Chris Martin - to nawet nie jest on. O co chodzi z tribute bandami?
Znudziły mi się już artykuły typu: "Pojechałam gdzieś tam i oto, co mnie zaskoczyło". A mogłabym napisać, bo pojechałam pierwszy raz na festiwal do Wielkiej Brytanii. Ale właśnie, po pierwsze to już nudy, a po drugie nie ma co pisać o festiwalu, skoro mam inny temat do obgadania. Taki, który w Polsce dopiero raczkuje, ale niedługo będzie popularny tak samo, jak na świecie. Mówię wam, róbcie screeny.
Mowa o tribute bandach, bo właśnie to mnie przygnało do miejscowości Poole w hrabstwie Dorset. Miejsce to zresztą bardzo urokliwe. Warto zobaczyć choćby Doodle Door albo Corfe Castle. Ogólnie krajobrazy, które nie bardzo kojarzyłyby mi się z Wielką Brytanią. Polecam każdemu.
No, ale festiwal w Poole. Wchodząc na teren imprezy trafiłam akurat na końcówkę koncertu Oasiss, czyli tributu Oasis - zespołu, który dla Brytyjczyków jest absolutną świętością. Przyznaję, że w temacie tribute bandów doświadczenie miałam raczej niewielkie, a pierwsze zderzenie z Oasiss też było dość dziwne, bo dwa tygodnie wcześniej patrzyłam na prawdziwego Gallaghera na scenie Mad Coola. Dziwne, bo pierwszy raz widziałam zagraniczny tribute, w którym wykonawcy nie po prostu śpiewają czyjeś piosenki, ale upodabniają się do swoich idoli nawet z wyglądu i zachowania scenicznego.
Ale zapomnijmy o Oasiss, bo później na scenę wyszedł Coldplace. To grupa, którą większość fanów Coldplay zna, choć może być tego nieświadoma. Kojarzycie teledysk "Cry Cry Cry"? W tym nagraniu na dalekich kadrach, wbrew temu co wszyscy myśleli, widzimy właśnie Coldplace, a nie oryginalny brytyjski zespół. Menedżer Coldplay mówił z kolei, że "Coldplace to jakość sama w sobie". Ja natomiast, stojąc pod sceną, nie mogłam się nadziwić, bo... patrzę na Chrisa Martina, słyszę Chrisa Martina, a to nawet nie jest on.
Później jeszcze U2 Baby i to samo uczucie, tylko że tym razem z Bono. Wspólnie z wypełnionym po brzegi namiotem zaśpiewaliśmy m.in. "Sunday Bloody Sunday" i "With Or Withouy You", a po wrzuceniu nagrania z koncertu na Instagrama postałam z dziesięć wiadomości, czy byłam na U2. Słowem wstępu mogę jeszcze dodać, że na festiwalu obok scenę z Grace Jones i Samem Ryderem dzielił zespół The Bootleg Beatles, uważany zresztą za najlepszy tribute Beatlesów na świecie.
Tribute bandy, czyli maszyna do podróży w czasie?
Wyjazd na angielski festiwal miał jeszcze jedną korzyść - dotarła do mnie idea tribute bandów. Po pierwsze, dzięki uczestniczeniu w tych zagranicznych koncertach, bo polskie tribute'y, z małymi wyjątkami, mnie, delikatnie mówiąc, nie powaliły. Po drugie, zaczerpnęłam informacji od Łukasza Droździela, który przenosi ten światowy trend do Polski, organizując Undercover Festival.
Więc do brzegu. Po co światu tribute bandy? "Robimy wydarzenie dla ludzi, którzy kiedyś chodzili na koncerty legendarnych zespołów i przenosimy muzykę w czasie" - mówi Łukasz i potwierdzam, że to działa. Bo o ile na U2 czy Coldplay możemy jeszcze pójść, jeśli tylko ich trasa akurat obejmuje Polskę i okolice, o tyle na przykład Elton John skończył karierę i posłuchanie jego piosenek na żywo nie będzie już raczej możliwe. Tutaj z pomocą przychodzą właśnie tribute'y, które dają fanom namiastkę ich idoli. Choć może namiastka to za małe słowo? Spójrzcie choćby na Not The Rolling Stones - jestem pewna, że gdybyście spotkali ich na ulicy, na bank poprosilibyście Micka Jaggera o autograf.
"Dzięki tym kapelom można odbyć podróż w czasie i poczuć niezwykłą atmosferę najsłynniejszych koncertów. Jest to wyjątkowe przeżycie, szczególnie gdy uczestniczymy w show nieżyjących już gwiazd. Zaśpiewać razem z Kurtem Cobainem, zatańczyć do piosenki wykonanej przez Freddiego Mercury'ego czy być świadkiem muzycznego spektaklu z udziałem Davida Bowiego - taka sentymentalna podróż wiąże się z ogromnymi emocjami. Podczas występu mamy okazję na kilkadziesiąt minut powrócić do czasów dzieciństwa czy młodości. Przeżyć raz jeszcze fantastyczną przygodę, kiedy nie liczyło się nic więcej niż muzyka i dobra zabawa" - mówił nam pomysłodawca Undercover przed ubiegłoroczną edycją. Co więcej dodać? Wszyscy przecież wiemy, że najlepiej bawimy się przy tych piosenkach, które znamy i lubimy.
Ja wiem, że niektórym może się to wydawać dziwne i trochę bez sensu, że ktoś poświęca całe życie, żeby być kimś innym. Mi też się tak wydawało i nie powiem, że zostałam nagle fanką, ale już rozumiem, czemu na świecie jest to tak popularny nurt. Niedowiarki mogą sprawdzić na początek kilka wideo z internetu (widzieliście tribute Rolling Stonsów grający na dachu Sali Kongresowej Pałacu Kultury?), a potem zdecydować, czy warto wybrać się w ostatni weekend sierpnia na Łazienkowską 3 i posłuchać m.in. wspomnianych Coldplace i Not The Rolling Stones czy tribute'ów Eltona Johna, Amy Winehouse albo AC/DC. Ja wpadnę. Z ciekawości.
Pierwszy dzień festiwalu tribute bandów pokaże na żywo Telewizja Polsat. Transmisja już 25 sierpnia!