Reklama

Pakt z diabłem, tajemnicze kradzieże, seryjni mordercy, tajemnicze klony, czyli dziwne historie gwiazd

Nie ma wątpliwości, że fanów muzyki od zawsze fascynowały najbardziej niezwykłe historie i plotki dotyczące ich idoli, nawet jeśli w głębi duszy wiedzieli, że w tych opowieściach nie było ziarna prawdy. Czasem prawdziwe wydarzenia były tak niewiarygodne, że aż trudno było w nie uwierzyć. Być może jest to główny powód, dla którego rock and roll zawsze był polem, na którym dorodnie wyrastały mity i miejskie legendy, które nie miały żadnego związku z rzeczywistością.

Nie ma wątpliwości, że fanów muzyki od zawsze fascynowały najbardziej niezwykłe historie i plotki dotyczące ich idoli, nawet jeśli w głębi duszy wiedzieli, że w tych opowieściach nie było ziarna prawdy. Czasem prawdziwe wydarzenia były tak niewiarygodne, że aż trudno było w nie uwierzyć. Być może jest to główny powód, dla którego rock and roll zawsze był polem, na którym dorodnie wyrastały mity i miejskie legendy, które nie miały żadnego związku z rzeczywistością.
Debbie Harry podczas koncertu w 1979 roku /Richard Creamer/Michael Ochs Archives /Getty Images

Część naszej fascynacji gwiazdami jest pewnie zakorzeniona w intrygującej, chociaż zdradzieckiej, naturze sławy. Bycie celebrytą to nie tylko bycie dobrze znanym. Oznacza życie w świecie, w którym sukces i nadmiar często idą w parze, a prawda wydaje się niemal opcjonalna. Kiedy stajemy się fanami jakiegoś artysty czy zespołu, nie zawsze zadowala nas czerpanie przyjemności jedynie z ich twórczości. Wielu z nas chce zanurzyć się w myślach i doświadczeniach idoli tak jak w przypadku dobrej książki. Chcemy zbadać rozdziały, akapity i przypisy, które leżą u podstaw ich istnienia, jakie znamy, dzięki medialnym doniesieniom. Być może chcemy przez to być świadkami dziwnych i dzikich chwil, których oni byli uczestnikami i które zainicjowali podczas swojej podróży do sławy i jeszcze dalej. Oto kilka zabawnych historii, będących połączeniem przypadku i pogoni za sensacją.

Reklama

Czy Debbie Harry została porwana przez Teda Bundy’ego?

Zanim Debbie Harry podbiła świat jako wokalistka Blondie, przydarzyła się jej niecodzienna historia. Pewnego wieczoru wracała do domu po imprezie i nie mogła złapać taksówki. Nagle obok niej zatrzymał się samochód, którego kierowca proponował jej podwiezienie. Po kilku namowach przyszła gwiazda zdecydowała się wsiąść do samochodu. Poczuła się nieswojo, widząc, że w środku auto jest pozbawione radia, klamek i korbek do otwierania szyb, a zapach wnętrza pozostawiał wiele do życzenia. Przerażona dziewczyna podczas postoju na światłach szybkim ruchem, wystawiając rękę przez w połowie otwarte okno, otworzyła drzwi i uciekła. Historia powróciła po kilku latach, kiedy artystka, czytając o straceniu na krześle elektrycznym seryjnego mordercy Teda Bundyego, powiązała fakty. Sposób działania zabójcy pasował do jej historii. Chociaż wydarzenie funkcjonowało przez lata jako plotka, podsycająca zainteresowanie grupą Blondie, ostatecznie zostało potwierdzone przez artystkę w kilku wywiadach i jej pamiętniku "Face It".

Inny słynny morderca Charles Manson jest autorem piosenki grupy The Beach Boys. Jego związki z muzyką sięgają jeszcze czasów przed stworzeniem gangu. Podobno jako młody chłopak za wszelką cenę starał się zostać członkiem grupy The Monkees. Pomimo że to tylko plotka, jednak nie wydaje się do końca zmyśloną historią. Podczas castingu przesłuchano wtedy ponad czterystu kandydatów, a sam Manson próbował wtedy pisać własne piosenki. Jedna z takich kompozycji trafiła do grupy The Beach Boys, za sprawą Dennisa Wilsona, który zaprzyjaźnił się z przywódcą sekty. Co więcej, myślał o podpisaniu z nim kontraktu płytowego w ramach działalności rodzinnej wytwórni Brother Records. Finalnie jedna z demówek Mansona została nagrana przez grupę i tak powstała "Never Learn Not to Love" wydana w 1968 jako strona B singla "Bluebirds over the Mountain".

Diabeł stoi za ich talentem

Robert Johnson jest uznanym i legendarnym muzykiem bluesowym, który zdobył sławę na początku XX wieku. Był podróżującym wykonawcą, którego występy były podobno magicznymi momentami. Brał udział tylko w dwóch sesjach nagraniowych i zarejestrował zaledwie dwadzieścia dziewięć kompozycji, które do dziś są uznawane za klasykę gatunku. Jego talent miał być efektem paktu z diabłem, jaki podpisał podczas jednej z podróży na skrzyżowaniu dróg, o północy. Na mocy cyrografu miał osiągnąć wybitne umiejętności w grze na gitarze. Nie wiadomo czy do końca stał za tym szatan, ale współcześni potwierdzają, że jego zdolności w operowaniu instrumentem były niezwykle nowatorskie, jak na tamte czasy. Wielki przebój Roberta Johnsona "Crossroads" jest uważany za przeklęty, ponieważ wielu artystów, którzy później go nagrali, spotkała tragedia. Tajemnicza śmierć muzyka w wieku zaledwie dwudziestu siedmiu lat miała tylko potwierdzać mroczną legendę. 

Diabeł stoi oczywiście za dokonaniami grupy Led Zeppelin. Według wielu plotek grupa miała podpisać pakt ze złymi siłami, aby zyskać sławę. Dowodem na to miał być niesamowity sukces ich piosenki "Stairway to Heaven", która diametralnie różniła się od reszty twórczości. Wiadomo, że kiedy włącza się słynne nagranie od tyłu słychać słowa: "Here's to my sweet Satan...", tak przynajmniej w 1982 roku twierdził telewizyjny ewangelista Paul Crouch. W odpowiedzi na zarzuty wytwórnia płytowa Led Zeppelin, Swan Song Records, odpowiedziała: "Nasze gramofony grają tylko w jednym kierunku, do przodu".

Tajemnicze zabiegi medyczne gwiazd

Blisko tematu szatańskich wpływów jest kolejna historia związana z grupą Kiss, a w szczególności jej basistą, Genem Simmonsem. W latach 70. krążył mit, że muzyk chirurgicznie wszczepił sobie krowi język. Plotki głosiły, że Simmons miał wykonać ten zabieg, aby rozwinąć kreowaną na scenie postać "Demona". Wiele zdjęć z występów grupy ukazuje olbrzymi język artysty. Plotki krążyły latami, ale w rzeczywistości Gene ma po prostu długi język, jak na człowieka i nie ma w tym większej tajemnicy.

Kolejnym teoretycznym beneficjentem medycznych eksperymentów jest oczywiście Keith Richards z The Rolling Stones. Znany z rock and rollowego stylu życia muzyk, zdaniem wielu nie powinien już dawno żyć. Udaje mu się to dzięki eksperymentalnym zabiegom całkowitej wymiany krwi, przeprowadzanymi w tajnych centrach Illuminatów. Z pewnością muzyk poddawał się wielokrotnie zabiegom oczyszczającym krew, co sam wielokrotnie przyznawał, jednak stwierdził, komentując sensacyjne plotki, że pomysł całkowitej wymiany krwi był tylko dziwnym żartem kosztem naiwnych dziennikarzy.

W przeciwieństwie do powyższych plotek inne doniesienia z medycznego życia gwiazd mogą okazać się smutną prawdą. Wystarczy wspomnieć okadzanie krocza naszej aktorki Miko, terapii klejnotami Umy Thurman, ozonowych sesji Nicka Nolte, wampirzej twarzy Kim Kardashian czy szeregu zabiegów chirurgicznych, będących udziałem Madonny

Wampiry i klony są wśród nas

Ktoś chyba był wielkim fanem filmów o wampirach, rozpuszczając plotkę dotyczącą Jay-Z. W 2013 roku Schomburg Center for Research in Black Culture przygotowało wystawę fotografii w Bibliotece Publicznej w Nowym Jorku. Na jednym ze zdjęć autorstwa Sida Grosmana z 1939 roku dostrzeżono mężczyznę łudząco podobnego do słynnego rapera. Wiadomość rozeszła się szybko i sprawiła, że wielu zwolenników teorii spiskowych uwierzyło, że Jay-Z jest wampirem, nieśmiertelnym albo chociaż podróżnikiem w czasie. Całej sytuacji pikanterii dodał fakt, że zdjęcie zostało zrobione w Harlemie, zaledwie siedemnaście mil od miejsca, w którym urodził się Jay-Z na Brooklynie. To tylko utwierdziło wielu w przekonaniu o prawdziwości całej teorii. 

Jeśli ktoś ze znanych muzyków nie jest wampirem, to z pewnością już dawno nie żyje, a jego miejsce zajmują klony. Stało się to udziałem Eminema, który miał zginąć w 2005 roku w wypadku samochodowym. Fani konspiracyjnych teorii twierdzą, że jego głos zmienił się od tego wydarzenia, a wygląd również uległ metamorfozie. Zupełnie jakby dojrzewanie artysty i ewentualne zabiegi kosmetyczne nie były wystarczającym argumentem przeciw tej tezie. 

To nie jedyna martwa osoba działająca w muzycznym biznesie i to z sukcesami. Jednym z bardziej znanych klonów, który od kilkudziesięciu lat nagrywa doskonałe płyty, jest przecież Paul McCartney. Artysta miał zginąć w wypadku samochodowym jeszcze w 1966 roku i został zastąpiony przez klona Williama Campbella. Dowodem na prawdziwość tej miejskiej legendy mają być zaszyfrowane w piosenkach komunikaty i oczywiście okładki albumów The Beatles z "Abbey Road" i "Rubber Soul" na czele.

Tajemnicze kradzieże z happy endem

W historii muzyki znane są też opowieści związane z rzeczami, jakie zostały skradzione słynnym gwiazdom. Często chęć posiadania jakiejś części swojego idola jest mocniejsza niż zdrowy rozsądek. W latach 90. formacja Sonic Youth straciła vana wypełnionego sprzętem, który po latach został częściowo odzyskany. Johnny'emu Marrowi ukradziono podczas jednego z występów gitarę Gibson SG z 1964 roku, którą bezczelnie wyniesiono zza kulis, odzyskał ją dopiero po kilkunastu latach. Badly Drawn Boy był znany z tego, że zawsze pojawiał się w charakterystycznej wełnianej czapce, którą pewnego dnia dosłownie zdarto z jego głowy, kiedy delektował się kawą w restauracyjnym ogródku. Muzyk odzyskał swój charakterystyczny element garderoby, przyniosła go "bezimienna blondynka". Grupie The Wombats skradziono maskotkę nazywaną Cherub, z którą pojawiali się podczas promocji albumu "A Guide to Love, Loss & Depression".

Jednak najciekawsza historia kradzieży została rozwiązana w ubiegłym roku. Randy Bachman to uznany kanadyjski muzyk. Był członkiem i założycielem zespołów The Guess Who i Bachman-Turner Overdrive, ma na koncie wiele solowych albumów. Kiedy był młodym dziewiętnastoletnim muzykiem kupił wymarzoną gitarę Gretsch 6120 Chet Atkins z 1957 roku, w kolorze pomarańczowym. Marzył o niej od dawna i aby ją zdobyć, podejmował się wielu prac. Opiekował się dziećmi sąsiadów, dostarczał gazety, kosił trawniki i czyścił samochody, dopóki nie zebrał 400 dolarów. 

Instrument towarzyszył mu przez wiele lat. Muzyk nagrał na nim swoje pierwsze przeboje. W 1976 roku został skradziony z hotelowego pokoju i ślad po nim zaginął. Zrozpaczony gitarzysta rozpoczął poszukiwania ukochanej gitary, jednak nie przyniosły one rezultatów. Kilka lat później historia doczekała się szczęśliwego finału. Wieloletni fan Randy’ego i internetowy detektyw z White Rock w Kolumbii Brytyjskiej, William Long, usłyszał historię Bachmana i postanowił spróbować wytropić instrument za pomocą technologii rozpoznawania twarzy. Przejrzał setki filmów w serwisie youtube i wreszcie znalazł zgubę.

Okazało się, że gitara trafiła do Japonii, gdzie w 2014 roku kupił ją popularny tam muzyk Takeshi, nie znając zupełnie historii instrumentu. Randy skontaktował się z japońskim gitarzystą i opowiedział mu o wszystkim. Kilka miesięcy później podczas Dnia Kanady w Tokio doszło do spotkania obu muzyków w ambasadzie. Bachman przekazał Takeshiemu kopię oryginalnej gitary i odzyskał, po czterdziestu pięciu latach, swój ukochany instrument. 

Brązowe dropsy i słodki podstęp

O grupie Van Halen można napisać wiele ciekawych historii, w końcu to jeden z najważniejszych zespołów w historii rocka. Znani z żywiołowych występów muzycy dbali o szczegóły techniczne swoich koncertów. Wszystkie techniczne elementy od nagłośnienia, przez światło, do budowy sceny musiały być zapięte na ostatni guzik. Wiedząc, że organizatorzy koncertów nie zawsze wnikliwie czytają umowy i migają się od wykonania pełnej specyfikacji w nich zawartych, David Lee Roth wpisał do kontraktu zapis, na mocy którego w jego garderobie, oprócz innych potraw i napojów, miała stanąć miska pełna cukierków M&M’s. Z jednym zastrzeżeniem. Mają być wszystkie kolory poza brązowym. Jeśli dropsy tego koloru pojawią się na stole, zespół nie wystąpi, a organizator wypłaci pełne honorarium. 

Wiadomo - jeden z szalonych kaprysów charyzmatycznego frontmana, znanego z ekscesów i nadużywania substancji psychoaktywnych. Po latach okazało się, że pomysł wprowadzenia tego zapisu nie był chorym pomysłem wyniszczonego przez narkotyki mózgu, ale sprytnym zabiegiem, zapobiegającym potencjalnym tragediom, takim jak zawalenie sceny czy porażenie prądem. Znalezienie brązowych M&Msów w garderobie było znakiem ostrzegawczym dla zespołu, że promotorzy nie przeczytali specyfikacji technicznych zawartych w dodatku do umowy. Jeśli wyłożyli się na dropsach, to istniało prawdopodobieństwo, że zawalą resztę. Tak stało się podczas jednego występu w Kolorado. W misce z cukierkami znajdowały się brązowe drażetki, a potem okazało się, że reszta punktów umowy, też nie została dokładnie wykonana. Tego dnia Van Halen nie wystąpił, ale też nie stało się nic złego potencjalnym widzom. 

Skoro jesteśmy przy podstępach, to jak zareagowalibyście, gdyby wasz kumpel z podwórka spytał się, czy chcecie poznać Hendrixa. Tak tego Hendrixa, leworęcznego wirtuoza gitary. Takie pytanie przyszłemu liderowi alternatywnej formacji Television, Richardowi Lloydowi, zadał jego przyjaciel Velvert Turner. Ten pierwszy uważał, że to jakaś podstępna gra kolegi, zmierzająca w dziwnym kierunku. Dał się jednak namówić i okazało się, że Turner nie ma żadnych niecnych planów, a nawet nie jest mitomanem. Okazało się, że Jimi Hendrix uwielbiał Velverta i nazywał go swoim młodszym bratem, udzielając mu lekcji gry na gitarze. Turner poprosił mistrza o zgodę, aby w lekcjach mógł brać udział jego przyjaciel Richard. Hendrix zgodził się i tak dwaj przyszli znani muzycy ćwiczyli swoje umiejętności pod okiem wybitnego gitarzysty.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Blondie | Van Halen | Kiss
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy