Reklama

Ania Rusowicz (niXes): Odlot w kosmos

- niXes jest postacią z mojego wnętrza - tak Ania Rusowicz mówi Interii o swoim muzycznym alter ego.

- niXes jest postacią z mojego wnętrza - tak Ania Rusowicz mówi Interii o swoim muzycznym alter ego.
niXes to alter ego Ani Rusowicz /fot. Marta Kacprzak /

3 listopada ukazał się album zatytułowany po prostu "niXes".

Pod szyldem niXes Ania Rusowicz połączyła elektronikę z elementami rocka psychodelicznego. W muzyce grupy słychać inspiracje sceną australijską i takimi zespołami jak Tame Impala czy Pond.

W nagraniach pomagał jej Kuba Galiński, producent i kompozytor przebojów m.in. Ani Dąbrowskiej, Katarzyny Cerewkickiej, Ani Wyszkoni i grupy Hey.

Adam Drygalski, Interia: Bawią cię te określenia? Cosmic, neo hippie?

Ania Rusowicz (niXes): - Jest tak dużo różnych dźwięków, że te klasyfikacje bywają przydatne. Każdego dnia wychodzi jakaś premiera. Tendencja do uporządkowania rzeczywistości jest naturalną koleją rzeczy. W Polsce najbardziej wyraźny jest podział na muzykę pop, czyli mainstreamową i alternatywną, ale nie chcę przypinać łatek, że jedna jest z gruntu dobra, a druga zła. Podział na muzykę dobrą i złą miałby sens, jeśliby znalazł się ktoś, kto potrafiłby kształtować gusta ludzi. Takiego kogoś po prostu nie ma.

Reklama

Mój ulubiony akronim to "Redrum" z "Lśnienia", ale niXes czytane na wspak też brzmi nieźle!

- Oprócz Grzegorza Ciechowskiego to w Polsce nie było za dużo alter ego, ale jeśli weźmiesz dużo szerszą perspektywę, to na świecie jest to często spotykane. Choćby Dawid Bowie, czy Jim Morrison, a współcześnie chociażby Bono. To może być fajna przygoda. Mieć alter ego. niXes jest postacią z mojego wnętrza. Czasem jesteś kimś innym w pracy, innym w domu. Ludzie tak mają. To jest taka Ania bardziej "rusałkowata". Moi przyjaciele znają mnie z tej strony. Ania Rusowicz bigbeatowa to jest wizerunek raczej medialny niż rzeczywisty.

Zwróciłem uwagę na dwa utwory. "Don't You Wanna" skojarzyło mi się ze swobodą i powtarzalnością dźwięków Blue Oyster Cult, a "Missing at Sea" z Morcheebą.

- A mi się wydawało, że robię coś pionierskiego, choć oczywiście nie przypisuję sobie wynalezienia big beatu. Chodzi bardziej o to, żeby brzmieć trochę vintage, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia. W przypadku niXes odcięłam się od tych wpływów, a z drugiej strony otworzyłam na inne. Nie starałam się nikogo naśladować. Nie chciałam nikogo przenieść na tę płytę. Starałam się, żeby niXes było czymś nowym, a nie czymś odbitym na kalce z czegoś, co ktoś kiedyś zagrał.

Okoliczności powstawania tego albumu były inne niż w przypadku poprzednich płyt. Nagrywałaś nosząc w brzuchu małego Tytusa. Ciąża musiała mieć wpływ na muzykę.

- Będąc w dziewiątym miesiącu nagrywałam wokale, wcześniej pracowaliśmy nad utworami. Z tego punktu widzenia to jest nietypowa płyta, bo zamiast kołysanek wyszła psychodelia. Być może to sprawa hormonów, ale jest coś w tym stanie, że lecisz w kosmos. Odmienny stan świadomości - każda kobieta to przyzna.

Dlaczego wybrałaś "Hole in the Universe" na singel?

- Umysł jest trochę jak wszechświat. Próbujesz coś w nim znaleźć. Szukasz myśli. Ten utwór był zarodkiem, który dał życie całemu albumowi. To było otwarcie pracy nad płytą, punkt wyjścia, więc wybór tej kompozycji na singel był naturalny.

Wspólnym mianownikiem między tobą a twoim alter ego jest wydawanie płyt jesienią. Jeszcze ci się nie zdarzyło, wypuścić albumu w innej porze roku.

- Wiesz, że w sumie nigdy o tym nie myślałam? Może jest tak, że pracuję i na jesieni jest ten moment, kiedy efekt może ujrzeć światło dzienne? Wszystko idzie najwidoczniej swoim cyklem.

A rok dobiega końca. Co ci się najbardziej w nim podobało?

- Z polskich artystów płyta Łona i Weber, młode zespoły tj. The Fruitcakes, Coals, zaciekawił mnie też Mariusz Duda ze swoim projektem Lunatic Soul. Jest dużo objawień, które często znajduję na Youtubie i widzę, że ludzie nadal są kreatywni. Natomiast to, co mi się nie podoba, to druga fala disco polo, chociaż prywatnie nic oczywiście do tych gości nie mam. Ale patrząc na to, jak na socjologiczne zjawisko, to mnie to w jakiś sposób mierzi, bo jest regresywne. Z muzyką jest trochę tak, jak z wizytą w supermarkecie, kiedy nie masz pomysłu na obiad. Bierzesz to, co większość, czyli to, co jest w zasięgu twojego wzroku. Albo inaczej - to co znasz.

I jesz kaszankę.

- Z jedzeniem jest trochę tak jak z muzyką. Warto spróbować różnych rzeczy, a poszukiwanie jest zaspokajaniem ciekawości.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: niXes | Ania Rusowicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy