Recenzja Kortez "Bumerang": Płyta typu kosmos
Tomek Doksa
Wszedł po cichu, włączył światła. A teraz niech go państwo podziwiają.
Pamiętacie debiut Cool Kids Of Death z 2002 roku, na którym piątka bezczelnie zdolnych młodzieńców rzucała na rodzimą scenę "Butelki z benzyną i kamienie"? Płytę, która odmieniła wówczas rockowe podwórko, wydawał w Sissy Records Paweł Jóźwicki, obecnie szef Jazzboya. Wtedy mówił, cytując jeden ze starych wywiadów: "Jak to włączyłem w nocy w chacie, to odpadłem. Po tych obsranych boysbandach i laskach ze sztucznymi cyckami, ta muzyka była niesamowicie świeża i autentyczna". Zabawne, ale kilkanaście lat później te same słowa świetnie pasują też do debiutu kolejnej złowionej przez niego muzycznej perełki, Korteza. Wracają jak - nomen omen - bumerang i po raz kolejny okazują się najlepszą recenzją dla jego nowego odkrycia.
Nie będę się nawet specjalnie wysilał, żeby je przebić. Ba, żadna wydumana recenzja nie jest tej płycie do niczego potrzebna. Zamiast silenia się na pseudointelektualne wywody wystarczyłoby w jej treści wkleić link do któregokolwiek z Kortezowych utworów, najlepiej zaczynając nie tyle nawet od singlowego "Zostań", ale - tak, tak - jeszcze lepszego "Od dawna już wiem", z tym rozbrajającym wersem "Dzieciom mów, że tyram gdzieś na chleb / I kłam, i kłam, że wciąż kochasz mnie, że chcesz". Ze swoim magnetycznym, szczerym głosem i wsparciem doborowego towarzystwa specjalistów od pisania tekstów (m.in. Ten Typ Mes, Agata Trafalska) oraz robienia i produkcji muzyki (Olek Świerkot), Kortez osiąga w końcu z "Bumerangiem" kosmiczne poziomy i jeśli ktoś nie zakocha się w jego twórczości od pierwszego podejścia, ten albo nie ma serca (bo jego piosenki to naprawdę wspaniałe, pełne emocji utwory), albo... zwyczajnie nie zna się na porządnej muzyce.
Trafiały się nam w ostatnich latach fajne przykłady krzewienia w polskim narodzie balladowego songwritingu. Na scenie zaczęło się pojawiać coraz więcej młodych talentów wyposażonych tylko w gitarę i ich proste, osobiste piosenki, ale dawno nikt nie robił tego z tak imponującym skutkiem, jak właśnie Kortez. Dawno żaden nowy rodzimy artysta nie wdzierał się swoimi melodiami tak głęboko pod skórę, żaden tak oszczędnymi metodami nie robił aż tak wiele. I za to oczywiście należą mu się gorące brawa i niskie pokłony, ale też musimy być ostrożni z nadmiernym głaskaniem chłopaka.
Bo choć pewnie lubi takie przyjemności, nie wolno nam go już na starcie zagłaskać na śmierć. "Bumerang" to piękne otwarcie, równie świeże i autentyczne, co "CKOD" i "Uwaga! Jedzie tramwaj" Lenny Valentino, też zresztą kiedyś wydawane przez Jóźwickiego. Oczekiwania wobec kolejnej płyty będą jednak niesamowicie wygórowane, dlatego dajmy chłopakowi spokojnie pracować. Debiutu Korteza słucha się rzeczywiście jak pocztówki z kosmosu, szczególnie w kontekście rodzimego rynku (choć jeśli mam się do czegoś przyczepić to osobiście żałuję, że finalnie na płycie nie pojawił się znany już wcześniej numer "Co myślisz"), ale coś mi podpowiada, że to jeszcze nie jest szczyt jego możliwości, że ta rakieta jest w stanie polecieć znacznie dalej. Byle tylko jej pilot pozostał w swoim muzycznym domu, nikogo pospiesznie nie gonił i rozsądnie korzystał ze szczęścia (i talentu), którego rzeczywiście więcej ma.
Kortez "Bumerang", Jazzboy
9/10