Patryk Pietrzak: "Chciałbym tą płytą zwrócić uwagę na przeżywanie emocji przez facetów" [WYWIAD]
Po czterech singlach promujących to wydawnictwo, nareszcie doczekaliśmy się albumu - Patryk Pietrzak powraca z drugim krążkiem "Kaprysy i Ruminacje". Z tej okazji porozmawialiśmy z nim o emocjach, jakie towarzyszyły mu przy tworzeniu płyty, i bliskiej współpracy ze swoim bratem w roli producenta.
Wiktor Fejkiel: Po trzech latach od debiutanckiego "OK BOOMER", przyszła pora na twój drugi krążek - "Kaprysy i Ruminacje". Jakie uczucia ci towarzyszą?
Patryk Pietrzak: - Za każdym razem jak coś wydaję, czuję to samo podekscytowanie, co na początku. W przypadku albumu to też często ma wymiar nowej nadziei, która jest bardzo budująca.
Czujesz natomiast presję, wysokie oczekiwania słuchaczy, po dobrze przyjętym debiucie?
- Nie, raczej to ja sam sobie stwarzam presję. Nigdy nie miałem też "syndromu drugiej płyty". Nie czułem tego wcześniej, kiedy wydawałem płyty z zespołem. Może to polegać na tym, że nie było sytuacji, w której pierwsza zrobiłaby nieprawdopodobny sukces. Nigdy po prostu nie czułem, że muszę przeskakiwać samego siebie. Ja wydawanie płyt traktuję jako naturalną kolej rzeczy w procesie twórczym.
Jak bardzo zmieniło się twoje podejście do solowego robienia muzyki od tego sprzed czterech lat?
- "Kaprysy i Ruminacje" to album, przy którym długo się zastanawiałem, czy kontynuować nomenklaturę solowej działalności. De facto cała płyta powstała w ścisłej współpracy z drugą osobą - moim bratem - w roli producenta. Doszliśmy jednak do wniosku, że te utwory są na tyle osobiste, że będę je wydawał jako solowe. Koniec końców to są moje piosenki i moje teksty. Z kompozycją bywało różnie, bo czasem pisałem je do gotowej muzyki, a czasem sam przynosiłem jakiś koncept kompozycji. W taki sposób zmieniło się moje podejście do solowego wydawania muzyki. Cała praca nad "Kaprysami i Ruminacjami" była dużo bardziej intymna i domowa niż poprzednia.
Jakie emocje chcesz przekazać na "Kaprysach i Ruminacjach"?
- Album ten jest zapisem okresu w moim życiu, który na szczęście właśnie mija. Nie planowałem stworzyć krążka koncepcyjnego, ale tak jakoś wyszło. To historia powstawania i rozpadu relacji z drugą osobą. Słuchając go teraz, widzę, że to zapis człowieka zrozpaczonego. Jestem zaskoczony, że przeżyłem to wszystko, bo pamiętam bardzo dokładnie emocje, które towarzyszyły mi przy każdej piosence.
“Kaprysy i Ruminacje” pokazują, jak rodziło się uczucie do drugiej osoby, a potem jak się rozpadało, wraz ze wszystkimi trudnościami, gdy jesteś tą odrzuconą stroną. Chciałbym tą płytą zwrócić uwagę na przeżywanie emocji, szczególnie przez facetów, we współczesnym świecie, z czym cały czas mamy problem. Często oczekuje się od nas ukrywania pewnych uczuć, co niesie potem za sobą niezdrowe konsekwencje. Powinniśmy dbać o swoje zdrowie psychiczne i pozwolić emocjom przepływać przez nas, niezależnie od płci. Ta płyta to moja osobista historia, ale mam nadzieję, że ktoś znajdzie w niej ukojenie. Dla mnie to też będzie konfrontacja z samym sobą, bo zdecydowałem się wyjść z tym do ludzi, nie ukrywać się z tym wszystkim. “Kaprysy i Ruminacje” to zapis czasu i emocji, które musiałem przejść, jednocześnie sięgając po profesjonalną pomoc, by sobie z tym wszystkim poradzić i cieszę się, że mogę o tym opowiedzieć.
Czego nauczył cię sam proces twórczy, pisanie tekstów na ten krążek?
- Przede wszystkim zrozumiałem istotę przepracowania tych problemów, zanim zacznę z kimkolwiek o nich rozmawiać. Jestem w procesie terapii, który - powiedzmy wprost - uratował mi życie. Nie mogłem przeżyć tego odrzucenia, chciałem zrozumieć, jakie deficyty w sobie mam. Co w ukształtowaniu mojej osobowości sprawiło, że cierpię w niewyobrażalny sposób. Dlaczego moja psychika jest tak zbudowana, że nie umie się otrzepać i iść dalej. Zrozumiałem, że muszę to ująć w piosenkach, bo to kolejny krok w przepracowaniu tych rzeczy. Tak jak napisanie i wydanie tej płyty. Dopiero gdy ona powstała, gdy wybraliśmy utwory, to tak naprawdę zrozumiałem, dlaczego w ogóle ją tworzę.
Brak gości na "Kaprysach i Ruminacjach" wynika właśnie z intymności tego projektu?
- Nie unikałem ich celowo. Rozmawialiśmy z bratem w trakcie pracy, czy kogoś nie zaprosić, czy nie zrobić jakiegoś collabu, ale jakoś nam się tak potoczyła praca, że to się nie wydarzyło. Po prostu nie naciskaliśmy na to. Dla mnie ta płyta ma jakąś esencję, która mówi wszystko o emocjach z nią związanych, ale nie widziałem przestrzeni, by ktoś na nią pisał swoje teksty. Są natomiast goście muzyczni, jak Paweł Cieślak, który nagrał przepiękne klarnety. Pojawia się również wiolonczela Marianny czy saksofon Igora. Więc instrumentalnie goście się pojawiają.
Promując ten krążek, postawiłeś na cztery utwory - "Więcej", "Maczugi", "Chyba" oraz "Hieny". Są to utwory, które twoim zdaniem najlepiej oddają klimat, w jakim utrzymany jest ten krążek?
- To właśnie w nich zapisana jest pewna chronologia, która stała się dla mnie jasna dopiero teraz, podczas wydania płyty. Nie była ona na początku zamierzona. Widzę natomiast, że wszystkie te utwory mają swój klucz.
Pierwszy z nich, czyli "Więcej", oddaje moment, kiedy masz jeszcze nadzieję, że relacja się ułoży, że sprawy zakończą się szczęśliwie. Ale już wtedy byłem w spirali emocji, które poznawałem w trakcie terapii. To taki emocjonalny rollercoaster, od którego się uzależniasz, podobny do syndromu jednorękiego bandyty - raz wygrywasz i już to cię upaja, motywując do dalszej gry. W "Więcej" jesteś jeszcze w środku tej burzy emocji, uzależniony od samego grania, od tego uczucia, że może jednak coś się uda.
Drugi singel, "Maczugi", napisałem już w lutym, kiedy byłem na początku procesu wychodzenia z tego stanu. To był czas, kiedy starałem się odwrócić swoją uwagę od emocjonalnego chaosu, poprzez pracę nad płytą. To była moja forma terapii - rzuciłem się w wir pracy, żeby nie stracić kontroli nad sobą. "Maczugi" to utwór, który pomógł mi przypomnieć sobie, kim jestem, kiedy odrzuciłem swoje potrzeby na rzecz ratowania innych. To było o odbudowywaniu siebie.
Potem pojawiło się "Chyba", który napisałem w jedną noc, po tym jak "Maczugi" już były wydane. To było moje ostateczne uwolnienie. Po miesiącach izolacji i leżenia w łóżku, "Chyba" był momentem, kiedy po raz pierwszy od dawna wyszedłem do ludzi i świata. To muzyczny zapis tego wyjścia z emocjonalnej skorupy, z tego, co nazywam Draculą - życiem jak w trumnie, będąc zamkniętym w swoim mieszkaniu.
Na koniec mamy "Hieny", które nazwałbym posttraumatycznymi. Klip do nich przedstawia proces wychodzenia z traumy i pozwalania sobie na przeżywanie pozytywnych emocji po długim okresie izolacji. To opowieść o tym, jak zaczynasz powoli otwierać się na życie, na innych ludzi, mimo że przez miesiące miałeś zamknięte emocje. W "Hienach" wracam do tych pierwszych chwil, kiedy udało mi się wydobyć z tego emocjonalnego bagna i zaczynam na nowo cieszyć się życiem.
Nie planowałem tej kolejności, ale teraz, z perspektywy czasu, widzę, że każdy z tych singli dokładnie oddaje ten proces, przez który przechodziłem.
"Kaprysy i Ruminacje", jak sam wspomniałeś, współtworzył z tobą twój brat - Olek. Jak przebiegała wasza współpraca? Fakt, że jesteście rodziną sprzyjał w dogadywaniu się czy raczej przeszkadzał?
- To była współpraca, w której mój brat figuruje jako producent całego materiału. Często zaczynaliśmy od jakiegoś loopa, który Olek tworzył, a potem razem układaliśmy piosenkę. Więc ten proces powstawania kolejnych utworów był dość organiczny. Płyta powstała w pełni w naszych domach - moim i rodzinnym. Gdybyśmy nie byli rodziną, nie wiem, jak ta współpraca by wyglądała, bo nasze połączenie emocjonalne i wspólna wrażliwość bardzo nam pomogły. Nie musiałem tłumaczyć mu swoich emocji - on po prostu wiedział co i jak, bo przeżywaliśmy te same momenty jako rodzina. Mogłem być całkowicie szczery, bez cenzurowania się, co pozwoliło mi na pełną kreatywną swobodę. Często nawet nie musieliśmy rozmawiać, bo wszystko było w domyśle. Oczywiście, zdarzały się też kłótnie, bo emocje w naszej rodzinie są bardzo intensywne - zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Ale zawsze szybko wracaliśmy do pracy, jakby nic się nie stało. To połączenie było kluczowe, bez niego ta płyta by nie powstała. Był głównym motorem sprawczym tej współpracy.
Jakie masz plany po premierze krążka?
- Do końca roku będą dwa koncerty stricte z "Kaprysami i Ruminacjami". Graliśmy też już support przed zespołem Coma we Wrocławiu oraz w katowicki Spodku. Trasę planujemy na przyszły rok, gdzie zagramy dużo klubowych koncertów. Będzie to już zdecydowanie bardziej energetyczne granie. Także zapraszam wszystkich na te koncerty!