Nie powstrzymał go nawet groźny upadek. Salta, skoki i wypadki to jego specjalność
Koledzy po fachu mówią, że ten człowiek może zaśpiewać wszystko, a gardłowe krzyki wychodzą mu tak samo dobrze jak piękne ballady. Mike Patton to jeden z najważniejszych i najlepszych rockowych wokalistów na świecie. Faith No More, czyli grupa, która przyniosła mu sławę, to tylko część działalności artysty, bo jest coś, czego Mike nie potrafi: odpoczywać. Czego mogliście nie wiedzieć o tym muzyku?
Pewnie byście go o to nie podejrzewali, ale w szkole Mike był prymusem. Muzyk tak bardzo skupiał się na nauce i zdobywaniu dobrych stopni, że raczej nie należał do najbardziej towarzyskich uczniów. Jedynym miejscem, w którym przyszły gwiazdor świetnie odnajdywał się w grupie, było boisko. Patton, syn nauczyciela wychowania fizycznego, był świetnym sportowcem i fanem między innymi koszykówki. Kto wie, być może w kolejnych latach zostałby mistrzem w jakiejś dyscyplinie, gdyby nie to, że skupił się na muzyce. Kiedy pod koniec lat 80. wokalista zaczął intensywnie koncertować, nie miał już czasu na sport. Zresztą gdyby można było wydłużyć sobie dobę, to Mike pewnie jako pierwszy ustawiłby się w kolejce.
Mike Patton: "Nie umiem trzymać się jednego pomysłu"
Pisanie tekstów na bieżąco podczas sesji z zespołem? Dla Pattona byłby to koszmar. Muzyk słynie z doskonałego słuchu i skupienia. Jego koledzy mówili, że nie umknie mu żaden błąd na scenie, ale takie podejście ma też wpływ na sposób tworzenia. Wokalista najpierw przesłuchuje ścieżki wszystkich instrumentów, analizuje je, a potem układa tekst. Czasem potrafi przeczytać kilka książek na dany temat, zanim stworzy słowa utworu. Mike mówi, że lubi pisać i robi to od zawsze, ale raczej nie spodziewajcie się książek podpisanych jego imieniem i nazwiskiem. W wywiadzie dla "Guitar Magazine" artysta przyznał: "Nie jestem w stanie trzymać się jednego pomysłu dłużej niż przez pięć minut, więc piosenki są dla mnie idealne".
Ten sposób działania, jak widać, idealnie sprawdza się w Faith No More, czyli głównym "miejscu pracy" wokalisty. Dzisiaj pewnie nikt nie wyobraża sobie grupy bez Pattona, chociaż artysta nie był wcale pierwszym muzykiem za mikrofonem w tej formacji. W Faith No More śpiewał na początku Chuck Mosley. Wokalista przestał jednak w pewnym momencie dogadywać się z kolegami i nie chodziło wcale o kłótnie o piosenki. Mosley potrafił na przykład uderzyć innego muzyka na scenie albo wdawać się w awantury z resztą zespołu. Panowie postanowili więc wymienić kolegę na lepszy model, a tak się szczęśliwie złożyło, że akurat dostali taśmę demo pewnego zdolnego muzyka. W ten sposób Mike Patton trafił do Faith No More.
Samouk, który słyszy więcej
"Głos to instrument" - taką zasadą od zawsze kieruje się Mike. Artysta już w dzieciństwie odkrył, że potrafi przykuwać uwagę, nie tylko samym śpiewaniem, ale na przykład naśladowaniem dźwięków ptaków. Patton wykorzystywał to w szkole, żeby zwrócić na siebie uwagę. Rodzice wokalisty też szybko odkryli jego zdolności i kupili synowi płyty z ćwiczeniami wokalnymi, dla zabawy. Muzyk może się pochwalić jednym z najlepszych głosów w szołbiznesie i sześcioma oktawami. Jeśli jednak sądzicie, że Mike spędził długie godziny na lekcjach czytania nut i śpiewu, to jesteście w błędzie. "Ludzie przywiązują zbyt dużą wagę do teoretycznej wiedzy. Myślę, że najważniejsze jest to, aby słyszeć więcej" - powiedział artysta w rozmowie z "Whiplash.net".
Patton uczył się sam. Na początku muzyk próbował naśladować swoich ulubionych wokalistów, a potem po prostu słuchał własnych nagrań i tak długo je poprawiał, aż był zadowolony z efektów. Kiedy wokalista mieszkał we Włoszech, czytał podręcznik kompozytora i nauczyciela Nicoli Vaccai po to, żeby jeszcze bardziej rozwijać umiejętności. Mike wykorzystuje jednak swój głos nie tylko na scenie. Jest też aktorem, który podkłada wokal między innymi w grach. Pattona usłyszycie w takich produkcjach jak choćby "The Darkness" i "Edge of Twilight - Return to Glory".
Przez wiele lat Pattona omijało to, co było problemem wielu jego kolegów ze sceny - nałogi. Artysta pamiętał ze swojego dzieciństwa i młodości epidemię narkomanii w Stanach, dlatego przez długi czas starał się trzymać z dala od narkotyków i wszelkich używek, chociaż oczywiście nie pogardził dobrym drinkiem. Pattonowi nie udało się jednak całkowicie uniknąć problemów, a ich powodem wcale nie były niekończące się imprezy podczas tras. Pułapką dla wokalisty okazała się pandemia. Muzyk zdradził w rozmowie z "The Guardian": "Moją pierwszą reakcją na pandemię było: 'Uwielbiam to!'. Lockdown pozwolił mi być antyspołecznym sk***ysynem! Taki stan radości trwał jakieś trzy miesiące. Potem wszystko się zmieniło - wcale nie na lepsze".
Nie pomogło nawet to, że artysta ma domowe studio, które pozwala mu na swobodną pracę na miejscu. Kiedy już można było koncertować, zespoły, w których występuje wokalista, odwoływały trasy z powodu jego problemów ze zdrowiem psychicznym. Okazało się, że izolacja, która tak bardzo ucieszyła Mike'a, stała się wkrótce jego zmorą. Zaczął się bać wychodzenia na zewnątrz i lekarze zdiagnozowali u niego agorafobię. Na samą myśl o koncertach artysta dostawał gęsiej skórki, więc zaczął leczyć strach i stres alkoholem - dużymi ilościami alkoholu - co okazało się fatalnym rozwiązaniem. Koledzy z Faith No More przeprosili fanów za odwołane występy i tłumaczyli, że trasa bardzo źle wpłynęłaby na Pattona, który fatalnie czuł się w otoczeniu dużych grup ludzi. Muzyk postanowił po raz pierwszy w życiu zgłosić się po specjalistyczną pomoc i poszedł na terapię.
Mike Patton: zasada "trzech niedokończonych rzeczy"
Nuda? Artysta nie zna tego pojęcia. Mike jest jednym z najbardziej zapracowanych wokalistów na rockowej scenie i działa w kilku zespołach, bo - jak mówi - nie czuje się dobrze, jeśli nie ma stale kilku niedokończonych rzeczy. Muzyk zaczął swoją profesjonalną karierę w Mr. Bungle, grupie, która działa do dzisiaj i której kasety demo zapewniły mu dołączenie do Faith No More. Patton przez wiele lat łączył działalność w obu zespołach, ale to nie wszystkie zajęcia artysty. Mike ma na koncie solowe płyty, ścieżki dźwiękowe do filmów, współpracę z ekscentrycznym Johnem Zornem w eksperymentalnych projektach oraz działalność w heavymetalowej grupie Fantômas. Mało? Do tego można dołożyć kolejną supergrupę, Peeping Tom, współpracę z Björk oraz Chino Moreno, zespoły Dead Cross i Tomahawk, operowe występy we Włoszech albo Mondo Cane, czyli projekt z kilkudziesięcioosobową orkiestrą, wykonującą włoskie popowe przeboje z lat 50. i 60. I to wcale nie koniec długiej listy.
Patton słynie nie tylko z wszechstronności, ale też ze świetnych koncertów, które na długo pozostają w pamięci - nie tylko z powodów muzycznych zresztą. Wokaliście wiele razy zdarzyło się skakać ze sceny w publiczność, co czasem źle się kończyło. Na przykład w 2015 roku, podczas imprezy Rock In Rio, artysta źle oszacował odległość i wylądował na ziemi, co sprawiło, że przez następne dni musiał poruszać się o lasce - i to z trudem. Mike'owi zdarzyło się na scenie również: pokazać genitalia, połknąć sznurowadło, popsuć zestaw perkusyjny podczas skoków, nie wspominając już o robieniu salt i pluciu w stronę publiczności.
Jeśli myśleliście, że to raperzy są w muzycznym świecie specjalistami od konfliktów i dissów, to chyba nie słyszeliście o słynnym sporze Mike'a z Anthonym Kiedisem. W ogóle Patton nie gryzie się w język i potrafi zażartować z kolegów ze sceny. Muzyk publicznie wyśmiał na przykład członków INXS, którzy po śmierci Michaela Hutchence'a zaproponowali mu dołączenie do swojej grupy. Wokalista stwierdził, że nie ma na to szans, a wypytywany w wywiadzie o całą sprawę nabijał się z zespołu i udawał australijski akcent. Patton wyśmiał też ofertę Velvet Revolver, czyli grupy byłych muzyków Guns N' Roses. Te przepychanki to jednak nic przy konflikcie z wokalistą Red Hot Chili Peppers.
Anthony trafił kiedyś na koncert Mr. Bungle i stwierdził, że Mike ewidentnie naśladuje jego styl, zachowania na scenie, poza tym podobnie się ubiera. Chodziło o czapkę z daszkiem, bo obaj muzycy taką nosili. To rozpoczęło konflikt, który toczył się przez lata i obfitował w zaskakujące momenty. W latach 90. muzykom zdarzyło się spotykać przy różnych okazjach i panowie potrafili nawet normalnie, przyjacielsko ze sobą porozmawiać. Aż do 1999 roku. Wytwórnia płytowa przełożyła wtedy premierę albumu Mr. Bungle "California", żeby nie nałożyła się na datę wydania płyty Red Hot Chili Peppers "Californication". To rozwścieczyło Pattona. Mike zarzucił też później Kiedisowi, że "załatwił" usunięcie Mr. Bungle z line-upów kilku europejskich festiwali, na których obie grupy miały występować. Muzycy Mr. Bungle twierdzili, że menedżer RHCP przeprosił za całą sytuację i potwierdził, iż to życzenie Anthony'ego.
Na zemstę nie trzeba było długo czekać. Podczas koncertu w Pontiac, w Halloween 1999 roku, Patton i spółka przebrali się na scenie za członków Red Hot Chili Peppers. Muzycy zagrali covery piosenek popularnych "papryczek" ze zmienionymi, prześmiewczymi tekstami. Kiedis dowiedział się o tym występie i - wściekły - postarał się o odwołanie koncertu Mr. Bungle w ramach Big Day Out w Australii. Co prawda akurat ten zespół Pattona zrobił sobie wkrótce długą przerwę w działalności, ale z Anthony'ego nabijała się kolejna grupa Mike'a, Fantômas. Flea tłumaczył swego czasu, że jeśli był jakiś konflikt, to między wokalistami, pozostali muzycy RHCP nie mieli z nikim ani z niczym problemu. W 2010 roku Patton stwierdził z kolei w wywiadzie, że właściwie poszło o jakieś bzdury i chciałby zakończyć ten konflikt. Dodał, że jeśli spotka Kiedisa osobiście, chętnie wyściska go na zgodę.
Zostawił fortunę w sklepie płytowym
Są artyści, którzy po pracy w studiu albo podczas tras koncertowych nie mają ochoty słuchać już żadnych dźwięków. Mike na pewno do nich nie należy. Wokalista uwielbia zbierać płyty, odwiedzać niezależne sklepy i wyszukiwać albumy artystów, o których nigdy wcześniej nie słyszał. Swego czasu Mike regularnie podróżował z Johnem Zornem do Japonii na albumowe zakupy, ale do historii przejdzie pobyt muzyka w Paryżu. W połowie lat 90. Faith No More pojechali do Francji na promocję albumu, a po godzinach członkowie zespołu buszowali w sklepach. Legenda głosi, że Patton i perkusista Mike Bordin wydali na jazzowe płyty 20 tysięcy dolarów.
Wokalista ma jeszcze jedną pasję, choć pewnie nieco tańszą: jedzenie. Muzyk zawsze rusza w trasy zaopatrzony w przewodniki kulinarne i tak planuje czas, żeby odwiedzić dobre restauracje oraz spróbować lokalnych specjałów. Artysta wydał nawet w 1997 roku płytę "Pranzo Oltranzista", która opowiadała o futurystycznym gotowaniu i jedzeniu.
Patton nie został co prawda zawodowym sportowcem, ale nadal lubi grać w koszykówkę. W wolnych chwilach muzyk również pływa i podnosi ciężary. Wielu z was pewnie to zaskoczy, ale wokalistka uwielbia jazdę na deskorolce, chociaż w jego przypadku bywa ona ryzykowna. W 2017 roku artysta próbował dojechać na koncert swojego zespołu Dead Cross w Los Angeles właśnie na deskorolce. Na zatłoczonym chodniku muzyk stracił panowanie nad deską i zaliczył upadek. Na szczęście skończyło się tylko na przełożeniu występu i kilku szwach.
To i tak niewiele w porównaniu do tego, co spotkało Mike'a na scenie. Na początku kariery Faith No More wokalista upadł podczas koncertu na rozbitą butelkę. Upadek był tak pechowy, że szkło rozcięło artyście ścięgna w dłoni oraz uszkodziło nerwy. Muzyk musiał przejść wielogodzinną operację. Lekarze ostrzegli Pattona, że wróci mu czucie w dłoni, za to nie będzie mógł nią już poruszać. Wokalista do dziś żartuje, że medycy nie mogli się bardziej pomylić, bo jest dokładnie odwrotnie, ale to akurat cieszy artystę. Po latach muzyk przyzwyczaił się do sytuacji, chociaż na początku tak wystraszył się prognoz, że błyskawicznie nauczył się używać do wszystkiego lewej ręki.