Sara James zaprasza do jej mrocznego domu. "Taniec, śpiew i duma spotykają się z ciemnością" [WYWIAD]
Oprac.: Bartłomiej Warowny
Sara James to artystka, która głosem maluje swoją przyszłość. Choć ma zaledwie szesnaście lat, bardzo dobrze wie, jak robić jakościową muzykę, w jaki sposób podążać za swoimi marzeniami i gdzie lokować nowe. Reprezentowała Polskę na Konkursie Eurowizji Junior w 2021 roku, a potem postanowiła podbić Amerykę. Zakwalifikowała się do półfinału programu "America's Got Talent", dostając się ostatecznie do rozgrywek finałowych. Na przesłuchaniach w ciemno zaśpiewała cover "lovely" Billie Eilish i poruszyła samego Simona Cowella, który wcisnął Złoty Przycisk, wysyłając tym samym Sarę do półfinału. W rozmowie z Interią Muzyka Sara James zdradziła kulisy powstawania jej debiutanckiego albumu "PLAYHOUSE" i opowiedziała, co aktualnie dzieje się w jej życiu.
Bartłomiej Warowny, Interia Muzyka: "PLAYHOUSE" to twoja pierwsza płyta, a już poleciałaś z konceptualnym zabiegiem. Jest spójnie i linearnie.
Sara James: Koncept płyty zazwyczaj tworzy się na początku. W moim przypadku było jednak tak, że pomysł na zespolenie kawałków pojawił się po ich napisaniu. To ciekawe, jak określasz album, bo pisząc go, nie wiedziałam jeszcze, że będzie się jawił pod szyldem "PLAYHOUSE". Nazwa płyty może kojarzyć się z czymś słodkim, uroczym, opowiadającym historię jakiegoś domku dla lalek. Ja burzę tę teorię. Chciałam, żeby ten obrazek był prawdziwy, a zarazem odrealniony i po prostu mój.
Słychać, że burzysz domek dla lalek. Wyrywasz im włosy i łamiesz nogi, bo na krążku jest chwilami naprawdę mrocznie...
Muzyka na albumie jest dosyć ciemna, bo poruszam tam ciężkie tematy. Płyta jest podzielona na dwie części - nad jedną z nich pracowałam w Los Angeles, gdzie zamknęliśmy się z moim producentem Johnem w studiu nagraniowym i po prostu nagrywaliśmy. Byłam wtedy w dużym dołku. Przeżywałam tam najgorsze momenty w życiu. Mentalnie to było bardzo trudne… Zgadza się, że na płycie są radosne emocje, ale towarzyszą im zazwyczaj złość i zazdrość. To ludzkie. Nie brakuje oczywiście "hyping gay people", tańca, śmiechu i dumy. Na koniec dnia wszystkie tematy, które podejmuję, spotykają się z ciemnością.
A ta druga część?
Drugą część tworzenia albumu nazywam "tą europejską częścią", bo jeździłam dosłownie po całej Europie, aby zrobić dobrą muzę. Na koniec to wszystko połączyło się w "PLAYHOUSE", więc cieszę się, że ten koncept wybrzmiewa. Projekt jest metaforą mojej głowy - dom jest moim mózgiem, stąd mogę tam robić, co mi się podoba. Jeśli zechcę, wyburzę ściany, zbuduję piętra, mogę też wyjść i nigdy nie wrócić do tego miejsca.
Motyw domu przewija się w teledyskach do "PSYCHO" i utworu "DETOX"!
Tak! Chciałam to połączyć w spójną całość. Całość, która będzie współgrała z erą "PLAYHOUSE". Motyw domu najtrafniej opisywał to, o czym są piosenki. Gdy nagrywałam intra i outro do albumu, zależało mi na tym, aby słuchacz miał wrażenie, że stoję przed domem - słychać tam zewnętrzne odgłosy podwórka, podmuch wiatru, atmosferę bycia na zewnątrz. To fajny koncept. W ostatniej pozycji na krążku słychać odgłosy kuchni - coś się smaży na patelni, kończymy muzyczną historię. Bardzo zależało mi na zawarciu małych niuansów.
Zobacz również:
- Natalia Szroeder o albumie "REM": "Nie piszę po łebkach. Piszę, jak jest" [WYWIAD]
- Michał "DIMoN" Jastrzębski o płycie "Doskonale": Potrzebuję dużo czasu, by móc ją rzetelnie ocenić [WYWIAD]
- Natalia Przybysz: "Te piosenki są jak zaklęcia, które nadal mają siłę" [WYWIAD]
- Daniel Godson: "Ta piosenka miała być prośbą do Boga, że potrzebuję jakiegoś znaku" [WYWIAD]
Nie wszyscy artyści decydują się na spięcie albumu w jedną historię. Zależało ci na spójności?
Jestem fanką koncepcyjnych projektów. Bardzo to lubię. Można wtedy o tym ładnie opowiedzieć, wysnuć ciekawą historię, ale i trzeba przyznać, że w koncepcyjnych albumach jest dużo piękna. Dzisiaj w naszym kraju najpopularniejszy jest trap i wszystko robione jest byle jak. Oczywiście nie mówię o wszystkich twórcach, ale są tacy, którzy nazywają siebie "artystami", a tego "artyzmu" po prostu nie słychać, bo robią gruz. To przykre. Rozumiem, że jest to catchy i zrozumiałym jest, dlaczego taka muzyka się sprzedaje, natomiast jest to mało ambitne. To zawsze ta sama śpiewka: utwory o seksie, narkotykach, pieniądzach... Tak jakby chcieli powiedzieć: "Patrzcie, jaki/jaka jestem cudowny/a". Każdy numer jest o tym samym, co jest smutne.
Unless it's Ariana Grande z 2019 roku or Billie Eilish...
Tak! Period! Wiesz, to nie jest złe, ale chodzi mi o to, że można to zrobić po prostu w dobry sposób. Tak jak Ariana czy Billie!
To artystki, które przykładają wagę do klipów. Widać, że ty też dbasz o ładny obrazek.
Lubię ładnie opakowywać muzę. Gdy już coś nagram, zazwyczaj nie oglądam swoich teledysków w kółko. Fajnie jest do nich wracać i patrzeć, na jakim byłam etapie. Przy najnowszej płycie zależało mi, aby przelać moje pomysły na obrazek, który będzie reprezentował zawartość całego albumu.
Jak wspominasz plan teledysku do "PSYCHO"?
To jedna z moich największych produkcji. Zbudowano mi pokoje, wybudowano piękny dom. Najbardziej szalona sytuacja to ta, w której weszłam na plan. Gdy zobaczyłam gotowy dom, byłam w szoku, bo wyglądał identycznie jak miejsce w Los Angeles, gdzie nagrywałam płytę. Nikt o tym nie mówił, nikt tego nie ustalał - to było trochę straszne, ale i fascynujące zarazem.
Mogłaś przez to czuć się na planie bardziej komfortowo...
Tak! Wyglądało to tak, jakbym chciała, żeby wyglądało, więc nagrywki były cudownym procesem. Chciałam połączyć amerykański obrazek z europejską aurą - w klipach nie jest przecież cukierkowo i perfekcyjnie.
Jesteś booked & busy, bo ciągle prężnie działasz. Jak się trzymasz przy ziemi?
Mam wokół siebie dobrych ludzi. To bardzo "groundujące" - cudowni ludzie, którzy mnie otaczają, sprawiają, że nadal czuję się sobą, pomimo często zapchanych grafików, tysiąca spotkań i masy wydarzeń, które wiążą się z premierą nowych projektów. Otaczam się szczerym środowiskiem, co bardzo sobie cenię.
Masz wolną rękę w tworzeniu muzy? Czy trochę ci rozkazują?
Kiedyś powiedziano mi, żebym zmieniła swoją barwę głosu. Gdy to usłyszałam, to nie wiedziałam, czy płakać, czy wyjść, czy jak inaczej mam się zachować. Teraz jest zupełnie inaczej. Kiedyś byłam bardziej nieśmiała, bo miałam, jakby nie było, dwanaście lat. Chwilami bałam się postawić na swoim, ale teraz wiem, czego chcę. Z czasem zaczęłam dostrzegać, że moje pomysły są naprawdę świetne, więc wdrażanie ich w życie przynosi mi frajdę.
Mój ulubiony kawałek z płyty to "LIKE ME". W Palladium zagrałaś przedpremierowo numer "KIKI", który też jest mocny. Masz swojego faworyta?
Uwielbiam "COLLARBONE", "LIKE ME", "TINY HEART"... Nie potrafię wybrać jednego ulubieńca, bo wszystkie te utwory są moimi dziećmi! "KIKI" niedługo też ujrzy światło dzienne, więc nie mogę się doczekać. Pracuję nad reedycją albumu i pojawią się nowe utwory. Coming soon!
Czekamy! A gdybyś miała ustanowić jedno prawo, do którego mieliby stosować się wszyscy ludzie na świecie, jak by ono brzmiało?
Szanujmy ludzi tak, jak my sami chcemy być szanowani. Trzeba pamiętać, że tak naprawdę nigdy nie wiemy, przez co dana osoba przechodzi. Czasem, gdy widzimy kogoś złego, smutnego, od razu oceniamy, zamiast powiedzieć: "Hej, co jest? Chcesz pogadać?". Ludzie często sobie dokładają, co jest przykre. Może ta "niemiła" osoba przechodzi akurat ciężki moment w swoim życiu? Może czuje się samotna? Po prostu bądźmy ludzcy, myślmy. To, co się aktualnie dzieje na świecie, jest tragiczne i łamie mi serce. Potrzebujemy więcej empatii, bądźmy dobrzy, bo "karma's a bitch".
Dziękujemy na koniec naszej rozmowy Beyoncé, czy sobie odpuszczamy?
Dziękujemy... tak na wszelki wypadek.