Reklama

Tomasz Budzyński (Armia): Gramy to, co się nam podoba

31 stycznia 2005 roku do sklepów trafiła kolejna płyta Armii, zatytułowana "Ultima Thule". Zasłużona dla polskiego rocka formacja ma od dobrych kilkunastu lat wyrobioną markę na scenie niezależnej. Przed nagraniem "Ultima Thule" w zespole zaszła zmiana na stanowisku perkusisty - Beatę Polak zastąpił Maciej "Ślepy" Głuchowski, grający wcześniej m.in. w Acid Drinkers, Sweet Noise i Dump. Lider, wokalista i autor tekstów Tomasz Budzyński spotkał się z Michałem Boroniem, by odpowiedzieć na pytania o nowej płycie. "Budzy" podzielił się także refleksjami na temat swoich muzyczno-literacko-filmowych inspiracji.

Co dla ciebie oznacza tytułowy "Ultima Thule" (kraniec świata)? Czy chodziło ci o jakieś miejsce w sensie geograficznym, czy raczej stan ducha, umysłu?

Oczywiście jest to metafora, symbol rzeczywistości duchowej człowieka. "Ultima Thule" to w średniowiecznej wizji świata kraniec tego świata. Na końcu jest wyspa, która się nazywa Ultima Thule. Parafrazując, jeżeli życie ludzkie można określić jako wędrówkę duchową, to można znaleźć się na końcu świata, dojść do takiej tajemniczej wyspy, która tam leży, za którą jest tylko ocean, albo jakaś przepaść.

Reklama

Jest to pewien symbol duchowej rzeczywistości człowieka, którą opisuję w tekstach na tej płycie.

Masz takie miejsce geograficzne, o którym mógłbyś powiedzieć, że to jest twoje "Ultima Thule"?

Nie. To jest raczej rzeczywistość duchowa, która rozgrywa się w psychice. Geograficznie kiedyś mówiono, że to jest jakaś Islandia lub coś takiego. Być może istnieje taka wyspa dla każdego człowieka, i geograficznie i duchowo, ale ja jeszcze nie zastanawiałem się nad tą geografią. Może Nowa Zelandia?

Pewnie ze względu na "Władcę pierścieni", gdzie ten film był kręcony?

Tak, wydaje mi się, że przez to ta Nowa Zelandia jakoś się "przybliżyła" do świata.

Kiedy rozmawialiśmy ostatnio, mówiłeś, że podczas sesji do "Pocałunku mongolskiego księcia" powstało tyle materiału, że mieliście gotowe prawie pół płyty. Możesz powiedzieć, co wówczas powstało z rzeczy, które trafiły teraz na "Ultima Thule"?

Fragment tytułowej suity był już gotowy, utwór "Zła krew", a także "Echo". Tylko oczywiście nagraliśmy je od nowa.

Dużo zmieniliście w stosunku do tego, co było?

Niewiele. Można powiedzieć, że ciekawe riffy waltorni wymyślone przez "Banana" sprawiły, że utwory były minimalnie zmienione, ale główne riffy, zwrotka, refren pozostały te same.

"Ultima Thule" nagraliście z Maciejem "Ślepym" Głuchowskim na perkusji. Jaki jest jego status w zespole, skoro przyszedł niejako w zastępstwie za Beatę Polak, która obecnie wychowuje syna? Czy to czasowa zmiana, czy też jest on pełnoprawnym członkiem grupy?

Jest pełnoprawnym muzykiem zespołu Armia. Beata teraz już nie gra z nami.

A jeśli się okaże, że za np. dwa lata syn Beaty będzie już odchowany, to co wtedy się stanie?

Tego nie wiem. Teraz gra "Ślepy", a potem zobaczymy, jak to będzie. W każdym razie gra się nam z nim bardzo dobrze. Wykazał się bardzo czadowymi umiejętnościami. Gra trochę inaczej niż Beata, w taki sposób bliższy "Stopie", który kiedyś grał w Armii.

Czy nagrania z zespołem Budzy i Trupia Czaszka były dla niego swego rodzajem przetarcia przed Armią?

Na pewno. Ale nie traktowałem tego jako testu. Granie w Armii jest trochę inne, bo nasze utwory mają o wiele bogatszą aranżację. Utwory Trupiej Czaszki z założenia miały być proste jak drut, bez żadnych ozdobników, surowe - po prostu czad i do przodu. Dlatego było to coś innego. Niemniej jednak grał przecież z Popcornem i ze mną, czyli członkami Armii.

Rzeczywiście był to taki przedsmak tego, co później zagrał z Armią. To są rzeczy o wiele trudniejsze. W Trupiej Czaszce trzeba po prostu dać z siebie wszystko, w jak najprostszy sposób. A gra w Armii wymaga już pewnej finezji.

Ale też trzeba dać z siebie wszystko.

(Śmiech). No jasne, i dlatego się starał. Zresztą bardzo dobrze, jestem z niego bardzo zadowolony.

Płytę otwierają "Biesy (P.A.F.)". Muzykę oparliście na "Sato sato" niemieckiej grupy D.A.F., od której rozpoczął się rock industrialny. W waszym wykonaniu to po prostu "zwykły" numer Armii. Skąd pomysł na sięgnięcie po twórczość D.A.F.?

Przy nagrywaniu tego utworu "Biesy" próbowałem różnych wokaliz i w końcu stanęło na tym, że zacząłem sobie nucić "Sato, sato". Przypomniało mi się, że to był pierwszy utwór z płyty "Alles ist Gut", bardzo dobrej zresztą, zespołu D.A.F. z lat 80. Niedawno sobie kupiłem ten kompakt i jestem bardzo zadowolony.

Nagle mi to bardzo przypasowało, pomyślałem sobie, że to bardzo pasuje. Oczywiście napisałem odnośnik, że pomysł wokalny (ale tylko wokalny, bo muzyka jest nasza) jest wzięty od tego zespołu. Słucham takiej muzyki często, bo to są w końcu moje czasy. Słuchałem kiedyś tego więcej.

W takim razie jakie są twoje zapatrywania na rock industrialny? Podoba ci się na przykład Rammstein?

Bardzo mi się podoba. Abstrahując od przekazu, ale muzyka... We are livin' in Amerika (śpiewa). Ten numer jest bardzo śmieszny, do tego ma kapitalny teledysk - po prostu mnie rozwalił (śmiech). Young Gods, Ministry, tego typu kapele także mi się podobają. Lubię taką muzykę.

A nie myśleliście, żeby jakieś elementy idustrialu wykorzystać u siebie?

My się nie zastanawiamy nad tym, co będziemy grać. Jak powstaje płyta, to my gramy to, co nam wychodzi. Ktoś przynosi riff, Popcorn czy Paweł [Klimczak, gitarzysta Armii - przyp. red.], i jeśli to żre, to gramy. Nie zastanawiamy się, czy to jest industrial, metal, czy hard rock. To jest wszystko jedno.

Chcę tu powiedzieć, że płyty Armii nie biorą się nigdy z założenia. To nie jest tak, że ktoś siada i mówi: "O, a teraz gramy w takiej koncepcji". Nie, po prostu gramy to, co się nam podoba.

Chodziło mi o to, że skoro podoba ci się takie industrialne granie, to mogły te wpływy trafić na "Ultima Thule".

(Śmiech) No wiem, ale cała płyta nie jest taka. I ten pierwszy utwór nie kojarzy się z D.A.F.-em czy Ministry.

Z racji tytułu skojarzenia biegną w stronę Tolkiena. Przy czytaniu tekstów mnie osobiście nasunęły się jeszcze tak różne postaci, jak Jim Morrison ("Echo") i Bruno Schulz ("Ulica jaszczurki"). Czy ci twórcy są ci w jakiś stopniu bliscy? Czujesz z nimi pewien rodzaj artystycznego pokrewieństwa?

Dobrze, że to powiedziałeś. Zgadza się. Na pewno Bruno Schulz jest jednym z moim ulubionych pisarzy polskich. A "Sanatorium pod klepsydrą" i "Sklepy cynamonowe" to moje najbardziej ulubione książki. A zespół The Doors bardzo lubię, więc pokrewieństwo jest oczywiste.

Ale tak naprawdę to według mnie atmosfera tekstów najbardziej przypomina Dostojewskiego. Jest to bardzo mroczne zmaganie się ze swoją duszą. Przyrównałbym tę płytę momentami także do Nicka Cave'a.

Jeśli chodzi o teksty, to pojawiają się także inne inspiracje literacko-filmowe. Bo w "Poza prawem" mamy pułkownika Kurtza z "Jądra ciemności" Conrada, w "Strzałach znikąd, chłopcach stąd" są Paragon i Cegiełka, z kolei fragment "Ultima Thule" "Światłem ciała jest oko" to cytat z Ewangelii. Opowiedz o tych inspiracjach. Co ostatniego ciekawego widziałeś lub czytałeś, co miało wpływ na liryki z "Ultima Thule"?

W mojej twórczości jest mnóstwo cytatów. To, co piszę, biorę ze swojego życia, ale inspirują mnie także dokonania artystyczne innych ludzi. Oglądam filmy, czytam książki. Wiadomo, że nie przepisuję książki, tylko pojawia się cytat. Wtedy jest to powiedziane najbardziej wprost.

"Strzały znikąd, chłopcy stąd" to utwór mówiący o młodości, która może się tragicznie skończyć. Mówiąc szczerze, ta piosenka to takie epitafium dla moich kolegów, którzy umarli będąc nastolatkami. Byli takimi chłopakami, z którymi siedziałem na murku. Zamiast dzisiaj żyć, mieć rodziny, dzieci, cieszyć się życiem, oni umarli.

Taki Paragon i Cegiełka, takie łobuziaki z filmów i książek Bahdaja, to są takie postacie archetypowe dla mnie. Mimo takiej wesołkowatości to jest to poważny utwór.

Też byłeś takim Paragonem czy Cegiełką?

Byłem chłopakiem z podwórka, który siedział na murku, palił papierosy i nie chodził do szkoły. Tylko że ja żyję, a moi koledzy nie. Nagle przypomnieli mi się oni wszyscy. Narkotyki, które były inne niż dzisiaj... To łączyło się ze wstrzykiwaniem sobie w żyłę jakiś potwornych świństw. I teraz oni nie żyją. Chciałem chociaż napisać o tym piosenkę.

Myślę, że nie było to celowe, ale w "Poza prawem" słyszę "po zaprawę". To trochę jak z tą piosenką o Rydzyku, o której mówiłeś podczas spotkania na CZATerii [w "Strzałach znikąd, chłopcach stąd" Budzyński śpiewa "ryzyk fizyk metafizyk", co fani przekręcili na "Rydzyk" - red.]. Myślę, że ten utwór mógłby trafić jako podkład do jakiegoś socrealistycznego dokumentu o budowie np. Nowej Huty.

(śmiech) Potraktuję to jako żart. Piosenka jest bardzo poważna. Dotyczy ludzkiej wolności, rozumianej często w różny sposób. Jest to utwór o pragnieniu człowieka, by być wolnym. Uważam, że każdy człowiek ma zapisane w sercu takie pragnienie i tęsknotę. Jesteśmy przykuci łańcuchami do różnych rzeczy i robimy to, czego nie chcemy. Jesteśmy niewolnikami.

Ale jest pragnienie w sercu by być wolnym. Niektórzy chcą to realizować, jak taki pułkownik Kurtz z "Czasu Apokalipsy", co skończyło się tragicznie. Są różne sposoby, by się uwolnić.

Porozmawiajmy o utworze tytułowym. Myślę, że dla wielu osób może to być spore zaskoczenie. Według waszych zapowiedzi "Ultima Thule" to suita w stylu Pink Floyd z lat 70...

Wręcz przełomu lat 60. i 70. Takiej bardzo wczesnej psychodelii, w stylu płyty "Ummagumma", gdzie jest bardzo podobny zabieg formalny. Suita "Ummagumma" składa się z utworów, które oddzielnie robił każdy z muzyków.

W waszym przypadku też tak było, że każdy robił swoje partie oddzielnie?

Dokładnie. Początek i koniec gra cały zespół, ale resztę robiliśmy oddzielnie. Ta dłuższa forma, 30 minut, jest niespotykana w naszym zespole. Nigdy czegoś takiego nie było w Armii. Ale były takie plany, nawet bardzo dawno. Z Robertem Brylewskim o tym rozmawialiśmy po płycie "Legenda".

Był zamiar zrobienia czegoś takiego do słów Samuela Becketta. Były nawet koncerty, gdzie graliśmy jakieś takie psychodelie, a ja recytowałem teksty z książki Becketta. Były też próby, ale rozstaliśmy się z "Brylem", no i w sumie szkoda, że tego nie zrobiliśmy.

Dopiero dzisiaj się udało, ale tym razem to są moje teksty. A Beckett pojawił się na płycie "Triodante".

W jakiej kolejności pojawiają się poszczególne partie na "Ultima Thule"?

Najpierw jest ten temat przewodni, którym się później całość kończy. Później "Ślepy" i Kmieta, bas i perkusja, sobie wspólnie grają, potem jest część gitarowa w stylu - jak ja bym to nazwał - Tortoise, zrobił ją Paweł Klimczak. Później wchodzi "Banan", prawie jak Tangerine Dream (śmiech), dalej jest moja część i Popcorna z gitarą akustyczną, a potem wraca główny temat.

Czy są jakieś szanse, że suitę będzie można usłyszeć w całości na koncertach? Czy może dopuszczacie możliwość, że pojawi się np. jej fragment?

Nie widzę na razie takich szans. Wolałbym zrobić inaczej - zorganizować serię koncertów (albo chociaż ze dwa), na zasadzie, że zespół gra tylko suitę "Ultima Thule". W formie jeszcze bardziej rozbudowanej, typu improwizacje. I wtedy by się obeszło bez grania innych utworów. Chciałbym coś takiego zrobić, że ludzie będą mogli sobie usiąść...

Może w teatrze, cholera wie? Wiąże się z tym pewne ryzyko, bo ludzie zawsze domagają się, by zagrać Armię, a na koniec jeszcze Siekierę (śmiech).

Pojawiają się określenia, że "Ultima Thule" jest apokaliptyczna. Sam zresztą mówiłeś, że płyta jest bardzo mroczna. Jak się czujesz w roli budzącego lęki?

Nie czuję się osobą, która ma wzbudzać strach. I nie jest to moim zamiarem. Jestem gotowy porozmawiać sobie z każdym. Chciałbym wzbudzić refleksję, a nie strach.

Czym się różnią utwory "Nocny lot" i "Nocny lotnik"? Czy to faktycznie są dwa odrębne kawałki? Który w końcu trafił na wersję digi-pack "Ultima Thule"?

To są dwa oddzielne utwory, całkowicie inne. "Nocny lotnik" to taka krótka balladka, z lekka demoniczna. Natomiast "Nocny lot" powstał podczas sesji do "Pocałunku mongolskiego księcia" i miał się znaleźć na tej płycie jako bonus. Niestety, jakość nagrania okazała się niedobra i trzeba było nagrywać to jeszcze raz. Ale nie było już na to czasu, bo płyta szła do produkcji. To fajna piosenka, ale odstawała pod względem brzmienia.

Na digipacku znalazł się "Nocny lotnik", ale nie jest opisany na okładce. Drugim dodatkowym utworem jest "Dobra śmierć". Miał być też teledysk do "Poza prawem", ale okazało się, że nie ma miejsca, bo płyta jest tak długa, że żaden klip się nie zmieści.

Lubisz wprowadzać takie małe zamieszanie? Bo przecież zespół Soundrops, o którym ostatnio kilka razy wspomniałeś, mówiąc, że to amerykańska rewelacyjna grupa, tak naprawdę nie istniał. Co chcesz osiągnąć przez tego typu działania?

To jest amerykańska kapela z lat 60., która gra po angielsku, utwory bardzo podobne do twórczości zespołu Armia (śmiech). Żartuję. Jest to zespół z Poznania, który gra numery Armii po angielsku w takiej wersji, jakby to byli Beatlesi albo Simon & Garfunkel. Efekt jest piorunujący. Brzmi to rewelacyjnie! Ten koleś ma świetny akcent, grają na akustycznych gitarach, z bębenkiem. Szukam dla nich wydawcy.

Myślałem, by zrobić jakąś taką akcję - wziąć winyle, postarzyć je i powiedzieć: Patrzcie, jakiś nieznany zespół. Ale to jakieś podobne do Armii! Weź, przetłumacz teksty. Wszystko zerżnął! (śmiech) Chcieliśmy zrobić taki żart. Mam nadzieję, że Soundropsi niedługo ujrzą światło dzienne.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Budzyński | Armia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy