Reklama

"Radio jest dla debili"

Jeżeli jesteście z Poznania i właśnie w tym mieście zaczynaliście poznawać hip hop, doskonale wiecie, że bez względu na preferencje i upodobania muzyczne Rychu Peja od zawsze był postacią, dla której szacunek od każdego miłośnika hiphopowych brzmień w tym mieście był rzeczą naturalną, wręcz oczywistą.

Zaryzykuję nawet stwierdzeniem, iż bez niego hip hopu w Poznaniu po prostu by nie było, a przynajmniej dotarłby do nas - poznańskich słuchaczy - znacznie później i zapewne nie na tak wielką skalę. Może Poznań byłby wówczas tylko jednym z wielu ogniw na rapowej mapie Polski, a nie jednym z najważniejszych...

W wywiadzie usłyszycie jednak nie tylko o stolicy Wielkopolski, ale o tym, co było i co będzie się działo w twórczości Rycha, czyli o "Stylu życia G'N.O.J.A" i najbliższych planach produkcyjnych. O pewności siebie i wpadaniu w błędne koło, jakim jest przemysł muzyczny, o szczerości w rapie i w życiu. I o tym, czym muzyka w ogóle jest...

Reklama

Z Peją rozmawiała Megi ("Magazyn Hip Hop").

W moim odbiorze "Solufka" to zbiór kawałków, które my - słuchacze - doskonale znamy z tej stylistyki, formy, treści - z wcześniejszych rzeczy firmowanych jako Peja/SLU. Są wersy o kobietach, grubych melanżach, oczywiście o muzyce... Co prawda na tej płycie zdajesz się być nieco spokojniejszy, ale abstrahując - gdzie to podnoszenie poprzeczki?

- Pokaż mi wykonawcę, który na swojej kolejnej płycie mówi coś innego. Mamy te same akcenty. Nowa płyta Firmy mówi o tym samym, co ich poprzednia płyta. Za wyjątkiem Pezeta wszyscy wykonawcy poruszają się w swoim dobrze znanym obszarze - pewnym polu językowym, treściach i tematach. Mam tu na myśli płyty Piha, DGE, Molesty, czyli to, co ostatnio wychodziło. Myślę, że nie jest to jakieś odkrycie Ameryki, i ja też nie mówię, że odkrywam Amerykę na płycie "Styl życia G'N.O.J.A".

Progres z pewnością najbardziej można zauważyć w warstwie muzycznej i w całości technicznej - zmiksowaniu materiału, nagrania wokali i tego typu rzeczach. Tekstowo natomiast jest różnie - są kawałki refleksyjne, są kawałki imprezowe i są typowe bangery. Tak właśnie należy odbierać tę płytę. To, że nie mówię o czymś nowym, wynika tylko i wyłącznie z tego, że ja się nie zmieniam w pewnych kwestiach - i dlatego konsekwentnie nawiązuję do tego, o czym mówiłem wcześniej. To kolejne rozbudowania wcześniejszych tematów.

Raper generalnie nawija o tym samym - o przywiązaniu do swojego środowiska, do terenu. Ktoś mi zarzucił nawet kiedyś, że nie nawiązuję w swoich kawałkach do klasyków hiphopowych, że nie edukuję. Dziwne. Wystarczy przecież włączyć sobie kawałek "Rap jest moją kokainą" i można posłuchać, jak mówię o Compton czy Big Shugu. "Styl życia G'N.O.J.A" to jest dla mnie płyta, która przede wszystkim ma się podobać, a nie mulić. Od lat w umiejętny sposób łączę to, co jest najlepsze w show i rozrywce, z tym, co najlepsze w hip hopie. Nie jestem więc typowo mainstreamowy ani też typowo andergrandowy.

Łączę te dwie rzeczy - dojrzałość muzyczną, ambitne dźwięki hiphopowe, solidne brzmienie - z tekstami, które możecie interpretować jako nurt gangsta czy nurt lekko imprezowy. Staram się jednak zawsze zawrzeć takie treści, które nie do końca muszą zgadzać się z tym wizerunkiem, który ja lata temu już przyjąłem. Czy może raczej kilka lat temu, bo mówi się przecież o zmianie wizerunkowej - Rychu Peja utył, Rychu Peja zmężniał, bo, k**wa, Rychu Peja ma 33 lata i nie jest już nastoletnim wygłodniałym, zachudzonym, bezdomnym dzieckiem, jakim był. Jestem człowiekiem, który w przemyśle muzycznym odniósł sukces, i będę ten sukces pielęgnował, a także kontynuował, o czym będzie można usłyszeć na nowym albumie. Usłyszycie tam o zmianie, poszerzeniu warstwy tekstowej. Opowiem wam o swoich uczuciach, zamiast nawijać: "Ty k**wo, ty łajzo". Opowiem o rzeczach, które dadzą wam obraz mnie jako człowieka, a nie jako chłopaka, który rapuje, czy jako Rycha Peję, gwiazdę polskiego hip hopu, czy cokolwiek, co o mnie myślicie.

Nie staram się do swojej twórczości dorabiać zbędnej ideologii, jestem muzykiem i nagrywam kolejne płyty, zupełnie tak jak pisarz tworzy następne książki. Na nowej płycie pojawi się numer "Śmiertelna pasja rap", który mówi o tym, że prawdziwość polega na tym, że żyje się tak, jak się rapuje, i rapuje się o tym, jak się żyje. I że jest to błędne koło, które może cię sprowadzić na samo dno. Ja natomiast podaje w wątpliwość, czy rzeczywiście tak fajnie jest żyć w tym, o czym się rapuje, i mówić o tym, jak się żyje. "Śmiertelna pasja rap" będzie kawałkiem, który z pewnością da wiele do myślenia o tym, że można nawijać, jak się żyło, ale żyć przy tym zupełnie normalnie.

Przeżycia, które masz w sobie, mogą posłużyć za temat na kolejne pięć albumów. I wcale nie musisz być jakimś popi**dolonym hardcore'owcem, żeby o tym mówić, chociaż na pewno znajdzie się gro osób, które powiedzą, że jest to nieprawdziwe - że mówię o czymś, ale nie stoję już na ulicy. Jeżeli wywodzisz się z danego środowiska, to to mentalne getto zostaje już w tobie - o tym mówiłem przecież na płycie.

Myślę, że "Styl życia G'N.O.J.A" jest jednak czymś świeżym w warstwie tekstowej, bo jest tam np. "Moralniak", czyli poszerzenie pewnego moralnego upadku, do którego celowo nawiązałem. Poza tym "Getto", "Dziś wyjdziesz ze mną", "Regulamin zabijania" - to są kawałki, których zarówno w takiej stylistyce, jak i treści wcześniej na moich produkcjach nie było. Myślę, że kawałek z Sandrą "Ta chwila" jest takim numerem, który bardzo dobrze mógłby się przyjąć w radiu, a nawet mógłbym zgłosić się z nim na przegląd Eurowizji czy do Opola (śmiech). Wiesz, po prostu jestem człowiekiem otwartym na nowe formy - i zamierzam się w nich sprawdzać.

Zatem "Styl życia G'N.O.J.A" według ciebie to do znudzenia już powtarzane "sex, drugs & rock'n'roll" - tyle że rock'n'roll zamieniamy na hip hop?

Nie. Myślę, że nie, bo to mieliśmy przy okazji płyty "Szacunek ludzi ulicy". Odchodzę od stylistyki imprezowo-klubowej, bo dziś na co dzień nie bywam już tyle w klubach co dawniej. A że na płytę trafiły kawałki w stylu "Gruba impra z Rysiem" czy kawałki, które nawiązują do pewnego etapu mojego życia, który dziś ma ze mną niewiele wspólnego, to już inna sprawa. Moje życie polega na tym, że piszę numery, nagrywam numery, gram koncerty i zajmuję się - według mnie - ważnymi rzeczami.

Płytę "Styl życia G'N.O.J.A" robiłem dwa lata. Zamyka się ona w grudniu 2008 roku, w momencie ukazania się na rynku. Teraz natomiast jestem w zupełnie innym projekcie, który pokaże, że inaczej będę podchodził zarówno do siebie samego, jak i do słuchacza. Wiesz, mój rap tak naprawdę nigdy bezpośrednio nie mówił o imprezach. To jest po prostu jakaś nowa stylistyka, w której ja się bardzo dobrze sprawdzam, i być może właśnie dlatego wszyscy, jako dziennikarze, zaczynacie na to zwracać uwagę. Był po prostu Rychu, który rymował na podwórku, był Rychu, który kochał hip hop, i nagle okazuje się, że jest też Rychu, który kochał kluby i kobiety. Na dzień dzisiejszy akurat jedną kobietę.

Można więc powiedzieć, że muzycznie doroślejesz?

Zdecydowanie tak - jak każdy. Wynająłem bardzo dobrych, uzdolnionych fachowców do zrobienia tej płyty, których nie muszę rekomendować, bo oni sami w sobie są świetną firmą i marką. W takim teamie zamierzam też nagrać kolejny album, którego produkcja weszła zresztą już w życie. Był nawet pomysł na płytę "Rychu Peja Solufka feat. White House", ale z uwagi na to, że na płycie znajdzie się też DJ Zel z Elbląga, Vixen, Brahu i DNA, zrezygnowaliśmy z nazwy White House, chociaż w całości mixem płyty i tak White House się zajmie.

"Przygotowany na to, by znów rozczarowywać, w takim samym stopniu jak zachwycać. Przygotowany na kolejne wiadro pomyj, z którego nic sobie nie zrobię" - musisz być bardzo pewny siebie jako artysta, ale też i pewny swojego miejsca na rynku...

Możliwe, że motorem napędowym do osiągnięcia sukcesu jest pewność siebie, bo otwierasz w końcu wszystkie drzwi. Nie boisz się nigdzie wejść. Ja jestem człowiekiem, który ma gdzieś to, co o mnie pomyślą. Ludzie na internecie są tak rozwydrzeni, że jeżeli będą chcieli ci dopi**dolić, to i tak to zrobią.

Czy spodziewałem się sukcesu z tą płytą? Tak! Czy spodziewałem się sukcesu z płytą "Na legalu?"? Tak! Czy spodziewałem się sukcesu z płytą "Całkiem nowe oblicze"? Tak! Czy wiedziałem, że za "Szacunek ludzi ulicy" dostanę Złoto? K**wa, tak! Pewność siebie bardzo dużo daje w tej branży, aczkolwiek stronię od takiego nazewnictwa, ponieważ branża polega na tym, że są celebrities, którzy nie robią nic i są znani, a muzycy siedzą gdzieś w cieniu, niezauważeni przez media, i robią sobie płyty.

Robią coś, co znajduje odbiorcę. Czyli jeżeli chcesz posłuchać muzyki, to nie włączasz radia, tylko idziesz kupić płytę. Radio jest dla debili, którzy chłoną papkę. Są też i tacy, którzy wiedzą, że to jest gówno, ale poddają się i nic z tym nie robią - to są chyba właśnie kretyni. To jest ten odbiorca, który nie ma własnej tożsamości. Wiesz, nie będę wyznawał tezy, że jaki kraj, takie gwiazdy. Jesteśmy za małym państwem, żeby każdy mógł znaleźć tutaj muzyczne miejsce dla siebie, więc albo wrzucają cię do jednego wora z tymi wszystkimi ludźmi z pierwszych stron gazet - i wtedy albo zaczynają cię akceptować, waflujesz się z nimi i jest fajnie, albo mają cię w d**ie i nie masz jak tam wejść. No albo ty masz ich w d**ie i nie wchodzisz.

Nie wyobrażam sobie, żeby sukces mierzyć tym, czy będą pisać o mnie w prasie zupełnie nie związanej z muzyką. Swoistym sukcesem jest dla mnie to, że byłem w naprawdę wielu programach nie związanych z muzyką i dziś media bardzo często zgłaszają się do mnie po jakąś opinię czy z jakąś propozycją i - co śmieszniejsze - zawsze są to media nie muzyczne. Oczywiście jest to moja indywidualna sprawa, czy ja się na to godzę, czy nie. Ale wracając do tematu - raper musi mieć pewność siebie, inaczej niech spi**dala pod śmietnik. Brak pewności siebie to śmierć dla rapera, bo wyjdzie i co? Zmoczy d**ę, jak nie umie zachować zimnej krwi na scenie.

A powiedz mi, czy jesteś dziś już w takim miejscu na swojej artystycznej drodze, że jesteś również pewien ludzi, do których adresujesz swoje produkcje? To też po części pytanie o kondycję polskiego słuchacza...

Nie znam kondycji polskiego słuchacza. Słyszałem już, że jestem dla dresów, ludzi z bloków i tym podobnych. Kiedyś byłem prekursorem, ojcem chrzestnym - ale to się zmienia z dnia na dzień. To tak jak z takimi nielojalnymi kibicami, oczywiście nie mówię tutaj o wszystkich, ale każda mina, każdy gest, każdy tekst zmienia sposób postrzegania cię.

Nie wiem, jaki jest mój odbiorca tak naprawdę. Jedni są tacy, że w ogóle nie interesują się hip hopem, a jednak słuchają mnie, inni uważają mnie za najwyższe dobro w hip hopie. Wiesz, sprzedaję dużo płyt i mam jakieś wyobrażenie odnośnie tego, jak wygląda mój odbiorca, ale zdziwiłabyś się, jak te wyobrażenia dalece odbiegają od rzeczywistości. Tak naprawdę każdy może być moim odbiorcą, a że ja bym sobie życzył, żeby ten odbiorca był hermetyczny, według mojego ideału, to jest tylko moje pobożne życzenie. Z kondycją natomiast naprawdę nie wiem...

Wszyscy przecież znają się na hip hopie, każdy ma 15 lat zespół, każdy w 1989 roku nosił łańcuch z Volkswagenem, każdy pisze sobie biografię od nowa. Ja nie wierzę połowie tych raperów, że oni kiedykolwiek czegokolwiek słuchali, zawsze byłem tego pewien. W pewnym momencie weszli po prostu w ten styl, koniunkturę i świrują pawiana. Ja odbiorcę i fana mierzę jedną miarą - ilością posiadanych płyt. Jak słuchasz - kupujesz płyty, proste. To jedyne kryterium. Jak się interesujesz muzyką - kupujesz płyty, a nie że masz 60 GB na dysku i sam nawet nie wiesz, co na nim jest. Od lat gadam przecież to samo, a w tym kraju nadal nic się nie zmienia. Świadomość ludzi zaczyna się i kończy na pytaniu: po co słuchać? Można przecież się ubrać albo naj**ać się na koncercie, w końcu po to się na nie przychodzi. Po co mam machać ręką, wspierać artystę, przyjechał jakiś baran, to mu pokażemy, na czym polega prawdziwy hip hop - staniemy pod ścianą z kamienną twarzą i tyle. Polska 2009.

Wiesz, ja zawsze byłem za tym, by kultura hip hopu była tworem zamkniętym. Kiedyś znałem pięć osób w Poznaniu, z którymi wymieniałem się płytami, a najlepszymi klubami był wtedy mój dom, dom Icemana, Rajmunda. Mieliśmy magnetofon, wychodziliśmy na ulice. Był rok 90, 91, 92, 93, to były świetne czasy. A jak ktoś szedł ulicą w koszulce zespołu i nie potrafił wymienić jego składu, to dostawał w ryj i miał ściąganą koszulkę. Stara metoda heavymetalowców, z którymi zresztą też się trzymaliśmy, jak i z punkami. Liczył się hip hop, punk i metal, reszta to były lamusy. Dziwi mnie dziś to, że metalowcy jadą się na forach z hiphopowcami, bo było naprawdę sporo bardzo fajnych połączeń.

Ja osobiście nigdy się nie spotkałem z nieprzychylnością ludzi, którzy słuchali metalu - wręcz przeciwnie: oni podrzucali mi jakieś swoje gówna, a ja im swoje. Zawsze jarało mnie to, że ktoś ma jakąś pasję i wiedzę w danym temacie - coś, czym się fascynuje. Teraz dużo osób słucha muzyki klubowej i ta kultura jest bardzo fajna przede wszystkim dlatego, że ludzie w tym nurcie rzeczywiście kupują oryginalne płyty, jeżdżą na te wszystkie imprezy masowe i naprawdę znają się na tym, czego słuchają. To jest bardzo pozytywne.

Wiesz, nigdy nie będę mówił, że muzyka, która jakoś kłóci się z tym, czego ja słucham, to jest muzyka zła. Nie będę też mówił, że hip hop jest najważniejszą muzyką, chociaż oczywiście ma nieporównywalnie większy wkład w historię muzyki niż jakakolwiek inna dostępna dziś na rynku.

W kawałku "Definicja pener" mówisz, że "pener" to synonim słowa obywatel. Każdy z nas więc bez względu na to, czym się zajmuje, jest dziś oceniany w tych najgorszych kategoriach przez innych ludzi?

Pener tak naprawdę nie ma żadnego statusu. Możesz nim być, pochodząc z najlepszego domu, jak i z najgorszego osiedla. Chodzi raczej o to, kim jesteś mentalnie. Niegdyś pener to był po prostu żul, a myśmy na przestrzeni lat zmienili nieco definicję tego słowa, przez co dziś ma ono bardzo pozytywne zabarwienie. Mówisz: "penerski samochód" albo "penerski pies" (pit bull). Oceniani natomiast jesteśmy codziennie i to przez wszystkich. Przez ludzi, którzy patrzą na nas z góry, którzy mają inny poziom wrażliwości i tzw. inną kulturę osobistą, są niby bardziej elokwentni, oczytani, pochodzą z dobrych domów i mają się w ogóle za chodzący ideał. A to, że facet wróci po pracy do domu, da w mordę żonie - tak że nikt już nie widzi, to nieistotne. Tak naprawdę ja jestem właśnie po to, żeby ktoś mógł poczuć się lepiej. Powiedzieć sobie: "Ze mną nie jest jeszcze aż tak źle jak z nimi" (śmiech).

To już 16 lat, jak jesteś w rap grze. Czy miejsce, w którym znajdujesz się teraz, jest właśnie tym, do którego jako artysta dążyłeś?

Nie. Nie oszukujmy się, nie zawsze byłem taki pewny siebie. Od zawsze jednak fascynowała mnie muzyka. Oglądałem Live Aid w '85, widziałem koncerty Tiny Turner, The Rolling Stonesów. Przez całe lata 80. słuchałem bardzo różnych rzeczy - Michaela Jacksona, Prince'a, jeszcze wcześniej new romantic, Pet Shop Boys, Depeche Mode, później R.E.M. Słuchałem też strasznej sieczki, jak Modern Talking, C.C. Catch, Bad Boys Blue, Chrisa Normana - generalnie wszystkiego, co było dostępne. Telewizja stała się jakby oknem na świat i nie mieliśmy zbyt wielkiego wyboru w selekcji, czego słuchać, a czego nie. Podobało mi się to, że ludzie są znani, popularni, robią coś, co dociera do innych, i pewnie gdzieś za dzieciaka utrwaliło mi się to pragnienie robienia czegoś więcej poza samym słuchaniem. Chciałem być w centrum zainteresowania.

Styczność z muzyką hiphopową była taką iskrą do działania, zyskałem wówczas jakby nową tożsamość, gdyż wcześniej byłem bardzo nieokreślony. Znałem rock, znałem pop, znałem też tandetę, ale zawsze szukałem jakby esencji tych wszystkich styli, wybierałem z tego, co najlepsze. To nie było jednak jeszcze to. Wiesz, kiedy słuchałem zespołu Europe i "The Final Countdown", myślałem, że to jest super, świetne, rok 86-87. Potem okazało się, że to największa tandeta tzw. lekkiego heavy metalu, jaka powstała. Ale już w stronę Ozzy'ego Osbourne'a byłoby dla mnie za ciężko - pragnąłem takiego wyważenia, by było trochę popowo, ale też i z j**nięciem.

I nagle pojawił się styl, który w sposób bezpośredni na mnie oddziaływał - to było to połączenie, o którym marzyłem. Co prawda momentami ten oldschool przypominał stare dicho, tak dziś byśmy powiedzieli, ale w momencie, gdy Beastie Boys zaczęli używać gitarowych riffów i Rick Rubin zaczął im produkować materiał w Def Jam, to nabrało takiego pazura, wyszły te poj**y na scenę, zaczęli krzyczeć, powiedziałem: "Tak, to są ludzie ode mnie, ja jestem tak samo j**nięty jak oni" - i do dziś ich uwielbiam. A widzisz, Beastie Boys zaczynali od punka, potem weszli w hip hop, rap, a dziś każda ich płyta jest bestsellerem.

Muszę się przyznać, że ja wiedziałem, że ta muzyka wtedy jest taka "niegrzeczna", zepsuta, ale chyba dlatego tak bardzo mnie to pociągało i zresztą, jak widać, żadnej krzywdy mi to nie zrobiło, skoro po 16 latach tworzenia i 20 latach styczności z tą kulturą mogę dziś udzielać tutaj wywiadu. Słuchanie muzyki spowodowało, że sam zacząłem ją tworzyć. Myślę, że tylko i wyłącznie pasja muzyczna może obudzić coś takiego jak talent, by wkrótce młody człowiek sięgnął po gitarę czy przypie**oli coś na perkusji, napisał tekst albo zrobił bit. Tak było w moim przypadku i czytając biografie znanych muzyków, widzę, że ich historie są bardzo zbliżone.

Do czego zatem dzisiaj jako artysta dążysz?

Jestem niezależny, spełniony muzycznie, chociaż oczywiście nadal będę szukał. Na popularność nigdy nie narzekałem. Hmm, nie wiem. Strasznie ciężko jest zaspokoić swoje ambicje. Poprzeczki, które sobie stawiasz, czasami są nie do przeskoczenia. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy ludźmi i zapewne wielu artystów pewne rzeczy odpuszcza, bo zwyczajnie nie da się ich zrobić, tym bardziej w pojedynkę. Dlatego też pracuję z ludźmi, którzy mają bezpośredni wpływ na to, jak to, co tworzę, będzie wyglądać, brzmieć.

Chciałbym mieć zawsze obok siebie ludzi, którzy pomogą, udzielą wskazówek, by to, co robię, było jeszcze lepsze. Dlatego też nie tylko słucham, ale staram się i słyszeć. Na pewno teksty, na pewno lepszy styl, chciałbym się też pozbyć tej presji - że terminy, że obowiązki, że trasa itd. Olać to wszystko, wyłączyć się, po prostu robić muzykę dla samego robienia, olać rynek. Wtedy będę artystą. Na ten komfort niestety przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać, ale już kilka razy myślałem o tym, by skończyć z rapem na jakiś czas. Są jeszcze inne rzeczy do zrobienia, a ja z pewnością nie będę męczennikiem - muzyka, rap i nic poza tym. Robienie kariery nie jest najważniejsze.

Przechodziłem różne etapy w życiu i myślę, że sporo ważnych rzeczy mnie ominie, jeżeli będę skoncentrowany tylko i wyłącznie na hip hopie. Natomiast jeżeli uda mi się te dwie rzeczy połączyć, to będę miał życie, jakie zawsze chciałem mieć. Rap nie jest łatwym kawałkiem chleba. Wymagania ciągle się zwiększają, a o tym, że usłyszysz słowo "dziękuję", możesz zapomnieć. Często okazuje się też, że jesteś w tym wszystkim sam i - chcąc nie chcąc - musisz sobie poradzić. A ludzie chcą ciebie, myślą, że jesteś ich własnością.

Uważam, że teraz jestem spełniony. Mam swojego odbiorcę, robię, co chcę, nikt nie patrzy mi na ręce, nie jestem przedmiotem tabloidów, mam swoich ludzi na koncertach, sprzedaję płyty. Dbamy o naszych fanów, wydajemy regularnie. Z trzech złotych płyt za zeszły rok dwie były nasze - czego ja jeszcze mogę chcieć?

Od wielu lat nie startujemy w nominacjach do Fryderyków, gdyż szef Fonografiki jest wrogiem komercji i tych show-biznesowych układzików. Może nie jest to dla nas jakoś krzywdzące, ale moglibyśmy jednak być bardziej konsekwentni - skoro odebraliśmy już jednego Fryderyka, to moglibyśmy mieć ich jeszcze ze trzy. A odebrałem wtedy tę nagrodę tak naprawdę po to, żeby utrzeć nosa tym wszystkim mediom hiphopowym, które tworzą największy układ, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. Nie wiadomo dlaczego, ale zawsze jesteśmy przez te media dissowani albo niechętnie stawia się nas na jakiś wyższych pozycjach, ale my nigdy nie wygramy żadnego plebiscytu czy konkursu radiowego.

W momencie, w którym odnieśliśmy spektakularny sukces, ci, którzy byli przeciwko, nagle dołączyli do grona adoratorów, tylko dlatego, że nie wypadało się nie zgodzić. I te postawy niestety znowu wracają.

A jak wygląda dziś Poznań? Określasz go jako "miasto przekrętów, nieodkrytych talentów". To znaczy, że nie ma już tego potencjału, który Poznań posiadał jeszcze kilka lat temu?

Skoro wszyscy są znani, grają koncerty, to trzeba poczekać na talenty. To właśnie świadczy o potencjale. Dzwoniąc do Gurala, sam sobie nie zdawałem sprawy, że będzie to miało kluczowe znaczenie dla Poznania, dla hip hopu tutaj. W momencie sztamy z Killazami wszyscy zaczęli podawać sobie ręce i przychodzić na te same koncerty. Według mnie ma to ogromne znaczenie - dzieciak w bandanie Ryzyko nie zaj**ie dzieciakowi w bandanie SLU. Niefajne natomiast jest to, że miasto po raz kolejny zaczyna się dzielić - mam wrażenie, że znów powstały dwa obozy - jest Gural i jest reszta Poznania. Ja bezpośrednio się do tego nie przyczyniłem, jeżeli istnieją takie podejrzenia. I naprawdę nie wiem, jak zagram z Kaczką kawałek - chyba: "Ten skład, który znów się pokłócił" (śmiech).

Na płycie "Styl życia G'N.O.J.A" bitowo postawiłeś po raz kolejny na White House, ale - tak jak wspomniałam na początku - wydajesz się być tutaj dużo spokojniejszy, w związku z czym i bity zmieniły nieco swój klimat. Znacznie mniej tych mocnych uderzeń, o wiele więcej klasyki, nowojorskich klimatów. Czy to właśnie jest to brzmienie, w stronę którego dalej pójdziesz i w którym będziemy mogli usłyszeć cię na nowej produkcji?

Tak. Myślę, że tak. Konwencje się zmieniają. Kiedyś Tede był bliżej nieokreślonym ufoludkiem z Trzyha. Robili bity, jeśli nie mocno nowojorskie, to bardzo zbliżone. Teraz ja jakby znów wracam do takich brzmień, bo przecież jeżeli sięgniesz po płytę "Na legalu?", znajdziesz tam sporo klasyki. Zrobiłem płytę z White House, bo to oni uczynili ze mnie pierwszorzędnego rapera w tym kraju, i mam nadzieję, że jeszcze długo będziemy ze sobą współpracować. A czy klasyczny Nowy Jork to spokojny hip hop? Nie sądzę...

Za muzykę na nowej płycie oprócz Magiery odpowiedzialny będzie DJ Zel, DNA po jednym bicie, być może Skóra i Brahu. Sporo rzeczy zostało nam z poprzedniej sesji, ale gwoli wyjaśnienia - "Na serio" nie będzie zbiorem odpadków z płyty "Styl życia G'N.O.J.A". To zupełnie nowy materiał, który nagrywam od lutego. Były dwie relacje na You Tube, prawdopodobnie wejdę jeszcze do studia, jeżeli zdrowie tylko pozwoli, bo gardło jest lekko zmęczone. Z numerów, jakie do tej pory nagrałem, cenię sobie tytułowe "Na serio" do bitu Magiery, "Peneriada" również do bitu Magiery, "Zbyt dużo bólu", "Wódko pozwól żyć", "Szczęście" i "Na powierzchni" do bitów Zela, "KC" do bitu DNA.

Numer z Vixenem jest w trakcie pisania, ponieważ zrobiłem z nim numer na jego płytę i chciałem, by znalazł się on również na mojej produkcji, ale Vixen zaproponował zupełnie inny kawałek i dał bit. Początkowo byłem sceptyczny, ale pewnego dnia włączyłem sobie ten bit, zaskoczyło i zacząłem pisać. Generalnie bity podobno powalają. Na pewno kawałek "Hip hop" będzie ważnym numerem, w którym zupełnie inaczej będę mówić o tej muzyce i kulturze, niż dotychczas to robiłem.

Nie wiemy jeszcze, co zrobić ze wspaniałym skitem Miecia, ponieważ ten skit rządzi. Zastanawiamy się, czy włączyć go od tyłu, czy dać go na koniec płyty z odstępem trzyminutowym po przerwie kawałka, jak np. na płycie Nirvany "Nevermind". Skit Miecia trafił do sieci. Co do gości - chciałbym uniknąć sytuacji, w której zapowiem pewne osoby, a one z różnych względów nie będą jednak mogły pojawić się na płycie. Goście będą, mniej więcej w tych samym proporcjach co na płycie poprzedniej. Będą to ludzie nie tylko z Poznania i nie tylko hiphopowi. Na tym poprzestańmy.

Na płycie "Na serio" chcę zrewidować dużo poglądów, które sam głosiłem, w związku z czym muszę być dosłownie potraktowany - na serio, poważnie. Dlatego właśnie jeszcze jedna płyta solowa. To będzie produkcja szczególna. Usłyszycie Rycha, którego nie znaliście. Zrozumiałem w końcu, że jestem wartościowym człowiekiem, który dla paru osób jest kimś naprawdę bardzo ważnym, w związku z czym ma pewien dług do spłacenia. Między innymi właśnie o tym będzie płyta "Na serio".

Magazyn Hip Hop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy