"Znamy swoje miejsce"

Passion Fruit to trzy młode dziewczyny, które mają za sobą doświadczenia jako modelki, ale obecnie robią karierę jako wokalistki i tancerki. Dwie są Holenderkami, jedna z pochodzenia Hiszpanką, ale na stałe mieszkają i pracują w Niemczech. Tam opiekuje się nimi znana firma Elephant Music, będąca prawdziwą fabryką tanecznych przebojów. Maria, Debby i Nathaly w pełni korzystają z uroków popularności i zgodziły się porozmawiać z nami o tym, jak zaczęła się ich kariera, dlaczego śpiewają z playbacku, o egzotycznych owocach i trudach pracy w show biznesie.

article cover
INTERIA.PL

Powiedzcie najpierw, jak zaczęła się kariera zespołu Passion Fruit.

Nathaly: Zaczęło się od wielkiego przeboju „The Rigga-Ding-Dong-Song”, który w 1999 roku cieszył się sporą popularnością w Europie, a w Niemczech singel z tym nagraniem zdobył nawet tytuł Złotego. Dziewczyny, które w nim śpiewały, rozpoczęły jednak solowe kariery, więc menadżer grupy postanowił stworzyć nowy skład. Nas znał z różnych pokazów mody i zaproponował nam pracę. Gdy wytwórnia płytowa powiedziała mu, że jest zainteresowana kontynuowaniem współpracy z Passion Fruit, powiedział im - Mam już odpowiednie dziewczyny. To byłyśmy właśnie my. Rozpoczęłyśmy wspólną pracę w styczniu, w marcu ukazał się singel „Wonderland”, a miesiąc później nasz pierwszy album „Spanglish Love Affairs”.

Dwie z was urodziły się w Holandii, jedna – Maria – pochodzi z Hiszpanii, a pracujecie teraz w Niemczech. Europa jest co prawda mała, ale jak wylądowałyście w Niemczech.

Maria: Jestem Hiszpanką, moi rodzice są Hiszpanami, ale urodziłam się w Niemczech i tam też mieszkam. Jestem jednak pełnokrwistą Hiszpanką!

Nathaly: Ja pochodzę z Surinamu, urodziłam się jednak i wychowałam w Holandii. Ponieważ nasz menedżment i firma producencka znajdują się w Niemczech, więc przeniosłam się do tego kraju. Nasz menedżer znał Marię z Niemiec, a nas zobaczył na jednym z pokazów mody w Holandii. Zaproponował nam pracę i tak znalazłyśmy się właśnie w Niemczech. Tam też spędzamy obecnie większość naszego czasu.

Pamiętacie dzień, kiedy spotkałyście się w trójkę po raz pierwszy?

Nathaly: To było we wrześniu zeszłego roku. Nie pamiętam jaki to był dokładnie dzień, ale na pewno wrzesień.

Maria: Ja przyszłam na to spotkanie ostatnia, zresztą zawsze się spóźniam. Dziewczyny były już po pierwszej próbie tanecznej, ale powitanie było gorące. Zresztą znałyśmy się już nieco wcześniej z różnych pokazów mody, a Nathaly i Debby pracowały jako modelki i tancerki. Zaczęłyśmy więc wspominać nasze wcześniejsze spotkania, trochę plotkować. Było dużo śmiechu i od razu przypadłyśmy sobie do gustu.


Czy nadal się lubicie?

Razem: Oczywiście!

Maria: Teraz jest jeszcze lepiej. Mówię szczerze i uczciwie. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, nie tylko w pracy, dobrze się ze sobą bawimy i dlatego to, co nas teraz łączy, nazwałabym przyjaźnią.

Kto wymyślił nazwę Passion Fruit i co ona ma oznaczać?

Debby: Pomysł wyszedł od naszej firmy produkcyjnej i po sukcesie „The Rigga-Ding-Dong-Song” postanowiła utrzymać nazwę. A ma ona oznaczać owoce, które coś w sobie mają, są nietypowe, jak marakuja czy kiwi.

A jakie owoce wybrałybyście dla siebie, które najlepiej charakteryzują każdą z was?

Debby: Ja wybrałabym mango.

Nathaly: Ja także.

Maria: A ja marakuję. Dlaczego? Bo najpierw jest nieco kwaśna, ale później odświeża cię. Uwielbiam to.

Na waszym albumie znalazły się podziękowania dla Leticii Pareja-Padron za „główne partie wokalne”. Co to oznacza?

Maria: To wokalistka, która śpiewa wysokie partie w utworze „Wonderland”. Gdy my pojawiłyśmy się, album był już niemal w całości wyprodukowany, a niektóre partie wokalne nagrane, z wykorzystaniem właśnie jej głosu. My musiałyśmy je jednak zaśpiewać raz jeszcze, ale niektóre jej partie zostały wykorzystane, jak np. właśnie w nagraniu „Wonderland”. Dlatego jej nazwisko znalazło się na płycie.

Wolicie pracować w studiu nagraniowym, czy też lepiej czujecie się na scenie, przed publicznością?

Nathaly: Zdecydowanie na scenie.

Maria: Praca w studiu jest miła, ale nieco uciążliwa. Sesje nagraniowe trwają zazwyczaj długo, wiele elementów trzeba wciąż i wciąż powtarzać. Przed nami jest tylko mikrofon, za szybą producent, który kieruje całością. Trzeba sporo myśleć, co chwilę dochodzi do burzy mózgów – jak nagrać to, jak zaśpiewać ten fragment.... Na koncercie jest zupełnie inaczej – tylko my i nasi fani. Całkowity luz, wiele zabawy, nie tylko z publicznością, ale przede wszystkim my same ze sobą dobrze się bawimy.


Debby: Koncert jest dla nas jakby nagrodą za trud włożony w powstanie naszych nagrań. I co ważne, mamy kontakt z naszymi fanami.

Śpiewacie na żywo, czy podpieracie się playbackiem?

Maria: Czasami korzystamy z półplaybacku, jednak z reguły jest to pełny playback, gdyż podczas naszych występów mnóstwo tańczymy. Chcąc zapewnić widowni maksymalnie dobry show, a sobie odrobinę komfortu, nie śpiewamy na żywo. Większość czasu przed koncertami poświęcamy właśnie choreografii i skupiamy się głównie na tańcu. Wymyślamy coraz to nowe układy, mamy już chyba swój własny styl. Poruszamy się na scenie bardzo szybko i żywiołowo, co bardzo utrudnia śpiewanie.

Czy gdy wychodzi wasz nowy singel, przyglądacie się uważnie kolejnym notowaniom listy przebojów, czy też nie zależy wam na dowiedzeniu się, które miejsce zajmujecie.

Nathaly: O nie, czekamy na to z niepokojem. W każdy wtorek o 17-tej czekamy z niecierpliwością i zdenerwowaniem, jak nam idzie. Dzwoni do nas nasz menadżer i mówi nam, jak sytuacja. Czasami jesteśmy górą, czasami spadamy...

Debby: Jednak zawsze we wtorek czekamy na „gorącą setkę” najpopularniejszych utworów, zaś w sobotę na zestawienie najlepiej sprzedających się singli. Tak więc dwa razy w tygodniu przeżywamy spore emocje. Nasz ostatni singel „Wonderland” poszybował w górę, więc jesteśmy bardzo zadowolone.

Maria: Wysokie notowanie na liście przebojów to jakby nagroda za twoją pracę w studiu nagraniowym i na planie teledysku. Poza tym dobrze jest wiedzieć, co ludzie sądzą o twojej najnowszej propozycji.

Wiele dziewczyn marzy o tym, by stać się gwiazdami, zdobyć popularność, choć zapewne nie wszystkie zdają sobie sprawę, że stoi za tym ogrom pracy i wyrzeczeń, że na sukces trzeba mocno zapracować i w dodatku mieć szczęście. Czy, oceniając to wedle własnego doświadczenia, praca w show biznesie rzeczywiście jest bardzo ciężka?

Maria: Za każdym sukcesem kryje się mnóstwo pracy i dyscypliny. Nie zawsze idzie tak, jak sobie człowiek to planował. Trzeba mieć charakter, być mocnym i nie poddawać się niepowodzeniom.


Nathaly: No i trzeba być bardzo pozytywnie nastawionym do tego, co się robi. Musisz być przekonany, że to co robisz, odniesie sukces. Inaczej lepiej dać sobie spokój, bo ludzie od razy wyczują, że coś z tobą jest nie tak.

Czy odbiorcą waszej muzyki są raczej panowie, czy też panie? A może po równo?

Debby: Trochę panów, trochę pań.

Maria: To chyba dla nas dobrze. Chłopcy jednak rzadziej okazują swe emocje tak jak dziewczyny, rzadziej odlatują...

Nathaly: Ważna jest też kwestia wieku. Naszej muzyki słuchają zarówno małe dziewczynki, 8-10-letnie, jak i nastolatki. Natomiast panowie są w nieco starszym wieku, co może jest trochę dziwne, ale niech będzie.

Zastanawiałyście się, co zrobicie, gdy pewnego dnia zespół Passion Fruit przestanie istnieć?

Maria: Tak i nie przeraża nas to. Nadal będziemy wówczas pracować w show biznesie.

Nathaly: Ja póki co nie zastanawiam się nad tym. Całą energię i wysiłek wkładam w Passion Fruit, a co przyniesie przyszłość – zobaczymy.

Debby: Jak na razie idzie nam dobrze i oby tak dalej. Wszystko zależy jednak od ludzi, naszych fanów, tego, jak my same będziemy się zmieniać i nasza muzyka.

Maria: W branży jesteśmy od dawna, ale muzyką zawodowo zajmujemy się stosunkowo niedługo. Jednak gdyby to miało się zmienić, z pewnością nie będzie to dla nas koniec świata. Mamy narzeczonych, rodziny i wiemy, że mamy gdzie wrócić. Dzięki temu znamy swoje miejsce i z pewnością nie uważamy się za większe, niż w rzeczywistości jesteśmy.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas