Tune: "Must Be The Music" polecam każdemu! (wywiad z Leszkiem Swobodą)
Mika Aleksander
Dlaczego (i na jakich warunkach) warto startować w programach typu "talent show" oraz występować w telewizjach śniadaniowych wyjaśnił nam Leszek Swoboda. Basista Tune opowiedział też o drugim albumie swojego zespołu i zdradził czemu, ceniąc Pink Floyd, nie przesłuchał ich nowej płyty.
Formacja Tune zdobyła popularność, występując w czwartej edycji "Must Be The Music" - zespół dotarł do finału, w którym znalazł się dzięki "dzikiej karcie" od fanów programu na Facebooku.
Kwintet w listopadzie bieżącego roku nakładem niemieckiej wytwórni Dust on The Tracks Records wydał swój drugi album, "Identity".
Olek Mika, Interia: W świadomości wielu fanów zaistnieliście jako nietypowy rockowy zespół - nietypowy, bo z akordeonem. Tymczasem na nowym albumie ten instrument nie pojawia się ani razu. Zmieniliście więc nie tylko brzmienie, ale trochę też i wizerunek. Odważnie.
Leszek Swoboda: - Instrumenty dobieramy do charakteru kompozycji i ich przekazu. Akordeon do klimatu, który na pierwszej płycie był nieco oniryczny, świetnie pasował. Inny temat wymusił inne środki artystycznego wyrazu. Użycie tego samego instrumentarium nie wypadłoby autentycznie, byłoby nieszczere. Nowa płyta traktuje o korporacyjnym stylu życia, o zachłyśnięciu się nowymi trendami, akordeon by się z tym gryzł.
Wspomniałeś o tematyce albumu; w notce promującej napisaliście, że "wystawia rachunek społeczeństwu z jego kłamstwami, bezdusznością i powolnym rozpadem wartości". Czy teksty odnoszą się też do waszych doświadczeń związanych z show-biznesem?
- Tak, choć tych doświadczeń nie mieliśmy jakoś bardzo dużo. Z wyjątkiem udziału w "MBTM" i występu w kilku innych miejscach, nie bywaliśmy "na salonach". Niemniej mieliśmy okazję zaobserwować wiele sytuacji, o których wcześniej nie wiedzieliśmy. Niektóre utwory były nimi inspirowane.
Do "MBTM" zgłosiliście się z gotowym, ba! - wydanym, materiałem. Mimo sukcesu w programie, trasę także zorganizowaliście na własną rękę. Panuje pogląd, że "talent shows" mogą, wbrew pozorom, utrudnić karierę. Był wam ten program w ogóle potrzebny?
- Zgłaszając się do "MBTM" mieliśmy konkretny plan: program chcieliśmy wykorzystać jako taką trampolinę promocyjną. Mieliśmy gotowy materiał, zaplanowaną trasę koncertową, ale brakowało nam czynnika z którym borykają się wszystkie młode zespoły, czyli promocji. "MBTM" stwarzał nam do niej warunki. Nie byliśmy zmuszani do grania coverów, czy robienia czegoś "pod publikę". Mogliśmy robić swoje. Co lepszego może zdarzyć się młodemu zespołowi, który dostaje szansę zaprezentowania własnych utworów w niedzielę o godzinie 20, w bardzo popularnej telewizji? Taki czas antenowy jest dla artystów praktycznie nieosiągalny. A wszyło super. Każdemu muzykowi polecam!
- Jest też kolejny plus uczestnictwa w tego typu programach. Młode zespoły mają zwykle luzackie podejście do przygotowywania koncertów. Przy telewizyjnych produkcjach, gdzie wszytko musi działać jak w zegarku, uczą się pracować, uczą się jak być zorganizowanym, dostają bardzo przydatną lekcję profesjonalizmu.
Nie mielibyście więc oporów by wystąpić np. w telewizji śniadaniowej?
- Słuchaj, to się właśnie wydarzyło! (śmiech). Kilka dni temu byliśmy w "Pytaniu na śniadanie"; no bo czemu nie? Zagraliśmy na żywo, akustycznie, nasz własny utwór "Crackpot" i wyszło super. W ten sposób po prostu pokazaliśmy słuchaczom fragment naszej nowej płyty.
Zobacz wideo "Crackpot":
- Ja jestem daleki od poglądu, że media mainstreamowe są niedobre dla młodych zespołów. Dopóki pozwalają zachować im własną tożsamość i dają szansę zaprezentowania autorskiej twórczości - to telewizja jest tylko sposobem, kanałem do prezentacji. Absolutnie nie ma się tutaj czego wstydzić. My zawsze będziemy z takich zaproszeń korzystać.
Tytuł "Identity" odnosi się do zawartości albumu. Ale czy wy, jako zespół, od strony artystycznej, mieliście po debiucie problemy z tożsamością? Wielu muzyków przyznaje, że druga płyta jest najtrudniejszą...
- Najbardziej baliśmy się tego, że staniemy w miejscu. Pomysły z pierwszej płyty się sprawdziły. Tak jak wspomniałeś, mówiąc o akordeonie, fani mieli o nas konkretne wyobrażenie, pewno mieli też sprecyzowane oczekiwania. Niepokoiła nas myśl, że stworzyliśmy specyficzny styl grania, od którego nie uda nam się uwolnić, czyli że możemy wpaść w swoją własną pułapkę. Bardzo tego nie chcieliśmy, przeciwnie - chcieliśmy się rozwijać.
- Wracając do twojego pytania o akordeon - jego rola w zespole rockowym siłą rzeczy jest ograniczona, gdybyśmy go użyli na nowej płycie brzmiałaby podobnie jak debiut. A, jak wspomniałem, chcieliśmy tego uniknąć. Poza tym, cały czas zmieniamy się jako ludzie, zmienia się więc też nasza muzyka.
- Generalnie płytę traktujemy jako pewien etap. Druga jest inna od pierwszej. Trzecia też pewno będzie inna... Już teraz testujemy różne rozwiązania, szukamy nowych brzmień, świeżych muzycznych inspiracji.
Mówiąc o inspiracjach; mamy czas rocznych podsumowań. Zastanawiałeś się nad swoją płytą roku?
- Artysta, który mnie w tym roku powalił to Paolo Nutini. Nie tylko nagrał znakomite utwory, ale to, jak je wykonuje, jego ekspresja - jest rewelacyjny! Na Facebooku napisałem nawet znajomym, że moje podsumowanie roku będzie krótkie: Paolo Nutini!
- Na drugim miejscu wskazałbym Archive. To jeden z moich ulubionych zespołów. Dla mnie są bezbłędni. Są przykładem grupy, która zmienia się z płyty na płytę. Po każdą kolejną chce się sięgać, bo nigdy nie wiesz, co na niej znajdziesz.
W wielu recenzjach muzyki Tune pada hasło "Pink Floyd". Te grupę też można zaliczyć do waszych inspiracja, prawda?
- Oczywiście, że tak! No, wiesz... Trudno być obojętnym na muzykę Pink Floyd (śmiech).
A słuchałeś "The Endless River" - załapałaby się na podium wśród twoich płyt roku?
- W całości jej nie słyszałem. Tylko single. Wynika to z mojej przekornej natury. Oczywiście, sięgnę po ten album... ale dopiero wtedy, gdy emocje z nim związane opadną, na spokojnie.
"Identity" nie sygnuje polska wytwórnia, jedynie dystrybuuje ją Mystic. Wybór zagranicznego wydawcy to wasza świadoma decyzja czy konsekwencja braku konkretnej oferty z rodzimego rynku?
- I jedno, i drugie. Świadomość wyboru polegała na tym, że od samego początku chcieliśmy z naszą muzyką trafić do jak największej liczby odbiorców, więc szukaliśmy ku temu możliwości. Większość polskich wytwórni działa tylko na naszym lokalnym rynku. Nawiązaliśmy kontakt z Dust on The Tracks, która współpracuje z Mystic, i to była najlepsza opcja: dostaliśmy szanse by wyjść trochę na zewnątrz, ale też by być obecnym w kraju.
Jest zagraniczny wydawca, będzie zagraniczna trasa?
- Pojechać na koncert za granicę możemy w każdej chwili (śmiech). Tylko nie ma sensu ponoszenie kosztów, by grać dla pustych sali... By móc myśleć o takiej trasie musi być spełnione klika warunków. Przede wszystkim zespół musi mieć promocję w danym kraju, by ludzie mieli szanse o nim usłyszeć, oraz dystrybucję - by mogli jego płytę kupić. To dopiero może zaowocować zapotrzebowaniem na koncerty. Wierzę, że do takiej trasy dojdzie, musimy jednak stopniowo i spokojnie ją przygotowywać.
W Polsce zagraliście już kilka koncertów promujących nowy materiał, jak numery z "Identity" przyjmowane są na żywo?
- Nowe utwory są bardziej energetyczne, cięższe i widzę, że to się przekłada na reakcje publiczności: jest bardziej żywiołowo niż przy kompozycjach z "Lucid Moments". Przy nich na koncertach panowała atmosfera "odpłynięcia", przy nowych jest większe szaleństwo. To cieszy. Bo jesteśmy wychowani na rockowej muzyce. I jesteśmy przecież rockowym zespołem.
- Fajne jest to, że na koncertach promujących "Identity" pojawiały się też nowe twarze. To bardzo nas cieszy.
Dziękuję za rozmowę.