Krzysztof Zalewski o trudnych momentach w życiu. "Stwierdziłem, że już mam dość rozpaczy"

Oprac.: Oliwia Kopcik
Krzysztof Zalewski w rozmowie z PAP Life opowiedział m.in. o próbowaniu sił w aktorstwie i relacjach z ojcem. Odniósł się również do trudnych momentach w jego życiu. "Pewnego dnia obudziłem się i stwierdziłem, że już mam dość rozpaczy" - wyznał.

Krzysztof Zalewskijest dobrze znany Polakom ze sceny muzycznej. Ma na koncie takie przeboje, jak "Miłość miłość", "Annuszka" czy "Zabawa". W ubiegłym roku wydał nowy album "Zgłowy", w którym muzyk pokazał kolejne swoje oblicze, zachwycając swoich fanów.
Krzysztof Zalewski opowiedział o przygodzie z aktorstwem
Zalewski postanowił spróbować swoich sił również jako aktor. "Tak naprawdę, zawsze chciałem być aktorem. Już jak byłem mały, myślałem o tym. Tylko później - miałem wtedy 13 lat - poznałem mojego tatę (Stanisław Brejdygant, aktor, reżyser, scenarzysta, pisarz i dramaturg - red.) i on wybił mi to z głowy. Uświadomił mi, że to jest bardzo ciężki, niepewny zawód i trzeba mieć w nim olbrzymią dozę szczęścia. Całe szczęście, że tak się stało, bo właśnie mniej więcej wtedy odkryłem magię muzyki rockowej" - mówił w rozmowie z Izą Komendołowicz z PAP Life.
"Mnie zawsze ciągnęło do aktorstwa. Zresztą z muzyką to są pokrewne zawody. Poza tym, zadebiutowałem w filmie, gdzie zagrałem słabo, więc też chciałem udowodnić światu, ale przede wszystkim sobie, że potrafię lepiej i dlatego przyjmowałem niektóre z kolejnych propozycji" - dodał.
Do tej pory widzowie mogli go zobaczyć w rolach drugoplanowych, jednak teraz - w filmie "Misie" - Zalewski wcieli się w głównego bohatera. "Na początku, jak dostałem tę propozycję, to powiedziałem, że bardzo dziękuję, ale nie ma mowy, nie dźwignę głównej roli. Już raz się porwałem z motyką na słońce i to nie był dobry pomysł. Później, jak zobaczyłem na pierwszej stronie scenariusza podpis: 'Scenariusz komedii romantycznej', to znów pomyślałem, że to nie dla mnie. Po co twardemu muzykowi rockowemu - spod znaku czaszek, kości, śmierci - komedia romantyczna? Natomiast scenariusz okazał się tak ciekawy, zaskakujący, odświeżający, absurdalny, zabawny, momentami wzruszający, że nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności i stwierdziłem, że zaryzykuję" - opowiadał dalej o występie w filmie.
Zalewski o swojej walce z trudnościami: "Mam dość rozpaczy"
W nawiązaniu do swojej ostatniej płyty i charakteru głównej postaci w "Misiach" Zalewski opowiedział też o swoim prywatnym życiu. "Zazwyczaj człowiek sobie sam robi krzywdę - tak przynajmniej wynika z moich obserwacji. Pewnego dnia obudziłem się i stwierdziłem, że już mam dość rozpaczy i że mam dwie drogi. Albo będę dalej brnął tą ścieżką, która prowadzi do nieszczęścia i w wieku 50 lat mówił obcym ludziom: 'Słuchajcie, mogłem być kimś'. Albo po prostu zawalczę ze sobą i spróbuję. Skoro nie udało mi się umrzeć w wieku 27 lat jako kultowa gwiazda światowego rocka, to chcę donieść z godnością głowę chociaż do osiemdziesiątki" - wyjaśnił.
Przyznał, że czasem była to trudna walka. "Na szczęście wierzę, że świat jest przyjaznym miejscem. Miałem wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy wyciągnęli do mnie rękę i pomogli. Tylko najpierw sam musiałem tego chcieć. To było jedno moje dno, punkt zwrotny. A drugi - nie chcę o tym mówić - ale czasami trzeba zderzyć się ze ścianą, żeby dojść do jakiegoś mądrego wniosku" - stwierdził.
Co Zalewski mówi o męskości? "Już nie jest mocne być macho"
Zalewski opowiedział również o męskości i odpowiednich wzorcach. "Żyjemy w kryzysie świata mężczyzn, to na pewno. Szczęśliwie tysiącletni patriarchat zostaje strącony z piedestału i wrzucony do piekieł. Świetnie, że już nie jest modnie być macho (...) Myślę, że dziś my faceci trochę błądzimy. Męskość w moim słowniku oznacza odpowiedzialność za innych ludzi, za swoich bliskich. Facet powinien być w kontakcie ze swoimi uczuciami, przyznać się do słabości, umieć się popłakać, umieć zwrócić się po pomoc do psychologa czy psychiatry" - mówił muzyk.
Przyznał również, że czasem zdarza mu się płakać, ale najczęściej wzruszają go filmy i muzyka. "Ciekawe, że wtedy częściej płaczę niż w prawdziwym życiu. Może dlatego, że dosyć wcześnie zostałem zderzony z taką ostateczną tragedią (jego matka zmarła z powodu guza mózgu - red.) i mało rzeczy jest mnie w stanie doprowadzić do łez" - wyznał.
Odpowiedział również o swoich relacjach z ojcem, którego poznał, dopiero gdy miał 13 lat. "Na szczęście miałem wielu przyszywanych wujków, przyjaciół rodziny. Mama śpiewała w chórze, więc też jej znajomych z tego chóru. Ale po pierwsze uważam, że lepiej mieć jednego cudownego rodzica, niż żyć w dysfunkcyjnej pełnej rodzinie, jak wielu moich kolegów" - opowiadał.
Przy okazji tematu feminizmu powrócił do swojego występu podczas Czarnego Marszu. "Opowiedziałem, że moja mama zawsze mi powtarzała, że ona się cieszy, że jestem chłopakiem, bo będę miał w życiu łatwiej. A ponieważ ubóstwiałem moją mamę, nie mogłem się z tym pogodzić. Dlaczego mam mieć łatwiej niż ona? I dlatego jestem feministą, bo chciałbym, żeby te szanse były dla wszystkich równe. Wiadomo, że nie jesteśmy tacy sami, nigdy nie będziemy i nie powinniśmy być. Ale choćby taka nierówność płac to jest dla mnie jakiś absurd" - przyznał.