Red Lips: "To co nam było" to jednak była miłość (wywiad z Łukaszem Lazerem)

Kiedyś z Ivanem widział czarne oczy, ale zawsze kochał rockowe brzmienie. Teraz swoje młodzieńcze sympatie muzyczne realizuje w grupie Red Lips. Gitarzysta i kompozytor tego zespołu Łukasz Lazer zdradził nam, o co chodzi w przeboju "To co nam było" i co łączy go ze śpiewającą w Red Lips Rudą.

Ruda i Łukasz Lazer (Red Lips): Para na scenie i poza nią - fot. Łukasz Solski
Ruda i Łukasz Lazer (Red Lips): Para na scenie i poza nią - fot. Łukasz SolskiEast News

Michał Boroń, Interia: Jak wyglądały muzyczne inspiracje młodego Łukasza Lazera - przy jakiejś okazji mówiłeś, że dopiero teraz w Red Lips możesz sobie w końcu poszaleć na gitarze.

Łukasz Lazer: - Moje muzyczne inspiracje to przede wszystkim dobra melodia i gitarowy żar. Od zawsze kochałem brzmienie Seattle - Nirvana, Alice in Chains, Pearl Jam. Miałem też pociąg do mocnych i czarnych odmian death metalu, a ojciec pokazał mi, jak grać bluesa i zawsze powiadał, że Nalepa to mistrz, więc "kiedy byłem małym chłopcem", słuchałem właśnie tego. Potem postanowiłem poszerzyć swoje horyzonty, zacząłem słuchać jazzmanów - Pat Metheny, John Scofield - najlepsi gitarzyści, artyści, jakich świat słyszał. Później słuchałem pianistów i instrumentalistów z różnych trendów muzyki jazz od be-bopu po cool jaz - Miles Davis... to był gość. Gdy już brakowało mi nowości, odwiedzałem studia nagraniowe i tak zaczęła się moja przygoda z muzyką na poważnie - do dziś napisałem dziesiątki polskich piosenek dla wielu polskich znanych artystów oraz zaaranżowałem i wyprodukowałem we własnym studiu kilka hitów.

Zastanawiałem się, jak zatem doszło do tego, że pojawiłeś się w składzie Ivan & Delfin, a potem w jego następcy, tanecznym - czy jak chcieli inni, discopolowym - zespole Aisha & Delfin?

- Najnormalniej w świecie. Po śmierci ojca musiałem zadbać o moją siostrę i mamę. To były czasy, kiedy nie było dużo pracy na rynku, może gdybym znał się na budowlance lub elektryce, to poszedłbym tą drogą, ale ja znałem się tylko na muzyce. Byłem zmuszony opuścić rodzinne Szczytno za chlebem i za pieniędzmi dla rodziny. Wyjechałem do stolicy i zacząłem grać z lepszymi od siebie, bo chciałem grać na jak najlepszym poziomie, a następnie zostałem kierownikiem muzycznym w zespole Renaty Dąbkowskiej. Następnym etapem były pierwsze kompozycje i produkcje, poznałem Ivana i napisaliśmy razem jeden z największych polskich hitów... (śmiech) a później to już były tylko koncerty i cztery lata wyjęte z życia - zagraliśmy ponad 1200 koncertów ciągu czterech lat. Po takim sukcesie okazało się, że potrafię pisać dobre piosenki i produkować muzę.

Zobacz teledysk "Czarne oczy" grupy Ivan i Delfin:

- Aisha & Delfin to projekt przejściowy, w zasadzie wykończeniowy. Kiedy Ruda, która nie była jeszcze ruda, sprowadziła się do Warszawy, postanowiłem zaproponować jej współpracę w tym projekcie: zagraliśmy kilka koncertów i na szczęście nikt z nas nie czuł tego klimatu - okazało się, że ciągnie nas do nie do końca komercyjnej, prostej i łatwej muzyki. Okazało się, że przesterowane gitary, grooviące bębny i tłuste basy to jest coś, co mnie i Rudą kręci, do tego Red Hotowe melodie i Kravitzowe riffy, i tak to sobie wymyśliliśmy, że chcemy mieć taki swój muzyczny świat - pełen rock'n'rolla i najlepszych emocji na świecie, jakich tylko prawdziwe rockowe granie i koncertowanie może dostarczyć.

Wspomniałeś o tym, że na tym etapie Ruda jeszcze nie była ruda. Opowiedz, jak doszło do waszego spotkania, które chwilę później zaowocowało powstaniem Red Lips?

- Z Rudą poznaliśmy się na koncertach, podczas których graliśmy na jednej scenie w czasie letniego sezonu. Chwilę później Ruda przyjechała do Warszawy na studia, miała 18 lat, blond włosy i bardzo chciała śpiewać. Dostrzegaliśmy w niej potencjał wokalny i sceniczny. Była to jednak zupełnie inna osoba niż dziś. Obecnie dojrzała, świadoma kobieta i artystka, wtedy pokorna, trochę zagubiona, młoda dziewczyna, która przyjechała z małego miasta bez kasy i nie mając jeszcze precyzyjnego pomysłu na siebie, chciała robić to, co kochała najbardziej - chciała śpiewać. Tak się akurat złożyło, że szukaliśmy wokalistki, więc rozpoczęliśmy współpracę. Jak jednak szybko się okazało, Ruda nie czuła się do końca dobrze w takim wydaniu i chwilę później z naszej wspólnej inicjatywy powstał projekt Red Lips, którego głównym założeniem było robienie muzyki, która jest bliska naszym sercom, a nie nastawionej na szybki, komercyjny strzał.

Podobno kariera Red Lips mogła się skończyć, zanim na dobre się zaczęła. Naprawdę byłeś skłonny rozwiązać zespół? Myślałeś wtedy o innych krokach, odstawieniu gitary?

- Zespół istnieje od 2009 roku. Od tego okresu powstawały pierwsze kompozycje, następnie produkcje studyjne. Grywaliśmy raz na jakiś czas koncerty, ale głównie dla znajomych. Chodziliśmy od radia do radia z kolejnymi utworami i nikt ich nie chciał. Kilka lat pracy, a nic dużego z tego nie wynikało. Wszyscy w zespole pracowaliśmy również w różnych firmach, korporacjach, ponieważ z czegoś trzeba było żyć. Największy kryzys dopadł Rudą i to chwilę przed wydaniem "To co nam było". Pojawiło się pytanie, czy warto tracić na muzykę swoją energię, skoro można ją spożytkować w inny sposób, bardziej efektywny. Postanowiliśmy spróbować jeszcze raz z nowym singlem, wydaliśmy "To co nam było" i się udało [do dziś teledysk ma ponad 20 mln odtworzeń na YouTube - przyp. red.]. Myślę, że gdyby jednak nic z tego wtedy nie wyszło, to zrobilibyśmy sobie przerwę, a za jakiś czas próbowalibyśmy na nowo. Muzyka to nasza miłość bezwarunkowa, to nasza pasją, na którą nie można się obrazić.

No właśnie, "To co nam było". Zdradź o co dokładnie chodzi w tej piosence - co wam było, co wam się zdarzyło?

- "To co nam było" to utwór o miłości, o potrzebie bycia z kimś blisko oraz o tym, że każdy z nas ciągle jej szuka. Nie wymaga on żadnej dogłębnej analizy. Okazuje się więc, że "To co nam było" to jednak była miłość (śmiech).

Zobacz teledysk "To co nam było":

Jakiś czas temu oficjalnie przyznaliście, że z Rudą także prywatnie jesteście parą. Nie macie problemu z mieszaniem / łączeniem życia prywatnego z zawodowym? Na ile te sfery jesteście w stanie rozdzielić?

- Trudno jest je rozdzielić, zwłaszcza że pracujemy razem, gramy razem, mieszkamy razem i razem śpimy. Najtrudniej jest chyba odpoczywać od pracy w tej sytuacji, bo wszystko od jakieś czasu w naszym życiu kręci się wokół Red Lips. Ten zespół wywrócił wszystko do góry nogami. Ale nie narzekamy. Dobrze nam razem we wszystkich płaszczyznach. Czasem się ścieramy i jasno potrafimy sobie komunikować różnice zdań, ale znamy się jak łyse konie i wspieramy się w trudnych chwilach. Lubimy przebywać z swoim towarzystwie, jesteśmy przede wszystkim partnerami i przyjaciółmi. Szczerze mówiąc, na tym etapie trudno mi wyobrazić sobie, że miałoby być inaczej.

Niewiele osób pamięta, że byliście w pierwszej edycji "Must Be The Music", gdzie dotarliście do półfinału. Co wam dał ten program? Mam wrażenie, że część uczestników przychodzi tam, by po prostu wypromować swoją płytę, tymczasem wy jeszcze nie mieliście chyba całkiem przygotowanego albumu?

- Program "MBTM" był pierwszym naszym pierwszym poważnym osiągnięciem w Red Lips. Ważnym o tyle, że utwierdziliśmy się, że wybrana droga jest słuszna. Spośród 10 tys. wykonawców znaleźliśmy się w gronie 32 półfinalistów i zebraliśmy bardzo dobre recenzje jury - cztery razy tak. To był solidny kopniak motywacyjny. To była pierwsza edycja, my natomiast szukaliśmy takich form promocji, mimo że nie mieliśmy jeszcze całego materiału na album. Po pierwszych spotach reklamowych w tv nie zastanawialiśmy się nawet minuty. Po prostu zgłosiliśmy się na casting.

Wydajecie teraz edycję specjalną płyty "To co nam było". To swego rodzaju trend światowy, że pojawiają się tego rodzaju akcje, ale czy nie jest to jednak "dojenie" najwierniejszych fanów? Niektórzy mogą po prostu stwierdzić, że nie będą kupować płyty, skoro za czasem nawet kilka miesięcy pojawi się i tak "wypaśniejsza" wersja...

- Dla nas edycja specjalna debiutanckiego krążka ma zupełnie inny wymiar. Mamy głowy pełne pomysłów i duże potrzeby dzielenia się nimi ze swoimi słuchaczami. Nie jest to dla nas sposób na zarobienie dodatkowej kasy, ponieważ dochód z tej płyty przekazujemy na cele charytatywne. Jest to forma pokazania odbiorcom innego poziomu wrażliwości oraz sposób otwarcia się na granie bardziej kameralnych koncertów, podczas których możemy być bliżej publiczności. Zwykle zespoły wydają płyty akustyczne po kilku latach, my postanowiliśmy zrobić to wcześniej. Nie chcemy popaść w rutynę, więc tego rodzaju zabiegi to doskonałe bodźce pobudzające naszą artystyczną wyobraźnię i rozwijające nas jako muzyków.

- Edycja specjalna zawierać będzie akustyczną EP-kę Red Lips "Z prądem i bez prądu", oprócz tego trzy nasze single z tego roku, które nie zdążyły się już znaleźć na debiutanckiej płycie: "Telefony 2014", "Hej Joe!", "Szanta", do tego załączony będzie na drugim CD nasz debiutancki krążek. Dochód z płyty przekazujemy dla potrzebujących. Będzie tylko 1000 sztuk tego wydawnictwa, które osobiście podpisaliśmy i pokolorowaliśmy - będzie np. Ruda z domalowanym wąsem albo Lazer w krawacie (śmiech). Każda książeczka delikatnie podrasowana (śmiech).

Zobacz teledysk "Szanta":

Mówisz, że nagrane przez was akustyczne wersje to spełnienie waszych marzeń. Tymczasem w przypadku niektórych wykonawców to sposób na wyciągnięcie kilku dolarów/euro/złotych więcej. Potem jeszcze płyta symfoniczna, największe przeboje i album z coverami...

- Tak jak wyżej... Nikogo nie chcemy wydoić, zależy nam na pokazaniu Red Lips jako projektu, który jest sprawny muzycznie i potrafi odnaleźć się w różnych odsłonach. Kasę przekazujemy chorym dzieciakom, dlatego każdy, kto sięgnie po ten krążek, wspomaga konto fundacji, a pomaganie to naprawdę fajna sprawa, więc polecam "To co nam było - z prądem i bez prądu" Red Lips.

Co planujecie w najbliższym czasie? Single to coraz bardziej domena radiowego popu, r'n'b czy łączących modne brzmienia DJów. Jak myślisz, płyta jako taka się ostanie?

- Najbliższy czas to dla nas okres pracy w studiu oraz dalszego koncertowania. Czas niestety jest ograniczony, ale łapiemy każdą wolną chwilę na robienie nowego materiału. Pierwsze nowe kompozycje już wzięliśmy na warsztat, ale jeszcze za wcześnie, aby mówić o szczegółach. Jak tylko pojawią się efekty naszej pracy, to z pewnością odezwiemy się do was z konkretami (uśmiech).

Jakiś czas temu wspominałeś, że szykujecie kilka akcji specjalnych, jak wasza wersja "Telefonów" Republiki czy udział w projekcie Kuby Płucisza, byłego gitarzysty i współzałożyciela Iry. Możesz coś więcej o tym opowiedzieć?

- 12 grudnia wykonamy naszą wersją "Telefonów" Grzegorza Ciechowskiego podczas organizowanego przez NBP wydarzenia pt: "Spotkanie z legendą", gdzie zagramy z towarzyszeniem Orkiestry Adama Sztaby i wieloma świetnymi artystami jak: Kasia Nosowska, Skubas, Igor Herbut, Mela Koteluk, Tymon Tymański, Justyna Steczkowska, Marek Dyjak i wielu innych. 14 grudnia zagramy po raz kolejny gościnnie z Budką Suflera podczas ich pożegnalnej trasy koncertowej w jednej z największych hal w Polsce - Kraków Arenie - cieszymy się, że możemy z nimi stanąć na jednej scenie.

- 4 stycznia wspólnie będziemy kolędować z Grzegorzem Turnauem i Gigantami Gitary, i tak jeszcze wiele, wiele innych wydarzeń - znasz nas, Michale, lubimy to robić (uśmiech).

- Co do samego projektu Kuba Płucisz i Goście - zaprzyjaźniliśmy się to przede wszystkim - Kuba to świetny gość, wspaniały człowiek i przyjaciel, oddany całkowicie muzyce. Projekt Kuby to przede wszystkim mocne, rockowe, gitarowe granie, największe hity polskiego szołbiznesu: "Wiara", "Nadzieja", "Miłość", "Mój dom" to tylko niektóre utwory, jakie znajdą się oczekiwanej płycie Kuby. To też czołówka polskich artystów i zaskakujących duetów: Ruda pokaże Titusowi z Acid Drinkers, co to seks w utworze "Bierz mnie", ale nie tylko. O szczegółach będziemy informować wkrótce. Oprócz takich duetów będą obecni m.in. Jurek Owsiak, Luxtorpeda, Grzegorz Skawiński, Sebastian Riedel, Adam Asanov z Piersi, Ruda świetnie brzmi w z Olejem z zespołu Proletaryat, Igor Herbut, Enej - generalnie artyści z "MBTM". Ja też załapałem się na kilka gitarowych riffów i zagrałem solo do utworu "Mój dom" - stresowałem się, bo to odpowiedzialne zadanie.

Zobacz teledysk "Telefony 2014":

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas