Richey Edwards (Manic Street Preachers): 25 lat od zniknięcia idealnego

Gdy 1 lutego 1995 roku James Bradfield, wokalista Manic Street Preachers, zapukał do pokoju hotelowego, w którym miał przebywać jego kolega z zespołu, Richey Edwards, odpowiedziała mu cisza. Tego dnia Edwards zniknął bez śladu.

article cover
Martyn GoodacreGetty Images

Richey Edwards (Manic Street Preachers): 25 lat od zniknięcia idealnego

Dlaczego zatem tak ceniono go w zespole? Był genialnym tekściarzem (prawie w całości stworzył słowa do piosenek z najlepszej płyty Manic Street Preachers "The Holy Bible") i, pomimo tego, że z grą na instrumentach było mu nie po drodze, odpowiadał za całe brzmienie zespołu.
Oprócz tego Edwards miał jeszcze jedną ważną rolę - był medialną twarzą zespołu. Chętnie udzielał wywiadów, jednak nie dlatego, że uwielbiał dziennikarzy. Rozmowy był dla niego idealną okazją do publicznego wyrażenia swoich poglądów. 

Wywiad z Richey'em na długo zapamięta Steve Lamacq, pracujący wtedy dla "NME". Gdy dziennikarz odważył się zakwestionować autentyczność i szczerość tekstów muzyka, ten wyciągnął żyletkę i wyciął sobie na lewym przedramieniu napis "4 real" ("Naprawdę"). Rana wymagała założenia 17 szwów, jednak Edwards zgodził się na to dopiero, gdy skończył rozmawiać z dziennikarzem.
"Kiedy ponownie przeczytałem jego teksty, po raz kolejny uderzyła mnie ich błyskotliwość. Już prawie zapomniałem, jak bardzo brakuje mi Richey'a jako autora słów naszych piosenek. Brakuje mi go również, ponieważ byłem fanem jego intelektu i zagorzałego charakteru, dzięki któremu był bardzo surowym krytykiem naszych poczynań. Nigdy nie napisałbym takich rzeczy jak on. Nawet nie zamierzałem próbować" - mówił kilka lat temu basista Nicky Wire.

"Richey był mistrzem tekstu i traktował słowa piosenek jako własny sposób artystycznego wyrazu. (...) Był genialny. Wiecie, ten koleś czytał sześć pieprzonych książek tygodniowo!" - dodał Bradfield, zdradzając również, że sam tworzył muzykę tak, by podobała się Richey'owi.
Kariera Richey’a rozwijała się powoli i dość nietypowo. Na początku był w zespole… kierowcą. Dopiero później pozostali muzycy zaakceptowali go jako czwartego członka grupy. 

Jedynym problemem było to, że ani śpiew, ani instrumenty nie były mocnymi stronami Edwardsa. Stał się Sidem Viciousem Manic Street Preachers - występował na scenie z gitarą, która nie była podłączona do wzmacniacza. "Nienawidzę mojej gitary z całego serca. Nawet nie chce mi się rozwalać jej na scenie. Nie zasługuje na śmierć" - mówił.
+5
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas