Rudolf Schenker (Scorpions): "Świat się cały czas zmienia"
My się nie czujemy gwiazdami, jesteśmy po prostu rockowym zespołem, który czasem odnosi większe sukcesy, a czasem mniejsze - podkreśla Rudolf Schenker, gitarzysta grupy Scorpions w rozmowie z Michałem Boroniem.
Niemieccy weterani hard rocka na początku grudnia ponownie przyjadą do Polski: 5 i 6 grudnia wystąpią w Zabrzu na koncertach z okazji 50-lecia Domu Muzyki i Tańca.
W ostatnim czasie często odwiedzacie Polskę: Sopot (2005), Ostrów (2008), Gdańsk (4 czerwca 2009 koncert Zaczęło się w Polsce), a teraz zagracie po raz pierwszy w naszym kraju w hali. Macie jakieś specjalne oczekiwania związane z tym występem?
Jasne - szaleni fani, szaleni ludzie, niczym huragan! (śmiech) Liczymy na dwa wspaniałe wieczory.
Zagracie w Zabrzu dwa koncerty, dzień po dniu. Czy szykujecie jakieś zmiany w programie?
Oczywiście. To znaczy zmienimy jeden lub dwa numery, może nawet trzy... A może nic? Jeśli ten pierwszy koncert pójdzie tak dobrze, to może nie będzie powodu, by coś zmieniać. Ale z drugiej strony, fani czasem proszą nas, żebyśmy zagrali ich ulubiony numer. Więc dlaczego nie - wszystko jest możliwe. Nie planujemy zbyt dużo, choć oczywiście mamy pewien scenariusz koncertu.
W Zabrze będzie kilka tysięcy osób, w porównaniu do występu na Inwazji Mocy, to będzie kameralny występ.
To będzie niemal jak prywatna impreza (śmiech). Kraków był niesamowity, tam było kilkaset tysięcy ludzi! Nikt nas o tym nie uprzedził, dlatego byliśmy nieco zdenerwowani. Ale wspominam to jako coś wspaniałego. Zawsze znakomicie się bawimy z polskimi fanami - mamy do nich wielkich szacunek. Cóż mogę powiedzieć więcej? Staramy się dać im z siebie wszystko.
Czy te ostatnie częstsze wycieczki do Polski to wpływ naszego rodaka, a waszego basisty - Pawła Mąciwody?
Oczywiście! Kiedy tylko wspominamy, że będziemy grać koncert w Polsce, to on szaleje! Paweł jest częścią zespołu, jest wspaniałym basistą. Często opowiada nam różne historie związane z waszym krajem. Dzięki temu mamy specjalne związki z Polską.
Pamiętam też ostatni, fantastyczny koncert w Gdańsku. Paweł jest tak szczęśliwy, że będzie znów grał w Polsce. Zawsze na jego twarzy pojawia się uśmiech i to jest wspaniałe.
Ciężko uwierzyć, że jesteście 44 lata na scenie. Zastanawiacie się czasem ile jeszcze dacie radę?
Staram się nie myśleć za dużo o tym. Muzyka nie jest czymś, o czym powinno się myśleć, muzyka jest czymś, czym powinno się żyć. Tak długo jak żyjesz i czujesz się wspaniale. Oczywiście, czasem zdarzają się problemy, tak jak my mieliśmy w latach 90., kiedy popularnością cieszyły się inne gatunki muzyczne. Wówczas musieliśmy znaleźć naszą własną drogę.
To podobnie jak w życiu - czasem jest łatwo, czasem jest nieco trudniej. Jeśli nie jest łatwo, możesz wiele się nauczyć. Większość ludzi uważa, że jeśli wszystko się udaje, to fantastycznie, ale to połowa prawdy.
Jeśli wszystko idzie jak z płatka, to trzeba naprawdę skupić się na tym, by dać ludziom coś wyjątkowego. A wówczas może się okazać, że nie dajesz z siebie wszystkiego, tak jakbyś to robił normalnie.
Nigdy nie myśleliśmy o zakończeniu kariery, raczej będziemy działać tak długo, jak to będzie możliwe. Muzyka to nasze życie i staramy się to przekazywać ludziom.
Pracujecie nad premierowym materiałem - możesz coś więcej zdradzić?
Album będzie nosił tytuł "Sting In The Tail". Będzie to mocny, rockowy materiał. Powiedzmy, jak mieszanka płyt "Unbreakable", "Face The Heat", "Crazy World", "Blackout", "Love at First Sting" i "Lovedrive". Chcemy zaskoczyć naszych fanów.
9 listopada przypada 20. rocznica upadku muru berlińskiego. Czy twoim zdaniem podział na Ossi i Wessi wciąż jest aktualny?
Czytam w magazynach o Wessi i Ossi, a ja nie mam pojęcia o co chodzi. Dla mnie to są po prostu ludzie. W każdym narodzie, każdym kraju są dobrzy i źli ludzie. Zawsze starałem się spotykać ludzi, których lubię. Dla mnie ten podział jest niezrozumiały.
Moim ulubionym zespołem na świecie jest grupa z wschodnich Niemiec, czyli Rammstein. Dla mnie ważna jest muzyka, ważni są ludzie.
Pytam dlatego, że przy takich rocznicach nie może się obyć bez "Wind Of Change". Z tego co wiem, to dużą wagę do tego przywiązuje Klaus Meine...
Może dla niego jest to utwór polityczny, ale dla mnie nie! To tak jak z tą szklanką z wodą, która jest do połowy pełna, albo do połowy pusta. Dla mnie to utwór o kwestiach ogólnoludzkich, dotyczących ludzkości. To piosenka o marzeniu, o pokoju. Dla kogoś innego może to być utwór o sprawach politycznych, o zmianach.
Jeśli o mnie chodzi, dla mnie nie jest istotny żaden przekaz związany z polityką. Ja nie lubię polityki i kwestii z nią związanych - jestem raczej wolnomyślicielem.
A wyobrażasz sobie jakiś koncert bez "Wind Of Change"? Chyba ogromny sukces tego numeru stał się w pewnym sensie dla was pułapką....
Oczywiście, że sobie wyobrażam! Jeśli nie mamy tego, to mamy coś innego. Gdybyśmy nie mieli tego utworu, to bylibyśmy nawet bardziej skupieni na naszych najwierniejszych fanach. Ci hardkorowi sympatycy nas opuścili z powodu "Wind Of Change". Być może, gdybyśmy nie nagrali tego utworu, to bylibyśmy zespołem w stylu Iron Maiden.
W "Wind Of Change" podoba mi się szczególnie przekaz, który mówi o pokoju, o wolności i byciu wolnym. Myślę, że ten przekaz pasuje każdemu człowiekowi na ziemi. Najlepszą rzeczą jaka się stała, to że "Wind Of Change" został hymnem największej pokojowej rewolucji w historii.
Czy widzicie jakiś młody zespół na scenie rockowej, który wart jest uwagi, który ma potencjał, by stać się tak dużą gwiazdą jak wy?
My się nie czujemy gwiazdami, jesteśmy po prostu rockowym zespołem, który czasem odnosi większe sukcesy, a czasem mniejsze - i to jest w porządku. Moimi ulubionymi zespołami zawsze byli Led Zeppelin, Stonesi, a teraz, jak wcześniej wspomniałem, jest Rammstein. Na koncertach są niesamowici. W moim rankingu absolutnym numerem jeden są jednak Zeppelini. Jeśli chodzi o nowe zespoły, to nieźle grają choćby Green Day czy Nickelback.
Czy będąc grupą takim bogatym dorobkiem macie jeszcze jakieś niespełnione muzyczne marzenia?
Świat się cały czas zmienia i przynosi coraz to nowe rzeczy. My jesteśmy na nie bardzo otwarci. Staramy się wyczuć coś, co dopiero nadchodzi i później o tym opowiedzieć historię, tak jak to zdarzyło się właśnie z "Wind Of Change".
Niczego nie oczekujemy, za to moim zdaniem wciąż mamy umysły szeroko otwarte na różne inspiracje i staramy się na nie reagować. Kochamy grać muzykę, występować na scenie i dawać ludziom możliwość, by się dobrze bawili. Kiedy mamy coś do powiedzenia, do przekazania ludziom, to po prostu to robimy.
Skąd czerpiecie inspiracje do tworzenia muzyki? Na ile gra w Scorpionsach ma jeszcze frajdy, a na ile jest pracą, która przynosi wam dochody?
Na początek jedna kwestia. Kiedy podjąłem decyzję o tym, by zostać muzykiem, to wszyscy wokół mnie mówili, że jestem szalony. "Pochodzisz z Niemiec, gdzie nie ma żadnego rockowego zespołu i chcesz żyć z muzyki? Jesteś naprawdę szalony!" - słyszałem. Mówili mi: "Masz przecież pracę, idź pracuj jako inżynier, tam na pewno odniesiesz sukces. To znacznie mniej ryzykowne, a dzięki temu ułożysz sobie życie".
To im odpowiedziałem: Pieprzyć dobre, wygodne życie! Chcę grać muzykę i nie obchodzi mnie, czy będę grał przez trzy czy cztery lata. I tak zrobiłem, a ludzie, którzy mi wówczas doradzali, teraz sami nie mają pracy. A ja wciąż tworzę i gra muzykę. Kiedy zaczynałem, nie miałem z tego żadnych pieniędzy - one przyszły później.
Tworzenie muzyki i radość z tego co się robi - to moim zdaniem filozofia naszej grupy. Rezultat tego zawsze wynika z tego, jak zacząłeś. Kiedy chcesz zacząć grać, by zarabiać pieniądze to zupełnie inna sytuacja. W Niemczech granie i zarabianie było po prostu niemożliwe, nie było żadnego rynku muzycznego, niczego.. W Ameryce i Wielkiej Brytanii było znacznie więcej możliwości, ale nie tu, w Niemczech.
W tej sytuacji odpowiedź jest następująca: muzyka i rockowy styl życia to jedyny model życia, który sprawia mi radość.
Dziękuję za rozmowę.