"Pogarda dla mentalności owiec"

article cover
INTERIA.PL


Akercocke to wyjątkowy zespół na scenie black/deathmetalowej. Zwykle, kiedy myślimy o muzykach grup tego pokroju, w wyobraźni pojawiają się mocno owłosieni faceci z ponurymi facjatami często pokrytymi makijażem, którzy proponują ekstremalne dźwięki i mają bliskie kontakty z ciemną stroną mocy. Taki obrazek tylko częściowo pasuje do Akercocke.

Brytyjczycy owszem długie włosy noszą, z Szatanem są za pan brat i grają bardzo ostro, ale na scenie noszą smokingi i białe koszule. Nie tylko wyglądają niczym angielscy dżentelmeni, lecz również mówią jak oni i podobnie starają się zachowywać także na co dzień. Na pytania odpowiadają wyszukaną angielszczyzną, która nawet u ich rodaków wywołuje duże zdziwienie i zakłopotanie.

Nie tak dawno Akercocke podpisał kontrakt z wytwórnią Earache, a pierwszym owocem tej współpracy była płyta "Choronzon", która ukazała się w Polsce późną jesienią 2003 roku. W czasie promocji albumu do Lesława Dutkowskiego zadzwonił Jason Mendonca, wokalista Akercocke, który w bardzo elegancki sposób i często się śmiejąc opowiadał na pytania dotyczące nowej płyty, stosunku muzyków zespołu do kobiet, a także o tym, jak to jest być dżentelmenem na scenie muzyki ekstremalnej.

Jason, zmieniliście wytwórnię płytową z Peaceville na Earache. Jakie były powody tej decyzji?

Wie pan, byliśmy w sumie dość zadowoleni z tego, jak układała nam się współpraca z Peaceville, z tym, że ta współpraca zasadniczo zaprowadziłaby nas donikąd. (śmiech) Kolektywnie zdecydowaliśmy, iż zmiana jest nam bardzo potrzebna i dokonaliśmy jej. Czyż to nie jest proste i klarowne?

Wasza poprzednia płyta "Goat Of Mendes" ukazała się w roku 2001. Kiedy w takim razie zaczęliście pisać materiał na "Choronzon"?

Oj, niełatwe pytania pan mi zadaje, ale jak mniemam, było to mniej więcej wtedy. (śmiech) Staram się w tej chwili znaleźć w mej pamięci jakąś z kompozycji i umiejscowić ją w czasie. Ciężko mi tego dokonać, ale mam wrażenie, iż w którejś części 2001 roku powstały pierwsze nowe utwory.

Nie tak dawno rozmawiałem z Mattem Harvey'em z amerykańskiej grupy Exhumed i zapytałem go między innymi o to, jak współpracowało im się z Neilem Kernonem. Mówił o nim same miłe słowa. A co ty mógłbyś mi powiedzieć na temat waszej współpracy z Neilem?

Fantastyczne przeżycie dla każdego z nas. Neil miksował nasz album i muszę stwierdzić, że ta współpraca była wielce miła i obustronnie satysfakcjonująca. Dla nas zaangażowanie kogoś spoza naszego kręgu do produkowaniu muzyki Akercocke, było całkowicie nowym doświadczeniem. Byliśmy bardzo ukontentowani. Początkowo niezbyt wiedzieliśmy, czego można się spodziewać. Zanim wybraliśmy się do Ameryki, prowadziłem z Neilem konwersację emailową. Zasadniczo dotyczyła ona szczegółów technicznych. W naszych rozmowach pojawiło się tyle różnych danych, o których nie dane mi było wcześniej wiedzieć.

Dopóki nie wybrałem się do Ameryki, nie wiedziałem, że Neil jest Anglikiem. Już na miejscu w Ameryce dowiedzieliśmy się tego, a później okazało się, iż rozumieliśmy się doskonale. Neil jest Anglikiem mającym angielskie poczucie humoru. Nastrój w studiu był bardzo napięty, jako że pracowaliśmy bardzo intensywnie nad zmiksowaniem albumu, ale nie było kłopotów, jeśli chodzi o współpracę. Łatwo było nam znaleźć wspólny język.


Recenzje "Choronzon" są, mówiąc krótko, entuzjastyczne. Ale powiedz mi, czy przed sesją nagraniową mieliście zamiar jeszcze coś do tej płyty dodać, a nie udało wam się z powodu na przykład braku czasu lub pieniędzy?

Jest to wielce interesujące pytanie. Prawdę powiedziawszy staraliśmy się być bardzo ostrożni w tworzeniu tej płyty i próbowaliśmy nie zwlekać zbyt długo z tym, co postanowiliśmy zrobić. Moja skromna osoba lubi czegoś doświadczać, coś robić, zamiast siedzieć zbyt długo bezczynnie. Jeśli mam być z panem szczery, to chyba nie było czegoś takiego. Na pewno zdarzyło się tak, że mieliśmy cztery lub pięć utworów, do których postanowiliśmy się zabrać nieco później. Świadomie jednakże niczego nie odrzuciliśmy. Wypowiedział pan słowo budżet. Tak więc powiem panu, że nawiązaliśmy kontakt z Christopherem Lee.

Z tym Christopherem Lee?

Tak też właśnie było. Skontaktowaliśmy się z jego agentem. Zaproponowaliśmy mu współpracę z nami. Chodziło nam, aby nagrał pewną mówioną kwestię na naszą płytę. Byliśmy niepomiernie zaskoczeni, gdy dostaliśmy email od jego agenta, w którym powiedział, że jest tym zainteresowany. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak wielu marzy o tym, by z nim współpracować.

Czy to jego głos słychać w "Praise The Name Of Satan"?

Marzyłbym, aby tak było, lecz niestety tak nie jest. Ten głos należy do innego, o wiele mniej znanego angielskiego aktora. Powróciwszy zaś do Christophera Lee, muszę się panu przyznać otwarcie do tego, że jestem wielkim fanem jego wcześniejszych filmów. Wiedzieliśmy, że posiada on wiedzę na temat tego, o czym my piszemy, jednakowoż zdawaliśmy sobie sprawę z tego, iż nie jest on praktykiem. Jego agent w liście do nas zapytał, czy możemy powiedzieć nieco więcej na temat zespołu i jego muzyki. Zapewnił, iż jest zainteresowanie z jego strony, lecz musi wiedzieć o przedsięwzięciu coś więcej.

Staraliśmy się znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić to, iż jesteśmy satanistami. Wiadome nam było, że powiedzenie tego wprost będzie wiązało się z odmową. Nie potrafiliśmy jednak go okłamać. Tak więc skoro prosił mnie pan o to, bym ci powiedział o tym, czy czegoś brakuje na "Choronzon", to odpowiadam: Christophera Lee. (śmiech)


Jak wiadomo muzyka Akercocke jest bardzo eklektyczna, choć jest podstawą są ekstremalne dźwięki. W recenzjach "Choronzon" znalazłem nawet porównania waszej muzyki do Rush i Voivod...

Naprawdę?! To wspaniale!

Naprawdę. Dodatkowym łącznikiem jest tutaj Fin Costello, który zaprojektował okładkę [pracował również z Rush - red.]. Powiedz mi Jasonie, jak właściwie powstaje taka mieszanka muzyczna jak na "Choronzon"? Ciekawi mnie to, bo podkreślacie, iż proces twórczy jest w waszym zespole bardzo spontaniczny, ale mi nie chce się wierzyć, że wszystko rodzi się u was właśnie w ten sposób.

Doprawdy powiadam panu, że jesteśmy wielce spontanicznymi kreaturami, a koniec końców niezłe z nas dziwolągi. Klnę się na wszystko, że wymyślanie nie jest takie trudne. Prawda jest taka, że wszystko odbywa się u nas w niesamowicie chaotyczny sposób. My naprawdę jesteśmy niezbyt zrównoważeni. (śmiech) Ktoś z nas podsunie jakiś pomysł, a potem staramy się pracować nad tym zespołowo. Jeśli nam się podoba, zostawiamy. Jeśli nie, odrzucamy to.

Gdybym miał panu powiedzieć o komponowaniu tych najbardziej ekstremalnych dźwięków, to powiem, iż tutaj podstawą i głównym kryterium oceny jest nasza miłość do takich dźwięków. I to jest główny powód, dla którego ich używamy. (śmiech) Zdradziłem panu nasz sekret. Cóż za zły człek ze mnie! (śmiech) Za nic nie chciałbym, byś odniósł pan wrażenie, że jestem zarozumiały mówiąc te słowa, lecz tak to właśnie u nas jest. Najprościej byłoby mi powiedzieć, że jest to dla nas naturalny proces, bo wszystko powstaje wspólnie.

Czyli ta iskra, która was zapala, pojawia się właściwie zupełnie niespodziewanie?

Tak można rzec, jak mniemam. Być może jest to nieporównywalne z tym, jak tworzą inni. U nas jednak kotłują się różne nastroje i czasami możemy próbować tygodniami, zanim znajdziemy coś nowego. I tak może okazać się, iż wymyśliliśmy coś bzdurnego, w każdym razie dla nas takie właśnie może to być. Innym razem możemy mieć gotowy utwór w ciągu zaledwie dwóch dni.

Na tym jednakże polega jazda tym rollercoasterem, jakim jest proces twórczy w Akercocke. Zawsze interesującą rzeczą jest przysłuchiwanie się temu, co inni ludzie mówią o tworzeniu i o tym, co motywuje ich do tworzenia czegoś konkretnego. Mam pewność, że zadawał pan to pytanie wiele razy różnym osobom i na pewno odpowiedzi na nie były bardzo różne.


Masz sporo racji Jasonie. Tak więc w Akercocke nie ma żadnej sprawdzonej formuły?

Z pewnością jej nie ma. Jedyna formuła jest taka, że nie ma formuły. (śmiech)

Muzycy Akercocke na zdjęciach, jak również podczas koncertów, wyglądają jak dżentelmeni. Czy zachowujecie się również jak dżentelmeni?

Och, dzięki wielkie za te miłe słowa. Staram się myśleć, że właśnie tak się zachowujemy. Chyba nie zachowałbym się niczym dżentelmen, gdybym wprost odpowiedział, że z pewnością tak jest, lecz lubię myśleć, iż tak się właśnie zachowujemy. Przykładam wielką wagę do dobrych manier. Staram się rozbawiać ludzi, którzy okazują dobre maniery.

A czy starasz się uczyć innych dobrych manier?

Oj nie! Nie staram się uczyć kogokolwiek czegokolwiek. Z pełną szczerością mogę panu powiedzieć, że na pewno bardziej zwraca moją uwagę ktoś, kto demonstruje dobre maniery, niż ktoś, kto jest grubiański. Staram się natychmiast porzucać towarzystwo grubianów.

Czy trudno jest być dżentelmenem na ekstremalnej metalowej scenie? Sam chyba wiesz, że niektórzy muzycy raczej nie grzeszą dobrymi manierami i interesuje ich jedynie chlanie, używanie sprośnego języka i inne niezbyt przystające do dżentelmena rzeczy.

Nie powiedziałbym, że jest to dla mnie ciężkie. Wyznam panu, że sam jestem postrzegany jako ekspert w używaniu dość ostrego języka, mówiąc eufemistycznie. Poza tym my wszyscy lubimy się napić...

Ale nie do utraty przytomności, chciałeś powiedzieć?

(śmiech) Chciałem powiedzieć, że ja przede wszystkim orbituję w kierunku dobrego wina niż ku nieprzebranym zapasom piwa.

Czy można więc mówić o tobie jako o koneserze dobrego wina?

Oj nie, mój drogi. Staram się takim być. Staram się to poznawać, ale na razie kończy się na tym, że kosztuję tyle win, ile się da. (śmiech)

Jason, czy tym razem nakręciliście teledysk do którejś z piosenek z płyty?

Nie, jeszcze nie. Wydaje mi się, że zdarzy się to na początku stycznia, bo widziałem już plany rozpisane na kartce papieru. Plany początkowe mówiły o zrobieniu tego kilka tygodni temu, lecz dla nikogo z nas ten termin nie był dogodny, więc wszystko przesunięto na styczeń. Klip powstanie bodajże do utworu "Leviathan".


Muszę przyznać, że jako wokalista odwaliłeś na "Choronzon" kawał dobrej roboty. Powiedz mi, czy trudno było ci pracować nad tymi wszystkimi barwami? Śpiewasz czysto, charczysz, używasz growlingu i jeszcze paru innych brzmień.

Nie sposób wyrazić panu wdzięczność za te miłe słowa. Wokale zwykle są wymyślane wtedy, gdy już jesteśmy w studiu, tak więc u nas na pierwszym miejscu znajduje się myślenie o muzyce. Dopiero później, gdy już zaczynamy nagrywać, zadaję pytanie: Jak więc powinny tu brzmieć wokale? Muszę przyznać, że dla mnie najtrudniejszą częścią są partie śpiewane, bo naturalnie nie można powiedzieć, żebym miał w tym kierunku jakieś wybitne zdolności. Owszem, wykonywanie partii deathmetalowych i blackmetalowych przychodzi mi znacznie łatwiej. Śpiewanie czystym głosem wymaga całkowicie innego rodzaju pewności siebie. Z tego właśnie powodu ta część pracy w studiu była dla mnie najtrudniejsza. Zajęło mi trochę czasu wymyślenie partii, z których byliśmy zadowoleni. Reszta nie była dla mnie szczególnie trudna.

Jason, zawsze mówisz wiele miłych słów o kobietach, między innymi to, iż "kobiety są na świecie po to, aby je uwielbiać"...

Wielce żałuję, lecz powinienem był wówczas powiedzieć, że "kobiety są w sztuce po to, by je uwielbiać", a nie, że w ogóle są po to, by je uwielbiać. Uważam, że posunięcie się tak daleko uwłaczałoby kobietom. Uprzedmiotowiałoby je. Powiedzenie: "kobiety są na świecie po to, aby je uwielbiać" narzuca interpretację, że jedynym celem ich istnienia jest bycie uwielbianymi. Ja nie uważam, że to jest prawda. Wybacz mi, nie pozwoliłem ci skończyć pytania.

Chciałem dodać pytanie, czy zawsze miałeś taki stosunek do kobiet?

Oczywiście! Zawsze je uwielbiałem, byłem przez nie wychowywany. Z matką łączą mnie do dziś bardzo silne więzy. Dla mnie jest to, czyli takie nastawienie, ważna część mojej osobowości i wydaje mi się, iż takie powinno ono być również u wszystkich mężczyzn. Wszyscy powinni traktować kobiety z wielkim szacunkiem. I kochać je, jeśli tylko dadzą im szansę. (śmiech)


Powiedz mi, czy jest jakiś dżentelmen, niekoniecznie z Anglii, którego jakoś szczególnie podziwiasz? Może pan Crowley? A może nie ma takiej konkretnej osoby, tylko chodzi ci po prostu o pewien model zachowania?

Na pierwszym miejscu chodzi o to, aby być tym, kim naprawdę jestem i robić to, co robię. Wydaje mi się również, że istotne jest, aby cały czas przechowywać pewien sposób myślenia. A nie jest on aż tak bardzo widoczny w obecnych czasach w porównaniu z tym, co było dawniej. Uważam, że to wstyd. Współcześnie wiele dzieci zachowuje się naprawdę bardzo źle. Kiedy idę ulicą i słyszę, jak wyrażają się młodzi ludzie, martwi mnie, że stracili oni szacunek do innych i dobre maniery. Nie w tym rzecz, iż zamierzam prowadzić z tego powodu jakąś krucjatę. Ja i tak pozostanę tym, kim jestem. Czasami tylko przypominamy innym, że kiedyś były takie czasy, w których ludzie okazywali sobie wzajemnie więcej szacunku. Szacunku w stosunku do tych, którzy na niego zasługiwali, mógłbym tutaj dodać.

Chcąc jednak odpowiedzieć bardziej dokładnie na pańskie pytanie i dać przykład dżentelmena, którego szanuję... Na pewno nie będzie to Aleister Crowley. Nie mam dla niego szacunku. Z pewnością mogę tu wymienić Charlesa Gray'a, aktora Petera Cushinga, którego naprawdę bardzo podziwiam. Uważam, że on jest doskonałym przykładem dżentelmena. Wszystko co na jego temat czytaliśmy, jakiekolwiek komentarze innych ludzi na jego temat, zawsze można było się z tego dowiedzieć, jak wielkim był dżentelmenem. Kochał swoją żonę wielką miłością aż do dnia jej śmierci. Otoczył wielką opieką swoją córkę. Posiadał zalety, które zasługują na największy szacunek, a nawet podziw.

Ale chyba słyszałeś opinię niektórych kobiet, że prawdziwi dżentelmeni już dawno wyginęli, nawet w Anglii?

Mógłby pan powiedzieć to raz jeszcze? Kobiety uważają, że dżentelmeni wyginęli?

Dokładnie.

Cóż mogę rzec, pozostaje mi jedynie stwierdzić, że powinny spędzić trochę czasu ze mną i moimi kolegami, to postaramy się odnowić ich wiarę. (śmiech)


Jason, kiedy rozpoczyna się trasa promująca "Choronzon"?

(śmiech) Gdybym ja to wiedział... Wysłaliśmy już emaila do Earache z informacją, że pragnęlibyśmy spędzić jakiś czas na trasie. Wygląda na to, że mogłoby się to zdarzyć w okolicach lutego 2004. Lutego i marca. Mam naprawdę wielką nadzieję, że wreszcie uda nam się zagrać prawdziwą trasę po Europie. Do tej pory nam się to nie udało.

Podkreślacie na każdym kroku, że jesteście satanistami. Zastanawia mnie, co was przyciągnęło do satanizmu? Czasami zdarza się tak, iż ludzie szukają czegoś, co jest w opozycji do kościoła katolickiego, który przecież nie jest głównym kościołem w Anglii?

Moja osobista percepcja satanizmu jest taka, że jest to pewna ideologia. Dla mnie kościół katolicki nie ma większego znaczenia, podobnie jak każda inna forma zorganizowanej religii. Zdaję sobie sprawę, że wielu było w historii satanistów, którzy przede wszystkim starali się odwracać dogmaty wiary katolickiej. Moim zdaniem były to osoby, które koncentrowały się głównie na czczeniu diabła, perwersyjnym seksie i samozaspokajaniu się.

Wielu podkreśla głównie rozwijanie się jednostki jako tę podstawową zaletę.

Nie jestem pewien, czy zgodziłbym się z tym stwierdzeniem. Weźmy na przykład pod uwagę taki Hellfire Club. Im zależało przede wszystkim na tym, by się ostro upić, ostro naćpać i doznać maksymalnie dużo bardzo rozwiązłego seksu. Nie w tym rzecz, że ja to potępiam, lecz w tym, iż nijak to nie licuje z tym, w co ja sam wierzę.

Ja patrzę na kościół katolicki jak na każdą inną zorganizowaną religię. Dystansuję się od nich całkowicie. Moja własna wiara skierowana jest bardziej do wnętrza. Zależy mi na rozwijaniu samego siebie, ale w sposób, jaki ja sam do tego wybiorę. Kogoś takiego jak współczesny satanista postrzegam jako kogoś, kto w żadnym wypadku nie idzie za jakąś grupą. Taka koncepcja wzbudza we mnie nienawiść.

Tak jak szanuję to, co zrobił pan La Vey, tak nie akceptuję Church Of Satan. Owszem, to ma więcej wspólnego z biznesem, choć w samym biznesie nie ma jeszcze niczego złego. Złe jest samo namawianie do zrzeszania się, do zbierania. Jeśli ktoś namawia do czegoś, co przypomina podążanie owiec za pasterzem, nieważne jakiego pochodzenia, to zasadniczo robi się z tego coś przypominającego praktyki kościoła katolickiego. O co w tym chodzi?! Nie akceptuję czegoś takiego i nie jest to coś, pod czym mógłbym się podpisać. Stronię od wielkich grup ludzi i mentalności owiec. Naprawdę pogardzam czymś takim.


Muszę zadać ci to pytanie. Dlaczego czwórka angielskich dżentelmenów-satanistów wybrała imię małpy na nazwę zespołu?

(śmiech) Wspaniałe pytanie pan mi zadałeś! Nigdy nikt mnie o to nie zapytał. Wyrażam moje wielkie podziękowanie. Dlaczego wybraliśmy imię małpy?! Klnę się, że nie wiem do końca. Może tych kieliszków wina było o kilka za dużo... Sądzę, że idealnie dopasowało się ono do nas w tamtym czasie. To bardzo ładne słowo. Brzmi staro. Nie jest łatwo je wypowiedzieć. Jeżeli czytałeś "Fausta" Roberta Nye'a to wiesz, że w tej książce asystent Fausta stara się zabić tę małpę i nie może tego zrobić. Akercocke jest niezniszczalna, ponieważ pochodzi z piekła. Bardzo nam się to spodobało, że ta mała kreatura nie może zostać zniszczona, gdyż wzięła się z piekła. Powiedzieliśmy chyba wówczas: To do nas pasuje. I pasuje. (śmiech)

Nazwa Satanic Gentlemen również by do was pasowała.

(śmiech) Satanic Gentlemen... (śmiech) Może gdybyśmy grali jako zespół akompaniujący podczas uroczystych obiadków. (śmiech) Dołożymy wówczas do naszego instrumentarium ksylofony. (śmiech)

Na "Choronzon" wykorzystaliście całkiem sporo instrumentów. Słychać tu wiolonczelę, skrzypce, o ile się nie mylę...

Prawda. Martin Bonsworth zagrał na wiolonczeli. Skrzypce? Nie, tym razem ich nie było. Nie było prawdziwych skrzypiec. Niestety, były to tylko sample. Jeżeli miałbym jeszcze dodać tutaj jakiś szczególny instrument, to wymieniłbym bardzo dziwny egipski flet, na którym grałem, bodajże w "Prince Of The North". Nie pamiętam wszystkich, bo jak widzisz, czasem moja pamięć nie służy mi dobrze. (śmiech)

To było moje ostatnie pytanie. Było mi naprawdę bardzo miło z tobą rozmawiać Jason.

A ja dziękuję panu za interesujące i stymulujące pytania. Przyjemność jest po mojej stronie. I niech pan pamięta, że gdyby się okazało, iż czegoś nie poruszyliśmy, może pan zawsze napisać do mnie maila, a ja z ochotą na niego odpowiem. Chętnie też zobaczę link do tego wywiadu.


Ale on będzie wyłącznie po polsku...

Nic nie szkodzi. Mam bliską przyjaciółkę Polkę i ona na pewno pomoże mi w przeczytaniu go. Jeszcze raz składam wielkie podziękowania.

Co mogę na to rzecz... Cała przyjemność po mojej stronie i dziękuję pięknie za rozmowę.

P.S. Zapewne wielu może się wydać, iż powyższy zapis może być odczytany jako robienie sobie z czytelnika żartów. Nic podobnego. Jason Mendonca po prostu ma w zwyczaju tak właśnie się wyrażać. Naprawdę nie było łatwo oddać po polsku elegancję jego wypowiedzi, ale robiliśmy co w naszej mocy...

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas