Artystka zapowiada nadchodzący album. "Różne wersje i różne odsłony Kathii" [WYWIAD]

Debiutancki album Kathii, zatytułowany "Przestrzeń", ukazał się w listopadzie ubiegłego roku i błyskawicznie skradł serca fanów dobrych brzmień. Wokalistka odniosła ogromny sukces - z małych scen dotarła na Męskie Granie, została nominowana do Fryderyków i zdobyła statuetkę Bestsellerów Empiku. Te osiągnięcia wcale nie sprawiły, że teraz zwalnia tempo. Właśnie poczęstowała swoich fanów najnowszym singlem "Listopad". Co jeszcze szykuje Kathia? W rozmowie z Interia Muzyka zdradziła, że ma już gotowy materiał na drugi album! Wyjawiła także, jakich brzmień możemy się po niej teraz spodziewać, co przyniesie jesienna trasa koncertowa i jaki ma rytuał, dzięki któremu nie stresuje się przed wyjściem na scenę.

Kathia szykuje swój drugi album
Kathia szykuje swój drugi albumMarco Coutomateriały prasowe

Weronika Figiel, Interia Muzyka: Spotkałyśmy się przy okazji oddania do rąk słuchaczy pierwszego singla, zapowiadającego twój drugi album. Jak się czujesz - jest raczej stres czy ekscytacja?

Kathia: - Jest ekscytacja przed nieznanym, bo dawno nie wydawałam czegoś swojego. Jest to pierwszy utwór po debiutanckiej płycie, który wypuszczam. To dla mnie coś naprawdę dużego i emocjonalnego, jak z resztą zawsze, bo moje utwory są osobiste za każdym razem. Ale jest też trochę stresu.

Na pierwszy singiel z drugiego albumu wybrałaś "Listopad". Dlaczego padło właśnie tę piosenkę? Byli jacyś inni kandydaci?

- Ja myślę, że to musiała być ta piosenka. Ona jest ostatnim utworem, który napisałam na tę drugą płytę. Już mam na nią skończony cały materiał, chociaż różnie to ze mną bywa, bo często na ostatnią chwilę robię piosenki i one też jakoś wchodzą na album. Ale "Listopad" był tą ostatnią, którą na razie napisałam. Miał w sobie tak świeże emocje, że stwierdziłam, że to musi być ten pierwszy, który będzie zapowiadał to, co dopiero przyjdzie.

Na podstawie materiału, który udało ci się na razie zgromadzić na drugi album, możesz już stwierdzić jaki będzie jego charakter? W dalszym ciągu planujesz otulać fanów swoją muzyką i zostajesz przy tym, co znane i komfortowe, czy będą jakieś zaskoczenia?

- Otulanie na pewno będzie, bo to jest taka moja domena, że dźwiękami otulam słuchacza. Album będzie mimo wszystko kompletnie inny niż ten pierwszy. Są na nim odważniejsze brzmienia. Ja się w końcu odważyłam wyjść za moją strefę komfortu - tych miękkich, ciepłych brzmień - i zrobić coś w zupełnie innym stylu. Piosenki na nowym albumie będą różne stylowo. Mogę zdradzić, że jest nawet jeden utwór funkowy! Jest też jeden bardziej sensualny. Są tam różne wersje i różne odsłony Kathii. Jestem bardzo ciekawa, jak ludzie zareagują na te pozostałe, te nieotulające.

Mówisz o zupełnie innych brzmieniach - masz na myśli też takie hardcore'owe odstępstwa od dotychczasowego stylu? Będzie może kawałek rapowy albo totalnie rockowy?

- Ciekawe, że powiedziałaś o tym rapie, bo jest to coś, co kilka miesięcy temu mnie bardzo zaintrygowało. Weszłam w fazę tworzenia tego, co mi przychodzi do głowy, nie zważając na formę czy na gatunek. Stworzyłam jeden numer, gdzie - nie wiem, czy można to nazwać rapem - mówię albo recytuję. Wyszło to trochę gangstersko (śmiech). Nie wiem, czy to wejdzie na płytę, czy zostawię to dla siebie, żeby nie ranić uszu ludzi. Ale było to ciekawe doświadczenie.

Możemy się spodziewać gości na nadchodzącym albumie?

- Tak. Nie chcę zdradzać dużo, ale można się spodziewać gości. Jestem bardzo zadowolona z tego, co sobie wymyśliłam i z tego, z jakimi ludźmi chcę współpracować. Mam nadzieję, że to wszystko wyjdzie dobrze i ludzie, którym złożyłam propozycje, się na nie zgodzą. Część z tych osób już mi powiedziała, że z wielką chęcią się podejmą, więc mam nadzieję, że wszystko się uda.

Poprzednia płyta była postawiona pod znakiem tego, że to jestem ja, to jest moje i wszystko robię sama. Na drugim albumie chciałam się otworzyć na więcej.

Mawiałaś w przeszłości, że pisanie piosenek pozwala ci uwolnić się od emocji i oczyścić głowę z natrętnych myśli. Tym razem ten proces twórczy wyglądał podobnie? Czułaś coś i wiedziałaś, że musisz to wykrzyczeć w piosence?

- Za każdym razem to jest dokłądnie taki sam proces. Nie wiem, czy kiedykolwiek się on zmieni. Najwięcej piszę, jak jestem w emocjach. To mogą być jakiekolwiek emocje - euforia, wielki smutek czy rozpacz. To jest dla mnie autoterapeutyczny proces. Dużo artystów o tym mówi, ale coś w tym faktycznie jest, że musisz się pozbyć emocji. Jak one są spisane, już są na papierze, to są prostsze do zrozumienia i łatwiejsze do przetrawienia. Zamykanie ich w tekście piosenki jest dla mnie czymś naturalnym i czymś, co mi pomaga.

Piszesz piosenki pod wpływem głębokich emocji, a jak jest z tym później, kiedy musisz wykonywać je podczas koncertów? Wracasz wspomnieniami do tych trudnych chwil, czy raczej wychodzisz i śpiewasz to już kompletnie bez emocji?

- To zależy od czasu, który upłynął od napisania danej piosenki do jej wykonania. Zdarzały się utwory, przy których płakałam, jak wykonywałam je na koncertach, bo były jeszcze zbyt trudne i świeże. Są też takie, które napisałam we łzach i "roztelepaniu chusteczkowym", ale wykonywałam je już kompletnie nie myśląc o osobie, o której to napisałam. Czas leczy rany i ta piosenka w pewnym momencie staje się zapisem w pamiętniku, który już cię nie boli, tylko jest historią.

W związku z tym, że rozmawiamy o twoim drugim albumie i szykujesz się do jego wydania, czujesz jakąś presję? Twoja debiutancka płyta okazała się ogromnym sukcesem. Czy czujesz, że ciążą na tobie jakieś oczekiwania?

- Nie wiem, czy ja sama sobie nie stawiam tych wymagań. Pięknie i poetycko byłoby powiedzieć, że totalnie mnie nie interesuje, czy ta płyta się będzie słuchała, ale to nie jest prawda. Chciałabym, żeby ludzie jej słuchali. Ja robię muzykę dla siebie, ale robię też muzykę dla ludzi - jest ona po coś. Jak widzę, że ludzie żyją z tą moją pierwszą płytą, to chciałabym też, żeby żyli z tą drugą.

Presji z otoczenia nie mam. Rozmawiałam z moim managementem o tym. Mówiłam im o moich obawach, że sama sobie stawiam dużo oczekiwań. Oni powiedzieli, że idą za mną moją drogą i nawet jeśli nie będzie wyników, to trudno - robimy dalej muzykę i gramy kolejne koncerty. Stoją za mną murem i mój zespół tak samo.

Myślę, że jak ktoś się "puszy" na sukces, to wtedy właśnie on nie wychodzi. Mimo, że chciałabym, aby ludzie tego słuchali, to mam dozę umiaru w tym wszystkim. Będzie, co będzie - na takiej zasadzie.

Jak będzie wyglądała estetyka twojej nadchodzącej ery? Przykładasz dużą wagę do aspektów wizualnych przy albumach, czy raczej liczy się głównie brzmienie?

- Ja lubię mocno wizualnie pokolorować. Poprzednia płyta była dymna, pomarańczowa, a Kathia była garniturowa. Teraz bym chciała... Chociaż, nie wiem, czy będę zdradzała, co bym chciała (śmiech). Myślę, że zostawię to jednak pod znakiem zapytania.

Kathia wydała nowy utwór, zatytułowany "Listopad"
Kathia wydała nowy utwór, zatytułowany "Listopad"Marco Coutomateriały prasowe

Na jesień wyruszasz w trasę koncertową. Czego możemy się spodziewać muzycznie? Z zapowiedzi wynika, że na setliście będą nowe utwory - będą one przeważały, czy planujesz raczej pożegnać dotychczasowy repertuar?

- Po pierwsze, to strasznie się cieszę, że jadę w tę jesienną trasę. Ona będzie przecudowna. Już czuję energię od ludzi, która tam będzie buzować.

Nie będzie jeszcze przeważał materiał z następnej płyty. Będziemy grali nowe numery, ale będą też utwory starsze, z "Przestrzeni". Ale co ważne - będzie nowa forma. Na tej trasie stwierdziłam, że będę się bawiła formą i światłem. Będzie też nowy merch, o którym nie mogę nic więcej zdradzić. To jest wszystko tak ekscytujące i nowe. Będą smaczki, których u Kathii ludzie jeszcze nie widzieli.

A możemy się spodziewać kadzideł?

- Zawsze będą! Nie ma Kathii bez kadzidełek. Ja nawet teraz do nauki sobie jedno puściłam. Kathia to są kadzidełka i będą na pewno.

Miałaś czas na odpoczynek po promocji pierwszego albumu, czy może od razu przeszłaś do tworzenia nowego? Zdarzają się takie momenty, że możesz sobie usiąść na kanapie i obejrzeć serial, czy raczej ciągle jesteś w trasie lub studiu?

- Oczywiście, że tak! Moje ostatnie dni to było oglądanie całego Netflixa. Ja mam takie dni, gdzie jestem turbo produktywna, a mam też takie, gdzie jestem turbo leniem, śmierdzielem i leżę w łóżku, pijąc herbatkę i oglądając głupie filmy.

Mam czas na ten odpoczynek, zawsze go sobie zapewniam. Czytam dużo książek - to mi daje takie ujście, żeby nie myśleć o muzyce cały czas, ale też daje mi inspiracje. Podróżuję sobie trochę, bo zauważyłam, że jak uciekam gdzieś, to potrafię się lepiej zrelaksować, niż jak jestem u siebie w Poznaniu.

Biorę czasem oddech, ale jednak muzyka to jest moje życie i bez tego nie wyobrażam sobie funkcjonować na dłuższą metę.

Podczas podróży zdarza ci się także tworzyć, czy stawiasz wtedy na całkowity odpoczynek?

- Wakacje, odpoczynek, nie ma żadnej wymówki (śmiech). Jeśli już, to raczej zapisuję sobie notatki z tekstami. Do muzyki potrzebuję pianino albo gitarę, a zazwyczaj na wakacje nie biorę instrumentów. Także raczej wtedy odpoczywam i ładuję baterie, co jest moim zdaniem kluczowe do tego, żeby potem tę muzykę pisać dobrze.

Wróćmy na chwilę do początku twojej muzycznej drogi. Tworzyłaś wtedy utwory w języku angielskim. Teraz stawiasz raczej na polskie teksty. Dlaczego podjęłaś taką decyzję? To lepiej trafia do słuchaczy, czy tobie jest łatwiej w ten sposób tworzyć?

- To wyszło jakoś tak organicznie. Nie pamiętam od czego to się zaczęło, że ja napisałam pierwszy polski tekst. Mam taki zeszyt z polskimi tekstami, a właściwie to w ogóle z moimi pierwszymi piosenkami - strasznie słabe (śmiech). Wtedy myślałam, że to jest niesamowite, a tam były rymy w stylu: las - czas. Ale mimo wszystko stanęłam za tym pisaniem po polsku i poprawiłam swój warsztat.

Myślę, że to bardziej trafia do słuchacza. Jak sama słucham polskich artystów i oni do mnie śpiewają w języku polskim, to czuję, że mówią do mnie bardziej, niż jakby śpiewali w języku angielskim. Jakaś inna energia się wytwarza, kiedy słuchamy polskiej muzyki będąc Polakami i Polkami. Teraz też prościej mi się pisze po polsku i nie wyobrażam sobie wrócić do angielskiego. Mam wrażenie, że moje teksty po angielsku są kiczowate i ocieram się o banał, na który w polskim języku sobie nie pozwalam.

Jest ktoś na polskim rynku muzycznym, kto jest twoją inspiracją?

- Jest kilka takich osób. Ja przede wszystkim nie miałam czegoś takiego, że chcę być taka albo taka i będę dokładną kopią jakiejś osoby. To są raczej artystki, które mi imponują swoim warsztatem tekstowym albo wokalnym - na przykład Nosowska, która od zawsze pisała piękne teksty, czy Kora. To są artystki wybitne, do których nie da się dosięgnąć i nie da się nimi być. Sięgasz tylko po inspiracje, ale nie starasz się wejść w ich buty.

Wracając jeszcze do początków twojej muzycznej przygody. Miałam okazję obejrzeć kiedyś twój występ, jak grałaś jako support przed koncertem ARS Latrans w Poznaniu. Czy zanim zadebiutowałaś zdarzało ci się dawać dużo tego typu występów? Myślałaś już wtedy, że niedługo później przejdziesz od supportowania do wielkich scen i Męskiego Grania?

- Zawsze miałam wiarę w siebie i w to, że będę grała. Nie miałam takiego skrystalizowanego planu, tylko raczej była to cicha, aczkolwiek mocna wiara w to, że mi się uda.

Wtedy przed Arsami graliśmy w niepełnym składzie, bo tylko ja z moim bratem, więc to było jeszcze bardziej intymne. Teraz już tak nie gramy, bo mamy rozwinięty, pełny skład i mam nadzieję, że dalej się to będzie tak toczyło. Nie mam konkretnych założeń, że do tego czy tego roku chcę wyprzedać jakieś kluby. Raczej chcę po prostu koncertować, i żeby ludzie faktycznie przychodzili na występy i cieszyli się z nami muzyką.

A masz może chociaż jedno takie skonkretyzowane marzenie? Jest jakiś festiwal, na który byś chciała trafić?

- Mam takie marzenie, ale to też nie jest tak, że coś by się stało, jakby to się nie stało (śmiech). Fajnie by było na Open'erze zagrać. To jest też marzenie mojego menedżera, żeby pojechać ze swoim teamem na Open'era. Kiedyś to zrobimy. To jest taka moja wisienka na torcie, którą bym chciała uchwycić.

Kathia powraca z nowym materiałem
Kathia powraca z nowym materiałemMarco Coutomateriały prasowe

Jaki jest twój ulubiony aspekt całej muzycznej przygody - tworzenie albumu, reakcja fanów na niego, granie koncertów, czy może jeszcze coś innego?

- To jest ciekawe pytanie, bo rzadko się zastanawiam nad tym, co lubię w muzyce. To jest dla mnie coś oczywistego. Nie zastanawiam się nad muzyką, tylko przyjmuję ją jako coś, co muszę robić. Chociaż to nie jest prawda, bo jakbym miała przykładowo talent malarski, to mogłabym zostać malarką (śmiech).

Sam fakt tego, że coś wyszło z moich emocji, z prawdy, że coś napisałam z powietrza, że ta muzyka potem jest dostarczana do ludzi i oni jej słuchają - to jest wyjątkowe. Tak jak ja jestem odbiorczynią muzyki i ona jest ze mną codziennie, tak samo moja muzyka jest z ludźmi codziennie - to jest magia tego wszystkiego i dziwność. Ja coś zrobię - strasznie ważnego i emocjonalnego dla mnie - a potem ktoś może tego posłuchać i odczuć to samo, bo przechodzi przez to samo. To jest ten najlepszy aspekt... No i koncerty! Ale to się z tym wszystkim łączy, bo widzisz na żywo reakcję ludzi, którzy przychodzą i odbierają twoją muzykę.

Czy ty przed koncertami odczuwasz jeszcze stres?

- Kiedyś usłyszałam, że jak artysta nie odczuwa już stresu przed wyjściem na scenę, to coś jest nie tak. To już nie jest wtedy takie ważne. Ja się cały czas stresuję. Cały czas czuję spięcie przed wejściem na scenę, ale jest to raczej ekscytacja. Odczuwam raczej takie spięcie organizmu, żeby wszystko wyszło dobrze. Ja generalnie jestem przekonana, że pójdzie dobrze, bo jesteśmy przygotowani, znamy materiał, nie fałszuję. Nawet jeśli coś by się zepsuło, gitara by się wyłączyła, dźwięk przestaje działać, to ja z tego wyjdę, bo już tyle koncertów w życiu zagrałam i takie rzeczy musiałam przeżywać, że jestem w stanie ze wszystkiego wybrnąć. Mimo wszystko spięcie zawsze jest.

Masz jakąś rutynę, która pozwala ci ten stres przełamać?

- Mamy taką rutynę z zespołem, że zawsze przed koncertami puszczamy sobie playlistę i tańczymy. Ja z moim bratem rozluźniamy się do tego, skaczemy, jak makarony tańczymy (śmiech). Bardzo śmiesznie to musi wyglądać z zewnątrz. Zawsze przed koncertami robimy też okrzyk. I zawsze przed koncertami z każdym członkiem zespołu klepiemy się bardzo mocno w prawe i lewe ramię. Nie wiem, dlaczego to zaczęliśmy robić (śmiech). Jak mam czasem na scenie bluzkę bez rękawów, to widać mi czerwone ślady przez jakiś czas. To jest taki nasz rytuał po prostu.

Podsumowując wszystko, co do tej pory padło na temat nadchodzącego albumu - jakbyś miała opisać go trzema słowami, to jakimi?

- Różnorodność, emocjonalność, seksapil.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas