Igor Herbut (LemON): To jest emocjonalne pole minowe

Igor Herbut z zespołu LemON opowiedział w rozmowie z Interią o świątecznych zwyczajach Łemków oraz płycie "Etiuda Zimowa" /Wojciech Stróżyk /Reporter

"Był taki moment, kiedy każdego wieczoru siadałem przy pianinie i grałem jeden motyw. Ten sam, który teraz można usłyszeć w refrenie utworu 'Etiuda zimowa'. Jest bardzo powtarzalny, hipnotyczny, zapętlony. Im dłużej, im bardziej obsesyjnie go grałem, tym bardziej czułem, że ta płyta musi powstać jak najszybciej" - opowiada Interii o kulisach powstaniach płyty "Etiuda Zimowa" Igor Herbut z zespołu LemON. Ponadto lider i wokalista grupy opowiedział nam o łemkowskich zwyczajach świątecznych, Wigilii w domu rodzinnym oraz o planach formacji na 2016 rok.

Igor Herbut to wokalista, autor tekstów i lider grupy LemON. Wraz z formacją wydał trzy albumy studyjne. Ostatni z nich "Etiuda Zimowa" ukazał się 13 listopada 2015 roku. Igor Herbut urodził się w Przemkowie (woj. dolnośląskie), a z pochodzenia jest Łemkiem.

Daniel Kiełbasa, Interia: Na wstępie chciałbym życzyć wszystkiego najlepszego z okazji 25. urodzin ( Igor Herbut urodził się 17 grudnia - przyp. red.). Nigdy nie wiem, czego życzyć artystom przy takich okazjach, więc czego sam Igor Herbut życzyłby sobie na kolejny rok życia?

Igor Herbut, LemON: - Spokoju... To jedyne, czego mi tak naprawdę brakuje. Takie poczucie spokoju, którego już prawie nie pamiętam. Beztroski. Bycia wyłącznie tu i teraz. Tylko, że ciężko to połączyć z moją pracą. Bo to jest emocjonalne pole minowe.

Reklama

Masz 25 lat, czyli jeszcze wiele lat kariery przed tobą, a mimo wszystko wraz ze swoim zespołem posiadasz sporą grupę fanów i wygrałeś kilka ważnych nagród. Nigdy nie przestraszyłeś się, że wasza kariera rozwija się zbyt szybko?

- To pytanie wiąże się z poprzednim. Niewiedza, niemyślenie - jest błogosławieństwem. Staram się nie analizować i robić swoje, ale nie ukrywam, że przychodzi mi to z trudem. Za każdym razem jest tak, że kiedy wychodzi jedna płyta, ja już mam w głowie kolejną. Teraz też. Ale nie wiem, czy nasi słuchacze są na nią gotowi. Każda nasza płyta stawia i nam, i naszym słuchaczom poprzeczkę wyżej. I tylko tego się obawiam. Czy ludzie posłuchają i pomyślą: "OK. Rozumiem".

Przed startem nagrań "Etiudy zimowej" miałeś powiedzieć, że ta płyta ma być po prostu ładna. Jak wyglądał proces twórczy przed wejściem do studia. Kiedy podjęliście decyzję, że wchodzicie i nagrywacie płytę zimową. No i kto był jej głównym pomysłodawcą?

- Napisałem o tym we wstępie w książeczce do "Etiudy". Mało kto wyłapał to zdanie. Fajnie, że o to pytasz. Płyta zimowa chodziła mi po głowie już od dawna. Był taki moment, kiedy każdego wieczoru siadałem przy pianinie i grałem jeden motyw. Ten sam, który teraz można usłyszeć w refrenie utworu "Etiuda zimowa". Jest bardzo powtarzalny, hipnotyczny, zapętlony. Im dłużej, im bardziej obsesyjnie go grałem, tym bardziej czułem, że ta płyta musi powstać jak najszybciej. I kiedyś wspomniałem o tym na jednym ze spotkań w wytwórni. I pewnego dnia, jak na ironię w środku lata, moi wydawcy - Piotr Kabaj i Janek Kępiński - zaproponowali, że może wrócić do tego pomysłu. Nie zastanawiałem się długo, jakieś... 10 sekund. W tym momencie, największa część pracy była za nami. Decyzja. Potem było już z górki. 

Gdy już weszliście do studia to, rozumiem, wszystko rozegrało się bardzo spontanicznie. Nie mieliście przed wejściem jakiegoś konkretnego planu?

- Proces doboru utworów i tworzenia aranży przypominał śpiewanie kolęd przy świątecznym stole. Kończy się jedna, ktoś intonuje kolejną. Ale najpierw powstała "Etiuda zimowa". Ten utwór, który nie wychodził mi z głowy przez długie miesiące, to do niego wracałem co noc. Kiedy zagrałem go na pianinie na próbie - każdy z zespołu wiedział, co ma robić. To był ten moment, kiedy pierwszy raz poczuliśmy, mimo że był środek lata, jakby nad naszymi instrumentami przeszła zamieć. Utwór "Etiuda zimowa" powstał w ciągu kilkudziesięciu minut. Kiedy już ją mieliśmy, tę naszą "Etiudę", nasz klucz do zimowego portalu - reszta była jak domino. Wszystko nagraliśmy praktycznie na setkę, na raz, na żywo, jako zapis jakiegoś tu i teraz.

W ogóle trzeba przyznać, że nagrywanie płyty świątecznej na setkę to pewnego rodzaju ewenement. Też tak sądzisz?

- Nie wiem, ale w tej chwili skład LemONa to dla mnie naprawdę ekstraklasa muzyków. Piotrek "Rubens" Rubik na gitarze, Tomek "Harry" Waldowski na bębnach, Piotrek Kołacz na basie, Piotrek Walicki na klawiszach. Moja drużyna pierścienia. Nie chcieliśmy czyszczenia, edycji, produkcji, kombinowania, dogrywania, lutowania, cerowania. Wiesz, ludzie mówią nam po koncertach, że przeżyli coś wyjątkowego, co zapamiętają na długie lata. Czemu więc dokładnie tak samo nie zrobić na płycie? Czemu by po prostu nie włączyć mikrofonów i zagrać? Na żywo, chociaż w studiu. Nie szukaliśmy perfekcji, tylko prawdy, w myśl zasady, że "lepsze jest wrogiem dobrego". My chyba jesteśmy po prostu dość staroświeccy.

Nie baliście się, że sporo ryzykujecie? Często płyty świąteczno-zimowe są odbierane jako kicz i próba odcinania kuponów. Nie było w was wątpliwości przed nagraniami?

- Zupełnie nie. Bo wiesz, kiedy wiesz, co chcesz powiedzieć, to o tym nie myślisz. Po prostu robisz. Piszesz. Śpiewasz. Grasz.

Zobacz klip "Grudniowy":

A zaskoczyło cię, że radiostacje grają wasze zimowe przeboje? Nie są to przecież klasyczne, komercyjne piosenki świąteczne.

- Nie zgodzę się z tą tezą. W radiu można usłyszeć wyłącznie nasz "Szczedryk" - właściwie tylko w RMF Classic oraz kilka razy można było usłyszeć "Dobryj weczer Tobi", "Płatek" i "Do świąt" w radiowej Jedynce, w środku nocy albo nad ranem. I oczywiście w Muzo FM. Może jeszcze w pojedynczych mniejszych stacjach coś się pojawiło. Owszem, w kilkunastu stacjach można usłyszeć nasz singiel "Grudniowy". I, parafrazując Szymborską, wcale nie we wszystkich, nawet nie w większości wszystkich, ale w mniejszości, i nie licząc RMF FM, który nas lubi, byłoby tych stacji może dwie na tysiąc. Oczywiście przesadzam, ale naprawdę wolałbym, żeby więcej stacji wsłuchało się w ten utwór i prezentowało go słuchaczom w okresie świąt. Bardzo wierzę w to, co chcemy w nim przekazać, zarówno słowami, jak i muzyką. Mam nadzieję, że kiedyś przekona się do nas radiowa Trójka. Ale nic na siłę. Wszystko ma swój czas.

Przechodząc do tematów świątecznych. Jaki jest najbardziej nietypowy zwyczaj w łemkowskich świętach. Co mogłoby najbardziej zaskoczyć?

- Najbardziej rozczulają mnie nasze zwyczaje mające zapewnić powodzenie w finansach. Jest ich tak wiele, że Lemkowyna już dawno powinna być potęgą gospodarczą. Poza znanymi wszystkim zwyczajami związanymi z noszeniem łusek karpia w portfelu, u nas dodatkowo zalepia się monety w pierogach, a z rana, pierwszego dnia Świąt, należy się umyć monetą. U mnie w domu mama zapobiegliwie kładzie nam na umywalce pięciozłotówki, żeby nikt przypadkiem nie przegapił swojej szansy na fortunę. Na Nowy Rok za to sąsiad wchodzi do domu i rzuca pszenicą, w tej samej intencji - aby pieniądz był w domu. Co roku jestem zaskoczony, że na liście najbogatszych obywateli, nigdy nie widziałem żadnego Łemka!

Skoro mówimy o zaskoczeniu, w końcu musiałeś się spotkać z innym sposobem obchodzenia świąt, niż robią to Łemkowie. Jaki zwyczaj najmocniej cię zdziwił?

- Najbardziej zaskakuje mnie to, że na Wigilii 24 grudnia - wszyscy biegają od kuchni do pokoju, wstają, przynoszą coś, dolewają, odnoszą, zmywają, poprawiają światełka na choince! Na Świętach u nas - zasada jest taka, że od momentu, kiedy siadamy przy stole, może od niego wstać wyłącznie gospodyni. U nas jest to moja mama. Tylko ona może przynosić kolejne potrawy. Uważam, że to urocze.

A jaką tradycję ze swojego domu wspominasz najcieplej?

- Po wieczerzy wszyscy łapią się za ręce i obchodzimy trzykrotnie stół. Tradycja ta ma sprawić, aby rodzina w nadchodzącym roku trzymała się razem. Co roku wzruszające jest dzielenie się prosforą, czyli poświęconym specjalnym chlebem z Cerkwi. Tradycyjnie zaczynamy też wieczerzę od zjedzenia ząbku czosnku z solą, który tego dnia zupełnie nie szczypie w język i przynosi zdrowie. Nie wyobrażam sobie Świąt bez tego!

Zobacz klip "Do świąt":

Muszę o to zapytać, jaka jest twoja ulubiona potrawa wigilijna?

- Wiele tradycji kulinarnych pokrywa się z tymi polskimi. Grzybowa to łemkowska Hrybowa. Zawsze na stole są śledzie i pierogi, np. z jabłkiem, ze śliwką, z kapustą i grzybami. Kompot z suszu to po naszemu juha. Nie może zabraknąć czerwonego barszczu, a karp jest dokładnie tak samo ościsty i mulisty jak na Świętach w grudniu. Przykro mi. Zawiodę was. Ale na tę rybę nie ma żadnego łemkowskiego zaklęcia. Ona już taka jest. Oścista i mulista. Ale jest jedno danie wyjątkowe, którego nigdy nie widziałem na polskim stole i nazywa się Keselycia. Jest to bardzo gęsty postny żur gotowany na zakwasie owsianym. Ma konsystencję sosu do pieczeni. Jest lekko kwaskowaty, ale delikatniejszy od zwykłego żurku. Na talerzu kładzie się kopiastą górkę gotowanych ziemniaków, zalewa się je keselycią i okrasza wysmażoną na złoto cebulką. Jest to pyszna sprawa. Podawałem jakiś czas temu nawet przepis na moim koncie na Facebooku.

Obecnie żyjemy w bardzo zabieganym świecie. Technologia mocno wkroczyła w nasze życie. Myślisz, że świąteczne zwyczaje również mogą ulegać zmianie w związku z przemianami cywilizacyjnymi?

- Mam nadzieję, że nie... Moje Święta są bardzo analogowe. Dziadek rozdaje śpiewniki i teksty napisane na maszynie. Nikt nie wyciąga telefonów. Nie ma włączonego telewizora. W tle lecą stare kolędy z kaset. A w tym roku mam nadzieję, że posłuchamy "Etiudy zimowej". W ogóle mam nadzieję, że ta płyta będzie ludziom przypominać o tych staromodnych świętach. O prostocie, cieple, rodzinie, powrocie do tego, o co chodzi.

Na koniec chciałbym zapytać o plany twoje i LemONa na 2016 rok. Bo na razie wiadomo tyle, że zagracie przed Imagine Dragons. Spore wyróżnienie, prawda?

- Tak jest, do koncertowania wracamy 2 lutego w Łodzi, grając przed Imagine Dragons. Kiedy dowiedzieliśmy się, że zostaliśmy wybrani, nie mogliśmy uwierzyć. Dan z Imagine Dragons nagrał pozdrowienia na YouTube, w których mówi, że zaprasza do Łodzi, gdzie zagrają "with LemON". Wyobrażasz sobie, co czuliśmy? Niesamowite! Zresztą specjalnie przełożyliśmy wakacje, żeby móc tam zagrać. To wielkie wyróżnienie dla nas. A na wakacje pojedziemy w styczniu. Czas naładować akumulatory! Ostatnie 4 lata były dla nas bardzo intensywne... Nie liczę ich w platynowych płytach, przebojach, nagrodach i nominacjach. Liczę je w utworach, w które włożyliśmy całe serce i koncertach, na których oddaliśmy całych siebie. Tyle emocji. W 4 lata. Wyobrażasz sobie? I ciągle jeszcze tyle do zaśpiewania...

Zobacz klip "Scarlett":

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lemon | Igor Herbut
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy