Reklama

"O filiżance herbaty i dziewczynie"

Tak długo jak pozostajesz w zgodzie z samym sobą, podążasz za swoją życiową misją, a nie chcesz komuś koniecznie zaimponować, nie masz się o co martwić, życie odkryje swoją ścieżkę. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem głos Jorna Lande, byłem przekonany, że to David Coverdale. Fantastyczne wyczucie muzyki, rewelacyjne frazowanie i to wibrato, za które wielu wokalistów dałoby się pociąć.

Jako zażartego fana Dio, Gillana i Coverdale'a, nie trzeba mnie było zbytnio przekonywać do tego artysty. Z wielkim zainteresowaniem zacząłem kolekcjonować wszystkie płyty, na których ten niezwykły artysta użyczył swojego głosu, i dostrzegłem jedną regułę obowiązująca na tych produkcjach. Niezależnie od muzyki, jej poziomu i jakości, wokal podnosił o kilka półek do góry każdy album. W tym roku Jorn wydał kolejny świetny krążek zatytułowany "Spirit Black" i z tej okazji z wokalistą rozmawiał Piotr Brzychcy z magazynu "Hard Rocker".

Reklama

Witaj Jorn. Albumem "Spirit Black" udowadniasz, że można dziś wciąż nagrywać i tworzyć muzykę rockową w pełnym tego słowa znaczeniu. Bez silenia się na odkrywanie nowych lądów, nagrałeś zajebisty album. Jak wyglądał proces tworzenia poszczególnych kawałków?

"Spirit Black" to kawał potężnej, epickiej muzy. Taki rodem z lat 70. Kiedy dorastałem, słuchałem takich kapel jak Black Sabbath, Led Zeppelin, Deep Purple i tym podobnych, myślę, że ten album ma taki sabbathowy smaczek, soczyste brzmienie. Generalnie myślę, że to co określa mój styl, to klasyka, kiedyś sporo eksperymentowałem, ale ten album jest bardziej klasyczny, niż cokolwiek co zrobiłem do tej pory.

Kiedy byłem młodszy, szukałem swojej właściwej drogi, kierunku, kiedy masz talent, zawsze zaczynasz od poszukiwań. Słuchałem przeróżnych kapel, Foreigner, Journey, zdarzały się kapele pop. Nagrywając "Spirit Black" podążałem za filozofią z młodości, za moimi inspiracjami. Kiedy słuchałem takich głosów jak Ronnie James Dio, Paul Rogers, to było piękne, liczyła się przede wszystkim muzyka.

Na tym albumie jakby odnalazłem ścieżkę prowadzącą do źródeł, z których czerpałem w młodości. Wiesz, kiedy jesteś stary, musisz znaleźć jakiś cel w tym co robisz, aby móc to kontynuować. Moja muzyka to odzwierciedlenie przeżyć z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

Jeśli chodzi o teksty, stały się bardziej przejrzyste, bardziej oczywiste, podobnie jak muzyka - bardziej klasyczna, taki styl wyklarował się przez wiele lat. Nigdy nie ograniczam się do pisania o jednej konkretnej rzeczy. Teksty mogą być o mojej korwecie, o filiżance herbaty i dziewczynie, która ją pije, staram się zawsze pisać retrospektywnie, na temat, z którym ludzie mogą się identyfikować, staram się pisać prosto, ludzie na całym świecie rozumieją symbolikę takich słów jak niebo i piekło, dobro i zło.

Bez sensu grzebać w słownikach, po to żeby być oryginalnym, najlepszy przekaz to prosty przekaz, taki który wszyscy mogą zrozumieć. A ja chcę, żeby ludzie rozumieli o czym śpiewam. Nie chcę być naukowcem. "Spirit Black" jest klasycznym albumem z elementami progresywnymi tu i tam. Kurczę, jestem gadułą, wiem (śmiech).

Opowiedz mi jak wyglądała praca w studiu nad tą płytą. Kto odpowiedzialny jest za produkcję? W niektórych utworach słychać partie klawiszowe (choćby w "Rock'n'Roll Angel"). Kto to nagrywał? Wiesz, teraz dostajemy mp3 od wytwórni i nawet nie ma już opcji zapoznania się z wkładką płyty...

Gość, który miksował album jest też klawiszowcem. Znamy się od wielu lat. Był producentem, czy raczej inżynierem dźwięku, pracował w jednym z lepszych studiów w Nowym Jorku, wtedy to wyglądało niemal jak hotel, z wieloma pokojami dla gości, ale kiedy w latach 80. weszła nowa technologia, ludzie zaczęli mieć możliwość nagrywania w domu, czy gdziekolwiek, w jakimś studio w garażu, stara firma upadła.

Kiedyś było tak, że kapela przyjeżdżała do studia, zostawała tam parę dni, nagrywając bez przerwy, a potem to miksowano, a dzisiaj jest tak, że kapela wchodzi do studia po to żeby miksować, i na to głównie wydaje pieniądze, a samo nagraniem zajmuje się w domu, czy w kraju gdzie mieszka. Niektóre z tych studiów nadal istnieją, ale większość zbankrutowała w latach 90. Tony pracował w jednym z nich. Potem założył własną działalność. Usłyszałem płytę Dimmu Borgir i bardzo mi się spodobało brzmienie, pojechałem do tego samego studia gdzie oni nagrywali, no i spotkałem Tony'ego, to był strzał w dziesiątkę. Killer i zwycięzca w jednej osobie, od tamtej pory współpracujemy ze sobą. Mam nadzieję, że będzie żył jakieś 95, 100 lat, bo chciałbym z nim jeszcze wiele zrobić.

Po kilkukrotnym wysłuchaniu "Spirit Black" zacząłem zastanawiać się jak brzmiałaby ta płyta z dodatkową partią organów hammonda. Opowiedz o twojej współpracy z genialnym Jonem Lordem...

Jon Lord jest świetnym gościem. 2 lata temu graliśmy wspólny koncert. Uwielbiam go, i było to wielkim wyzwaniem móc razem pracować. Dla starego rockera nie ma nic lepszego jak trochę klasyki. Później nie mieliśmy już okazji nic zrobić wspólnie, ale gdyby mnie poprosił, z przyjemnością powtórzyłbym to.

Jorn, mam pytanie o okładkę. Jest dziwna, co tak naprawdę przedstawia? Człowiek z głową kruka, i ten płonący krzyż. Przyznam szczerze, że intryguje mnie ten obrazek, ale w żaden sposób nie potrafię go zinterpretować na tle twojej muzyki...

Tak, to wielki stary kruk, człowiek-kruk (śmiech). Okładka przedstawia stare symbole, z którymi jakoś dorastałem, pomyślałem, że najwyższy czas użyć gdzieś tego kruka, kruk jest ważną częścią całego zamysłu tej płyty. Nie widziałem dotąd, żeby ktoś go użył, widziałem różne zwierzęta, ale nie kruka.

W Skandynawii z krukiem związane są różne przesądy, wierzenia, jest bardzo symboliczny, tajemniczy. Jest stara saga, która również ma w sobie historię o kruku i wikingach. Były dwa kruki Munin i Hugin, można poszukać w Internecie. Każdy z nas ma w sobie coś z kruka, ja mam w sobie coś z kruka, pochodzę z rodziny robotniczej, kruk ma w sobie coś zwyczajnego, coś prawdziwego, to co widzisz jest bardzo bezpośrednie, bardzo wyraźne, czarne. Są wszędzie, na całym świecie i wszędzie są takie same. To trochę jak z ludzkością.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | studia | KRUK
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy