wiśniosz: "W końcu mam życie takie, jak sobie wymarzyłem" [WYWIAD]

Wiktor Fejkiel

Po supportowaniu Baby Lasagni podczas jego dwóch koncertach w Polsce, wiśniosz ma przed sobą premierę kolejnego nowego singla pt. "szczeniak". Z tej okazji porozmawialiśmy o emocjach związanych z koncertowaniem i planami na drugi krążek.

wiśniosz wystąpił jako support na koncercie Baby Lagasni
wiśniosz wystąpił jako support na koncercie Baby Lagasni@thebart4materiały prasowe

Wiktor Fejkiel: Miałeś przyjemność zagrać ostatnio jako support przed dwoma polskimi występami Baby Lasagni. Jak wrażenia po tak dużych koncertach dzień po dniu?

wiśniosz: - To chyba normalne, ale byliśmy odrobinę zdenerwowani przed, bo nie graliśmy jeszcze przed tak liczną publicznością, a kluby rzeczywiście były wypełnione po brzegi. Natomiast jak już dojechaliśmy na miejsce, było super. Po koncertach zrobiła się długa kolejka do mojego stolika z merchem. Ludzie podchodzili i mówili, jak im się podobało, więc no pozytywne wrażenia.

Uważasz, że muzyka, którą robisz, gdzieś tam odnalazła się wśród publiczności Baby Lasagni?

- Wydaje mi się, że tak. To też jest ciekawe, że po koncertach obserwowałem większy ruch na moich social mediach. Tak jak już też mówiłem, po koncercie bardzo dużo osób podchodziło i mówiło, że im się podobało. Też z naszej obserwacji ze sceny wynikało, że ludzie się rzeczywiście dobrze bawili.

Byłeś w ogóle wcześniej zaznajomiony z występem Baby Lasagni na Eurowizji i w ogóle jego twórczością?

- Szczerze mówiąc, pierwszy raz usłyszałem o nim, jak zgłosił się do mnie booking agent z propozycją supportu. Natomiast siedząc przy tym stoliczku z merchem miałem możliwość podglądać, co tam na scenie się działo podczas występu headlinera i wyglądało to naprawdę imponująco.

26 lipca premierę miał twój singel "babcia sprzedała się za propozycje fotowoltaiki". Z jakim jego odbiorem od tego czasu się spotkałeś?

- Naprawdę dobrym i nie ukrywam, że byłem tym zaskoczony. Ta piosenka jest dość szybka i głośna, a momentami wręcz brudna. Myślałem, że trafi do wąskiej grupy odbiorców, ale byłem w błędzie. Ja się już nauczyłem, że nie jestem w stanie przewidzieć, czy dana piosenka pójdzie dobrze, czy nie. Przykładowo "czuje sie jak w orange county" - wypuszczałem ją z myślą, że będzie grana w radiach i dobrze pójdzie na streamingach, a okazało się zupełnie inaczej. Z kolei z "ciepłą podłogą w łazience o 2 w nocy" było dokładnie na odwrót, robiłem ją bardziej dla siebie niż dla publiczności, a okazała się bardzo popularna. Ale wracając do "babci", nie spodziewałem się, że pójdzie aż tak dobrze.

13.09 premierę ma również już piąty twój tegoroczny singel "szczeniak", dość mocno kontrastujący z poprzednimi utworami. Zbliżamy się już do twojego drugiego krążka?

- Dość dużo się tych piosenek już nazbierało. Mam średnio więcej niż jeden wypuszczany numer na miesiąc od pierwszej opublikowanej piosenki, co jest naprawdę szalone. Każdy z nich jest poniekąd zapowiedzią albumu i zbliża nas do niego. Ja mogę dodać, że krążek jest w fazie przygotowań. W tym momencie trzy piosenki powstają jednocześnie, więc naprawdę prężnie działamy w studiu. Kiedy natomiast wyjdzie? Myślę, że jeszcze parę miesięcy.

"szczeniak" jest dla ciebie szczególnym utworem?

- To jest dla mnie bardzo nowa piosenka. Pod względem tekstu wszystkie moje utwory są raczej dramatyczne, a to jest pierwszy, który jest naprawdę przepełniony tylko taką radością i nadzieją na życie. I to musiało się w końcu wydarzyć, bo po prostu ja jestem o wiele szczęśliwszy, niż jak zaczynałem pisać muzykę. To wszystko świadczy o tym, że to życie mi się układa tak, jak ten mały Mikołajek sobie zawsze marzył. Więc musiało to znaleźć odzwierciedlenie w muzyce. I z tego powstał utwór. Tak naprawdę z chęci wyrażenia tych pozytywnych emocji po raz pierwszy w tak dosadny sposób.

Czy sam tytuł "szczeniak" nie jest zbyt krótki jak na ciebie?

- Wyobraziłem sobie tracklistę z tyłu albumu i uznałem, że będzie to komicznie wyglądać, jeśli wszystkie utwory będą miały takie długie tytuły. Nadal chciałbym się nimi wyróżniać, ale czasem musi się pojawić jakiś prostszy, jak właśnie "szczeniak". A że sama piosenka jest też taka prosta, to uznałem, że będzie fajnie przełamać tę zasadę. Szczególnie refren, który  jest taki do pośpiewania. Cała piosenka opowiada o ważnych dla mnie rzeczach, o tym, żeby zostać sobą i się nie zmieniać niepotrzebnie. Myślę, że tytuł jest też adekwatny bardzo do piosenki, bo ona jest strasznie szczeniacka właśnie.

Wracając jednak na chwilę do poprzednich utworów,  skąd u ciebie tyle odwagi, by tak śmiało śpiewać o problemach?

- Od kilku lat uczęszczam na terapię, która nauczyła mnie, że nie powinienem w żaden sposób się wstydzić tego, co czuję. Takim więc sposobem już od dłuższego czasu to nie jest dla mnie problem, żeby mówić o depresji czy o swojej terapii. Jak ja już pozbyłem się tego wstydu i pozbyłem się tego lęku przed mówieniem o tym, to zdałem sobie sprawę, że dla kogoś naprawdę ważne może być usłyszenie, że ktoś mierzy się z podobnymi problemami. Chciałbym pomóc, sprawić by inni czuli się mniej samotni. Stąd właśnie u mnie ta otwartość na śpiewanie o tym, że potrafi być ciężko i potrafi być źle.

Czyli pisanie jako forma autoterapii?

- Mało rzeczy mnie tak na świecie oczyszcza, jak właśnie pisanie. Jeżeli coś się dzieje złego, jeżeli mam zły humor i usiądę, i napiszę tę piosenkę, to spojrzę na nią, przeczytam i będę dumny. To sprawia, że czuję się o niebo lepiej. Na pewno wtedy idę spać spokojniejszy

Czujesz to, że w twojej twórczości gryzie się trochę ta wesoła muzyka z mrocznymi tekstami?

- Często słyszę to pytanie, czy to jest celowy zabieg. To jest dla mnie absolutnie naturalne, bo ja takiej muzyki słuchałem od dziecka. Podobało mi się od zawsze to, że możesz z siebie wyrzucić te wszystkie najgorsze, najbrzydsze rzeczy, ale śmiejąc się i skacząc w pogo na koncercie.

Wracając do koncertów... uważasz, że muzyka, którą tworzysz, jest stworzona do grania na żywo?

- Wierzę, że tak. Staram się, by moje koncerty były dynamiczne, a samo skakanie na scenie to jedna z moich ulubionych rzeczy. Tak naprawdę z całym zespołem chcemy tej żywiołowej energii tyle przekazać, ile tylko jesteśmy w stanie. Wydaję mi się, że każda żywiołowa muzyka, przy odpowiednim zaangażowaniu wykonawcy, na żywo zyskuje, mam więc nadzieję, że tak jest i w moim przypadku.

Skąd czerpiesz inspiracje do tworzenia? Niektórzy porównują cię do Machine Gun Kelly'iego, sam dorzuciłbym jeszcze Chivasa.

- Porównania do MGK prześladują mnie od początku kariery. Jak ktoś chce mnie obrazić w internecie, to to jest pierwsza rzecz, którą pisze w komentarzach (śmiech). Jak to u mnie wygląda? Wszystko to są fale pop-punku 2000-2010-2020. Moim ulubionym zespołem emo obecnie jest Hot Mulligan, którzy po latach przejęli pałeczkę po The Front Bottoms oraz The Story So Far, więc oni też na pewno pełnią dla mnie jakąś wielką inspirację. Ale myślę, że ogólnie pop-punkowe emo bandy to moje źródełko inspiracji.

Na sam koniec, jaki byłby twój wymarzony feat z polskich twórców?

- Ja sobie z jakiegoś powodu wymarzyłem Young Leosie. Chyba po prostu dlatego, że to takie absurdalne, plus ma taki uroczy głos. Nie wiem, ale manifestuję to już od dłuższego czasu (śmiech). Poza tym, myślę, że może rzeczywiście Chivas byłby kimś ultra ciekawym, z kim mógłby powstać sensowny kawałek. Aczkolwiek, tak jak mówię, nie zastanawiałem się nad tym nigdy jakoś szczególnie, bo w mojej głowie na miejscu wymarzonego feata od dawna była Młoda Leokadia.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas