Reklama

Swiernalis: Sztuka polega na otaczaniu się chaosem

- Nie potrafiłbym pisać przez osiem godzin, jak w zakładzie pracy, potem wracać, odbijać kartę i żyć własnym życiem. U mnie wychodzi to naturalnie - mówi w rozmowie z Interią Paweł Swiernalis. Muzyk opowiedział nam m.in. o całym procesie nagrywania "Draumy" oraz o tym, dlaczego zdecydował się tworzyć kolejne nowe utwory w języku polskim.

- Nie potrafiłbym pisać przez osiem godzin, jak w zakładzie pracy, potem wracać, odbijać kartę i żyć własnym życiem. U mnie wychodzi to naturalnie - mówi w rozmowie z Interią Paweł Swiernalis. Muzyk opowiedział nam m.in. o całym procesie nagrywania "Draumy" oraz o tym, dlaczego zdecydował się tworzyć kolejne nowe utwory w języku polskim.
- Pierwszy album był bardzo dobrym przetarciem szlaku, niektórzy nazywają to karierą, a ja determinacją i robieniem swojego - mówi Swiernalis o "Draumie" /Patrycja Wanot /materiały prasowe

Swiernalis, działający w przeszłości pod pseudonimem Lord & The Liar, to autor tekstów, wokalista, instrumentalista i kompozytor. Jego debiutancki album, wydany pod własnym nazwiskiem - "Drauma" - ukazał się jesienią 2016 roku. Artystę wspierają również Szymon Siwerski (klawisze, klarnet) oraz Jacek Wieczorkowski (perkusja).

W czerwcu 2017 roku Swiernalis z piosenką "Dzikie palmy" miał pojawić się na Festiwalu w Opolu. Wszystko dzięki jego zwycięstwu w opolskich eliminacjach, w trakcie których pokonał m.in. Jabłonkę, Edytę Górecką, Felix The Baker i Vyspę. Muzyk wraz ze swoimi kolegami otrzymał wysokie oceny od dziennikarza Trójki Piotra Stelmacha oraz Meli Koteluk.

Reklama

Niedługo później wokół tegorocznego festiwalu w Opolu wybuchło ogromne zamieszanie, co doprowadziło do rezygnacji kilkunastu artystów. Swiernalis również wystosował oświadczenie, w którym przyznał, że po długich rozważaniach, postanowił nie brać udziału w festiwalu.

Wywiad z Pawłem odbył się tuż przed wybuchem całego konfliktu wokół Festiwalu w Opolu. Wtedy jeszcze nie mieliśmy pojęcia, że kilkanaście dni później miasto wypowie Telewizji Polskiej umowę, a cała impreza się nie odbędzie (lub odbędzie się w późniejszym terminie). W tamtym czasie porozmawialiśmy m.in. o wspomnianych kwalifikacjach do Debiutów, o których Paweł mówił następująco:

- Jesteśmy tym mega zajarani i także tym, że będziemy mogli dołożyć cegiełkę do tego, co jest nam zupełnie obce. Nie wiemy, czego się spodziewać i nie wiemy, jak się nastawiać.

- Życie jest krótkie i nie można wszystkiego przyjmować jako status quo, więc czemu nie spróbować czegoś zmienić i my próbujemy. Nie wiem, czy to dobry pomysł czy zły, to nie są kategorie, w których to należy rozstrzygać. To na pewno ciekawe doświadczenie.

Ponadto Swiernalis miał nadzieję, że uda mu się przekonać w Opolu do siebie nową grupę słuchaczy oraz cieszył się, że został doceniony przez jury:

- To jest bardzo ujmujące, bo Mela Koteluk, Piotr Stelmach i Krzysztof Dominik są osobami, które bardzo szanuję, zarówno jako twórców, jak i odbiorców. Naprawdę jest mi bardzo miło, że swoje ważne głosy oddali właśnie na nas.

Poniżej możecie zapoznać się natomiast z resztą wywiadu, który nie uległ dezaktualizacji:

Daniel Kiełbasa, Interia: W kwietniu wystąpiłeś na poznańskim Spring Breaku. Był to twój trzeci koncert na tej imprezie. Jak ci się grało w tym roku?

Swiernalis: - Świetnie. Ciekawe jest to, że po raz trzeci występowałem w tym samym miejscu i to mnie bardzo cieszy, bo bardzo lubię Scenę na Piętrze. Przez te trzy lata widziałem Spring Break z różnych stron. Trzy lata to jest bardzo dużo czasu. Widać, jak wszystko się zmienia, chociażby nasze podejście do tego, co robimy, podejście organizatorów do Spring Breaka i jak to wszystko kwitnie z obu stron. Było to znamienite doświadczenie i mam nadzieję, że za rok znowu uda mi się tam zagrać z innymi projektami.

Zaraz po premierze "Draumy" mówiłeś, że jeszcze za wcześnie na podsumowania związane z płytą i musi upłynąć rok, a może nawet i więcej czasu, aby ocenić odbiór twojego albumu. Czy to już jest ten moment?

- W pewnych kręgach płyta się przyjęła i jest konkretne grono fanów, które stało się potężnymi odbiorcami, którzy w swoim umyśle i swojej sferze odbioru muzyki, wygospodarowali dla mnie miejsce. Uważam, że pierwszy album był bardzo dobrym przetarciem szlaku, niektórzy nazywają to karierą, a ja determinacją i robieniem swojego. Myślę, że gdybyśmy za rok rozmawiali na ten temat, to miałbym jeszcze inne zdanie, ale na obecną chwilę jestem zdania, że nie zmieniałbym na płycie wiele. Może okładkę... Chociaż też nie.

Zostańmy na chwilę przy "Draumie". Napisałeś ją w całości po polsku. Tworzenie w rodzimym języku przyszło naturalnie, czy musiałeś się do tego przekonywać? Początkowo, jako Lord & The Liar, pisałeś wyłącznie po angielsku, stąd zastanawia mnie spora zmiana, jaka zaszła w twojej twórczości.

- Zaczęło się od tłumaczenia paru swoich piosenek na język polski. W pewnym momencie zauważyłem, że ma to sens i że da się to przełożyć. Po angielsku, jak sam pewnie się orientujesz, pisze się bardzo łatwo. Nikt cię nie rozlicza, że w tekście masz kochanie czy miłość, a po polsku brzmi to mega słabo. Tak jak napisał Piotr Stelmach w swoim uzasadnieniu: "za walkę z czymś tak trudnym jak język polski". Myślę, że warto podejmować tę walkę, bo mamy język bardzo chłonny i piękny. Strasznie ciężki jeżeli chodzi o śpiewanie, ale warty tego wysiłku, który się w niego wkłada. A jak już podjąłem decyzję, że nagrywam całą płytę, to nie miałem wątpliwości, że będzie ona stworzona w języku polskim. Miłość do ojczystego została odnowiona. Wcześniej odbierałem go jako język, który można przekazać bardziej w prozie.

A jakiś wpływ na ostateczną decyzję o wybraniu języka polskiego miał koncert w Korei Południowej, kiedy zaśpiewałeś tam na jednym z festiwali. Nie pojawił się u ciebie tok myślenia "skoro Koreańczykom się spodobało, to Polakom też przypadnie do gustu"?

- W Korei zaśpiewałem jedną czy dwie piosenki po polsku, jako taką ciekawostkę, bo stojąc tam na ulicy i słysząc tych ludzi, nie wiedziałem, czy kogoś obrażają, czy mówią coś śmiesznego. Ich język jest przepiękny i pewnie tak samo dla Koreańczyków brzmi język polski. Czy miało to wpływ? Nie wiem, to chyba był moment, kiedy byłem już w trakcie pisania po polsku.

Powiedziałeś, że nie byłbyś w stanie pisać w taki sposób, jak chociażby Artur Rojek, czyli siadać codziennie, jak na etacie i pisać, cokolwiek by się nie działo w twoim życiu. Takie wypowiedzi mogą świadczyć, że raczej nie zostaniesz ghostwritterem.

- Ostatnio zacząłem współpracować z kilkoma artystami, którzy chcieli, aby ktoś podjął się napisania dla nich tekstu, ale przyznaję, że jest to trudne i wymaga sporo czasu, a ja jestem leniem, no i jak wspomniałeś, piszę teksty bez jakiegokolwiek planu. Zapiszę sobie jedno zdanie gdzieś na telefonie, wracam do niego po miesiącu i okazuje się, że na kanwie tego zdania da się napisać piosenkę, albo mi się wydaje, że da się to zrobić. Według mnie sztuka polega na otaczaniu się chaosem. Nie potrafiłbym pisać przez osiem godzin, jak w zakładzie pracy, potem wracać, odbijać kartę i żyć własnym życiem. U mnie wychodzi to naturalnie.

Gdy przesłuchiwałem twoją płytę, to do głowy przyszedł mi Charles Bukowski, który we "Fragmentach winem poplamionego notatnika" opowiadał, że kupował odpowiednią ilość trunków, siadał wieczorem przed maszyną i pisał przez całą noc kolejne strony swoich książek. Rano gdy trzeźwiał, sprawdzał, co wymyślił i albo uznawał to za dobre, albo uznawał za beznadziejne i wyrzucał do kosza. Tobie też zdarzało się pisać teksty pod wpływem alkoholu?

- Nie chciałbym się porównywać do Charlesa Bukowskiego, bo darzę go ogromną dozą sympatii i odbieram jako inspirację, ale odpowiem bardzo zwięźle - tak. Może nigdy nie doszło do sytuacji, w której alkohol był jedynym źródłem inspiracji, ale czasem pomaga, rozluźnia i na pewno kilka piosenek powstało dzięki alkoholowi. Ale bez niego też ich sporo napisałem.

Przy "Draumie" zmienił się sposób twojej pracy. Tym razem nie robiłeś tego samotnie, ale zespołowo. Musiałeś też się do tego trybu przekonać?

- To było dość traumatyczne, żeby nie powiedzieć "draumatyczne". Kiedy pojechałem pierwszy raz do studia Pawła Cieślaka i dostałem od niego pierwsze piosenki, które on przetworzył przez siebie, chociażby "Dzikie palmy", to nie dowierzałem, że to może tak brzmieć. Byłem też nieco zagubiony, bo miałem dość mocną koncepcję tego utworu w głowie. W życiu bym nie pomyślał, że te utwory można tak ugryźć i w taki sposób poprowadzić. Gdy dostałem pierwszy raz propozycję aranżu tych kompozycji, byłem zaskoczony, ale po drugim, trzecim i 50. przesłuchaniu wiedziałem, że na ten moment nie mogłem wybrać lepiej.

Pomysł na ubogacenie brzmienia pojawił się już na początku waszej współpracy czy wyszedł w trakcie?

- Wcześniej znałem Pawła z dokonań zespołu Ted Nemeth, Zabrockiego i wielu innych inicjatyw, i wierzyłem w to, że się dogadamy na linii muzycznej. Myślę, że to był strzał co najmniej w dziewiątkę, bo bardzo podoba mi się jego robota. Nie byłem do końca świadomy, tego co on stworzy. Nie wymyśliliśmy sobie też wcześniej niczego w stylu: "tutaj zrobi refren, tutaj zwrotkę, a tutaj dograsz klarnet".

W jednym z wywiadów przeczytałem, że w przeszłości mało brakowało, a zostałbyś księdzem. To prawda?

- Tak.

To dla mnie tym bardziej zaskakujące, gdy słucham utworu "L.U.C.A.", w którym manifestujesz odcięcie się od religii.

- Bardzo mi się przewartościował cały system postrzegania świata i wszechświata. Kiedyś byłem osobą bardzo wierzącą i chciałem oddać się stanu duchownemu, aczkolwiek coś mi się pozmieniało w głowie. Z perspektywy czasu nie powiem, że dziękuję Bogu (śmiech), ale dziękuje losowi, że tak się stało i myślę, że "L.U.C.A." jest właśnie takim idealnym manifestem na to, jaki mam ogląd na sprawy duchowe i doczesne.

Stronisz od religii, ale nie od inspiracji muzyczno-religijnych na płycie...

- Mój drogi, wraz z moim klawiszowcem, Szymonem Siwerskim, gdy jesteśmy zmęczeni po długiej próbie albo coś wypijemy, to siadamy i śpiewamy pieśni religijne. Nie da się zaprzeczyć, że Kościół zrobił bardzo wiele dla muzyk i sztuki, skale, których używał przez lata i pieśni, które do dziś nucę, miały wpływ na moją twórczość. Ciekawostką jest, że jeden z moich utworów jest właściwie coverem pieśni religijnej.

Z tego, co zdradziła Paulina, zacząłeś pracować już nad nową płytą. Masz już na nią pomysł, bo słyszałem, że będzie bardziej optymistycznie.

- Tak, myślę, że tak będzie, ale nie przerzucimy się nagle z akordów molowych na durowe. Będzie energiczniej i ciut mniej smutno.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Swiernalis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy