Inhaler przed premierą płyty "It Won't Always Be Like This". Syn Bono z zespołem będzie gwiazdą Open'er Festival 2022

Inhaler w pełnym składzie: u góry z lewej Ryan McMahon, obok Elijah Hewson, na dole z lewej Robert Keating i Josh Jenkinson /Jesús Hellín/Europa Press /Getty Images

- Cała płyta zawsze miała być o przemianie z nastolatka w dorosłego, o wchodzeniu w dorosłość - opowiada w rozmowie z Interią Elijah Hewson, wokalista debiutującej grupy Inhaler, prywatnie syn Bono z U2. Materiał z debiutanckiego albumu "It Won't Always Be Like This" polska publiczność będzie miała okazję poznać podczas Open'er Festival 2022 w Gdyni.

Grupa Inhaler trafiła do pierwszej piątki prestiżowego plebiscytu BBC Sound of 2020, który przybliża wykonawców, o których wkrótce będzie głośno.

W poprzednich latach w zestawieniach znaleźli się m.in. Billie Eilish, Rosalia, Sigrid, Khalid, Lewis Capaldi, Rag'n'Bone Man, Jorja Smith, Dua Lipa, Years & Years, Stormzy, Sam Smith, Banks, Haim, Michael Kiwanuka, Frank Ocean, Skrillex, Jessie J, James Blake, Ellie Goulding, Hurts, Florence & The Machine, Lady Gaga, Adele, Duffy, Foals, Mika czy Keane.

Reklama

Czwórka przyjaciół - Elijah Hewson (wokal, gitara), Robert Keating (bas), Ryan McMahon (perkusja) oraz Josh Jenkinson (gitara) - założyła Inhaler jeszcze w liceum. Połączyła ich fascynacja muzyką takich wykonawców jak The Stone Roses, Joy Division, The Strokes, Depeche Mode, Interpol, Kings of Leon czy The Cure. Po wydaniu zaledwie kilku singli, Inhaler zdążył zgromadzić oddaną publiczność.

"Chcę po prostu pisać o radości życia, byciu nastolatkiem i wszystkimi blaskami oraz cieniami tego okresu. Nie chcę być wyłącznie wesoły lub smutny" - mówi Elijah Hewson, niespełna 22-letni syn Bono z grupy U2 i jego żony Alison Hewson.

Lider grupy U2 ma w sumie czwórkę dzieci: córki Jordan (ur. 1989) i Memphis Eve (1991), wspomnianego Elijah i najmłodszego syna Johna Abrahama (2001). Memphis Eve też robi karierę w show-biznesie - jako aktorka; zagrała w filmach "Wszystkie odloty Cheyenne'a", "Most szpiegów", "Robin Hood" i serialu "The Knick".

Kasia Gawęska, Interia: Jak zaczęła się wasza przygoda z muzyką? Jaki wpływ miały na was wasze rodziny, przyjaciele, to, skąd pochodzicie?

Elijah Hewson (Inhaler): - Każdy z nas ma inne muzyczne korzenie. Oczywiście, jak chyba w przypadku każdego człowieka, zaczynaliśmy od słuchania muzyki, którą puszczali nam rodzice. Dzięki Bogu, znali się na rzeczy. Wszyscy wychowaliśmy na muzyce The Beatles. Dochodziły do tego inne klasyki, ale Beatlesi byli ważni w życiu każdego z nas. W moim domu David Bowie jest jak Jezus - nie da się nikomu mocniej oddawać czci [śmiech]. Zawsze słyszałem muzykę w moim domu, ale zacząłem jej słuchać dopiero, gdy skończyłem 10 lat i usłyszałem album "Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars". To wtedy pomyślałem, że kiedyś na pewno będę robił coś związanego z muzyką.

Ryan McMahon (Inhaler): - Dla mnie przełomem był album "Ace of Spades". To było to! Miałem poczucie, że jestem jedyną osobą w moim wieku, która słucha głośnej gitarowej muzyki, jak Black Sabbath i Led Zeppelin. A później poznałem Eliego. Mieliśmy około 12 lat i odkryłem, że nasze gusta muzyczne są bardzo podobne, więc ciągnęło mnie do niego. Pomyślałem sobie, że to materiał na kumpla.

Elijah: - Zakochaliśmy się w sobie dzięki Motorhead. To takie romantyczne, prawda [śmiech]? Mamy różne muzyczne korzenie, ale w pewnym momencie okazało się, że nie różnią się od siebie tak, jak myśleliśmy. Wiele muzyki odkryliśmy razem, bo jako nastolatkowie spędzaliśmy ze sobą każdą chwilę i słuchaliśmy różnych płyt. Dzisiaj myślę sobie, że to był taki żałosny muzyczny klub [śmiech]. Dzisiaj jest już oficjalny i występuje pod nazwą Inhaler.

Opowiedzieliście mi o swoich inspiracjach, które są dosyć oczywiste, gdy tylko się was posłucha. Wasza muzyka jest opisywana jako indie rock. Zgadzacie się z tym? W świecie zdominowanym przez hip hop, jest jeszcze miejsce na taką muzykę?

Elijah: - Masz rację, hip hop zdominował świat popu. Myślę, że mimo to na tej muzycznej mapie jest dużo więcej miejsca dla muzyki gitarowej niż dwa czy pięć lat temu. Muzyka gitarowa powraca, można ją usłyszeć w wielu współczesnych piosenkach. Przychodzi mi tutaj do głowy najnowszy album Jorjii Smith, gdzie wszędzie słychać gitary rodem z lat 90., w stylu Nirvany. Sami też określamy się jako zespół indie rockowy, ale ludzie mogą o nas mówić, co chcą. Po prostu nagrywamy muzykę i tak się złożyło, że gramy między innymi na gitarze.

Skoro muzyka rockowa powraca, to co wyróżnia was spośród innych zespołów, które grają podobnie do was?

Josh Jenkinson (Inhaler): - To bardzo trudne pytanie, ale pewnie jakimś wyróżnikiem jest sposób, w który tworzymy. Robimy to organicznie, naturalnie. U nas nic nie jest zaaranżowane, nie chcemy na siłę wyróżniać się na tle innych zespołów. To wynika ze szczerości i tego, że tworząc muzykę, chcemy pokazać siebie, a nie udawać kogoś innego. Skupiamy się na tym, czym muzyka jest i jakie ma zadanie, czyli piszemy najlepsze piosenki, jakie potrafimy napisać.

Elijah: - 20 czy 30 lat temu nasza muzyka zapewne byłaby nazwana mainstreamową. Ale dzisiaj? Wystarczy posłuchać radia - nie usłyszysz w nim muzyki zespołów takich jak nasz. Dlaczego? Bo jesteśmy legendami [śmiech].

Wydaje mi się, że jesteście staromodnym zespołem, jeśli miałabym oceniać po tym, jak powstał Inhaler, jak nagraliście swój album. To by oznaczało, że jesteście stworzeni do grania koncertów. Wydajecie swój debiutancki album w momencie, w którym tych koncertów nie ma. Macie jakieś obawy związane z tą kwestią?

Ryan: - Jest dokładnie tak, jak powiedziałaś: jesteśmy zespołem, którego głównym zadaniem jest granie koncertów. Do tego jesteśmy stworzeni. Ale kiedy koncerty przestały się odbywać, to nie dlatego, że oberwało się tylko nam. Po prostu wszyscy znaleźliśmy się w takiej sytuacji, której na dodatek nikt nie mógł zaradzić. Nauczyliśmy się na pewno, że nie ma co wybiegać zbyt daleko w przyszłość.

Oczywiście pandemia koronawirusa to tragedia dla całego świata. Ale patrząc na nią z bardzo egoistycznej perspektywy, miała wspaniały wpływ na album, który ukaże się 9 lipca. Ta płyta jest lepsza niż gdybyśmy nie mieli tyle wolnego czasu. Ale to prawda, że kochamy koncerty i nie możemy się doczekać, kiedy znowu będziemy mogli stanąć na scenie, wystąpić przed naszymi fanami i zobaczyć ich twarze. To niesamowicie ważny aspekt naszego życia.

Możecie rozwinąć, w jaki sposób pandemia tak dobrze wpłynęła na wasz album?

Elijah: - Napisaliśmy wiele nowych piosenek, które trafiły na płytę. Połowa albumu to ostatecznie materiał, który powstał podczas pierwszego lockdownu. O ironio, to pewnie nasze ulubione kawałki na płycie. Zawsze lubiliśmy testować nowe numery podczas koncertów - mogliśmy zaobserwować reakcje ludzi. Tym razem nie mogliśmy sobie na to pozwolić, więc musieliśmy mocno zaufać sobie nawzajem, żeby już podczas pisania czy nagrywania zdecydować w naszej grupie, czy coś jest dobre. Ciekawi nas, jak ludzie odbiorą nasz album, szczególnie na żywo.

A czy przez pandemię niektóre ze starszych piosenek nabrały dla was nowego znaczenia?

Elijah: - Cała płyta zawsze miała być o przemianie z nastolatka w dorosłego, o wchodzeniu w dorosłość. To dziwna sprawa! W naszym przypadku, gdy tak się działo, równocześnie stawaliśmy się zespołem, zaczynaliśmy podróżować po całym świecie i pisać o tym, jak jest w trasie, jak radzić sobie z ego, jak odnaleźć się na scenie... Później wybuchła pandemia. Chyba zaczęliśmy mieć większy wgląd w siebie. Nagle zaczęliśmy pisać o trudniejszych tematach, bo mieliśmy wrażenie, że zarówno nasz zespół, jak i świat, mogą się za chwilę skończyć. A skoro to nasz debiutancki album - który wtedy mógł okazać się też ostatnim - uznaliśmy, że chcemy mówić o czymś, co ma znaczenie.

Ryan: - To prawda, ale nie tylko w wersji tekstowej. Zaczęliśmy też pisać więcej wolniejszych kawałków.

Co do ważnych rzeczy, słyszałam, że "It Won't Always Be Like This" dotyczy zdrowia psychicznego?

Elijah: - Tak, podobnie jak "Cheer Up Baby". Chodzi tu także o dorastanie, o fakt, że już nigdy nic się nie powtórzy, więc trzeba korzystać z każdego dnia. Szczególnie ważna w tym kontekście była pandemia, bo wiedzieliśmy, że może być coraz gorzej, ale nikt nie był pewien, czy kiedykolwiek sytuacja się polepszy. Dlatego uznaliśmy, że trzeba się po prostu śmiać i doceniać to, co się ma.

Mam poczucie, że poruszacie na tej płycie różne ważne tematy, w tym te, o których rozmawialiśmy, ale mimo to lubię ten album. Lubię też na przykład sam zespół Joy Division, ale co do ich płyt - są zbyt ciężkie, żebym miała ochotę nagle ich posłuchać. To było dla was ważne, żeby ludzie polubili wasz krążek?

Elijah: - Ja osobiście bez przerwy słucham smutnej muzyki, bo mnie uszczęśliwia.

Ryan: - Thom Yorke, król smutnych piosenek, będzie w tarapatach, kiedy ludzie przestaną słuchać takich utworów [śmiech].

Elijah: - Ale coś w tym jest - nie chcieliśmy, żeby ludzie byli smutni po przesłuchaniu naszej płyty. Nie ma na to miejsca w dzisiejszym świecie. Motywem przewodnim albumu jest optymizm i fakt, że wszystko zawsze się zmienia.

Czyli chcecie, żeby ludzie wynieśli z waszego albumu optymizm. Coś jeszcze?

Elijah: - Żyjemy w świecie pełnym muzyki, ale takiej, która rzadko pozwala ludziom coś poczuć. My chcemy, żeby ludzie poczuli coś po przesłuchaniu naszej płyty. Nieważne, co by to było, bo obecnie mam wrażenie, że muzyka stała się bardzo powierzchowna, a przecież nie o to chodzi.

Wiem, że to ciągle się zmienia, ale gdybyście mieli wybrać, która piosenka z płyty ma dla każdego was największe znaczenie w tej chwili, co byście powiedzieli?

Ryan: - To pytanie jest tak dobre, że potrzebuję chwili, żeby się zastanowić, więc zacznie Elijah.

Josh: - "Who's Your Money On?", bo przypomina mi drogę, którą przeszliśmy, żeby ten utwór powstał. To była najtrudniejsza piosenka, jaką stworzyliśmy, jedna z ostatnich, ale też dała mi największą satysfakcję. Jestem z niej bardzo dumny i myślę, że będziemy jej słuchać do końca życia.

Robert Keating (Inhaler): - Mam tak samo. To była misja - wiedzieliśmy, co chcemy osiągnąć, ale nie wiedzieliśmy, jak. Fakt, że ta piosenka powstała, napawa mnie dumą.

Elijah: - W moim sercu jest specjalne miejsce dla "Slide Out The Window", ale nie jestem w stanie wyjaśnić, dlaczego.

Ryan: - Może dlatego, że to smutna piosenka?

Elijah: - Bardzo możliwe [śmiech].

Ryan: - "In My Sleep", bo przez długi czas ten utwór istniał tylko jako nagranie demo na moim komputerze. Kiedy przyjechaliśmy do Londynu, żeby nagrać płytę, zaczęliśmy od tego utworu. Wspólnie graliśmy i poznawaliśmy się na nowo. Dzięki temu nagrywanie tego utworu było dla mnie najbardziej naturalne. Jestem też fanem potężnych brzmień na końcu albumów muzycznych, a to ostatnia piosenka na płycie. "In My Sleep" dało mi poczucie, że rzeczywiście jesteśmy zespołem.

Macie już poczucie, że wiecie, co sobą reprezentujecie jako zespół, co chcecie powiedzieć, jak chcecie brzmieć?

Elijah: - To, co jest ekscytujące w przynależności do Inhaler to fakt, że jeszcze nie uchwyciliśmy w pełni swojej tożsamości. Chcemy ciągle się zmieniać, bo nie cieszyłoby nas stanie w miejscu. Kto wie, co przyniesie kolejna płyta...

Jak się czujecie przed premierą płyty? Jest presja, czy tylko radość? Wyróżniło was Radio BBC, więc ludzie mają wobec was duże oczekiwania.

Elijah: - Jestem kłębkiem nerwów. Dużo osób czeka na nasz debiutancki album, żeby przesłuchać go i wyrobić sobie na nasz temat opinię - trudno o tym myśleć. Ale jesteśmy dumni z tej płyty, uwielbiamy ją. Bez względu na to, co powiedzą ludzie, będziemy grali ten materiał. Trzeba iść na całość i właśnie to zrobimy!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Inhaler | Open'er Festival | nowa płyta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy