Ryzyk-fizyk U2

Do sklepów trafiła właśnie wydana z okazji 20. rocznicy premiery reedycja płyty "Achtung Baby" U2. Irlandczycy, którzy za sprawą tego albumu uratowali swoją karierę, nigdy wcześniej, ani też nigdy później nie zdobyli się na tak potężne artystyczne ryzyko.

Bono jako The Fly: okulary od Lou Reeda, kurtka od Elvisa Presleya
Bono jako The Fly: okulary od Lou Reeda, kurtka od Elvisa Presleyaarch. AFP

By wytłumaczyć nieprzeciętny charakter "Achtung Baby" i całej kreacji zbudowanej wokół tego albumu, musimy cofnąć się kilka lat wstecz. Wydanym w 1987 roku albumem "The Joshua Tree" U2 stworzyli termin "stadium rock", którego tłumaczyć chyba nie trzeba. Bono i koledzy za sprawą tej płyty stali się zdecydowanie najpopularniejszym zespołem na świecie, który nie tylko był kochany przez dziesiątki milionów fanów, ale też poklepywany po plecach przez zdecydowaną większość krytyków muzycznych. Jednocześnie U2 stanęli przed dylematem, z którym musi się zmierzyć każdy artysta będący na szczycie: co zrobić, by z niego nie spaść? Tylko najwybitniejszym udaje się ta trudna sztuka, bo od zawsze wiadomo, że łatwiej trafić jest na szczyt, niż się na nim utrzymać.

Krytyka albumu "Rattle and Hum" (1988) mocno dotknęła U2, którzy chyba poczuli się zagubieni, bo w zespole zaczęło dochodzić do spięć. Krytycy, którzy jeszcze do niedawna pisali o Irlandczykach na kolanach, tym razem zarzucili zafascynowanemu kulturą amerykańską zespołowi pretensjonalność, a namaszczone i podniosłe teksty odebrano jako akt manii wielkości i niezdrowe zapatrzenie w siebie. Tymczasem w zespole kłócono się o artystyczny kierunek, jaki należy obrać na następnej płycie. U2 mieli świadomość, że od tego może zależeć ich przyszłość. Byli już zbyt wielkim zespołem, by pozwolić sobie na kolejną artystyczną wpadkę. Musieli zareagować.

I zareagowali. Zamiast spełniania pokładanych w nich oczekiwań muzycy zdecydowali się burzyć wszystko to, co przez lata zbudowali i z czym byli kojarzeni. Graniczącą z przaśnością naturalność zamienili na ocierającą się o kicz sztuczność. Przestrzenne i organiczne brzmienie rocka "zdegenerowali" elementami muzyki tanecznej i elektronicznej, do czego zachęciła ich eksplozja sceny Manchesteru oraz sukces Happy Mondays i The Stone Roses. Wreszcie, pozytywne przesłanie i polityczną doniosłość tekstów piosenek, zabrudzili mroczną i osobistą tematyką. U2 chcieli po prostu przestać być U2. Zresztą, jak wspominał producent Brian Eno, jego zadaniem było właśnie "przychodzić do studia i kasować wszystko, co brzmiało jak U2".

Zobacz klip U2 do "The Fly":


Następcę nasączonego amerykańska tradycją "Rattle and Hum" zdecydowano się zeuropeizować i zarejestrować płytę w słynnych Hansa Studios w Berlinie. U2 byli przekonani, że zainspiruje ich tradycja miejsca (nagrywali tam m.in. David Bowie czy Iggy Pop) oraz przede wszystkim mroczna i niejednoznaczna symbolika miasta, które dodatkowo stało się chaotycznym epicentrum zjednoczenia Niemiec. Nie mylili się, choć początki były trudne i pełne niezdrowego napięcia. Zafascynowani muzyką taneczną i eksperymentalną Bono i The Edge ścierali się w studio z przeciwnymi rewolucji brzmienia Larrym Mullenem jr i Adamem Claytonem. Muzycy, z powodu braku progresu, zastanawiali się nawet nad rozwiązaniem zespołu!

Jednak konfrontacje i pewnie również atmosfera Hansa Studios i Berlina przyniosła zaskakujący efekt. Po tygodniach żmudnych improwizacji U2 wreszcie mieli zarys kompozycji. I to nie byle jakiej, bo "One", która do dziś jest najpopularniejszą piosenką zespołu. To twórczo odblokowało U2, którzy - jak sami stwierdzili - postanowili nagrać odgłosy "czterech facetów ścinających Drzewo Jozuego".

Zobacz klip U2 do "One":


Nowe horyzonty dotyczyły zresztą nie tylko muzyki. W trakcie komponowania utworu "The Fly", który później jako singel pilotujący "Achtung Baby" zaszokował fanów i opinię publiczną swym brzmieniem, Bono wpadł na pomysł wykreowania alter ego w postaci ubranego w czarna skórę egomaniaka o pseudonimie "Mucha" ("The Fly"). Postać zainspirowały noszone przez wokalistę U2 w studio nagraniowym, przesadnie duże okulary przeciwsłoneczne. Jak wspominał Bono, tworząc sylwetkę Muchy, okulary wziął od Lou Reeda, skórzane spodnie od Jima Morrissona, a Elvisowi Presleyowi podkradł kurtkę i trochę fryzury. "To było jak zestaw to montażu gwiazdy rocka" - śmiał się artysta. Wykreowany gwiazdorski i złowrogi The Fly był przeciwieństwem przaśnego i przyjacielskiego Bono w stetsonie i kowbojkach z czasów "The Joshua Tree" i "Rattle and Hum".

Rewolucyjnej przemianie poddano również estetykę okładki płyty "Achtung Baby". Do tej pory U2 gustowali w stonowanych, czarno-białych fotografiach. W 1991 roku fani zostali zaskoczeni kolorowym kolażem zdjęć, wśród których jedno przedstawiało Adama Claytona w stroju... Adama. Zupełny szok przeżyli natomiast ci, którzy mieli okazję zobaczyć koncerty w ramach tournée "Zoo Tv". Ale to już temat na zupełnie inny artykuł.

Zobacz klip U2 do "Zoo Station":

Po sesji nagraniowej w Berlinie U2 przenieśli się do rodzimego Dublina. Tam sesja nagraniowa nabrała rozpędu, aż do momentu, gdy w kwietniu 1991 roku skradzione zostały taśmy z sesją z Berlina. Co gorsza, nagrania ukazały się na bootlegu, co wybiło zespół z twórczego rozpędu. Gitarzysta The Edge stwierdził nawet, że czuje się jakby "został zgwałcony". Zdołowany zespół zapętlił się w nadmiernej produkcji rejestrowanych utworów, nagrywając coraz to kolejne ścieżki. Szaleństwo przerwał dopiero niezawodny Brian Eno, który wszedł do studia i sprawną ręką wyciął artystowskie ekscesy U2. Muzycy zgodnie twierdzili później, że interwencja super-producenta uratowała "Achtung Baby" i w konsekwencji pewnie i zespół. Co więcej, Eno widząc zagubienie i niepewność U2, miesiąc przed deadline'em wysłał muzyków na dwutygodniowe wakacje!

Po powrocie grupa rzuciła się w wir pracy, dogrywając dźwięki do piosenek "The Fly" i "One" do ostatniej chwili. The Edge przyznał później, że połowa albumu została nagrana w ciągu ostatnich 3 tygodni sesji, która przecież rozpoczęła się prawie rok wcześniej. Ostatnią noc przed oddaniem taśm do masteringu U2 spędzili na układaniu kolejności piosenek. Później mogli już tylko czekać na reakcję krytyków, którzy - by uczynić premierę "Achtung Baby" jeszcze bardziej intrygującą - tym razem nie otrzymali egzemplarzy promocyjnych płyty.

Zobacz klip U2 do "Mysterious Ways":


Dziennikarze i fani okazali się być zachwyceni "Achtung Baby", choć pilotujący album utwór "The Fly" w ogóle nie brzmiał jak U2 (z tego właśnie powodu został wybrany do promocji...), a mimo to dotarł na szczyt listy przebojów w Wielkiej Brytanii. Album ostatecznie rozszedł się w nakładzie 18 mln egzemplarzy, do czego bez wątpienia przyczyniły się entuzjastyczne i pełne podziwu dla odwagi muzyków recenzje. "New York Times" obwieścił, że za sprawą "Achtung Baby" U2 dali sobie szansę w erze muzyki lat 90. Magazyn podkreślił również, że pomimo eksperymentów z brzmieniem, zespół "zdołał zachować swoje popowe walory".

Magazyn "Q" ocenił, że płyta jest nie tylko "najcięższą" w dorobku zespołu, ale również "najlepszą", przyznając "Achtung Baby" maksymalną notę. A "Rolling Stone" stwierdził, że "pęd ku muzycznej epickości i słownej symbolice, który często prowadzi do parodii, w przypadku U2 stał się pożywką dla definicji wspaniałego rock'n'rolla". Za świetną sprzedażą i przychylną opinią mediów posypały się nagrody (m.in. Grammy).

Zobacz klip U2 do "Even Better Than The Real Thing":


Po 20 latach od wydania "Achtung Baby" wciąż wymieniana jest obok "The Joshua Tree" jako najlepsza płyta w dyskografii U2. A czy najwybitniejsza? Z artystycznego i kompozytorskiego punktu widzenia na pewno jest to album, na którym Irlandczycy najwięcej ryzykowali, co opłaciło im się z nawiązką. O doniosłości albumu - już w aspekcie interpersonalnym - powiedział także Bono, który po dwóch dekadach nie bał się rzucić skazę na obraz U2 jako zespołu, w którym nigdy nie dochodziło do poważniejszych kłótni i sporów. "To, że wciąż istniejemy, zawdzięczamy procesowi tworzenia 'Achtung Baby'" - nie ma wątpliwości wokalista irlandzkiej formacji. "Gdybyśmy nie stworzyli czegoś, co tak bardzo by nas podekscytowało, wobec czego mieliśmy pewne obawy i co zmusiło nas do rzucenia wyzwaniu wszystkiemu, co było istotą tego zespołu, to tak naprawdę nie było żadnego powodu, dla którego mielibyśmy dalej ciągnąć ten zespół..." - dodał basista Adam Clayton. Na szczęście ten powód się znalazł.