Miłosz Bazarnik: Raczej nie jestem dyktatorem
Ignacy Puśledzki
28 października Miłosz Bazarnik ze swoim kwintetem wydał album, pt. "New Market". Pianista i kompozytor opowiedział nam o powstawaniu płyty, a także o planach zespołu oraz muzyce The Beatles.
Ignacy Puśledzki, Interia.pl: Album "New Market" promujesz jako album swojego kwintetu, tymczasem w creditsach znalazłem… 6 nazwisk. Wytłumacz się, proszę (śmiech).
Miłosz Bazarnik: - Ale na okładce jest tylko Miłosz Bazarnik (śmiech). Faktycznie, gramy jako kwintet, ale na płytę zaprosiłem gościa specjalnego. Ze Stanisławem Słowińskim znamy się już jakiś czas i mieliśmy okazję spotkać się kilka razy razem na scenie. Zawsze dobrze wspominam te wydarzenia i spotkania. Uwielbiam to jak gra, jego ekspresję i jak przekazuje swoją muzykę publiczności. Bardzo chciałem żeby znalazł się na płycie.
Poprzednią płytę ("Trip of a LifeTime" - przyp. red.) wydałeś z trio, teraz mamy kwintet. Kolejny album będzie z big-bandem?
- (śmiech) Raczej nie, może kiedyś. Myślę, że kolejną płytę, która rysuje mi się powoli w głowie powoli, będzie nagrana w mniejszym składzie niż kwintet.
28 października, kiedy ukazała się twoja płyta, na sklepowych półkach znalazła się także najnowsza reedycja legendarnego albumu "Revolver" The Beatles. To, że nagraliście swoją wersję "Eleanor Rigby" to przypadek?
- Szczerze mówiąc to zupełny przypadek, ale faktycznie taka reedycja ukazała się teraz. The Beatles zawsze był zespołem, który bardzo lubiłem, a ich utwory przypadły mi od razu do gustu. Jednak przełomem był utwór "Blackbird" w wykonaniu tria Brad’a Mehldau z Larrym Grenadierem na kontrabasie i Jorgem Rossy na perkusji. Genialne wykonanie pokazujące jak wiele jest piękna i nieoczywistości w ich muzyce.
Reszta numerów podpisana jest Twoim nazwiskiem. Którzy kompozytorzy są dla Ciebie największą inspiracją?
- W ostatnim czasie dużo słucham pianisty Aarona Parksa, który był dla mnie dużą inspiracją. Oprócz tego staram się wzorować na Marcinie Wasilewskim. Przy pracy nad płytą sporo słuchałem też skrzypka Adama Bałdycha czy gitarzysty Juliana Lage.
Jak duży wkład w nie miał twój zespół? Wszystko musi iść według twojego pomysłu czy dajesz muzykom wolną rękę?
- Raczej nie jestem dyktatorem (śmiech). Bardzo w tych kompozycjach dużo konkretnych partii do zagrania, które chciałem żeby były zagrane tak, jak je napisałem i sobie wyobraziłem. Jest jednak sporo części improwizowanych, więc tam mogliśmy się otworzyć bardziej. Wiedziałem, jak ma zabrzmieć większość materiału, jaki drive ma mieć perkusja (tutaj spore zaangażowanie perkusisty - Łukasz Giergiel) czy jak ma się rozkładać ekspresja.
Album zarejestrowaliście w Monochrom Studio w Gniewoszowie. Czy to wpłynęło jakoś na to, co słyszymy na płycie?
- Oczywiście. Samo miejsce, jakim jest Monochrom Studio, daje niesamowitą aurę i spokój sprzyjający tworzeniu i nagrywaniu. To był piękny, magiczny czas. Można było się skupić w 100% na graniu. Góry, piękne krajobrazy, pies Cola, pyszna kawka, świetny sprzęt i studio, a do tego niezastąpiony Ignacy Gruszecki za stołem.
Jazz to przede wszystkim koncerty. Kiedy i gdzie możemy usłyszeć twój zespół?
- Koncert premierowy albumu "New Market" zagraliśmy w Dworku Białoprądnickim we współpracy z Radio Jazzkultura. Płyta dostępna jest już na wszystkich serwisach streamingowych oraz w wersji fizycznej na stronie naszego wydawcy, Klamka Music Records i na koncertach. Kolejne koncerty w listopadzie z tym materiałem to wyjątkowy duet z kontrabasistą Miłoszem Skwirutem 23 listopada w Pałacu Szustra w Warszawie oraz dzień później z całym kwintetem w Domie Kultury w Rudzie Śląskiej. Zapraszam!