Sziget Festival 2023: dzień piąty. Polacy są wszędzie [RELACJA]

Jakie jest prawdopodobieństwo, że na zagranicznym festiwalu gwiazdor wyciągnie z publiczności dwie przypadkowe osoby i kiedy prosi o przedstawienie się, jedna z nich odpowiada: "Justyna, from Poland"? Takie rzeczy tylko na Szigecie.

Macklemore na scenie Sziget Festival 2023
Macklemore na scenie Sziget Festival 2023Didier MessensGetty Images

Ale o Polce na scenie potem. Najpierw Music Box - scena, o której wcześniej tylko wspominałam, więc może teraz warto przedstawić ją lepiej. To kameralne miejsce, idealne jeśli chcecie na chwilę wyjść z festiwalowego vibe'u, usiąść na trawie i ponapawać się słońcem i spokojną muzyką. W tym roku grał nam tam m.in. Charlie Cunningham.

Rok temu Music Box był ustawiony na małym skrawku ziemi, obok pasażu ze sklepikami i jedzeniem. Teraz został przeniesiony do najbardziej chilloutowego miejsca na festiwalu, czyli do wioski artystycznej, i uważam to za doskonałe posunięcie. Po Global Village to moje ulubione miejsce na Szigecie.

Skoro już o Global Village, to tam, przy pierwszych odwiedzinach, trafiłam na piratów ze Szkocji. The Langan Band to połączenie folku z jakimiś wpływami... cygańskimi? Jako jedna z 14 osób w Polsce, słuchających muzyki celtyckiej, mogę z czystym sumieniem polecić ten zespół pozostałej trzynastce. Jak to panowie powiedzieli, "publiczność była mała, ale doskonała".

Na scenie Freedome Giant Rooks. Zespół, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. A na pewno nie tym zainteresowanym indie rockiem. Dotarłam, co prawda, na końcówkę, ale w sam raz, żeby usłyszeć "Wild Stare". Trochę żałuję w sumie, że nie byłam na całym koncercie, ale nie da się być wszędzie.

Na dużej scenie Lorde. Zabrzmię teraz jak stary dziad, który mówi, że "bawcie się dzieciaczki, ja popatrzę". Ale naprawdę, mój ulubiony moment na koncertach, to wtedy, jak wokaliści mówią, że nie wyobrażali sobie, że będą kiedyś w tym miejscu, a są i to jest piękne. I ledwo powstrzymują łzy, słuchając, jak tłum klaszcze na te słowa. A może to dlatego, że sama też sobie nie wyobrażałam kiedyś, że będę mieć pracę, w której jeżdżę na największe festiwale i o tym piszę? Wzruszające są to momenty w każdym razie.

Pod namiotem radia Petőfi, czyli na scenie prezentującej węgierskie zespoły, tym razem blues, którego chyba jeszcze na Szigecie nie słyszałam. Aron Andras & The Black Circle Orchestra. W dodatku blues i to jaki! W tym samym czasie na scenie obok grali już The Haunted Youth. Jeśli lubicie syntezatory, nieagresywne gitary i smutne teksty, to koniecznie sprawdźcie. Ale takie ultrasmutne. Pierwsza piosenka z brzegu - "I feel like sh*t and I wanna die".

Na Global Village Orchestre International du Vetex i to naprawdę była orkiestra. Był nawet suzafon. Trudno mi wybrać najlepszy koncert z tej sceny, ale ten na pewno jest w ścisłej czołówce, obok Puuluup. Szanuję też za skomplikowaną choreografię. Zrobić pociąg na scenie w kilkanaście osób to nie jest byle co. Potem szybki skok na Freedome, gdzie grali Amyl And The Sniffers. Choć było mocno punkowo i muzycznie mogłabym się pozachwycać, to głos Amy Taylor funkcjonuje na takich częstotliwościach, że musiałam zarządzić ewakuację po dwóch piosenkach. Jak ktoś lubi, to warto, ale żeby potem nie było, że nie ostrzegałam.

Poniedziałkowy headliner to Macklemore. Muzycznie nie moja bajka zupełnie, acz trzeba docenić za podejście do publiczności, dzięki czemu nawet te momenty gadane były całkiem zabawne. Pomiędzy "Dance Off" a "Glorious" raper wyciągnął na scenę dwie przypadkowe osoby z publiczności. Poprosił o przedstawienie się i jedna z nich powiedziała: "Justyna, from Poland". Jesteśmy wszędzie. W dodatku gwiazdor był zachwycony tym, co Polka wyprawiała przez te 20 sekund i prosił o brawa chyba ze trzy razy.

Na zakończenie jeszcze zaliczyłam spacer na zespół Godfater i zostałam fanką w jakieś 20 sekund. Gdzie wy się tam chowacie na tych Węgrzech!

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas