Łukasz Droździel o Undercover Festival: "Wybieram najlepsze kąski" [WYWIAD]
W dniach 25-26 sierpnia na terenie Legia Park w Warszawie odbędzie się kolejna edycja Undercover Festival. O samym wydarzeniu i idei tribute bandów porozmawialiśmy z pomysłodawcą festiwalu, Łukaszem Droździelem.
Oliwia Kopcik, Interia: Co według ciebie kieruje muzykami tribute bandów, że poświęcają życie dla grania piosenek swoich idoli?
Łukasz Droździel: - Wydaje mi się, że właśnie słowo "tribute" jest tutaj dobrym określeniem. Żeby obrać taką ścieżkę kariery, to trzeba być naprawdę maniakiem i ultrafanem. To jest taki poziom, że oni wiedzą, w jakich butach byli rodzice tego kogoś, jak się rodził (śmiech). Na pewno przydaje się to, że ktoś się rodzi, wyglądając podobnie do jakiejś gwiazdy, ma podobną barwę głosu... Kiedy te wszystkie okoliczności się ustawią na raz, to taka osoba ma szansę, żeby nie być tylko przeciętnym powielaczem, ale ma szansę na karierę. Bardzo wiele osób próbuje to robić, na przykład tribute'ów Queen w samej Wielkiej Brytanii jest ze sto, natomiast może ze dwa takie, które faktycznie potrafią zrobić to na takim poziomie, żeby jeździć po całym świecie.
Z drugiej strony, jeśli potrafi się to zrobić dobrze, to jest szansa, że nie będzie się przymierać głodem, jak większość muzyków. Jest też duża część ludzi, którzy grają w tribute bandach, ale robią też własne rzeczy. Na przykład zespół Fore Fighters, który będzie u nas w Warszawie (wystąpią podczas Undercover Festival - przyp. red.) - ich wokalista gra chyba w piętnastu zespołach. Więc to nie jest tak, że ludzie robią tylko tę jedną rzecz. Ale ci, który robią to na wysokim poziomie, mają takie zapotrzebowanie na swoje usługi, że grają 200 koncertów rocznie i skupiają się tylko na tym. Kiedyś podczas wywiadu z Not The Rolling Stones padło to pytanie, czy robią jeszcze jakąś muzykę poza tą, i oni spojrzeli na siebie i powiedzieli, że "jedną rzecz, a dobrze". Tak że są różne szkoły myślenia.
Właśnie, to nie jest trochę tak, że jak zespół zacznie jako tribute band, a potem próbuje nagrywać swoją muzykę, to i tak go zawsze już kojarzą z tym tribute bandem? Przykład z polskiego podwórka - 4 Szmery albo Alcoholica.
- Pewnie tak. Jedną z przyczyn, dla których są tak kojarzeni, jest to, że rynek w Polsce jest strasznie mały, więc łatwo tutaj “wystawać". W takim gąszczu, jak jest na Zachodzie, gdzie jest miliard tribute'ów, łatwiej być mniej zauważalnym i wtedy mniej się jest z tym kojarzonym. I nie zapominajmy, że zwykle to wokalista jest liderem, a ci, z którymi gra - gitarzyści, perkusiści - nie są na pierwszym planie, więc im też łatwiej jest przemieszczać się od formacji do formacji.
A myślisz, że czemu w ogóle ludzie potrzebują tribute bandów? Na zasadzie, że "Elton John właśnie skończył karierę, to chociaż posłucham sobie kogoś, kto śpiewa jak on"?
- Przede wszystkim ludzie potrzebują dobrej muzyki, a często trudno o fajną, nową muzykę. Z jednej strony jest duży nakład, a z drugiej strony coraz trudniej brzmieć oryginalnie, bo już dużo rzeczy zostało wydanych i nie można odbiec od naśladowania czegoś, co już było, nawet niechcący. A wielkie gwiazdy rzadko koncertują albo są superdrogie, albo za daleko, albo nie żyją, albo żyją i nie chcą koncertować... To jest potrzeba styczności z dobrą muzyką na żywo, w przeciwieństwie do YouTube'a, bo jednak ta gremialna wzniosłość, która się wykształca na koncercie, jest zupełnie czymś innymi niż słuchanie tego w domu.
Zmieniło się też podejście "oryginalnych" muzyków, bo początkowo tribute'y były traktowane z fochem. Nie wiem, czy zaczęli to akceptować, jako coś, co podtrzymuje ogień w sercach fanów, czy po prostu się poddali, wiedząc, że tribute'y i tak będą, czy tego chcą, czy nie. Też przecież nie jest tak, że poszłabyś na tribute Stonesów w środę i nagle w czwartek ogłosiliby prawdziwy koncert Stonesów, a ty powiesz: "E, przecież już ich widziałam wczoraj".
Przyznaję, że mi na początku wydawało się to trochę dziwne. Bo wiadomo, że zespoły zaczynają od grania coverów, jak choćby Rolling Stonesi, ale potem tworzą swój materiał i do coverów wracają raczej rzadko. A tutaj wchodzą w to całkowicie, łącznie z upodabnianiem się fizycznie.
- Niektórzy ten wygląd mają darowany przez naturę i jeszcze, co śmieszniejsze, niektórzy rodzą się z identycznym głosem albo bardzo dobrze mogą go naśladować (śmiech). Robiłem kilka koncertów na Islandii, gdzie oczywiście też są tribute'owe występy, ale Islandczyków jest tak mało, że oni podchodzą do tematu prześmiewczo, jeśli ktoś się jeszcze próbuje upodabniać. Z kolei Anglicy chyba by wyszli z takiego koncertu, jeśli ktoś nie byłby podobny.
Trochę się też śmiałam, że to jest taka "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" tylko mocniej.
- Na sterydach (śmiech). Tutaj wiemy, kto za kogo się przebiera i robi to całościowo, a nie, że wykonuje piosenkę, rozbiera się i na tym koniec.
Polska jest już gotowa na to, żeby przyjąć tribute bandy? Bo u nas ten rynek niby jest, ale te nasze zespoły nie są jednak za bardzo znane.
- Od dwóch lat pracuję przy tym projekcie i widzę dużą zmianę. Obserwuję liczbę festiwali i ich rozmieszczenie na świecie i z każdym rokiem ten trend przesuwa się z Zachodu na Wschód. W Czechach jest już chyba z pięć czy sześć takich festiwali, w Polsce mój jest na razie jedynym, ale myślę, że będzie ich więcej. Polacy słuchają tego samego co reszta świata i kupują te same płyty. Po zeszłorocznym Undercoverze ludzie podchodzili do mnie i mówili, że nie byli świadomi, że takiej jakości rzeczy istnieją. Dlatego z grubej armaty wystrzeliwuję od razu 15 zespołów, żeby pokazać, że to jest jakościowe.
W naszej stajni jest na przykład odtwórca George’a Michaela, który występuje z podróżnym show "FastLove", i teraz jest już trzeci rok, kiedy prezentuje to w Polsce. Może jeszcze nie wystaje to ponad powierzchnię, że widać, że to jest duże przedsięwzięcie, ale to się dzieje. Ostatnio rozmawiałem z dziewczyną, która świetnie odtwarza Madonnę i w ogóle wygląda jak jej bliźniaczka, i właśnie szukając kontaktu do niej, widziałem, że występuje w Polsce. Samo wotum zaufania Polsatu, który będzie transmitował Undercover, też mówi o tym, że ktoś widzi w tym potencjał. Także myślę, że to rokuje tak samo, jak wszędzie indziej. Tylko po prostu może dlatego, że oryginalne gwiazdy pochodzą z Zachodu, te tribute bandy narodziły się tam i dopiero zaczynają się przesuwać do nas.
Nie spytam, którego wykonawcę lubisz najbardziej, bo to trochę jakbyś miał wybrać ulubione dziecko, ale mogę spytać, na który koncert na Undercover najbardziej czekasz.
- Na pewno Eltona. Na pewno też Amy Winehouse i Cher - to jest jedna osoba, która wykonuje obie te postaci (Tania Alboni - przyp. red.). Red Hotów, Bruno Marsa... Ja w ogóle dzielę ten festiwal na takie trzy segmenty odbiorców - tych od cięższej muzyki, czyli Nirvana, Foo Fighters, Pearl Jam, dla rockowców mamy m.in. U2 i AC/DC, a dla tych od klasycznego popu są np. Bruno Mars, Harry Styles i Coldplay.
To teraz w trzech zdaniach dla tych jeszcze nieprzekonanych - dlaczego ludzie powinni przyjść na Undercover Festival?
- Przede wszystkim niech zaciekawi was fakt, że to na całym świecie jest najbardziej ekspansywny segment przemysłu koncertowego. Na każdym kontynencie takie festiwale się odbywają - w zeszłym roku w Australii był jeden, a w tym już są cztery. Coś musi być na rzeczy, skoro 51 takich festiwali odbywa się co roku w Wielkiej Brytanii. Powinniście przyjść, żeby zobaczyć na jednej scenie Red Hotów, Coldplay, U2, AC/DC, Amy Winehouse i Harry’ego Stylesa. Jeszcze nie spotkałem nikogo, kto by przyszedł, zobaczył i był rozczarowany, bo jeżdżę po świecie i wybieram najlepsze kąski. Przekonajcie się sami.
Tegoroczna edycja Undercover Festival odbędzie się w dniach 25-26 sierpnia na terenie Legia Park w Warszawie. Pierwszy dzień będzie transmitowany na antenie Telewizji Polsat od godziny 20:05, a o 22:15 koncert przenesie się na antenę ESKA TV.