"Trzeba robić swoje"
The Calling to kwintet z Los Angeles, który dał się poznać szerszej publiczności przebojem "Wherever You Will Go". Tworzy go piątka młodych ludzi: wokalista Alex Band, gitarzyści Aaron Kamin i Sean Woolstenhulme, basista Billy Mohler oraz perkusista Nate Wood . Frontmanami zespołu są Band i Karmin - przyjaciele z dzieciństwa. Ich debiutancki album "Camino Palmero" został wydany w roku 2001, choć w Polsce ukazał się rok później. Z 25-letnim Aaronem Kaminem o zespole, polskich korzeniach gitarzysty i jego hobby, rozmawiał Marcin Jędrych z radia RMF FM.
Czy pamiętasz dzień, w którym po raz pierwszy wziąłeś do ręki gitarę?
Po raz pierwszy... Nie pamiętam, to było dawno temu. Zacząłem od gry na perkusji, ale było to zbyt hałaśliwe dla moich rodziców. Mama chciała, abym grał na pianinie. Ja tego nie chciałem, właśnie dlatego, że ona chciała. Wziąłem się więc za gitarę. Pamiętam, że miałem z tym sporo problemów. Mieliśmy w domu gitarę, na której mój tata grał, gdy był młodszy - próbowałem ją jakoś rozgryźć, brałem nawet przez jakiś czas lekcje. W pewnym momencie stały się one zbyt trudne i powiedziałem: "Dość tego!". Przyniosłem do domu trochę płyt, słuchałem ich i próbowałem je rozpracować.
A pamiętasz pierwszą piosenkę, jaką napisałeś?
Tak. To było coś głupiego, co miało zrobić wrażenie na jednej dziewczynie. Nie za bardzo pamiętam... Miałem jakieś skrawki pomysłów - zwykle ujawniam je zanim jeszcze ułożę z nich piosenkę. Tak, pamiętam, że ta pierwsza skończona piosenka była o tym, że jadę do domu tej dziewczyny i nie mogę się doczekać, kiedy ją zobaczę.
Pamiętasz tytuł tej piosenki?
Tak, nazywała się "Waiting In LA".
Czy trudno jest napisać piosenkę taką jak "Wherever You Will Go"?
Na początku była to piosenka jak każda inna. Była prosta - powstała ze skrawków, które wymyśliłem wiele lat temu, ale ich nie wykorzystałem. Pewnego razu, gdy spotkaliśmy się z Alexem, zacząłem grać jeden fragment i przerodziło się to właśnie w ten utwór.
I macie przebój...
Tak, całkiem niezły. Skończenie tej piosenki nie zajęło zbyt wiele czasu. Napisanie odpowiednich słów trwało tylko chwilę. To była piosenka jak każda inna, choć uważaliśmy ją za bardzo dobrą.
Niektórzy artyści twierdzą, że dobre piosenki powstają zwykle przez przypadek - zgadzasz się z tym?
Na pewno możesz to zrobić niechcący, ale możesz też z premedytacją. Czasami to się po prostu przytrafia, nie planujesz skomponowania piosenki, bierzesz po prostu do ręki gitarę i pomysł przychodzi do głowy nie wiadomo skąd.
Czy swoje piosenki słyszysz najpierw w głowie?
Tak, zdecydowanie. Często zdarza się, że coś słyszę i czuję, że muszę to nagrać i nauczyć się to później grać na instrumencie.
Czyli najpierw masz jakiś pomysł, który następnie opracowujesz na gitarze?
Zazwyczaj tak. A czasem po prostu biorę do ręki gitarę i samo wychodzi.
Czy łatwo jest ci wymyślać nowe dźwięki, nowe melodie?
To dość zabawne. Są ludzie, którzy specjalizują się w jakiejś rzeczy - mam nadzieję, że ja jestem dobry właśnie w tym. Zazwyczaj, gdy siadam do gitary, fortepianu czy bębnów, wymyślam coś nowego. Cały problem polega na narzuceniu sobie dyscypliny, aby kontynuować zaczęty pomysł, a nie wymyślać cały czas czegoś nowego. To może być kłopotliwe, gdy pojawia się zbyt dużo nowych rzeczy.
Skąd bierzesz inspiracje?
Sądzę, że ze wszystkiego - zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i o teksty.
Skoncentrujmy się na muzyce.
Od wykonawców, których słucham. Słucham wszystkiego, co wydaje mi się dobre, co mi odpowiada. Uważam, że każda rzecz, która dociera do twojej głowy, pozostawia tam jakiś trwały ślad. Ja miałem szczęście, bo słuchałem wykonawców typu Peter Gabriel, Sting, The Police, U2, Jimi Hendrix, The Beatles, poza tym dużo muzyki poważnej.
Wygląda na to, że masz w swoim umyśle sporo takich śladów...
Mnóstwo - dorzuciłbym tam jeszcze Davida Bowiego.
Jaką radę dałbyś innym młodym ludziom, chcącym pisać piosenki?
Po pierwsze, poradziłbym: odrabiaj lekcje, poszukuj. To, czego słuchasz, przenika twój organizm i ma wpływ na to, co tworzysz. Miej tego świadomość. Kolejna rada brzmi banalnie i mało oryginalnie: podążaj za głosem serca, rób to, co wydaje ci się słuszne. Zbyt często wpływa na nas opinia innych ludzi. Kiedy nagraliśmy utwór "Wherever You Will Go", puściliśmy go ludziom z firmy plytowej i oni stwierdzili, że to nic nadzwyczajnego. Wylądował więc w szufladzie na parę lat. Ta piosenka ma już jakieś pięć albo sześć lat, choć na świecie uważana jest za nowość.
Czyli wy ją znacie bardzo dobrze...
Tak. Wynika z tego, że wiara w siebie jest najważniejszą rzeczą.
Jakie jest najdziwniejsze lub najbardziej egzotyczne miejsce, w jakim dotąd graliście?
Powiedziałbym, że Tajlandia lub Australia - coś w tym rodzaju...
Z jakiego powodu?
Tajlandia ma coś w sobie. Możesz znaleźć podobieństwa pomiędzy Ameryką, Europą czy Australią. Tajlandia leży na Dalekim Wschodzie i jest jak gdyby nietknięta, jak Trzeci Świat - jest to dziwne miejsce, tamtejsza kultura zasadniczo różni się od wszystkiego, co dotychczas widziałem. To zadziwiające.
Mógłbyś opowiedzieć coś więcej o swojej rodzinie? Podobno masz polskie korzenie - to z pewnością zainteresuje polskich słuchaczy?
Mój dziadek i cała jego rodzina pochodzą z Warszawy, a rodzice mojej babci są z Krakowa - z tym, że przenieśli się do Niemiec gdzieś na początku XX wieku. Moja babcia pochodzi więc z Gelsenkirchen w Niemczech, a dziadek z Warszawy.
Czy pamiętasz, jak się nazywali?
Tak, po polsku Kamm, w Stanach Ellie Diamond. W listopadzie wybieram się do Warszawy razem z dziadkiem, który był tu ostatnio 40 lat temu, więc będzie to interesująca podróż.
Ale będzie to prywatna wizyta?
Tak, ale mimo wszystko zapowiada się ciekawie.
Musisz się jakoś zamaskować w takim razie...
Mhm. On oglądał stare zdjęcia swojego domu i tego, co obecnie się tam znajduje - myślę, że będzie zdumiony tym, jak Warszawa wygląda 40 lat później.
Czy dziadek opowiadał ci coś o Polsce, o polskiej kulturze?
Tak, trochę, ale nie za wiele - głównie mówił o swojej miłości do futbolu i tego typu rzeczach. Cały czas interesuje się też tym, co dzieje się w polskiej polityce.
Ciągle mieszkasz z rodzicami?
Nie, mieszkam z moją dziewczyną i z kotem.
A dobrze się układają twoje kontakty z rodzicami?
Tak, całkiem dobrze.
Czyli oni akceptują to, że jesteś gwiazdą rocka?
Tak, choć gdy nie szło nam najlepiej, ciężko było ich przekonać, aby popierali ten pomysł. Ale potem wszystko się jakoś ułożyło, odnieśliśmy lokalny sukces i przestali się o mnie martwić.
Ktoś kiedyś powiedział, że mieszkając w Los Angeles jesteś skazany na sukces - szczególnie w przemyśle muzycznym....
Nie zgadzam się z tym. Na pewno łatwiej tam zostać zauważonym, ale z drugiej strony właśnie tam jest największa konkurencja. Każdy chce tam osiągnąć to samo co ty, musisz mocno walczyć o to, aby ktoś zwrócił na ciebie uwagę. Gdybyś mieszkał gdzieś indziej, byłbyś w centrum zainteresowania - tutaj jesteś jedynie małą rybką w ogromnym akwarium.
Czy w takim razie w tym wielkim gąszczu wasz zespół przebił się, ponieważ udało się wam znaleźć jakąś receptę na sukces?
Tak - po prostu trzeba robić swoje i wierzyć w to, poza tym mieć szczęście, aby zostać zauważonym i aby pojawił się ktoś, kto również w ciebie wierzy. Twoja własna wiara może cię doprowadzić tylko do pewnego punktu, ale jeśli chcesz zrobić prawdziwą karierę, ktoś jeszcze musi równie mocno uwierzyć w ciebie i na ciebie postawić. Dotyczy to w szczególności Los Angeles, gdzie współczynnik sukcesów i porażek jest niewiarygodnie wysoki. Nawet hazardzista nie postawiłby na to pieniędzy.
Lepiej pojechać do Las Vegas...
Tak, jestem pewien, że to lepszy pomysł. Tutaj prawdopodobieństwo porażki wynosi 98, a może nawet 99 procent. Przynajmiej jeśli chodzi o sukces komercyjny i zdobycie szerokiej publiczności...
Kilka lat temu spędziłem dwa tygodnie w Los Angeles i do dziś czuję ducha tego miasta. Wygląda na to, że ma ono w sobie coś specyficznego...
Zgadzam się z tobą. Wielu ludzi twierdzi coś zupełnie innego, bo to miasto jest bardzo podzielone i zróżnicowane. Są jednak tacy, którzy to rozumieją i zdają sobie sprawę, że to właśnie tworzy tę specyficzną atmosferę. Na tej samej ulicy żyje mnóstwo zupełnie różnych ludzi, o odmiennych religiach, wierzeniach i poglądach - każdy jest inny, ale wszyscy ze sobą całkiem dobrze współegzystują, lepiej niż w większości innych miejsc. Poza tym jest blisko w góry i do oceanu - w dwadzieścia minut możesz dotrzeć do śniegu albo nad wodę.
Również przechadzając się Aleją Gwiazd możesz poczuć ducha tego miasta, wyobrazić sobie te wszystkie wielkie postaci...
Tak, to też jest interesujące. Jeśli pojedziesz do Wiednia, możesz poczuć ducha wielkiej dynastii, odgrywającej ważną rolę w polityce, w Paryżu z kolei jest romantycznie. O Warszawie będę mógł coś powiedzieć, kiedy tam pojadę. Natomiast Los Angeles jest stolicą rozrywki i zdecydowanie daje się to odczuć.
W której części miasta mieszkasz?
W Hollywood.
Czy martwisz się o przyszłość?
Nie za bardzo - przynajmniej dziś...
Ale ludzkość przeżywa obecnie dość ciężkie czasy...
Z tym akurat się zgadzam. Można tylko mieć nadzieję, że będzie lepiej.
Jeśli popatrzeć globalnie, nie wygląda to najlepiej...
To prawda. Uważam, że naszą najlepszą cechą jest to, że możemy popatrzeć na świat i zdać sobie sprawę z tego, jak wiele jest na nim problemów. Rozwiązania wcale nie są takie skomplikowane - każdy z nas nosi je w swoim sercu, chodzi tylko o to, aby je wcielić w życie, poświęcić parę rzeczy, aby innym żyło się lepiej, tak jak na to wszyscy zasługujemy. To tylko kwestia szczęścia, czy się ktoś rodzi w tym czy w innym kraju. Jest za dużo korupcji, problemów, przemocy i całego tego gó**a - każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę. W gruncie rzeczy wszyscy podążamy w tym samym kierunku - dlaczego więc nie możemy się wyluzować i przestać walczyć o te wszystkie pierdoły?
Czy czujesz się bezpieczny w swoim kraju?
Nie. Czuję się bezpiecznie w domu, bo wiem, że nawet gdy pojawiają się jakieś problemy, tam znajdę ukojenie. Jest mnóstwo różnych gór czy dolin, gdzie możesz bezpiecznie pojechać i takich, gdzie to jest niemożliwe. Zawsze jest jednak jakiś niepokój - uważam, że wielu ludzi po prostu boi się gdziekolwiek pojechać i poznawać świat.
Zgadzasz się z tym, że muzyka, która nie zna granic, może rozwiązać problemy tego świata?
Nie sądzę, aby mogła to zrobić wyłącznie muzyka. Jest to coś wspaniałego, co podnosi ludzi na duchu, niezależnie od języka czy kultury. To szczęście, że ją mamy. Jest bardziej przystępna od innych form sztuki, takich jak malarstwo czy film, każdy może znaleźć dla siebie jakiś ulubiony styl. Nie sądzę jednak, aby muzyka mogła zmienić świat. Być może na dłuższą metę tak jest, jednak doraźne rozwiązania są w rękach polityków.
Kiedy przeprowadzałem wywiad z muzykami z Def Leppard, powiedzieli mi, że najcięższą pracą są dla nich tak zwane trasy promocyjne, ciągłe przemieszczanie się i udzielanie wywiadów. Ty też tak uważasz?
Zgadzam się w zupełności - oni wiedzą, co mówią, to jest najgorsze. Wczoraj wieczorem przyjechaliśmy do Niemiec, jeszcze dziś będziemy w Paryżu, potem dwa dni we Włoszech, poźniej Amsterdam... Jeździsz po tych wszystkich miejscach, ale nie masz zupełnie czasu dla siebie. Teraz nie jest jeszcze tak źle, już raz byliśmy w Europie i załatwiliśmy pytania o to, jak powstał zespoł i tego typu pierdoły. Ale na początku udzielaliśmy wywiadów przez cały dzień i wszyscy zadawali nam te same pytania. To nie do wiary! Masz ochotę powiedzieć: Zapytajcie wreszcie o coś innego! Te informacje znajdują się w każdym artykule, w Internecie, nietrudno do nich dotrzeć.
Moglibyście właściwie nagrać oficjalną wersję odpowiedzi i rozdawać płyty wszystkim, którzy chcą...
Gdyby się tylko dało, byłoby wspaniale.
Podobno grałeś w drużynie hokejowej?
Tak, kiedyś.
Cz w takim razie słyszałeś o polskich zawodnikach, takich jak Mariusz Czerkawski lub Krzysztof Oliwa, którzy grają w NHL?
Naprawdę? Wciąż tam grają? Od jakichś dwóch lat przestałem śledzić, co dzieje się w hokeju, więc wszystko, co zdarzyło się nowego w tym czasie, jest mi obce.
Oni grają tam już z pięć lat...
Poważnie? Nie znam ich. Ale znam na przykład Haska...
Masz czas na chodzenie do kina, oglądasz jakieś filmy?
Tak, od czasu do czasu fajnie jest wrócić do domu i robić tego typu rzeczy.
Jaki interesujący film oglądałeś ostatnio?
Wiesz co? Był wspaniały, nazywał się "Barraca". Dobrze pasuje do tego, co mówiliśmy o uzdrawianiu świata i tego typu sprawach. To dwie godziny porównań i kontrastów. Najpierw pokazują najpiękniejsze miejsca na Ziemi, takie jak wodospady w Południowej Ameryce, Wielki Mur Chiński czy Kilimandżaro - filmują je w przepiękny sposób z helikoptera. Natomiast następna scena przedstawia walkę. Widać wyraźnie różnicę między pięknem i spokojem a złością i frustracją, pojawiającą się na przykład w ulicznych korkach. Kto wybrałby coś takiego, gdyby pokazać mu obie możliwości?
Chciałbym cię jeszcze zapytać co sądzisz na temat samochodów?
Uwielbiam samochody.
Jaki jest twój ulubiony?
Trudno byłoby znaleźć coś piękniejszego od Ferrari. Porsche też nie są złe - trochę bardziej mechaniczne, mniej seksowne. Uwielbiam na nie patrzeć, ale nie wiem, jak można wydawać na nie tyle pieniędzy...
A ty czym ostatnio jeździsz?
Tym samym samochodem od szesnastego roku życia - Hondą. Mam też motocykl Ducati.
A jak z twoimi umiejętnościami kulinarnymi? Gotujesz coś czasami?
Jestem w tym dobry i wciąż się rozwijam.
Jakie jest twoje sztandarowe danie?
Dobrze wychodzą mi dania z makaronem i ryby - szczególnie łosoś. Ale najlepszy jestem w przyrządzaniu śniadań - moja dziewczyna kocha mnie za to. Robię różne rzeczy: jajka, grzanki, naleśniki.
Dziękuję za rozmowę.