"Jimmy Savile: Brytyjski horror": obrzydliwa prawda

Jimmy Savile skrywał straszną tajemnicę. Nikt nie chciał uwierzyć, że jest potworem / Evening Standard / Stringer /Getty Images

Jimmy Savile był najsłynniejszą postacią brytyjskiej telewizji. Legendarny prowadzący gromadził przed odbiornikami miliony widzów - wspierał także charytatywnie organizacje, które pomagały potrzebującym. Za twarzą wiecznie uśmiechniętego i gotowego zripostować każdą wypowiedź komika kryła się inna - bezwzględnej osoby, która wykorzystała setki osób. Opowiada o nim dokument "Jimmy Savile: Brytyjski horror" na Netflixie.

Jimmy Savile zmarł w 2011 roku, zaledwie na dwa dni przed 85. urodzinami. Wielka Brytania pogrążyła się wówczas w rozpaczy, a kilka miesięcy później stał się nazwiskiem, które z trudem przechodziło komukolwiek przez usta. Znany DJ i wodzirej prowadził program "Top Of The Pops", do którego zapraszał zespoły z czołówki list, a także niszowych artystów, którzy z czasem stawali się gwiazdami.

Niezwykle rozpoznawalny, przyjaźnił się z najpopularniejszymi artystami (spotykał się m.in. z Beatlesami, The Rolling Stones i wieloma muzykami lat 60. i 70.) i rodziną królewską, a nikt nie odważyłby się powiedzieć na jego temat złego słowa. Przez lata angażował się w sprawy społeczne, a prowadząc program "Jim'll Fix It" ("Jim to załatwi") zachęcał dzieci do pisania listów o swoich marzeniach, które specjalnie dla nich spełniał. 

Reklama

Miał odpowiedź na każde pytanie, a gdy ktokolwiek zadał jakieś trudne - zamieniał je w żart. Z uwagi na to, że przez całe życie nie związał się z żadną kobietą, w mediach już w latach 70. poruszano temat jego prywatnego życia. Wówczas odpowiadał jedynie, jakoby miał prowadzić "rock'n'rollowe życie", a innym razem, że nie ma czasu na związki. 

Wkrótce pojawiły się plotki o jego skłonnościach do małoletnich dziewcząt, które pojawiały się m.in. na planie jego programów. "Moja sprawa wyjdzie w następny czwartek" - odpowiadał z nerwowym uśmiechem dziennikarzom na każde tego typu pytanie.

"Jimmy Savile: Brytyjski horror": zmowa milczenia

Przez dekady spotkań z publicznością w studio telewizyjnym, a także podczas akcji charytatywnych miał nieograniczoną możliwość kontaktu z najmłodszymi, często chorymi i zagubionymi. Wspomniany "następny czwartek", jak dowiadujemy się z dokumentu "Jimmy Savile: Brytyjski horror" w reżyserii Rowana Deacona zbliżał się od lat 90. 

W czasie, gdy panowała zmowa milczenia, a nawet BBC i lokalna policja nie chciały zajmować się jego sprawą sądząc, że ktoś chce zniszczyć jego reputację, Savile uzyskał z rąk Elżbiety II m.in. tytuł sira i Order Imperium Brytyjskiego. Miał też doradzać rodzinie królewskiej. 

Odznaczył go także m.in. Jan Paweł II (Order św. Grzegorza Wielkiego). Z okazji jubileuszu działalności pisała do niego Margaret Thatcher, a wraz z księżną Dianą, księciem Filipem oraz księciem Karolem odwiedzał szpitale i szkoły na terenie całego Zjednoczonego Królestwa.

"Jimmy Savile: Brytyjski horror": wymazany po śmierci

Wraz z pojawieniem się na szerszą skalę internetu w Wielkiej Brytanii, jego ofiary zaczęły opisywać w sieci to, czego miał dopuszczać się m.in. w szkole w Duncroft i w szpitalu Stoke Mandeville, w którym "pomagał" przez prawie 30 lat. Według relacji ofiar, a także ich bliskich, Savile miał wykorzystywać ogromne zaufanie kadry i pracowników i niebezpiecznie zbliżać się do dzieci. "Zabroniłam siadać mojemu 14-letniemu na jego kolanach" - pisała jedna z internautek.

Robił to także pod przykrywką opieki nad osobami np. w hospicjum, a w dokumencie dowiadujemy się, że miał nawet wykorzystać sparaliżowane dziecko. Jego zbrodnie są trudne do opisania. Pod koniec filmu dowiadujemy się, że jego ofiar było nawet ponad 400 - skrzywdził osoby w wieku od 5 do 75 lat. Trwało to przez całą jego karierę - od 1955 do 2009 roku.

Savile w 2009 roku po kolejnych oskarżeniach został w końcu przesłuchany, ale sprawa została zamknięta. Przez cały czas zapewniał, że nigdy nie utrzymywał żadnych bliskich relacji z nieletnimi. I choć zmarł w chwale swojej sławy, a na nagrobku kazał umieścić napis "Było miło, ale się skończyło", to nie trzeba było długo czekać, by został wymazany - nie tylko z mapy rodzinnego Leeds, a także cmentarza. 

Pod osłoną nocy usunięto ogromny nagrobek, na którym można było przeczytać także o jego osiągnięciach - odtąd na brązowym fragmencie trawnika pojawiają się jedynie kwiaty, jego miejsce spoczynku nie jest nawet podpisane. Wygląda na to, że to jedyna możliwa kara, którą otrzymał po wszystkich zbrodniach, których dokonał na małoletnich. 

Tom Jones bronił Savile'a. "To dobry facet"

Twórcy filmu, a także komentatorzy sądzą, że film dokumentalny Netflixa pomoże zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości. Jeszcze parę lat temu wśród jego obrońców był m.in. gwiazdor Tom Jones.

W 2015 roku stwierdził, że Savile był "po prostu dobrym gościem". To Savile doradzał młodemu Jonesowi, gdzie ma złożyć swoje demo, by zainteresować wytwórnie własną twórczością. "On zawsze lubił nastolatki, oczywiście powyżej 16 roku życia, co jest legalne" - mówił w rozmowie z Radio 5 Live. "Zawsze widywałeś go w otoczeniu dziewczyn. (...) Gdy widzisz kogoś takiego, nigdy byś nie pomyślał, że wykorzystuje dzieci, gdy znasz sposób w jakim radził sobie sam ze sobą". 

Jones nie był jednak osamotniony - Savile szybko zjednywał sobie ludzi, a z perspektywy czasu nawet jego biografka i przyjaciółka, Alison Bellamy, wyznaje, że przez moment nie przeszło jej przez myśl, że oskarżenia są prawdziwe. Dopiero po śmierci prezentera zrozumiała, jak smutna i brutalna jest prawda.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Netflix | Tom Jones
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy