Tom Jones: Potwór z majtek (fragment książki)

"Kto mógł podejrzewać, że ten majtkowy show stanie się nieodłączną częścią mojego wizerunku, a przez spory czas pierwszą rzeczą, z którą będę kojarzony? Tom Jones - przyciągający damską bieliznę jak magnes" - tak o sobie pisze w autobiografii "Tom Jones. Na szczyt i z powrotem" słynny wokalista.

Tom Jones w 1980 r.
Tom Jones w 1980 r.Reed SaxonAP/Fotolink

Tom Jones na swoje 75. urodziny (przyszedł na świat 7 czerwca 1940 r.) napisał autobiografię, która pod koniec listopada tego roku trafiła na polski rynek nakładem Wydawnictwa SQN.

Podczas trwającej ponad sześć dekad kariery sprzedał ponad 100 mln płyt, a do jego największych przebojów należą m.in. "It's Not Unusual", "Delilah", "Green, Green Grass of Home", "She's a Lady", "Kiss" i "Sex Bomb". W 2006 r. królowa Elżbieta II nadała mu szlachecki tytuł sir.

Poniżej możecie przeczytać fragment książki "Tom Jones. Na szczyt i z powrotem".

---

Po raz pierwszy ma to miejsce podczas jednego z koncertów w Copie w 1969 roku. Spływam potem. Od czasu do czasu ktoś przy stoliku pod sceną podaje mi białą lnianą serwetkę. Ocieram nią skroń i oddaję. Z tą kobietą jest jednak inaczej. Ma inny pomysł: wstaje, podwija sukienkę, zdejmuje bieliznę i daje mi ją do ręki.

Jestem doskonale świadom, że to spory przeskok od serwetek.

Tyle że co mam niby z tym zrobić? Co mam powiedzieć w związku z tym ekscytująco ciepłym elementem garderoby, który właśnie dzierżę w dłoni? Mam już kilka lat doświadczenia, jeśli chodzi o występy w teatrach, salach tanecznych, a teraz także klubach nocnych. Wychodziłem bez szwanku z różnych sytuacji, choć leciała w moim kierunku większość przedmiotów, które mogą lecieć w stronę artysty ze strony publiczności - w końcu wybór jest dość ograniczony, głównie było to szkło. Człowiek się uczy, jak sobie z tym radzić: jeśli leci butelka, to trzeba spróbować ją złapać lub podnieść, a następnie napić się z niej lub spytać: "Na pewno nie będziesz już pił?". To pozwala rozładować sytuację, a nawet zyskać pewną przychylność widowni.

Ale co robić, jeśli ktoś rzuca własne majtki? Takie, które jeszcze przed momentem spełniały swoją podstawową funkcję? Regulamin zachowania się na scenie nie przewiduje takiej sytuacji. To dla mnie nowość. Trzeba coś wymyślić.

Co robię? Ocieram nimi skroń. A następnie mówię:

- Uważaj, żebyś się nie przeziębiła. - Dobry tekst, biorąc pod uwagę okoliczności.

Potem oddaję je właścicielce.

Nie mam pojęcia, że niechcący dałem początek pewnemu rytuałowi. Ale skąd mogłem wiedzieć? Kto mógł przewidzieć, że to wszystko osiągnie takie rozmiary? A osiągnęło. Któż mógł wiedzieć, że ocierając skroń tymi majtkami tamtego wieczoru w Copie, stworzę prawdziwego potwora. Potwora z majtek.

Człowiek nie chce wyjść na niewdzięcznika. Przenigdy nie można wychodzić na niewdzięcznika. Zwłaszcza gdy kobieta wręcza ci swoje majtki - który facet gustujący w kobietach by tego nie chciał?

Tylko cała ta sprawa... zostaje rozdmuchana. To zdarzenie opisuje jakiś reporter. Plotki szybko się rozchodzą i wkrótce sytuacja się powtarza. Majtki i moja reakcja na nie stają się stałym punktem programu - powtarzanym kilkakrotnie. Przez jakiś czas są to majtki zdjęte przed momentem - reakcja dość spontaniczna. Ale bardzo szybko kobiety przynoszą zapasową parę specjalnie po to, by móc nią rzucić na scenę. Taka moda. Tak należy robić na koncercie Toma Jonesa. Podaruj Tomowi swoje majtki.

W ciągu najbliższych kilku lat w każdym miejscu, w którym gram, pod koniec koncertu scena jest usłana damską bielizną. Gdy publiczność opuszcza salę, a obsługa włącza światła, woźny zasuwa z miotłą, sprzątając bieliznę ze sceny.

Kto mógł to przewidzieć? Kto mógł podejrzewać, że ten majtkowy show stanie się nieodłączną częścią mojego wizerunku, a przez spory czas pierwszą rzeczą, z którą będę kojarzony? Tom Jones - przyciągający damską bieliznę jak magnes. Tak, wiem - wszystko może się przejeść. Ale któż potrafiłby przewidzieć, że ten niezwykle intymny hołd złożony przez pewną kobietę w Nowym Jorku, która podarowała mi najbardziej intymną rzecz, jaką miała, stanie się przyczynkiem do czegoś, co nawet po tylu latach będzie mnie trochę wkurzać?

Jesień 1968 roku. Jestem w Scotch of St James przy Mason Yard. Moda zmienia się błyskawicznie, ale w tym momencie, po tym, jak w 1966 roku zamknięto Ad Lib Club, jest to najmodniejsze miejsce swingującego Londynu. Kilka dziewczyn mnie nagabuje, lecz nagle słyszę dochodzący zza nich głos.

- Przepraszam bardzo - dajcie mu spokój.

To Paul McCartney. Przysiada się do mnie i po raz pierwszy mamy okazję spokojnie porozmawiać. Mówię mu, że byłoby miło, gdyby napisał dla mnie piosenkę. Odpowiada, że nagrał właśnie demo czegoś, co mogłoby mi się spodobać, i obiecuje, że mi je prześle.

Nie mam pewności, czy mówi poważnie, ale jakiś dzień czy dwa później Gordon oświadcza mi, że Paul McCartney ma dla mnie piosenkę.

- Haczyk polega na tym, że chce ją nagrać natychmiast. Jeśli nie weźmiesz jej od razu, wykorzysta ją w inny sposób. Ale jeśli jesteś zainteresowany, to utwór jest twój.

Słucham dema. Jest na nim tylko McCartney - jego głos i fortepian. Nie odnoszę wrażenia, że to jakiś wybitny numer. Nie za bardzo wyobrażam sobie w nim siebie.

Zresztą mam w tym czasie inne plany wydawnicze. Chcę wypuścić stary kawałek Clyde’a McPhattera "Without Love" - walczyłem, żeby Peter Sullivan pozwolił mi nagrać w nim deklamowany wstęp. Od czasów Jolsona nie dodawało się raczej do piosenek partii mówionych, ale według mnie Elvis przywrócił je do łask w swoim "Lonesome Tonight". Jeśli wierzysz w to, co mówisz, możesz osiągnąć odpowiedni efekt.

W każdym razie taki właśnie jest plan. Mam też inny potencjalny singiel - "Love Me Tonight", taneczny numer inspirowany muzyką latynoską. Dzwonię do McCartneya i mówię:

- Dzięki, ale nie skorzystam.

W ten oto sposób odrzuciłem "The Long and Winding Road". Znacznie później słyszę wersję Raya Charlesa, któremu udało się wydobyć z tego utworu jego prawdziwą duszę.

Mój żal jednak wcale nie maleje.

Bałwan.

Może gdyby przysłał mi "Let It Be"...

Tom Jones na okładce swojej autobiografii 
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas