Turbo: Cały czas pod prąd

Poznańska grupa Turbo to jedna z legend rodzimego heavy metalu, a utwór "Dorosłe dzieci" to jeden z największych przebojów lat 80. W mgnieniu oka minęło 30 lat Turbo na scenie, o których podsumowanie Michał Boroń poprosił Wojciecha Hoffmanna, gitarzystę i założyciela formacji.

Wojciech Hoffmann (Turbo)
Wojciech Hoffmann (Turbo)fot. Michał Dzikowski / www.spodsceny.pl

Pamiętasz pierwszy koncert Turbo? Gdzie się odbył? Kiedy to było dokładnie? Co graliście - swoje numery czy covery?

- Tak, pamiętam ten koncert doskonale. To było 23 kwietnia 1980 roku w klubie studenckim "Trops" w Poznaniu. To łatwa data do zapamiętania, bo tego dnia są imieniny Wojciecha, a w zespole oprócz Henia Tomczaka (założyciela Turbo), było aż trzech Wojtków i nawet kierowca estradowego "Robura" (samochód z NRD do przewozu osób i sprzętu - przyp. red.) miał na imię Wojtek. To zabawne, powinniśmy się przecież nazywać Wojtek (śmiech)...

- Turbo nie miało wtedy jeszcze sprecyzowanego repertuaru. I graliśmy covery Hendrixa, Queen, Free i jeszcze inne, nie pamiętam już czyje. Zabawa była wspaniała. Nasz ówczesny wokalista Wojtek Sowula to chyba najbardziej energiczna i energetyczna postać tamtych lat. Niestety, poza genialnym show, jakie robił, niekoniecznie dobrze śpiewał, raczej deklamował. To właśnie on był prekursorem rapu w Polsce (śmiech)!

Który wasz koncert masz w pamięci jako ten najlepszy, najbardziej wyjątkowy?

- Myślę, że było tego sporo. Podczas pierwszej Metalmanii jak Turbo zaczęło grać, to wszyscy redaktorzy olali nas i poszli sobie do kawiarenki na piwo. Ktoś wpadł potem nagle do tej cholernej kawiarenki i powiedział: "Idźcie zobaczyć, co się dzieje na scenie!". A my waliliśmy jak Ruscy z armat do Niemców (śmiech). Graliśmy nasze wtedy nowo narodzone "dziecko Szatana", czyli "Kawalerię". Było ostro i bezkompromisowo. Turbo wtedy się odnalazło i zaczęło ostro mieszać na metalowym rynku.

- Potem jeszcze genialny koncert w Jarocinie, w 1987 roku. Występowaliśmy po Niemenie. Czesław pięknie nas zapowiedział i poszło. Dwie i pół godziny ostrego grania i genialnego przyjęcia. Kilka bisów. A po śmierci Niemena Paweł Kukiz opowiadał w radio o tym koncercie, że Niemen zagrał wspaniale, to prawda, i weszło jakieś Turbo i spieprzyło cały nastrój... Cokolwiek kontrowersyjna wypowiedź...

- Potem genialna trasa z Kreatorem po Węgrzech, zupełnie coś kosmicznego w tamtych czasach. My i Kreator na jednej, wspólnej scenie i trasie. Było tak dobrze, że dali nam nawet cały prawie backline. Zobaczyliśmy zupełnie inny, nieznany dotąd świat. Wprawdzie Węgry to też była komuna, ale wszystko tam było lepsze, bardziej kolorowe. Te kluby, stadiony, sale, hotele. I nagle staliśmy się innym zespołem. Dotarło do naszej świadomości, kim jesteśmy i co sobą prezentujemy.

- Niestety, ktoś po drodze to spieprzył i jeszcze wziął za to kupę kasy. Bo rozwiązanie kontraktu ze strony wytwórni wiązało się z dużym odszkodowaniem. To był duży kontrakt na pięć płyt, grubości dobrej książki. My nie dostaliśmy nic!!!

Przed wami koncert jubileuszowy z okazji 30-lecia - 18 września w warszawskiej Progresji. Możesz ujawnić jak będzie wyglądał? Mówiłeś nam o pomysłach na gości, byłych muzyków Turbo. Coś się udało załatwić?

- Ten koncert to jeden z wielu koncertów rocznicowych, przynajmniej mam taką nadzieję. Myślę, że będzie to wyjątkowy koncert, bo pierwszy i w tak doborowym towarzystwie. Nie będzie jednak on wyglądał tak, jak sobie to wymyśliłem.

- Chciałem zaprosić do udziału w nim wszystkich żyjących muzyków. Mówię żyjących, bo Marek Olszak, który był kiedyś perkusistą, zginął parę lat temu w wypadku. Ludzi przewinęło się tak wielu, że chyba zrezygnujemy z takiej formy tzn. żeby wszyscy grali. To byłoby zbyt długie w przygotowaniu i zbyt drogie przedsięwzięcie. Nie mamy sponsora na tą okoliczność... Cóż, nie jesteśmy tak medialni jak dzisiejsi celebryci "szcząłbiznesu"!

- Na tym koncercie zagramy utwory ze wszystkich płyt, które Turbo dotychczas nagrało. Tak więc pojawią się nigdy dotąd nie grane na koncertach utwory i to będzie ta wyjątkowość. Planujemy zrobić koncert w Poznaniu skąd jesteśmy i wtedy zaprosimy wszystkich muzyków na niezłą balangę....

Razem z wami zagrają m.in. Primal Fear i Tim "Ripper" Owens. Co o nich sądzisz, czy orientujesz się może czy znają oni twórczość Turbo?

- Nie sądzę, żeby znali naszą twórczość. Nikomu z Polski nie zależy na promowaniu swoich artystów na świecie. Udaje się to tylko tym, którzy swoimi prywatnymi kanałami przekazują swoją twórczość w świat. Gwiazdy, z którymi gramy mają nad nami geograficzną przewagę i tylko taką. Po prostu nie urodzili się w Polsce, dlatego są znani.

- Nawet nasza wytwórnia olewa centralnie, jak to się teraz mówi, promocję nie tylko w kraju, ale i na świecie. Człowiek, który jest za to odpowiedzialny, kilkoma telefonami załatwiłby nam najważniejsze festiwale, ale ma to głęboko w.... otchłani i dlatego jest, jak jest. To temat rzeka, a raczej morze... A zespoły są OK - to bardzo dobre kapele.

Przez Turbo w ciągu tych 30 lat przewinęło się prawie 20 muzyków. Mówiłeś, że te zmiany składu to twoja wina...

- Tak. W zasadzie to ja zawsze decydowałem, kto miał zostać, a kto musiał odejść. Nie zawsze koledzy rozumieli istotę zawodowego grania. Niektórzy myśleli, że to ciągła impreza i balanga, a praca to tylko półtorej godziny koncertu. Zapominali, że gdyby normalnie pracowali, to siedzieliby po osiem godzin w jakiejś cholernej pracy.

- Wydawało im się, że tutaj tego nie trzeba. I się mocno mylili. Bo to taka sama ciężka robota jak każda inna. Jeśli nie ma koncertów, to trzeba ćwiczyć i się rozwijać. Ćwiczyć utwory, żeby nie wyjść z wprawy. Niestety, do dzisiaj często zapomina się o takim właśnie modelu zawodowego grania.

Z takich najbardziej znanych nazwisk w zespole byli m.in. Litza i Tomek Goehs, którzy pod koniec lat 80. brali udział w nagrywaniu angielskojęzycznych płyt "Epidemic" i "Dead End". Jak oceniasz ten etap?

- Etap z Litzą to już była inna kapela. Troszkę wtedy odpuściłem, a nie powinienem, i poszło to w innym kierunku niż miało. Turbo powinno jednak pozostać przy tradycyjnym metalu. Być może inaczej potoczyłaby się nasza, nazwijmy to ironicznie, kariera. Byli to jednak znakomici muzycy. Litza przerastał swoją inteligencją i niewyobrażalną, ogromną wręcz osobowością wszystkich rockowców w naszym kraju.

- To była megapostać, która po tamtej stronie namieszałaby nieziemsko. Robert jednak wybrał inną opcję na życie. Najważniejsze, że jest szczęśliwy z tym, co robi, bo to przecież o to chodzi w życiu. Do tego człowiek zawsze dąży... do szczęścia! Byliśmy w tym składzie bardzo mocni. Moc i świeżość!!!

Czy twoim zdaniem Turbo miało szansę na karierę na Zachodzie? A jeśli tak, to dlaczego do niej nie doszło?

- Szanse były chyba spore. Niestety, nikt nie chciał zainwestować w brak paszportów, w niedyspozycyjność kapeli. A takie to przecież były czasy. Pomimo trzech bardzo dobrych kontraktów, ktoś dał tzw. d...y i skończyło się na klapie. A było bardzo blisko. Byliśmy bardzo dobrze postrzegani na Zachodzie. Nasze płyty były oceniane bardzo wysoko w zachodnich metalowych czasopismach. U nas jeszcze takowych nie było.

- Ale cóż nie czas roztkliwiać się nad sobą, tylko ciągnąć do przodu. Niestety, cały czas pod prąd, bo metal w Polsce jest postrzegany ciągle jak coś złego, prostackiego... To jakaś paranoja...

Czy jest jakiś muzyk, którego byś koniecznie chciał mieć w składzie Turbo?

- Nie. Nie chciałbym już żadnych zmian. Ale przecież nic nigdy nie wiadomo. Po reaktywacji chciałem utrzymać oryginalny skład, ale niektórzy koledzy mieli chyba zbyt wysoko podniesione głowy i się nie udało. Teraz jest OK.

Ile razy grałeś "Dorosłe dzieci" i czy nie masz czasem dość tego numeru?

- Myślę, że z tysiąc razy. Ale nie mam dość tego utworu. Bardzo go lubię i lubię go grać. Od razu czuję się jak małolat. Czuję atmosferę tamtych lat, lat 80. To w końcu mój największy przebój.

Pewną ciekawostką może być fakt, że tekst "Dorosłych dzieci" napisał Andrzej Sobczak, autor także "Przeżyj to sam" Lombardu i "Daj mi tę noc" popowej grupy Bolter, jednego z weselnych hitów.

- To chyba jego najważniejszy tekst i niestety ciągle aktualny. Kiedyś było prościej i wiadomo było, gdzie jest wróg... A dorosłe dzieci mają dalej żal...

Dziękuję za rozmowę i kolejnych 30 lat na scenie życzę!

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas