"Death metal aż po grób"

Po koniec 2008 roku do rąk fanów death metalu dotarł debiutancki album warszawskiej formacji Gortal. Jego tytuł, "Blastphemous Sindecade", nie pozostawia wątpliwości, co do idei przyświecającej poczynaniom warszawiaków.

Gortal - fot. Iskra
Gortal - fot. Iskra 

Agresywna, brutalna, wypełniona bolesnymi riffami, wściekłymi rykami i długimi seriami blastów muzyka podopiecznych Pagan Records, to kwintesencja solidnego death metalu dla tych wszystkich, którzy nie tolerują kompromisów.

Major, gitarzysta Gortal, znalazł kilka chwil, by odpowiedzieć na pytania Bartosza Donarskiego.

Od pewnego czasu na rynku dostępny jest już wasz debiutancki album. Jak nastroje kilka tygodni po premierze?

Witam! Nastroje jak dotąd mamy, dostatecznie bardzo dobre (śmiech). Recenzje, które do nas docierają, przekraczają chwilami nasze oczekiwania. Jak dotąd odzew jest znakomity. Żadnych inwektyw w naszą stronę, żadnych zgniłych pomidorów ani zbuków, ale też żadnego poruszenia wśród tych, których obrażamy (śmiech).

A serio, to zdaję sobie sprawę z tego, że na początku wypowiadają się najwięksi entuzjaści, więc pewnie i na ostrzejszą krytykę nadejdzie czas.

Wasza droga do tego albumu wiodła przez bodaj cztery demówki. Czy styl Gortal zmieniał się na przestrzeni tych lata?

Od samego początku gramy death metal. Jeśli sięgniesz po nasze wcześniejsze nagrania usłyszysz, że rdzeń muzyki pozostał ten sam. Choć oczywiście wiadomo, że dysproporcja jakościowa jest taka jak pomiędzy IQ Joli Rutowicz i Jerzego Stuhra...

Progresja dotyczyła głównie indywidualnych umiejętności, tworzenia lepszych kompozycji i ciekawszych aranżacji. Gortal to death metal, od poczęcia aż po grób.

To, co słychać na "Blastphemous Sindecade" to rasowy, agresywny death metal w amerykańskim stylu, granie techniczne i niebywale brutalne, z tym charakterystycznym jadem znanym formacjom w rodzaju wczesnego Morbid Angel, Vital Remains, Angelcorpse czy - z naszego podwórka - Azarath. Skąd pomysł na taki właśnie styl, tę drogę?

Bo tego typu granie najbardziej nas kręci od kiedy pamiętam. Każdy z nas jest fanem tego typu ataków. Dążymy do tego, żeby tworzyć wyraziste dźwięki poparte wyrazistym przesłaniem. Uważamy, że wszystkie wymienione przez ciebie zespoły zapisały chlubne karty w historii brutalnego grania na obydwu wymienionych przeze mnie płaszczyznach. Przywołanie tych nazw jest więc jak najbardziej uzasadnione!

Mimo iż wasza muzyka ma wiele cech oldskulowego death metalu rodem z USA, odnajduje też w niej nieco nowoczesności; tej brutalnej masywności w guście zespołów pokroju Dying Fetus. Zgodzicie się z tym?

Tak i nie! Tak, ponieważ amerykański oldskul niszczył nas od zawsze. Zresztą nie ograniczałbym naszych fascynacji do USA. Myślę, że w dźwiękach Gortal znajdziesz również trochę Szwecji, Brazylii czy wreszcie Polski. W recenzjach pojawia się naprawdę bardzo szeroki wachlarz porównań.

Chwilami jest to wręcz zabawne, bo niektóre przytaczane zespoły znamy bardzo pobieżnie. Ale świadczy też o tym, że nie jesteśmy polską odpowiedzią na... Z drugiej strony żaden z nas nie słucha Dying Fetus ani jego klonów. Odrobina nowoczesności jest raczej wynikiem takiej, a nie innej produkcji płyty niż specyfiki kompozycji.


Album był ponoć nagrywany od 2005 do 2008 roku. Trzy lata? Nie bardzo rozumiem.

Proza życia. Studio zmieniło swoją siedzibę, a my realizatora. Pojawiały się kolizje terminów. Pracujemy, mamy rodziny i dzieciaki. Czasami nie sposób złapać wszystkie sroki za jeden ogon... Może właśnie dlatego, że działamy bez zbytnich ciśnień sprawia, że zespół funkcjonuje przez tyle lat.

Na płycie pojawił się również gość. Kryje się za tym jakaś historia?

Tak. Poprosiliśmy o pomoc przy nagrywaniu basu Heinricha (m.in. Vesania i Masachist), po tym jak podziękowaliśmy basiście, który nie sprostał zadaniu w studio. Dogadanie terminów zajęło trochę czasu, ale finał okazał się szczęśliwy, za co jesteśmy Filipowi potężnie wdzięczni.

Heinrich jest profesjonalistą, a my nie mieliśmy czasu na poszukiwania nowego muzyka i liczenie na to, że spełni nasze wymagania.

Atakujecie potężnymi i niemal nieprzerwanymi kanonadami blastów, istne gradobicie. Stąd zapewne tytuł płyty? Nie sądzisz, że w pewnym momencie ten "kult blastów" może się stać dla was pułapką?

Patrzymy pod nogi, żeby nie wpaść we własne sidła (śmiech). Zdajemy sobie z tego sprawę, dlatego w nowych numerach, oprócz firmowych kanonad autorstwa Desecrate'a planujemy również stworzyć więcej przestrzeni, zwalniając czasami. Tytuł płyty nawiązuje oczywiście do stylistyki dźwięków. To również gra słów, nawiązująca do ideologii i historii Gortal.

Dobrze widzę, że na okładce w otoczeniu kultowego "lasu krzyży" widnieje oko Saurona?

Dobrze widzisz. Zdjęcie oka znalazła w internecie moja żona. Kiedy zobaczyłem tę fotę od razu stwierdziłem, że to jest to. Wspólnie opracowaliśmy koncepcję okładki. "Las krzyży" jest dla mnie miejscem kaźni dla starych bab... Żadnego pie********* nieba... Żadnej nagrody za klepanie maryjek... Żadnego zbawienia za marnowanie emerytury i wysyłanie datków...

Wyobraź sobie, co poczułby radiomaryjny moher, gdyby przyszło mu pospacerować w takiej scenerii przez wieczność (śmiech). Dobra, koniec żartów... Następnie do roboty zabrał się Xaay, który w rewelacyjny sposób przetworzył nasze pomysły. Nad rozwojem prac cały czas czuwał Desecrate. No i mamy efekt finalny, z którego jesteśmy bardzo zadowoleni.

Przez wasz skład przewinął się z tuzin ludzi. Jak to wygląda na dziś?

Wygląda na to, że wreszcie go ustabilizowaliśmy. Trzon zespołu to Chryste, Desecrate i ja. Trzech ludzi bez których ciężko byłoby wyobrazić sobie Gortal. Na bas sesyjnie zaprosiliśmy AD Gore'a (Pyorrhoea i Centurion). Gra z nami wszystkie koncerty. Kilka razy deklarowaliśmy, że obecny skład był optymalny, więc tym razem damy spokój.

Pierwszy album ukazał się dobre 10 lat od powstania Gortal. Czy teraz sprawy nabiorą wreszcie pożądanego rozpędu? Swoją drogą, będzie was można gdzieś zobaczyć, no i czy prace nad następcą "Blastphemous Sindecade" zostały już rozpoczęte?

Na pewno nie możemy pozwolić sobie na stagnację, bo kontrakt z Pagan Records zobowiązuje. Uważamy jednak, że lepiej spieszyć się powoli i dopracować nowy materiał tak, aby stworzyć dźwięki, które optymalnie nas usatysfakcjonują. Pierwsze szkielety nowych numerów już powstały, ale żadnej orientacyjnej daty zakończenia prac nie podamy - za wcześnie na to.


Na dzień dzisiejszy nie ma też zaklepanych żadnych koncertów. Nie planujemy tras, nie gramy też z byle kim, byle gdzie i za byle co. A niestety w naszym kraju organizatorzy często proponują śmieszne warunki - takie jak częściowy zwrot kosztów podróży, że o żarciu i alkoholu nie wspomnę. Szczerze mówiąc wolę wtedy zostać w domu, wypić na miejscu kilka dobrych browarów ze znajomymi. Nic na siłę.

Dzięki za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas