"Zupełnie inny wymiar"
Brak szczęścia do wytwórni, zobowiązania wobec innych zespołów, zmiany w składzie - te i kilka innych kwestii sprawiają, że płyty opoczyńskiej grupy Nomad ukazują się zazwyczaj w trzy- bądź czteroletnich odstępach.
Może właśnie z tych powodów formacja z Opoczna, której mroczny death metal z pewnością nie odstaje od krajowej czołówki, wydaje się być na drugim planie. Czy "Transmigration Of Consciousness", piąty i do pewnego stopnia rewolucyjny album Nomad, jest w stanie zmienić tę sytuację? Na to i inne pytania w rozmowie z Bartoszem Donarski starał się odpowiedzieć gitarzysta Patryk Sztyber alias Bilmorgh vel Seth, muzyk od lat kojarzony też z pomorskim Behemothem.
O ile mnie pamięć nie myli o rozpoczęciu nagrań nowej płyty pisaliśmy na stronach INTERIA.PL już na początku stycznia, tyle że 2010 roku. Jak zatem wytłumaczyć fakt, że album ten ukazuje się dopiero teraz?
- Przede wszystkim związane to było z moją absencją w zespole. Większą cześć mojego czasu pochłaniał Behemoth, głównie trasy koncertowe. Dlatego też zmuszeni zostaliśmy nagrywać płytę na raty. Rejestrowanie poszczególnych instrumentów zajęło nam ponad rok. Pozostało jeszcze wszystko to zmiksować i znaleźć odpowiedniego wydawcę. Faktem jest, iż trwało to trochę, ale myślę że wyszło to całej płycie na dobre.
Choć na piąty album Nomad czekaliśmy cztery lata, prawdę mówiąc każda wasza płyta ukazywała się w trzy-, czteroletnich odstępach. Z czego to właściwie wynika?
- Tak jak już mówiłem, na pewno po części z mojej nieobecności. Do tego dochodzą jeszcze nieporozumienia w zespole, jak i zmiany personalne. W konsekwencji prowadziło to zawsze do wydłużania się pracy nad kolejnymi albumami. Naturalnie, problemy ze znalezieniem wytwórni, no i odwieczny problem - kasa! Granie metalu wiąże się z ciągłymi wydatkami, a zarobienie jakichkolwiek pieniędzy z płyt graniczy z cudem. W Polsce jest niewiele zespołów, które żyją właśnie z takiego grania. Bez pomocy wydawcy bardzo ciężko to wszystko przeskoczyć.
Przyznam, że zapowiedzi "Transmigration Of Consciousness" pokrywają się z rzeczywistością. Płyta faktycznie przenosi muzykę Nomad w inny wymiar. Skąd pomysł na album o tak potężnej dawce dobrze pojętego klimatu? Pod tym kątem to bodaj najbardziej mroczne dokonanie Nomad. Co ty na to?
- Jak najbardziej zgadzam się z tobą. Mroku i klimatu nie można odmówić tej płycie. Z zamiarem zrobienia takiego właśnie albumu, nosiliśmy się już ładnych kilka lat. Dużo o tym rozmawialiśmy. Jak mają brzmieć np. bębny, a jak gitary. Jak wpłynąć na to, aby płyta nie zabrzmiała tuzinkowo, a struktura samych utworów została odświeżona i nie przypominała tych z przeszłości. Brzmienie piosenek, sama ich długotrwała analiza i podejście, sprawiły że jest to całkiem inna płyta. Nie jest do końca tym samym Nomadem, ale wciąż nosi jego znamiona.
Z drugiej strony, mimo nowych rozwiązań, bynajmniej nie odżegnujecie się od deathmetalowej formuły, z którą Nomad kojarzony jest od samego początku. Moim zdaniem nowy materiał przywodzi na myśl ciężki, mroczny death metal, który osobiście kojarzy mi się z pierwszymi dokonaniami Tiamat z początku lat 90. Coś w tym jest?
- Nomad zawsze kojarzony był z death metalem, choć w samej muzyce można dopatrzeć się różnych gatunków i inspiracji. Bardzo lubię Tiamat, ale czy jakoś znacząco wpłynął na mnie podczas tworzenia? Ciężko powiedzieć. Być może, ze względu na jego walory klimatyczno-transowe, możemy być porównywani do tego typu kapel. Niemniej jednak muszę się szczerze przyznać, że bardziej kręcą mnie brzmienia starszych albumów, niż obecne. Więcej w nich głębi i naturalności. Wtedy sztuka przeżywała swój renesans, czego nie zawsze można powiedzieć o dzisiejszych czasach. Cóż, wychowałem się w innej epoce (śmiech).
Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale nie jest to też album łatwy; należy raczej do tych, którym warto poświęcić więcej czasu, by móc w pełni docenić jego wszystkie walory.
- Za każdym razem kiedy wysyłałem komuś płytę do odsłuchania, podkreślałem aby wysłuchał jej w całości z uwagą. Myślę że to jest właśnie siła i zarazem urok tej płyty. Gdybym miał ją zareklamować to powiedziałbym, że to taka czterdziestominutowa opowieść, która ma za zadanie wciągnąć cię i przenieść gdzieś w inny świat, odległy od tego, który znasz. To jakby spojrzenie z zupełnie innej strony. Należy jej się poddać i oceniać dopiero po jej zakończeniu. Z każdym następnym odsłuchaniem zaczniesz odkrywać co raz to nowsze elementy. Co do muzyki, uważam że sama w sobie nie jest skomplikowana, lecz może jej całość, spięta intrami, może sprawiać inne wrażenie.
A propos. Nie bez znaczenia dla klimatu płyty są rzeczone introdukcje, którymi poprzetykany jest cały materiał, zwieńczony outrem. W wielu przypadkach (innych zespołów) to się jednak nie sprawdza, wy wybrnęliście z tego zabiegu obronną ręką. Wg mnie dzieje się tak po prostu dlatego, że mają one swoje uzasadnienie i sens, i zgodnie ze swoją nazwą faktycznie wprowadzają w klimat poszczególnych kompozycji. Sądzę, że właśnie o taki efekt wam chodziło?
- Intra miały być częścią utworów, a nie odwrotnie. Być może to właśnie jest przyczyną tego, iż nie sprawdza się to w innych przypadkach. Takie przedsięwzięcia powinny stanowić integralną cześć płyty, a korzystanie z takich właśnie rozwiązań powinno być raczej przemyślane. Nic na siłę. W przypadku Nomad wszystko zostało dobrze wywarzone, więc i samo przejście intra w utwór jest łagodne i nie burzy harmonii całości.
Podobnie jak przy dwu poprzednich płytach, nagrywaliście w "Hendrix Studio" z Arkadiuszem "Maltą" Malczewskim. Ten układ sprawdza się najlepiej?
- Muszę cię rozczarować, ponieważ tą płytę produkowaliśmy aż w sześciu różnych studiach. Począwszy od bębnów w Radiu Gdańsk, gitar w zaimprowizowanym studio na naszej sali prób w Opocznie, wokali w "Kola Studio" w Sanoku, inter w "Sound Great Promotion" w Gdyni, miksu w "Hendrix Studio" w Lublinie i wreszcie masteru w "Hertz Studio" w Białymstoku.
- Dodatkowo wszystkie sample zaaranżował Wojtek Kostrzewa znany ze współpracy z Hermh. Jak widzisz trochę tego było, ale to pewnie dlatego ten album ma taki klimat a nie inny. Z Maltą znamy się już jakiś czas, więc i współpraca z nim przebiega zawsze sprawnie. Poza tym z uwagi na to, że jest dźwiękowcem Behemoth, miałem sporo czasu na trasach, ażeby przedyskutować z nim, jak co ma brzmieć. Niestety te dyskusje czasami kończyły się w inny sposób (śmiech).
Czy współpraca ze studiem "Hertz" wniosła sporo do ostatecznego brzmienia "Transmigration Of Consciousness"? Popraw mnie jeśli się mylę, ale wcześniej z braćmi Wiesławskimi Nomad chyba nie współpracował...
- Z braćmi Wiesławskimi współpracowaliśmy pierwszy raz, choć poznałem ich już wcześniej, kiedy nagrywaliśmy Behemoth. Uwielbiam pracować z profesjonalistami! Wystarczą dwa słowa i od razu wszystko jest jasne. Bez zbędnego pieprzenia. Zrobili dokładnie to, o co nam chodziło, czyli "otworzyli" jeszcze bardziej brzmienie całego albumu. Po części to właśnie ich zasługa, że ta płyta brzmi tak przestrzennie i zyskała całkiem inny wymiar. Bracia rules!
Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat Nomad figurował w katalogach różnych wytwórni z kraju i ze świata. Teraz zdecydowaliście się podpisać stosowne dokumenty z Witching Hour. Co wpłynęło na ten wybór?
- Jakieś fatum krąży nad tym zespołem, jeśli chodzi o wytwórnie. Ani razu nie udało nam się wydać płyty dwa razy w tej samej. Za każdym razem, albo wytwórnia się rozpadała, albo jakieś inne gówno w tym przeszkadzało. Z Bartem z Witching Hour znam się nie od dziś, wiec może i to przeważyło o tym wyborze. Puściłem mu kiedyś kilka fragmentów, był zachwycony. Dla swoich zespołów robi kawał dobrej roboty, więc dlaczego Nomad nie miałby się znaleźć pod skrzydłami jego wytwórni. Oby tylko to fatum nie sprawdziło się tym razem.
Nomad to nazwa, która swego czasu cieszyła się pewną rozpoznawalnością nie tylko w Europie, ale i za oceanem. Jak teraz będzie to wyglądać poza granicami naszego kraju, także w sensie wydawniczym?
- Oczywiście Witching Hour zrobi już robotę. Są bardzo wpływowi, jeśli chodzi o reklamy oraz całą kampanię promocyjną. Na dzień dzisiejszy mam wieści, że reklamy płyty ukazały się już w kilku znanych, zachodnich magazynach. To dopiero początek i zapowiada się, że będzie jeszcze lepiej. Płyta ukaże się również za granicą, ale nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy poszerzyli horyzonty i znaleźli również wydawcę na zachodzie.
W połowie kwietnia ruszacie na trasę pod szyldem "Unholy Carnival". Liczę, że na tym nie koniec...
- Trasa z Vesanią i Azarath, oj będzie się działo, coś mam takie przeczucie. Myślę że to miła niespodzianka dla fanów. Dopiero co zaczynamy promocję płyty, wiec nie będzie to na pewno nasze ostatnie słowo. Będziemy promować nowy album, gdzie tylko się da.
Dzięki za rozmowę.