2013: Rok powrotów

Nie ma wątpliwości. Rok 2013 w muzyce był rokiem powrotów! Tych oczekiwanych, a przede wszystkim tych niespodziewanych.

Edyta Bartosiewicz (fot. MW Media) i David Bowie (fot. Andrew H. Walker/ Getty Images): Powroty 2013
Edyta Bartosiewicz (fot. MW Media) i David Bowie (fot. Andrew H. Walker/ Getty Images): Powroty 2013 

W dobie albumów wydawanych z wręcz fabryczną seryjnością i powtarzalnością nieobecność na rynku przekraczająca pięć lat oznacza dla artysty komercyjne samobójstwo. Wyobrażacie sobie bowiem niedających od siebie odpocząć Rihannę, Justina Biebera czy One Direction, którzy przez ponad 60 miesięcy nie wydają płyty? Ich menedżerowie i wytwórnie płytowe nie przyjęłyby tego do wiadomości!

Właśnie dlatego dla zestawienia najgłośniejszych powrotów 2013 roku, które jednocześnie udowodniły, że mniej w dobie muzyki cyfrowej znaczy tak naprawdę więcej, przyjęliśmy za kryterium okres ponad pięciu lat od wydania poprzedniego albumu. Każda z wymienionych poniżej płyt osiągnęła bowiem sukces: jak nie komercyjny, to na pewno artystyczny. Niektórym nie przeszkodziła nawet nieobecność na płytowym rynku muzycznym liczona w dekadach!

Zacznijmy od najgłośniejszego powrotu 2013 roku, którym był bez żadnych wątpliwości album "The Next Day" Davida Bowiego. Brytyjski artysta milczał dokładnie przez dziesięć lat - jego poprzednia płyta "Reality" ukazał się jeszcze w 2003 roku.

Co więcej, w mediach pojawiły się doniesienia o rzekomo bardzo złym stanie zdrowotnym brytyjskiego artysty, który nawet miał być jedną nogą w grobie! W tym kontekście znacząco zabrzmiały słowa Davida Bowiego, który w otwierającym album tytułowym utworze "The Next Day" śpiewa mocnym głosem: "Here I am, not quite dying".

"The Next Day" już kilka dni po premierze obwołano "muzycznym powrotem wszech czasów". Poza docenieniem niewątpliwej muzycznej klasy najnowszego albumu Davida Bowiego, zastanawiające jest, w jaki sposób artyście i jego współpracownikom udało się zachować w tajemnicy informacje o powrocie i albumie. W XXI wieku rzecz wręcz niebywała!

Z prawdziwymi kłopotami zdrowotnymi zmagał się natomiast Josh Homme z grupy Queens Of The Stone Age. W trakcie rutynowej, wydawałoby się, operacji kolana nastąpiły nieprzewidziane komplikacje, które o mało nie doprowadziły do śmierci artysty. "Obudziłem się na stole operacyjnym w trakcie reanimacji elektrycznym defibrylatorem" - tak Josh Homme wspominał dramatyczne wydarzenia na łamach magazynu "Mojo". Później muzyk przez wiele miesięcy nie mógł opuścić łóżka i wpadł w głęboką depresję.

Nic zatem dziwnego, że Queens Of The Stone Age kazali fanom czekać na nowy album sześć długich lat. Zwłaszcza że przed feralnym zabiegiem Josh Homme był zajęty supergrupą Them Crooked Vultures. Wydany w czerwcu "...Like Clockwork" zebrał bardzo pozytywne recenzje, natomiast fani stoner-rockowców zaskoczeni byli udziałem w nagraniu albumu... samego Eltona Johna. "Uwielbiam ten zespół" - przekonywał brytyjski piosenkarz.

Jeżeli jesteśmy już przy cięższych brzmieniach, to w świecie muzyki metalowej i hardrockowej powrotem roku był album "13" prawie oryginalnego składu Black Sabbath. Prawie, bo podczas sesji nagraniowej zabrakło perkusisty Billa Warda. Powód? Jedna strona twierdzi, że pieniądze, druga że kwestie zdrowotne.

Tak czy inaczej, pierwszy od 35 lat wspólny album Ozzy'ego Osbourne'a, Tony'ego Iommiego i Geezera Butlera dziełem przełomowym nie jest, ale pionierzy heavy metalu z dumą mogą prezentować na koncertach nowe utwory.

"Tylko" dwie dekady, a dokładnie 22 lata, na nową płytę kazali czekać My Bloody Valentine. Skromnie zatytułowany album "m b v" został przez dziennikarzy zrecenzowany na kolanach. W agregacyjnym serwisie Metacritic płyta zdobyła imponujące 87 punktów na 100 możliwych!

Krytycy krytykami, recenzje recenzjami, ale oczekiwania fanów na nowe dzieło Kevina Shieldsa przerosło wszelkie oczekiwania! Gdy na stronie zespołu niespodziewanie pojawiła się informacja o premierze "m v b" z przekierowaniem do sklepu, w którym można nabyć album, w kilka chwil serwis My Bloody Valentine zawiesił się.

Wszystko to z powodu ogromnego zainteresowania fanów nową muzyką zespołu.

Obok Davida Bowiego najmocniej na rynku "zamieszał" powrót francuskiego duetu Daft Punk. Wydany po siedmiu latach niebytu album "Random Access Memories" nie tylko sprzedał się w imponującym nakładzie około 1,5 mln kopii na całym świecie, trafił na szczyty list bestsellerów płytowych w 27. krajach na całym świecie, ale też wygenerował największy przebój 2013 roku - znakomitą piosenkę "Get Lucky".

Płytą zachwycili się nie tylko fani, ale też i krytycy. Nie wnikając w szczegóły bliskich panegirykom recenzji (na przykład opiniotwórczy magazyn "Q" uznał płytę za najlepszą w dorobku Francuzów), będziemy ponownie posiłkować się serwisem Metacritic. Tam "Random Access Memories" osiągnął wynik identyczny jak doceniony album My Bloody Valentine, czyli aż 87 punktów na 100 możliwych.

Wśród najważniejszych powrotów nie mogło oczywiście zabraknąć tego, na który niecierpliwie czekali fani w Polsce. Mowa o pierwszym od 15 lat albumie Edyty Bartosiewicz zatytułowanym "Renovatio". Kiedy wreszcie płyta ukazała się, wielbiciele artystki, ale też ci doceniający po prostu dobrą muzykę pop-rockową, odetchnęli z ulgą. W morzu przeciętnych krajowych piosenkarek, odśpiewujących utwory zakupione u zagranicznych kompozytorów, powrót takiej artystki i kompozytorki jak Edyta Bartosiewicz to bez wątpienie polskie muzyczne wydarzenie roku.

"Na pewno odbiór płyty przysłania sam fakt powrotu tak znakomitej i ważnej postaci. Trudno przecież się z tego nie cieszyć. Edyta Bartosiewicz nowych trendów nie wyznaczyła, ale wysoko zawieszoną poprzeczkę - przez siebie i odbiorców - przeskoczyła ze sporym zapasem" - napisaliśmy w recenzji "Renovatio".

To oczywiście nie jedyne najważniejsze powroty 2013 roku. W podsumowaniu nie mogło zabraknąć tak legendarnych wykonawców jak Paul McCartney czy Rod Stewart. Obaj nieustannie obecnie na rynku, obaj przez ostatnie lata nieustannie wspomagający się cudzym materiałem. Do teraz, bo "New" i "Time" to pierwsze autorskie płyty wokalistów od odpowiednio 2007 roku i 2001 roku. Nową - pierwszą od 2005 roku - płytę wydali także popularni w Polsce weterani z Deep Purple ("Now What?!").

W świecie mainstreamowego popu, gdzie długie przerwy w wydawaniu płyt są mocno niewskazane, na odstępstwo od "złotej zasady" pozwolili sobie na przykład Justin Timberlake czy Cher. Wokalista płytą "The 20/20 Experience" (a później jej drugą częścią "The 20/20 Experience: 2 of 2") powrócił po siedmiu latach milczenia, tyle bowiem minęło od wydania bestsellerowego "FutureSex/LoveSounds". Natomiast Cher nagrała pierwszy od 12 lat studyjny album, który nosi tytuł "Closer To The Truth".

Również scena muzyki alternatywnej, elektronicznej i eksperymentalnej obfitowała w "kambeki". Wśród najważniejszych to "Season Of Your Day" Mazzy Star (pierwsza płyta od 1996 r.), "Shaking The Habitual" The Knife (pierwsza płyta od 2006 r.), "Bloodsports" Suede (pierwsza płyta od 2003 r.) czy "Tomorrow's Barvest" Boards Of Canada (pierwsza płyta od 2006 r.).

W Polsce po dłuższej nieobecności na rynku płyty wydali Krzysztof Kiljański ("Powrót" to pierwszy autorski album wokalisty od ośmiu lat), Tomek Makowiecki ("Moizm" od poprzedniej płyty wokalisty dzieli sześć lat) czy inny uczestnik "Idola" Krzysztof Zalewski ("Zelig" ukazał się aż dziewięć lat po debiucie artysty). Wreszcie potrójne emocje związane z "comebackiem" zafundowały fanom krakowskie Świetliki. Album "Sromota" to pierwszy materiał grupy od ośmiu lat, materiał za to aż trójpłytowy!

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas