"Cenzurowanie kanibala"
Amerykańska formacja Cannibal Corpse od lat wymieniana jest wśród największych gwiazd death metalu. Nie bez przyczyny – ich płyty łączą muzyczną i tekstową ekstremę z wirtuozerią instrumentalistów. Ostateczny sprawdzian wartości zespołu – nagranie interesującej płyty koncertowej - Cannibal Corpse również ma za sobą. Album „Live Cannibalism”, dostępny również w wersji wideo, trafił już do sklepów. Z tej okazji wokalista grupy George „Corpsegrinder” Fisher ochoczo odpowiedział na pytania Jarosława Szubrychta.
Skąd wiedzieliście, że już czas nagrać płytę koncertową?
Ludzie z wytwórni już od jakiegoś czasu o tym wspominali, ale tak naprawdę przekonali nas fani, którzy po każdym koncercie pytali, kiedy wydamy taki album. Wiele grup metalowych ma już płytę koncertową za sobą, doszliśmy więc do wniosku, że czas i na nas. W końcu istniejemy już 10 lat i należałoby to jakoś podsumować... Myślę, że wyszło nam całkiem nieźle. Słuchać, że to naprawdę koncertowy materiał – nie znajdziesz tu żadnych studyjnych nakładek, wszystkie dźwięki, które wyszły z głośników trafiły na płytę. Być może oznacza to, że doszukasz się tu czy tam kilku pomyłek, ale właśnie o to chodzi w płytach koncertowych. Po co mielibyśmy wydawać album, na którym nagralibyśmy gitary ponownie w studiu. Nie miałoby to nic wspólnego z tym, jaki jest Cannibal Corpse na scenie. Myślę, że udało nam się uchwycić istotę koncertowego brzmienia Cannibal Corpse.
Przyznam szczerze, że jestem pod wrażeniem brzmienia, które osiągnęliście na „Live Cannibalism”. Jest bardzo brutalne i ciężkie, a jednak wciąż pozostaje selektywne. Dobra robota!
Myślę, że wiele zawdzięczamy naszemu akustykowi, który doskonale wie, jak połączyć czystość dźwięku z ciężarem i potęgą. Zna doskonale naszą muzykę i wie, czego każdy muzyk Cannibal Corpse oczekuje od niego. Oczywiście, na dobre brzmienie „Live Cannibalism” złożyło się wiele różnych czynników, ale ten facet jest jednym z najważniejszych. Współpracuje z Cannibal Corpse dłużej niż ja i to naprawdę słychać na naszych koncertach. Z każdym dniem coraz lepiej.
Być może wyjaśnia to fakt, że kiedy widziałem was w maju, podczas trasy No Mercy, brzmieliście o piekło lepiej niż gwiazdy black metalu, jak Marduk czy Immortal...
To także zasługa akustyka. Nasza rola ogranicza się co najwyżej do ustawienia potencjometrów na piecach czy wybrania, jakie to w ogóle będą piece. Nie wydaje mi się, żeby zespoły, które wymieniłeś miały własnego akustyka, który pracowałby z nimi od lat. Mimo to, wydaje mi się, że Marduk na koncertach brzmi świetnie, wręcz uwielbiam ich brzmienie! Poza tym musisz pamiętać, że oni stroją się wyżej i grają na gitarach nieco szybciej niż Cannibal Corpse, czasem tak szybko, że ciężko jest odróżnić od siebie poszczególne dźwięki. Może dlatego odniosłeś takie wrażenie?
Nie przekonałeś mnie chyba, ale zostawmy Marduk i wróćmy do Cannibal Corpse. Czy koncerty, na których zarejestrowaliście „Live Cannibalism” były wyjątkowymi wydarzeniami?
Rzeczywiście były wspaniałe! Cztery utwory pochodzą z Minneapolis, a pozostałe z Milwaukee, gdzie przyszło naprawdę mnóstwo ludzi. W Milwaukee ludzie wiedzieli, że to wszystko nagrywamy, więc dawali strasznego czadu. Na początku planowaliśmy nagrywać tę płytę w Chicago, ale mieliśmy problemy techniczne i chyba lepiej, że stało się tak, jak się stało.
Ja i tak uważam, że płytę koncertową powinniście nagrać w Polsce...
O tak, byłoby fajnie, bez wątpienia!
Czy nie posprzeczaliście się za ostro przy wyborze numerów, które trafiły na „Live Cannnibalism”?
Nawet nie. Byliśmy akurat w środku trasy i mieliśmy ustaloną listę numerów, które gramy co wieczór, więc najbardziej naturalnym krokiem było zarejestrowanie właśnie ich. Pokłóciliśmy się trochę dopiero przy przesłuchiwaniu nagranego materiału. Uważałem, że nie wszystkie partie wokalne brzmią wystarczająco brutalnie, albo że w paru momentach wszedłem odrobinę za późno. Podobne zastrzeżenia do własnej gry miał również Alex. Nie były to jednak zbyt poważne usterki i w sumie zdecydowaliśmy się puścić je na płytę.
Oprócz materiału koncertowego album zawiera również dwa utwory studyjne...
„Sacrifice” to utwór, który w oryginale został zarejestrowany przez kanadyjski zespół Sacrifice. Nagraliśmy go na japońską wersję płyty „Gallery Of Suicide” i dopiero teraz fani z innych kontynentów mogą się z nim zapoznać. Z kolei „Confessions” to utwór, który nagraliśmy z myślą o płycie w hołdzie Possessed, jednak z nieznanych przyczyn wydawnictwo to nigdy nie ujrzało światła dziennego. Wiesz, zarówno Sacrifice i Possesed miały olbrzymi wpływ na to, co dzisiaj gramy w Cannibal Corpse, a przy tym mieliśmy niezły ubaw nagrywając te numery. Nie ryczę w nich tak brutalnie jak na co dzień w Cannibal, ale starałem się podrobić thrashmetalowy sposób śpiewania, coś takiego jak robił Jeff Beccera z Possessed. Myślę, że nagranie większej ilości kompozycji innych zespołów to tylko kwestia czasu, tak bardzo nam się spodobało.
Skoro o tym mowa, niedługo ukaże się płyta „W hołdzie Cannibal Corpse”. Jakie to uczucie, nagle zostać klasykiem?
To po prostu niesamowite! Nie mieliśmy pojęcia, że taka płyta powstaje, aż pewnego dnia spotkaliśmy się na wspólnym koncercie w Kalifornii z grupą Deeds Of Flesh, którzy powiedzieli nam, że nagrywają utwór na płytę w hołdzie Cannibal Corpse. Nie mogliśmy uwierzyć! Wiesz, dużo ostatnio wychodzi podobnych płyt i to naprawdę wzruszające, że ktoś doszedł do wniosku, że jesteśmy zespołem na tyle klasycznym i też sobie na takie wyróżnienie zasłużyliśmy. Nie możemy się już doczekać, tym bardziej, że na pewno usłyszymy nasze utwory w różnych interesujących wersjach.
Ciekawe jaka wersja poruszyłaby was najbardziej... Pewnie „Hammer Smashed Face” zagrane z klawiszami i panienką na wokalu?
No tak, trochę różniłoby się to od oryginału. (śmiech) Nigdy jednak nie wiesz, czego tak naprawdę mógłbyś się spodziewać, wszystko zależy od zespołów, które wezmą w tym udział. Oczywiście grupy deathmetalowe będą się starały zagrać najbardziej brutalnie jak tylko mogą, ale może trafi się jakaś kapela blackmetalowa z klawiszami? Ciekaw jestem, jak oni zinterpretowaliby nasze utwory.
Czy nagrywając „Live Cannibalism” myśleliście o jakichś płytach koncertowych, które moglibyście postawić sobie za wzór?
Zawsze uwielbiałem Judas Priest „Unleashed In The East”, ale bardzo podoba mi się również „Live In Germania” Marduk i oczywiście Iron Maiden „Live After Death”. Mnóstwo jest cholernie dobrych płyt koncertowych! Według mnie na przykład album Marduk doskonale oddaje to, jakim ten zespół rzeczywiście jest na żywo. Widziałem ich mnóstwo razy i kiedy chcę sobie odświeżyć wrażenia, wystarczy że puszczę „Live In Germania”. Jednak to Judas Priest nagrał najlepszy album koncertowy w historii metalu.
Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się stracić głos?
Nie, nigdy całkowicie nie straciłem głosu, chociaż podczas długiej trasy często zdarzało mi się go nadwerężyć. Czasem po prostu przeziębię się lub złapię jakiegoś wirusa i wtedy naprawdę trudno mi śpiewać z odpowiednią mocą, szczególnie gdy kaszlę od kilku dni. Kaszel bardzo osłabia gardło, kiedy śpiewam chory, czuję jakbym połykał ogień. Prawdę mówiąc, podczas nagrywania „Live Cannibalism” byłem lekko przeziębiony, ale na szczęście nie było to nic na tyle poważnego, żeby przesunąć nagrania. Podejrzewam jednak, że gdyby to nie był death metal, ale inny gatunek muzyczny, gdzie głosu używa się w inny sposób, mógłbym sobie nie poradzić.
Nie grzeszycie polityczną poprawnością. Dedykowanie utworu zatytułowanego „Fucked With A Knife” wszystkim kobietom, które przyszły na koncert to dość kontrowersyjne posunięcie, nie uważasz?
Wiesz, nie miałem nic złego na myśli i one dobrze o tym wiedzą. Zapowiadam ten numer w ten sposób od lat i właśnie laski wrzeszczą wtedy z największym entuzjazmem. One dobrze wiedzą, że nie należy brać tego serio, że to dowcip w stylu Cannibal Corpse...
One wiedzą, ja wiem, ale już na przykład amerykańscy politycy nie wykazują dostatecznego poczucia humoru, prawda?
No tak, szczególnie Bob Dole upodobał sobie obrzucanie nas gównem, kiedy kandydował na prezydenta. W tych wyborach jednak nie startuje i nawet jeśli o nas pamięta, to nikt już nie pamięta o nim. Namawiał ludzi do bojkotowania sklepów, które sprzedawały nasze płyty, do pisania listów protestacyjnych do wytwórni i robienia szumu tego typu, ale tak naprawdę niewiele mógł nam zrobić. To jest Ameryka i możemy śpiewać o czym chcemy. Wiesz, gdyby traktował sprawę serio, rozmawiałby z ludźmi, którzy nas słuchają, a nawet z nami, ale jemu tak naprawdę nie zależało na niczym innym, jak uzyskaniu głosów paru podstarzałych pań, które myślą, że przez takie zespoły jak Cannibal Corpse młodzież ulega degeneracji. Okazało się, że jego pokrętna taktyka tak naprawdę najbardziej pomogła nam, bo nagle wszystkie gazety w kraju pisały o Cannibal Corpse, zapraszano nas do telewizji, a płyty rozchodziły się jak świeże bułeczki.
W Ameryce wszystko dobrze się skończyło, ale w Niemczech nawet nie próbujecie wydawać płyt z oryginalną okładką, tylko sami ją kastrujecie...
To prawda, Niemcy są najgorsi! Z wszystkich miejsc na całym pieprzonym świecie właśnie w Niemczech mamy najwięcej problemów. O ile wiem, pierwsze trzy płyty Cannibal Corpse są tam w ogóle zakazane, a na koncertach nie możemy nawet grać pochodzących z nich utworów. Do tego wszystkie płyty ukazują się tam rzeczywiście z ocenzurowanymi okładkami. To niewiarygodne, do czego posuwają się niemieckie władze! No cóż, to nie nasz kraj... Gdyby próbowano nas traktować podobnie w ten sposób w Ameryce, po prostu kazalibyśmy się im odpieprzyć. Na szczęście żyjemy w wolnym kraju. Kiedyś nie chcieli nas też wpuścić do Nowej Zelandii i Australii, ale to już się zmieniło.
Ciekaw jestem, co stałoby się, gdybyście złamali któryś z ich zakazów?
Prawdopodobnie zakazaliby nam grać w Niemczech, ale wcześniej pozwaliby nas do sądu i zażądali tylu tysięcy marek odszkodowania, że poszlibyśmy z torbami. Sytuacja naprawdę nie jest wesoła, bo co ja mogę powiedzieć dzieciakowi, który przychodzi do mnie po koncercie i pyta, dlaczego nie graliśmy „Hammer Smashed Face”? Najczęściej radzę mu, żeby przyjechał na nasz koncert do Holandii. (śmiech) Może Niemcy mogliby to jakoś rozwiązać? Może nasi fan napiszą do niemieckiego rządu i upomną się o swoje prawa? Niech rozlegnie się ich głos, niech ludzie dowiedzą się, że nie wszyscy zgadzają się z cenzurą... Inne rozwiązanie nie przychodzi mi do głowy.
Kiedy możemy spodziewać się kolejnej studyjnej produkcji Cannibal Corpse?
O ile wiem, Alex i Pat napisali już kilka riffów. Zagramy jeszcze parę koncertów promujących „Live Cannibalism” i zabierzemy się ostro za komponowanie nowej płyty. Myślę, że ukaże się po wakacjach 2001 roku.
Dziękuję za wywiad.