Kortez: Zawsze miałem silną potrzebę tworzenia muzyki
"To może być dobra opcja, ale jeszcze ważniejsze jest żeby ktoś Cię wypatrzył, dał szanse i naprawdę pomógł, a nie opowiadał tylko dyrdymały. Ja trafiłem super, bo wypatrzył mnie Józek, zresztą nie tylko mnie. Myślę, że tylko i wyłącznie po to warto tam iść" - stwierdził wokalista i gitarzysta, ukrywający się pod pseudonimem Kortez. Ponadto jeden z najciekawszych artystów 2015 roku porozmawiał z Interią o trudnych początkach, miłości do muzyki poważnej i podróży w kosmos.
Kortez na polskiej scenie muzycznej pojawił się nagle. W przeszłości próbował swoich sił w programie "Must Be The Music", w którym jednak nie dane mu było dojść do odcinków transmitowanych przez telewizję. W 2015 roku pojawiła się jego EP-ka "Jazzboy Session", a następnie 25 września wydał album "Bumerang". Wydawnictwo zostało bardzo dobrze przyjęte przez słuchaczy oraz recenzentów. Pojawiły się głosy, że Kortez, zaraz obok Taco Hemingwaya jest największą rewelacją ostatnich miesięcy.
Daniel Kiełbasa, Interia: Czy marzyłeś kiedyś o podróży w kosmos?
Kortez: - (śmiech) Nie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem i nie było to jednym z podstawowych marzeń. Ale musiałoby być ciekawie.
Zacząłem od tego kosmosu nie tylko z powodu utworu "Pocztówka z kosmosu". Sam trochę jesteś "kosmitą" na polskiej scenie. Pojawiłeś się znikąd i wstrząsnąłeś rodzimą branżą. Ale odnoszę wrażenie, że jesteś równie zaskoczony jak słuchacze...
- Zgadza się.
To interesujące, że dopiero teraz wypłynąłeś, bo przecież twoja historia jest nieco filmowa i aż dziwne, że nie zainteresowali się nią w talent show. W przeszłości łapałeś się bardzo różnych zajęć - chwilę pracowałeś w szkole, dorabiałeś też jako pracownik fizyczny. Myślałeś, że los się kiedyś odmieni?
- Na pewno jak każdy trochę o tym marzyłem. Czułem, że te wszystkie zajęcia, z których żyłem to tylko etap przejściowy. Zawsze miałem silną potrzebę tworzenia muzyki i ufizyczniania jej, brakowało mi tylko czasu i pieniędzy...
No właśnie, zaczęło się od "Must Be The Music". Na castingi zgłosiła cię twoja siostra. Tam też poznałeś Paweł Jóźwickiego. Jak wyglądał twój udział na przesłuchaniach?
- Była tam jedna pani, która powiedziała, że mam bardzo ładny i głęboki głos. Paweł zainteresował się piosenką, którą zaśpiewałem i nie chciał uwierzyć, że to mój numer (śmiech). Pozostali nie brali udziału w rozmowie.
Skoro już jesteśmy przy talent show... Myślisz, że ludzie powinni brać udział w takich programach? Bo jesteś przykładem na to, że niekoniecznie jest do droga do sukcesu.
- Zależy co rozumiesz przez sukces...
Przyjmijmy, że próbują za pomocą takich programów przebić się ze swoją twórczością i wypromować przykładowo swoją płytę...
- To może być dobra opcja, ale jeszcze ważniejsze jest żeby ktoś cię wypatrzył, dał szanse i naprawdę pomógł, a nie opowiadał tylko dyrdymały. Ja trafiłem super, bo wypatrzył mnie Józek, zresztą nie tylko mnie. Myślę, że tylko i wyłącznie po to warto tam iść.
Zobacz klip "Od dawna już wiem":
A myślisz, że byłbyś w stanie przebić się ze swoją muzyką bez pomoc Jóźwickiego? Czy Kortez zaistniałby w przyszłości?
- Nie wiem, być może kiedyś. Raczej nie w tym roku, ale może za parę grubych lat by się udało (śmiech). Wtedy był taki czas, że postawiłem wszystko na jedną kartę.
Kolejne dwie osoby, które pomogły ci w karierze to Agata Trafalska i Roman Szczepanek. Jak się z nimi poznałeś?
- Agatę poznałem przez Józka, który dał mi do niej numer i powiedział, że to zajebista laska i nieźle pisze. Zadzwoniłem do niej, spodobał mi się jej głos i zaczęliśmy się kontaktować mailowo i telefonicznie. W końcu zeszliśmy na temat wspólnego pisania tekstów. Agata namówiła mnie na pisanie po polsku. Przebrnęła przez kilogramy moich wierszy i zaczęła z nich wyławiać to co miało sens. To była bardzo ciężka robota i trwała wiele miesięcy, ale się udało.
- Romana Szczepanka poznałem przez Opole Songwriters Festival. Zadzwonił i zaproponował mi koncert na swoim festiwalu. To było dla mnie coś naprawdę ważnego, bo nigdy wcześniej nie występowałem publicznie z własnymi piosenkami. Byłem więc trochę zestresowany, ale wszedłem w to. Spodobał mi się, bo jest kumatym, wrażliwym i zamkniętym w sobie człowiekiem. Pomyślałem, że było by fajnie, gdyby taki gość chciał coś dla mnie napisać.
Z Agatą wiąże się również pewne zdarzenie dotyczące teledysku "Zostań". W trakcie którego mieliście sprzeczkę. Jesteś czasem ciężki do współpracy, czy to był jednorazowy incydent?
- Ty też byś był ciężki do współpracy gdybyś musiał trzymać oczy otwarte szeroko, gdy przez cały czas wiatr dmuchał w twarz. W takich okolicznościach chyba nikt nie jest skory do współpracy, ale zasadniczo nie ma ze mną większych problemów.
Zobacz klip "Zostań":
A jak doszło do spotkania z Mesem?
- Spotkaliśmy się u Józka. Wpadł na piwko, z Jarkiem Szubrychtem. Pytał co robimy w Jazzboyu. Józek puścił mu parę projektów w tym też kilka moich piosenek. Spodobał mu się mój głos i kompozycje i zaproponował, że chętnie by napisał jakiś tekst gdyby mi brakowało. Pomyślałem, że to fajny pomysł. W końcu raper piszący teksty dla innych to dość nietypowe zjawisko.
Twoja płyta jest dość melancholijna, powiedziałbym nawet, że smutna. Miałeś jakieś naciski, aby dodać coś weselszego. Ktoś próbował cię przekonać do jakichś zmian?
- Nie. Ze smutnymi piosenkami trudno jest zresztą zrobić coś innego (śmiech).
Powiedziałeś, że nie masz głowy do pisania tekstów. Myślisz, że jednak jesteś kiedyś w stanie coś stworzyć samemu?
- Być może, ale nie mam parcia, żeby pisać za wszelką cenę. Do póki są przy mnie ludzie, którym to lepiej wychodzi, nie będę się napinał. Bardziej interesuje mnie produkowanie muzyki, nagrywanie, siedzenie w studiu. Tym od zawsze się jarałem.
Zobacz klip "Bumerang":
Jest jeszcze jedna osoba, która zainspirowała cię do tworzenia muzyki, czyli twoja matka, która pokazała ci muzykę klasyczną i puszczała ci ją w dzieciństwie.
- Tak. Moja mama gdy była w ciąży, słuchała bardzo dużo muzyki klasycznej. To najwidoczniej sprawiło, że chcąc nie chcąc sam się nią zainteresowałem.
Twoja pasja do muzyki klasycznej, sprawiła, że zdobyłeś wykształcenie muzyczne. Czy w twoim przypadku to bardziej ono przeszkadza czy pomaga? Bo każdy artysta ma na ten temat różne zdanie...
- Studiowanie muzyki było fajnym zajęciem. Podobało mi się też ze względu na ludzi, których tam poznałem. Na studiach miałem też więcej czasu na ćwiczenie i tworzenie. Bardzo mi to pomogło. Wszystkie harmonie i inne zasady, są dość pomocne przy tworzeniu. Nie musisz wcale kombinować, szukać, jaki akord po jakim akordzie dać, bo słyszysz i automatycznie wiesz jaka jest zasada. Ale oczywiście najlepiej robi się po omacku.
A jesteś perfekcjonistą w muzyce?
- Myślę, że tak.
Jeszcze raz chciałem zapytać cię o popularność. Twoja płyta zbiera świetne opinie, a ciebie okrzyknięto rewelacją roku. Nie czujesz się zagłaskany przez dziennikarzy? Czy jesteś gotowy na krytykę, która może przyjść, bo łaska fanów na pstrym jeździ koniu.
- Krytyka zawsze była, jest i będzie. Szanuje ludzi, którzy mają odmienne zdanie. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy muszą się identyfikować z tym co robię. Każdy ma swój gust, a jeżeli ktoś się przy mojej muzyce zatrzymuje, to jestem mu za to wdzięczny.
A jakie są plany na przyszłość, bo słyszałem, że masz już sporo materiału na kolejną płytę...
- To za dużo powiedziane, ale coś tam już jest (śmiech)
Zobacz klip "Pocztówka z kosmosu":