne lata powoli zbliżali się do siebie. Najpierw Steinman napisał dwie kompozycje na album "Bad Attitude", co zaowocowało powrotem piosenkarza na listy przebojów. Kolejnym krokiem była praca przy "Bat Out of Hell II: Back into Hell". Pierwszy singel "I'd Do Anything for Love (But I Won't Do That)" okazał się ogromnym sukcesem komercyjnym. Był promowany teledyskiem wyreżyserowanym przez Michaela Baya (znanego później z serii "Transformers" i filmu "Armageddon"), który nawiązywał do motywu znanego z "Pięknej i bestii". To w końcu na nim oparł swoją piosenkę Jim Steinman. Nagranie zdobyło pierwsze miejsce w 28 krajach i przyniosło statuetkę Grammy. Za sprawą popularności ballady i całego albumu, pierwsza z serii płyt "Bat Out of Hell" powróciła po latach na listę przebojów w Wielkiej Brytanii, gdzie wcześniej nie odniosła sukcesu.
Po koszmarnych latach 80. Meat Loaf znowu był na szczycie, chociaż sukces wydawniczy nie przekładał się na pieniądze. Wszystkie pozwy sądowe, jakie Meat Loaf otrzymał w czasie swojej kariery, opóźniły napływ należnych tantiem za wydane płyty. Pieniądze dotarły do artysty dopiero w 1997 roku. Od tego czasu bardzo ostrożnie obchodził się ze swoim majątkiem, zarządzając nim roztropnie. Już nigdy nie stanął na skraju bankructwa, a w chwili śmierci jego majątek szacowany był na czterdzieści milionów dolarów.
Kolejna walka przyjaciół i wycofany pozew
Nie przeszkodziło mu to ponownie skłócić się ze Steinmanem w 2006 roku, kiedy Meat Loaf odkrył, że producent zarejestrował na siebie znak towarowy "Bat Out of Hell" w 1995 roku. Pozwał go na kwotę 50 milionów dolarów, jednak po jakimś czasie wycofał sprawę z sądu, przyznając, że zawdzięcza zbyt wiele swojemu muzycznemu partnerowi, aby ponownie toczyć z nim wojnę. Kolejny raz pogodził się z producentem, a kilka miesięcy później powtórzyli sukces wydawniczy, wydając trzecią część muzycznej trylogii "Bat Out of Hell III".
Od tego czasu pomimo wcześniejszych kłótni nadal darzyli się głębokim szacunkiem i pozostali dobrymi przyjaciółmi, aż do śmierci. Przemawiając podczas premiery "Bat Out of Hell III" w październiku 2006 roku, Meat Loaf powiedział publiczności: "Gdyby nie Jim Steinman i jego błyskotliwość oraz umiejętność przekształcania fraz i koncepcji, nie byłoby nas tutaj dziś wieczorem".