"Nic nie dorównuje Polsce"

Zależało mi bardziej na pokazaniu mojego serca śpiewem - tak o płycie "Secret Symphony" mówi nam Katie Melua, mająca w Polsce licznych i wiernych fanów.

Katie Melua ma wielu fanów w Polsce - fot. Gareth Cattermole
Katie Melua ma wielu fanów w Polsce - fot. Gareth CattermoleGetty Images/Flash Press Media

Na początku marca do sprzedaży trafiła płyta "Secret Symphony" z piosenkami napisanymi przez twórców, z którymi Katie współpracowała już przy poprzednich albumach. Jeszcze przed premierą w Warszawie z wokalistką spotkał się Piotr Danisz.

W wywiadzie dla INTERIA.PL Katie Melua zdradziła szczegóły nowego albumu. Opowiedziała również o swoich związkach z Gruzją, o wpływie adrenaliny na jej życie, a także o polskich fanach.

Dodajmy, że w połowie listopada wokalistka trzykrotnie wystąpi w naszym kraju - w Warszawie (12 listopada, Sala Kongresowa), Zabrzu (13 listopada, DMiT) i Poznaniu (14 listopada, Arena).

Brytyjska zima jest tak ciężka jak nasza?

- Przenigdy. Tu jest naprawdę zimno. Mieliśmy trochę mrozów na Wyspach, ale nic nie dorówna Polsce.

Jak już pewnie zauważyłaś, jesteś tutaj prawdziwą gwiazdą. Otrzymałaś może jakieś oznaki sympatii czy miłości od fanów z Polski?

- Mój Boże! Od polskich fanów otrzymuję najcudowniejsze uczucia. Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżam, są niesamowici. W czasie koncertów tutaj czuję się tak, jak nigdzie indziej. To jest naprawdę wspaniałe. Zdecydowanie czuję ciepło płynące od Polaków.

Czym nowy album "Secret Symphony" różni się od "The House", wyniku tej nieco zaskakującej współpracy z Williamem Orbitem?

- Ten album jest dla mnie takim powrotem do korzeni. Pracowałam nad nim z Mike'iem Battem, który był producentem moich trzech pierwszych płyt. Dlaczego z nim? Sprawia, że mój głos brzmi tak dobrze, jak tylko jest to możliwe. Jest też dobry w dobieraniu dźwięków do piosenek. Od początku nie chciałam pisać tekstów do tego albumu, zależało mi bardziej na pokazaniu mojego serca śpiewem. Bardzo ważna była dla mnie orkiestra, a Mike jest świetny w załatwianiu takich spraw. Więc usłyszymy orkiestrę, która będzie niespodzianką, pojawią się piękne piosenki, które, mama nadzieję, również miło zaskoczą. Przede wszystkim będzie dużo prostego, naturalnego śpiewania.

- "The House" był dla mnie niesamowitym albumem, w którym analizowałam samą siebie. Wymagał dużego nakładu sił. Oczywiście, każda płyta powinna wymagać sporej pracy, ale to był zupełnie inny wysiłek. Tym razem postawiłam na bardziej naturalne nagranie.

Twoje piosenki i albumy są zawsze na listach bestsellerów, tutaj, ale i w innych częściach świata. Co sprawia, że twoja muzyka jest tak popularna?

- To właściwie trudne pytanie. Mnie jest nieco dziwnie na nie odpowiadać. Ja po prostu bardzo kocham to, co robię. Mam obsesję na punkcie muzyki, odkąd skończyłam pięć lat. Moje życie przeszło taką jakby transformację, przez m.in. "Imagine" Johna Lennona czy "Hearts And Bones" Paula Simona. Myślę, i mam nadzieję, że ludzie mogą usłyszeć w mojej twórczości tę miłość, którą mam od muzyki. Ta energia może być odbierana, więc może dlatego ta muzyka jest tak dobrze przyjmowana.

Zostałaś rekordzistką Księgi Guinnessa. Jak to się stało?

- Kilka lat temu zadzwonił mój menedżer, który powiedział, że mogę zagrać podwodny koncert, najgłębiej do tej pory. Powiedziałam: to brzmi ciekawie. Wchodzę w to! Przez kilka miesięcy uczestniczyliśmy w treningach bezpieczeństwa i asekuracji. Ćwiczyliśmy na przykład ucieczkę z helikoptera, który był pod wodą, co było trochę przerażające. W końcu udaliśmy się na platformę wiertniczą. Była tam winda, która jadąc wzdłuż jednej z nóg platformy, zabrała nas 303 metry pod powierzchnię wody. Trwało to 10 minut. Zjechałam tam na koncert, więc było to trochę szaleństwem.

A co z wycieczką na Arktykę?

- Och, tak! Odbyło się to w ramach Project Earth. To było niesamowite, ponieważ zaczęłam bardziej doceniać przyrodę. Zawsze lubiłam naturę i naszą planetę, tak jak powinien każdy. Ale ta podróż była inspiracją. Spotkałam tam ludzi z plemienia Inuit, którzy mówili, że teraz o wiele ciężej przewidzieć im pogodę. To efekt zmian klimatu i globalnego ocieplenia. Wróciłam stamtąd z chęciami, by coś zrobić.

Jak bardzo Gruzja i jej kultura wpływają na twoją muzykę?

- W znaczący sposób. Muzyka gruzińska jest bardzo emocjonalna i czasami trochę smutna. Moje piosenki również zdają być pełne uczuć i smutku.

Czy jest artysta, z którym chciałabyś wystąpić?

- Wymarzoną współpracą byłby występ z Leonardem Cohenem. On pisze utwory, które jednocześnie łamią serca i są piękne. Stworzyłam swoją wersję "In My Secret Life", która jest najbardziej szczerą piosenką, jaką śpiewałam. Jego teksty są wybitne.

A gdyby zadzwonił i zapytał, czy...

... tak, powiedziałabym "tak"!

Fani są podekscytowani twoimi zaręczynami z Jamesem Toselandem. Zdradzisz jakieś szczegóły?

- Jamesa poznałam w maju ubiegłego roku i od tamtej pory jestem dosłownie w niebie. Zaręczyliśmy się w grudniu, zamierzamy pobrać się w tym roku. Jestem tym bardzo, bardzo podekscytowana. Poza tym nie mogę powiedzieć nic więcej (uśmiech).

Rozmawiał Piotr Danisz

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas