Wojciech Żdanuk (Side One): Prowadzenie sklepu jest moim nałogiem [WYWIAD]

Wojciech Żdanuk prowadzi sklep Side One /Archiwum prywatne /materiał zewnętrzny

"Sprzedaż stacjonarna i kontakt z ludźmi daje mi ciągle dużo radości, ale ma też trochę wad" - właściciel sklepu Side One opowiada nam o tym, z czym musi się na co dzień mierzyć, prowadząc sklep muzyczny.

Marcin Misztalski: Jak to jest prowadzić dziś mały, niezależny sklep płytowy?

Wojciech Żdanuk: - Mam z tego powodu ciągle dużo satysfakcji, ale łatwo nie jest. W ostatnich latach mieliśmy sporo perypetii, podobnie zresztą, jak i większość firm. Nie brakuje mi stresu, bo płyty są coraz droższe, czyli teoretycznie trudniej je sprzedać. Okoliczności gospodarcze są dziś niesłychanie trudne i nieporównywalne z żadnym innym okresem mojej aktywności, która sięga początków lat 90. Ale okazuje się, że ludzie nadal kupują muzykę na nośnikach fizycznych i to w każdym formacie. Sprzedaję ją niemal non stop, ale nigdy nie zarobiłem wystarczająco dużo pieniędzy, by sklep jakoś wyraźniej rozwinąć. Z drugiej strony - chyba nie potrafiłbym prowadzić go w bardziej komercyjny sposób, bo repertuarowo wydaje mi się to po prostu nieciekawe.

Reklama

Z czego czerpiesz najwięcej satysfakcji? 

- Nie czuję pełnej satysfakcji w wymiarze medialnym czy monetarnym, bo - nie ma się co oszukiwać - mimo że dla wielu osób jestem znany czy wręcz "legendarny" (co często od nich słyszę), to jednak pozostaję w cieniu tych wszystkich najważniejszych wydarzeń, które mają miejsce w polskiej branży muzycznej. Ale satysfakcja jest, ponieważ niemalże codziennie słyszę, że nasz sklep jest świetny i potrzebny. Ważne jest to, że nie są to najczęściej publiczne wystąpienia, bo z tymi publicznymi komunikatami bywa różnie - nie zawsze są prawdziwe i do końca szczere. Komplementy, które płyną w kierunku Side One, wysyłane są przez samych klientów i pomagały nam w przetrwaniu kryzysów.

Mówisz o pandemii? 

- Dobrze pamiętam moment, kiedy się rozpoczęła... Przez dłuższy czas zastanawiałem się, co mam zrobić, bo były takie dni, że dosłownie wszystko stanęło. Gdy docierałem do swojego sklepu, do centrum Warszawy, na ulicach w godzinach szczytu nie było ludzi. Miasto było puste, a te wszystkie ograniczenia w związku z pandemią cały czas mnie nie dotyczyły. Mogłem więc nadal legalnie prowadzić sklep - tyle, że przez internet. Dużo było tych dni, kiedy otwierałem drzwi sklepu i nikt nie przychodził, no, chyba że kurier po przesyłki. To było specyficzne i nieznane mi wcześniej uczucie. Okazało się, że ludzie mimo niepokoju w dalszym ciągu chcą kupować płyty online i wspierać w ten sposób sklep. Miało być tak trudno, a okazało się, że formuła sto procent online była dla mnie na tyle dobra, że zacząłem się nawet zastanawiać - po co mi lokal na sklep stacjonarny? Po czterech tygodniach pandemii okazało się, że mój biznes miał chyba najlepszą płynność finansową w całej swojej historii. To pokazało, że płyty wciąż są ludziom potrzebne.

I wtedy poważnie pomyślałeś o tym, by zamknąć sklep stacjonarny? 

- Wtedy dużo rozmyślałem na temat samego procesu sprzedażowego, bo widzisz - sprzedaż stacjonarna i kontakt z ludźmi daje mi ciągle dużo radości, ale ma też trochę wad... no bywa z tym różnie. Dosyć często jest to po prostu zbyt czasochłonne, mimo że bezdyskusyjnie i niemalże zawsze przemiłe. W tej chwili (według informacji, które do mnie docierają) większość sklepów online odnotowuje spadki w porównaniu z latami 2020-2021. Rodzi się więc pytanie, co z tym zrobić, by utrzymać się na rynku. Dlatego dla samego Side One sprzedaż dwukanałowa wydaje się w dalszym ciągu rozsądnym rozwiązaniem.

Tym bardziej, że tobie nadal się chce. 

- Tak, a powody są przeróżne. Przede wszystkim sama muzyka, którą oddycham. Ostatnie trzy lata dużo mnie nauczyły - np. tego, że należy jeszcze precyzyjniej operować tym, co się ma, cieszyć się i po prostu mniej narzekać. Nawet jeśli o powody do narzekań dziś nietrudno. Nie brakowało nam wzlotów, ale zaliczaliśmy też bolesne upadki. Dlatego na co dzień staram się być ostrożny - choć w każdym biznesie przynajmniej odrobina ryzyka i odwagi jest wskazana. Można więc powiedzieć, że codziennie ostrożnie ryzykuję. Teraz mamy bardzo dobry moment i oby tak dalej, bo są szanse zamknąć niezwykle trudny rok 2022 z dodatnim bilansem i optymistycznie patrzeć na kolejne miesiące.

Mówisz o tych wzlotach i upadkach. Miałeś moment, kiedy stanąłeś rano przed lustrem i powiedziałeś sobie: "Dobra, zamykam ten rozdział, chyba trzeba się już zwijać"? 

- Aż tak to nie. Jednak sporo rozmyślam o tym, by coś zmienić w życiu, bo mam już swoje lata, a sklep wymaga ode mnie za dużo pracy. Dwa, trzy lata temu mieliśmy szansę rozwinąć skrzydła, poszerzyć naszą ekipę i zamienić lokal na większy, ale narastające okoliczności kryzysowe to uniemożliwiły. Oczywiście nie chcę narzekać, bo lubię to, co robię, ale nie ukrywam, że raz na jakiś czas czuję się po prostu bardzo zmęczony. Na szczęście szybko odżywam. Prowadzenie sklepu jest moim nałogiem, bo ciągle do niego wracam. Ale mam przecież sporo zapasów płyt, więc gdybym zlikwidował sklep stacjonarny, ale w jakimś stopniu wciąż był w branży, plus rozsyłał płyty z domu, to może nawet mógłbym prowadzić jakieś ciekawsze życie. Sklep jest miejscem, które w sensowny sposób uzupełnia polski rynek muzyczny, który - siłą rzeczy - staje się coraz bardziej komercyjny i mainstreamowy. Nie jestem blisko tych dużych wydarzeń i zjawisk, które przynoszą większe pieniądze. Charakter sklepu jest taki od lat i może właśnie dzięki temu funkcjonuje już tak długo.

To świadoma decyzja?

- To nie jest tak, że jestem przeciwny zarabianiu pieniędzy na czymś, w co wkłada się dużo pracy. To chyba bardziej wynika z ograniczeń naszego rynku. Nie jestem też wydawcą płytowym, mimo że od wielu lat ludzie mnie na to namawiają. Może i mógłbym nim zostać... całkiem możliwe, że gdybym się nim stał 10 lat temu, to dziś prowadzilibyśmy zupełnie inną rozmowę. Trudno. Zawsze wolałem się skupiać na płytach w szerszym wymiarze niż na jednym czy dwóch tytułach. Bardzo szanuję tych wszystkich właścicieli małych labeli, bo widzę, jak niektórzy przeradzają je w coś większego. Mam atuty w ręku, by w tę stronę pokierować swój biznes, ale jednak nigdy w to nie wszedłem na sto procent. Owszem, współpracowałem przy wielu tytułach i nawet doradzałem niektórym wydawcom, bo mam wiedzę o pewnych mechanizmach, które działają nie tylko lokalnie, ale i na szerszą skalę.

Płyty też sprzedajesz nie tylko lokalnie. 

- Regularnie wysyłamy je za granicę, ale też nigdy nie ustawiałem sklepu tak, by bardziej szukał zagranicznych klientów. Oni sami w różny sposób do nas trafiają. Np. dlatego, że wielokrotnie wspominano o nas w zagranicznych mediach. Cudzoziemcy odwiedzają nas w sklepie stacjonarnym, będąc akurat w Warszawie, gdy po prostu szukają lokalnych sklepów płytowych. Ludzie mówią, że drugiego takiego w stolicy nie ma - może dlatego, że nasza oferta dynamicznie się zmienia i jest stylistycznie bardzo zróżnicowana. Zawsze staramy się mieć coś nowego, ciekawego i niedostępnego w innym polskim sklepie. Choć kryterium takiej niedostępności nie jest tu najistotniejsze. Klienci mogą w dalszym ciągu odkrywać u nas przeróżną muzykę i to od razu na nośnikach fizycznych. Sam format winylowy, mimo swojej szczytowej obecnie popularności, nie jest dziś tak wdzięcznym nośnikiem, jak dawniej. Płyty są coraz droższe i robi się to z roku na rok coraz bardziej ekskluzywny towar. Jeszcze 10 lat temu ludzie swoje decyzje zakupowe podejmowali zwykle na miejscu - to były ich własne odkrycia lub polecenia sprzedawcy. Teraz jest inaczej. 

Osoby, które nas odwiedzają, w większości przypadków już wiedzą, po co przychodzą i są do tych zakupów przygotowane. Prawie nikt nie musi już niczego odsłuchiwać na miejscu, by sprawdzić dany tytuł - zwykle robi się to wcześniej w internecie. Jeśli ktoś ma zapłacić 150 zł za jedną płytę, to musi być do tego wydatku w jakiś sposób przygotowany, ewentualnie jest przynajmniej fanem artysty lub wydawcy. Mało kto jest w stanie wydać 100-200 zł za płytę, z którą spotyka się nagle w sklepie. To już tak nie działa. Chyba że w sektorze najtańszych płyt, który jest u nas malutki.

W ofercie sklepu jest miejsce na muzykę mainstreamową? 

- Tak, ale nie mam jej za dużo. Nie inwestuję w takie tytuły... być może to brak rozsądku, ale płyty, które teoretycznie powinny być popularniejsze, sprzedają się u nas zwykle gorzej. Pewnie dlatego, że mamy tak wielu klientów, którzy niekoniecznie szukają tych najpopularniejszych czy najbardziej rozpowszechnionych wydawnictw. Nie oznacza to jednak, że nie mamy swoich sprzedażowych hitów.

Mam wrażenie, że raz na dwa lata przez sieć musi przetoczyć się informacja, że wraca płyta winylowa. Co o tym myślisz? 

- Taki wątek rzeczywiście regularnie się pojawia - że to stała tendencja zwyżkowa, że fabryki nie wyrabiają z produkcją winyli i tak dalej. To wszystko prawda, ale doczekaliśmy się czasów, że w podobny sposób zaczynają pisać o płytach CD, bo - mam wrażenie - pogrzebano już ten format, a to nie do końca prawda. Zanosi się na to, że odnotujemy zauważalny wzrost zainteresowania płytami kompaktowymi.

Pogrzebano? Raperzy wciąż potrafią sprzedać naprawdę sporo albumów na kompaktach. 

- Zgoda. Mówię po prostu, że w ostatnim czasie trafiam coraz częściej na zagraniczne publikacje czy słowne doniesienia na temat losów formatu CD, nawet Discogs o tym pisał. Moim zdaniem kompakty nabrały teraz dużo cech, które miały kiedyś winyle - mowa tu np. o walorach kolekcjonerskich. Wiesz, musisz mieć też (jak w przypadku winyli czy kaset magnetofonowych) urządzenie do ich odtwarzania, bo nowe komputery nie mają wbudowanego odtwarzacza. Można powiedzieć, że CD ponownie stało się pełnoprawnym formatem. Spotykam się też z sytuacjami, gdy ktoś tłoczy głównie woski, a kompakty stanowią zaledwie dodatek do pakietu. CD w ten sposób staje się jeszcze bardziej kolekcjonerski niż wersja winylowa danego tytułu. 

Przyglądam się temu z zainteresowaniem. Często w sklepie słyszę: "Zamiast kupić jeden winyl, wolę cztery kompakty". To kwestia ceny, wersja kompaktowa jest zwykle dużo tańsza niż wersja winylowa. Są też tytuły wydawane tylko na CD czy kasecie, to z kolei domena wydawców o mniejszym budżecie. Jestem pewien, że bardzo dużo osób kupuje płyty i nawet ich nie otwiera, bo zapakowane fabrycznie są najbardziej wartościowe pod względem kolekcjonerskim. Posłuchać można przecież w chmurze. Inną sprawą jest to, że o płyty dzisiaj się bardziej dba niż kiedyś, wzrosła kultura obchodzenia się z nimi. Czy można żyć bez winyli, CD i kaset w naszych czasach? Można, ale świat nie potrafi o nich zapomnieć. 

Czytaj także:

Pierwsza na świecie płyta analogowa z bioplastiku może pomóc uratować świat

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy