Miły ATZ: Wiedziałem, że sobie poradzimy
Ignacy Puśledzki
Chwilę po premierze płyty "Roller", porozmawialiśmy z Miłym ATZ o tym wydawnictwie. Raper opowiedział nam także o ostatnim, trudnym dla niego roku, potrzebie życia w grupie oraz o tegorocznych Popkillerach.
Ignacy Puśledzki, Interia: Rozmawiamy już trochę po premierze płyty "Roller". Dostajesz już jakiś feedback od znajomych i fanów?
Miły ATZ: - Dostaję bardzo przychylne opinie. Odzywają się nawet ludzie, z którymi nie mam za bardzo kontaktu. Raperzy znajdują chwilę, żeby napisać do mnie z propsami, co jest megamiłe.
Co twoim zdaniem wyróżnia tę płytę od tego, co robiłeś wcześniej?
- Wydaję mi się, że trochę się zmieniło jeśli chodzi o warstwę tekstową. Myślę, że to dzięki Marcelkowi Boberowi, z którym przy Lowpassie w większości przypadków siedzieliśmy razem i pisaliśmy teksty. Ja uważałem go wtedy za lepszego tekściarza i czułem, że muszę się podciągnąć, żeby nie odstawać przy nim w tej kwestii. Wydaję mi się, że to wyszło teraz na tej płycie. Wiesz, niektóre teksty na "Czarny Swing" pisałem 5 lat temu, więc jest spora różnica jeśli chodzi o jakąś moją osobistą dojrzałość.
Co do muzyki, to tak naprawdę jest tu wszystkiego po trochu. Tak samo było na "Czarnym Swingu", poszliśmy tym samym torem, ale jednak level wyżej. Bardziej to kontrolujemy, jest w tym mniej przypadku.
Zatrzymajmy się jednak na tekstach. W jednym z wywiadów po debiucie, wspominałeś, że czasami słowa nie są zawsze dla ciebie najważniejsze w utworze, a ich brzmienie i flow. Na "Rollerze" słowo zostało wyniesione chyba trochę wyżej.
- Na pewno przyłożyłem do tego większą wagę, ale wiesz... Nie było też wcale tak, że flow zeszło na drugą pozycję. Żeby wejść na wyższy level, musiałem podciągnąć jedno i drugie. Jak analizuję chociażby sukces Quebo, to widać, że Ci co są najwyżej, są dobrymi tekściarzami, ale formą też potrafią zrobić rozpier***. Musiałem podciągnąć obie te kwestie, żeby wejść wyżej.
Wydaje mi się w ogóle, że dobrym pomysłem jest, aby może trochę upraszczać te teksty. Chyba poszedłem tu w zbyt skomplikowane rzeczy. Ludzie po koncertach mówią; "Stary, chciałbym stać w pierwszym rzędzie i nap***lać z tobą te teksty, ale to jest za trudne". To jest dalsza droga dla mnie - nauczyć się w trochę prostszy sposób przekazywać pewne kwestie. Będziemy starali się utrzymać wysoką formę, ale próbować robić to wszystko trochę bardziej przystępne dla słuchacza.
Ale tak, na "Czarnym Swingu" zdarzało się, że te słowa były mniej ważnie od tego, w jaki sposób je rapowałem. Tutaj starałem się trzymać oba te aspekty na równym poziomie.
Pojawiło się też dużo więcej emocji i twoich osobistych przeżyć, niż wcześniej.
- To fakt. Jest tego dużo więcej z uwagi na to, że tak naprawdę cała ta płyta tekstowo jest zamknięta w jednym roku. Niektóre teksty są sprzed 2 lat maksymalnie, jeden jest sprzed 3 lat, ale jest wciąż aktualny. Faktycznie tych emocji jest dużo więcej przez to, że musiałem jakoś zamknąć ten rok w pigułce. Może potrzebowałem też wylać coś dużo bardziej wartościowego dla mnie. Wydaje mi się, że dzięki temu ludzie będą się z tym bardziej utożsamiać i faktycznie mogą się czuć tak, jak ja się czułem w danej sytuacji, kiedy pisałem ten tekst.
Wspominasz w tekstach, że poprzedni rok był ciężki. Chodzi o ogólną sytuację w kraju i na świecie, czy o twoje osobiste przeżycia?
- Wiesz, ja zacząłem utrzymywać się z muzyki w momencie, gdy wydałem pierwszą płytę i w tym samym momencie wybuchła też pandemia. To był hardkorowy okres. Miałem jakąś taką presję przez fakt, że muszę wejść na wyżyny swoich umiejętności i udowodnić, że faktycznie zasłużyłem na to, żeby utrzymywać się z tej muzy. Że zasłużyłem na kontrakt fonograficzny i to, o co tak naprawdę przez ostatnie 8, czy 9 lat walczyłem. Nagle to dostaję i stoję przed tym, żeby faktycznie z tym sobie poradzić.
Dodatkowo jeszcze emigracja w nowe miejsce, bo wtedy się przeprowadziłem do Warszawy. Doskwierała mi samotność. Wiadomo, pandemia też nam nie ułatwiła. Ale ostatecznie kwituję to wersem, że "ten rok to dowód, że co by nie było, razem przetrwamy najgorsze". Ostatecznie w Warszawie i w tym całym chaosie znalazłem kilka osób, które były przy mnie i pomogły mi przetrwać to gówno. Zacząłem się utrzymywać z muzyki, a nawet zarabiać więcej niż kiedykolwiek wcześniej zarabiałem w normalnej robocie. To jest dowód, że skoro przeżyliśmy ten okres, to znaczy, że jak już wszystko wróci do normy, to już w ogóle będzie zaje***cie. Wiedziałem, że sobie poradzimy.
Ja mam wrażenie, że ty w ogóle jesteś takie zwierzę stadne (śmiech). Mordor Muzik, Unda, Lowpass, Święty Bass - generalnie kojarzę cię z tego, że zawsze z jakąś ekipą coś majstrujesz.
- Tak, jestem taką osobą. Ja się wychowałem na osiedlu, gdzie zawsze był po prostu grono ludzi, z którymi się spędzało czas. Mam teraz 26 lat, ale nadal czuję tę potrzebę posiadania swojego mniejszego lub większego stada. Wydaje mi się też, że po latach się nauczyłem trochę lepiej oddzielać ziarno od plew, jeśli chodzi o ludzi. No mam dużo większe wyczucie do ludzi przez to, że często bywałem zraniony przez najbliższych i mam wrażenie, że już mam taki radar po prostu. No ale masz rację, potrzebuję tych ludzi. Może kiedyś potrzebowałem ich więcej, bo teraz po prostu wystarczy mi kilka osób, ale wartościowych.
Przy "Czarnym Swingu" pokazałeś @atutowemu brzmienia, które cię jarają i trochę ty ich go nauczyłeś, dopóki nie złapał bakcyla. Mam wrażenie, że wasza współpraca też weszła na wyższy level, jesteście jak dwa elementy jednego mechanizmu.
- Cieszę się, że tak mówisz. Generalnie jak byłem przy Atucie kiedy robił jakieś bity, to zawsze coś dopowiadałem, ale kilka bitów na płycie to całkowicie jego wizja. ":-)" to jest jego pomysł, jego melodia. On to wszystko grał. "Don" też jest jego wizją, "Wielkie miasta" w zasadzie też, chociaż gdzieś go tam na kierowałem inspiracyjne. Ale już chociażby "Grooove" to jest rzecz, przy której sprawowałem mocną pieczę. "Day Off" to tak naprawdę jest nasza wspólna produkcja, gdzie perkusja jest w stu procentach moja. "Nowa norma" tak naprawdę była moim beatem, do którego siedliśmy razem i @atutowy dogrywał tam jakieś rewelacyjne rzeczy. Mega się jaram, że mam osobę, która nie dość, że kuma tą fazę, bo już się osłuchała z tą muzą, to jeszcze ma luz i chce z tych moich beatów wyciągać to co najlepsze i robić wspólną rzecz. Jest wielu producentów, którzy by się totalnie na to nie zgodzili. Ja także się przy nim się rozwijam producencko.
Kiedyś twierdziłeś, że robisz beaty, ale to jeszcze nie czas, aby wychodzić z nimi szerzej. Co się wydarzyło, że już przyszedł?
- Ja totalnie się nie spodziewałem, że to będzie już. Po prostu były dni, kiedy miałem jakiś tekst, siedziałem w studio, ale nie miałem żadnego beatu, pod który mógłbym go nawinąć. Zacząłem sobie coś rzeźbić, później pokazywałem to Atutowi, czy Phunkillowi i mówili: "Stary, weź to dokończ, to jest dobre g***o". Miałem takie momenty, w których trochę wątpiłem czy dam radę to zaaranżować, tak żeby było git, ale ostatecznie pomyślałem sobie: "Ku***, dlaczego mam nie dać rady?". Robię to tyle lat, że może to był ten moment, żeby się przełamać. W miarę to wyszło, nie jestem brzmieniowo do końca zadowolony chociażby z "Psycholki", ale wydaję mi się, że to jest dobry start do tego, żeby wkrótce może cały projekt samemu wyprodukować. Po prostu cieszę się, że mogę jeszcze więcej z siebie dawać tej muzyce. Nie tylko rapując, ale też udzielać się producencko.
Ale chciałbym też zwrócić uwagę na Miroffa, który też sporą robotę wykonał przy tej płycie. Numer "Money Move" to też jest tak naprawdę mój szkielet, który powstał totalnym przypadkiem gdzieś w studio, a dokończyłem go z nim i to on okiełznał to brzmienie tak, żeby ono było faktycznie mainstreamowe, żeby nie było po prostu wstydu. Przy "Spamie" też z nim siedziałem i gdzieś go nakierowywałem, ale to moim zdaniem jedna z życiówek Miroffa. Polecam obserwować jego rzeczy, bo on zaraz on zaraz też wy****doli jak nie w Polsce, to za granicą.
Jesteś mocnym graczem jeśli chodzi o flow, ale nie bałeś się rapować obok Gurala, czy VNM-a? Nie było obaw, że zjedzą cię na twoim numerze?
- Właśnie nie. Jestem na takim etapie, że nie istnieją w Polsce raperzy, przy których boję się rapować. Wydaje mi się, że to bardziej oni się boją rapować przy mnie. Mega jestem dumny z udziału Dziadziora i VNM-a. No to są osoby, których byłem pewien. Bardziej się bałem tego, żeby nie wybrać takich gościnek, po których nie będę musiał odpisać komuś: "Sorry, ale nie siedzi mi to". Tych dwóch osób byłem pewien i faktycznie się postarali tak, że tam jest roz****na gra.
Zaskoczył mnie za to udział Dziarmy. Prędzej bym się spodziewał, że zaprosisz np. Ryfę Ri. Skąd pomysł na taki duet?
- Jechaliśmy samochodem z Phunkillem i kminiliśmy, żeby zaprosić kogoś na ten numer. Ja tam w ogóle miałem jeszcze drugą zwrotkę, ale ostatecznie ją wyrzuciliśmy. Moim zdaniem to był dobry ruch. Ja sobie tefy wyobraziłem, że musi to być osoba, która na delikatnym autotunie pociągnie to w taki jamajski sposób. Szczerze mówiąc, nie widziałem lepszej opcji niż Dziarma na to miejsce. Od razu gdzieś w głowie sobie wyobraziłem, jak ona ma to zrobić. Po prostu odezwałem się do niej, że mam taką akcję, gotowy pomysł na numer, ona się zajarała i pyknęliśmy to. To był świetny ruch.
Stary, ja też szukałem trochę wyjścia z pewnego pudełka, jeśli chodzi o gościnki. Jasne, mogłem zaprosić Ryfę, ale to by było zbyt oczywiste. Fajne połechtanie starych słuchaczy, ale walczymy cały czas o większy kawałek tego tortu i myślę, że takimi ruchami udaje nam się to robić. Nie chciałbym sobie też przykleić łatki podziemnego truskulowego gościa, który czasem nawinie na jakimś nowoczesnym bicie. Pomimo mojego truskulowego podejścia do muzy, mam bardzo otwartą głowę, jeśli chodzi o nowe rzeczy. To też jest rozwój - muszę szukać i trochę się dostosowywać do tych realiów, które mamy teraz na rynku, ale na tyle, żeby też je trochę zmieniać, nie?
Nie nazwałbym cię chyba truskulowym raperem. Kiedy cała scena kłóci się o to czy trukul, czy newschool, ty moim zdaniem idziesz sobie gdzieś bokiem, swoją własną drogą.
- Są ludzie, którzy by chcieli, żebym k***a nagrał całą truskulową płytę z Grubym Mieltzkym, bo też największy rozgłos gdzieś tam na początku, zyskałem w zasadzie dzięki takim rzeczom. Ale robię wszystko, że żeby ciężko było mnie sklasyfikować pod każdym kątem.
Jesteśmy po tegorocznych Popkillerach. Jak myślisz, czemu większość raperów, którzy zostali laureatami, nie odebrała swoich nagród?
- Też mi się to rzuciło w oczy. Nie wiem czy oni czują lepsi od nas, czy reprezentują jakiś popowy nurt, więc myślą, że hiphopowe nagrody ich mnie nie dotyczą... Nie wiem, trzeba by zapytać raperów, którzy dostali tę nagrodę i się nie stawili. Duża część osób, którzy byli na tej gali, to nie byli też wcale raperzy, tylko przeróżni ludzie z branży, nawet jacyś influencerzy. Ja zdaję sobie sprawę, że np. Mata nie przyszedł, bo gdyby się tam pojawił, to by mu wszyscy weszli na głowę i nie mógłby się nawet ruszyć. Raczej widziałem tam takich ludzi, którzy nie są na tyle rozpoznawalni, żeby nie mogli wyjść normalnie do sklepu. Nie chcę tego rozkminiać, ja w tym roku nie dostałem żadnej nagrody, bo na nią zwyczajnie nie zasłużyłem. W przyszłym roku myślę, że w kilku kategoriach będę mógł się pokusić o zwycięstwo. No i przyjdę tam, odbiorę tę nagrodę, podziękuję wszystkim i będę dalej robił muzę. Nie będę z siebie robił kogoś lepszego, kto nie przyjdzie na Popkillery, bo to dla niego wstyd.
Trzymam kciuki zatem! Dzięki za rozmowę.