Reklama

"Jestem profesjonalistą"


Dave Lombardo, urodzony 39 lat temu w Hawanie, na Kubie, w wieku dwóch lat przeniósł się z rodzicami do Kalifornii. Swój pierwszy zestaw perkusyjny dostał od ojca, gdy miał 10 lat. Jako nastolatek był rozwozicielem pizzy i wówczas poznał Kerry'ego Kinga. "Słyszałem, że grasz na gitarze, a ja gram na perkusji, więc może chciałbyś ze mną pojammować?" - tak zagaił Dave do Kerry'ego. Reszta to już historia, zakończona jednak w niezbyt miłej atmosferze, gdy Lombardo pożegnał się na kilka lat z legendarną grupą.

Od 1994 roku gra on w międzynarodowej formacji Grip Inc., której najważniejszą postacią jest pochodzący z Polski, a od lat mieszkający w Niemczech gitarzysta, kompozytor i producent Waldemar Sorychta, wcześniej grający w zespole Despair. Pierwsze dzieło Grip Inc., album "Power Of Inner Strength" (1995), osiągnął spory sukces komercyjny. Zespół był też bardzo dobrze przyjmowany na koncertach.

Reklama

Nie gorzej radził sobie drugi album, Nemesis" (1997) oraz kolejny, "Solidify" (1999). Po jego wydaniu Grip Inc. zamilkł na blisko cztery lata. W 2003 roku powstał jednak czwarty album, "Incorporated", który miał swoją premierę w połowie marca 2004 r.

Lombardo, poza Slayer i Grip Inc., znany jest również ze współpracy ze słynnym freejazzowym twórcą Johnem Zornem (Game Pieces), jak również z Mikiem Pattonem w jego projekcie Fantomas. Wziął także udział w nagraniu albumu "Vivaldi: The Meeting". Jak widać, mimo osiągnięcia wielkiej pozycji w świecie metalu, Lombardo nie ograniczył się do poszukiwań tylko w obrębie tego gatunku. Wciąż ćwiczy, stara się doskonalić swój warsztat. I cały czas jest miłym człowiekiem, który chętnie opowiada o sobie, muzyce, o tym, jak odpoczywa i oczywiście o swoich synach.

Lesław Dutkowski z okazji premiery nowej płyty Grip Inc., miał przyjemność zamienienia paru słów z Davem Lombardo, którego umiejętności podziwiała, podziwia oraz próbuje naśladować cała rzesza metalowych perkusistów.


Waldemar po raz pierwszy wspomniał o nowym albumie Grip Inc. kiedy robiliśmy z nim wywiad w 2001 roku. Wiem, że nagrania utworów na album "Incorporated" odbyły się w studiu Woodhouse, latem 2003 roku. Jak długo właściwie przygotowywaliście nowy materiał?

Gus i Waldemar pracowali nad nowymi kawałkami wiele miesięcy przed wejściem do studia. Jakieś sześć miesięcy przed nagraniami przesłali mi CD. Posłuchałem go i zapoznałem się z materiałem. Waldemar bardzo dobrze zna program do tworzenia podkładów perkusyjnych i wymyślił również ścieżki perkusji. Nauczyłem się ich. Później okazało się, że Waldemar nie może przyjechać do Stanów z powodu jakichś problemów imigracyjnych. Nie mogliśmy więc razem pograć nowych kompozycji. Tak więc ja pojechałem do Niemiec na dwa tygodnie. Tydzień próbowaliśmy nowe utwory, zaś drugi tydzień spędziłem na nagraniach w studiu. I wyobraź sobie, że w tym czasie udało nam się to wszystko nagrać. Naprawdę było to ciężkie, ale udało nam się.

Osobiście uważam, że "Incorporated" to bardzo dobra płyta. Wiem, że bardzo lubisz zróżnicowane płyty. Czy tobie ta płyta podoba się?

O tak, bardzo, bardzo mi się podoba. Jestem bardzo szczęśliwy, że ta płyta właśnie tak nam wyszła. Bardzo podobają mi się piosenki, które napisano na ten album, podobają mi się melodie i jestem też zadowolony z pracy, którą wykonaliśmy. Gus wykonał świetną robotę. Wszystko właściwie jest tak, jak być powinno.

Wiadomo za co każdy z was jest odpowiedzialny na tej płycie, ale kto nagrał partie wiolonczeli? Bo to chyba nie są sample?

Nie, nie są. Nagrał je Eicca Toppinen z Apocalyptiki.

To miła niespodzianka, bo na kopii promocyjnej nie ma o tym ani słowa. Napisano natomiast, że Grip Inc. ma wiele planów na 2004 rok. Czy możesz mi coś na ten temat powiedzieć? Pytam, bo właśnie okazało się, że Slayer ma wziąć udział w tegorocznej trasie Ozzfest?

Tak, to prawda. Na razie nie jestem w stanie zdradzić ci żadnych konkretów. Póki co muszę znaleźć na to czas, a jak już go znajdę, to i tak dziennikarze będą o tym wiedzieć wcześniej. (śmiech) Zabawne, ale tak zawsze to się odbywa. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Dave, dla ciebie najważniejsze w zespole jest poczucie wspólnoty, wspólnego celu. Czy w Grip Inc. istnieje coś takiego?

Oczywiście. Musi być w zespole odpowiednia chemia, bo inaczej nic nie będzie szło tak, jak iść powinno.

Jesteś idolem dla wielu metalowych perkusistów. Co oni powinni robić, aby osiągnąć taki poziom jak ty?

Wow! Dzięki. (śmiech) Starajcie się słuchać tak różnych gatunków muzycznych, jak to tylko jest możliwe. Bądźcie otwarci na różne style. Nie ograniczajcie się. Nigdy. To chyba najlepsza rada, jaką mogę wam dać.

A czy ty ciągle się uczysz?

Cały czas. Nie wolno nigdy i pod żadnym pozorem przestawać się uczyć. Jeśli komuś się wydaje, że już się wszystkiego nauczył, że już wszystko umie, jest w błędzie. Mogę komuś takiemu w każdej chwili pokazać, że tak nie jest.

Z tego, co mi powiedziałeś wnioskuję, że cały czas starać się odkrywać dla siebie nowe, interesujące gatunki muzyczne?

Tak właśnie cały czas robię. Słucham często takiego radia, w którym możesz usłyszeć naprawdę niemal wszystkie gatunki muzyczne, jakie istnieją. Sam złapałem się na tym, iż znajduję inspiracje w muzyce z zupełnie różnych biegunów. Przykładowo bardzo podoba mi się world music. Poza tym lubię muzykę graną przez big bandy, swingową. To muzyka, która pochodzi z lat 40. i 50. Czegoś takiego również słucham. Jak widzisz cały czas staram się być otwarty na muzykę. Nigdy nie odrzucam żadnego gatunku muzyki.

Dave, masz kubańskie korzenie, więc muzykę z tego rejonu masz pewnie w genach. Potem odkryłeś rock, potem był thrash metal, a po odejściu ze Slayer nagrałeś jazzową muzykę z Johnem Zornem. Powiedz mi, w którym momencie swojej kariery odkryłeś jazz?

Niech pomyślę... Wydaje mi się, że zawsze on był gdzieś blisko. Byłem bardzo młody, gdy po raz pierwszy zapoznałem się z muzyką jazzową. Zawsze interesował mnie jazz, bo była to dla mnie bardzo dziwna muzyka. To nie było coś, jak pop czy rap, który cały czas słyszysz w radiu. Takiego grania musiałeś szukać na własną rękę. Szukałem więc rozgłośni, które grają jazz. Później ta muzyka stała się bardziej popularna i częściej można było ją usłyszeć w radiu. Miałem chyba 12 lat, kiedy po raz pierwszy zapoznałem się z jazzem tak na poważnie.

Wspomniałem Johna Zorna. Powiedz mi, jak to się stało, że go poznałeś?

Poznałem go dzięki Mike'owi Pattonowi. On mnie mu przedstawił.

Jak to było pracować z kimś takim? Podejrzewam, że jego sposób pracy dość znacznie się różni od tego, który preferują twoi koledzy ze Slayer?

Oj, bardzo się różni. On w bardzo dużym stopniu polega na improwizacji. Jest jakaś podstawa rytmiczna, ale wszystko inne jest improwizowane. John daje nam taki podstawowy pomysł, a my na tej podstawie improwizujemy.

Skoro już wspomniałeś Mike'a Pattona, to nie sposób nie zauważyć, że nagraliście razem w zespole Fantomas trzy płyty, każdą zupełnie inną od poprzedniej. Czy podejście Mike'a do tworzenia jest zbliżone do podejścia Johna Zorna? Pytam, bo na pierwszej płycie Fantomas oraz na albumie "Delirium Cordia", znajdują się partie, które wydają się całkowicie improwizowane.

Masz rację i jej nie masz. Niektóre rzeczy mogą wydawać się improwizowane i faktycznie część właśnie taka jest, ale część z tego, co uważasz za partie improwizowane, została napisana. Mike chyba uwielbia robić coś takiego.

Jeśli chodzi o pierwszą płytę, chyba wszyscy myślą, że oto jedna wielka improwizacja. Ale tak właśnie nie było. To wszystko zostało skomponowane i trzeba się było tego nauczyć. Także na "Delirium Cordia" są takie momenty, które wszyscy uważają za improwizowane, ale nie są. Także zostały skomponowane. Na tym polega geniusz Pattona. Praca z nim to jest coś niesamowitego.

Znalazłem informację o twoim projekcie KKleq Muzzil. Czy ten zespół jeszcze istnieje?

Nie, niestety nie istnieje. To był zespół, który założyłem z moimi przyjaciółmi i grało nam się naprawdę bardzo dobrze. Panowała wśród nas wspaniała chemia. Świetnie się rozumieliśmy. Jednak coś spowodowało, że nie daliśmy rady kontynuować działalności. Być może dlatego, że byłem zbyt zajęty... W sumie nie wiem, dlaczego tak się stało. Jakoś tak się złożyło, że ten zespół nie przetrwał. Szkoda, że tak się stało. To był naprawdę dobry zespół. Ale kto wie, może kiedyś znowu będziemy razem grać?

Wiem, że wziąłeś udział w nagraniach ścieżki dźwiękowej do horroru "Dawn Of Dead"? Czy pierwszy raz zdarzyło ci się coś takiego?

Nie, nie po raz pierwszy. Zdarzyło mi się już nagrywać na potrzeby ścieżki dźwiękowej undergroundowego filmu "Crazy Love". Grałem też improwizowaną muzykę na żywo do filmów Kennetha Angera. Zrobiłem coś takiego razem z Johnem Zornem i Mikiem Pattonem. Brałem udział w naprawdę wielu projektach, które miały coś wspólnego z filmami.

Na jakim etapie są obecnie prace nad nową płytą Slayer?

Ja i Kerry pracujemy obecnie nad sześcioma utworami. Sześcioma albo siedmioma. Jeff ma napisanych chyba z pięć kawałków. Razem z Kerrym nagraliśmy niedawno demo u mnie w domu. To już drugie demo. Mam nadzieję, że Jeff się zjawi, aby z nami nagrać. Czasami trudno jest namówić Jeffa, aby pojawił się na próbie. (śmiech) W każdym razie ja z Kerrym będziemy dalej nad tym materiałem pracować.

Z tego, co mówisz wynika, że teraz z chłopakami ze Slayer jesteś w bardzo dobrych stosunkach?

To prawda.

Ale kiedy rozstawałeś się z tym zespołem w 1992 roku to nastąpiło to, powiedzmy, w niezbyt miłych okolicznościach.

To też się zgadza.

Byłeś bardzo zaskoczony, kiedy zwrócili się do ciebie z propozycją dołączenia do Slayer na trasę koncertową?

O tak, byłem bardzo zaskoczony. Prawie się przewróciłem z wrażenia. To była niespodzianka, jakiej się nie spodziewałem. Sam siebie pytałem: Co takiego?! Nie sądziłem, że kiedykolwiek będą chcieli mieć ze mną coś wspólnego. Sądzę jednak, że w ciągu dziesięciu lat ludzie naprawdę się zmieniają. Dziś oni zdają sobie sprawę, że najważniejsze jest to, co dana osoba daje z siebie na scenie.

Najważniejszy jest występ, jego jakość. Profesjonalizm muzyka. Nie chodzi o przebywanie w swoim towarzystwie, chodzenie na imprezy, wspólne popijanie. Dziś jestem bardziej kimś w rodzaju pracownika. To jest praca, którą wykonuję. Niespecjalnie przejmuję się aspektem towarzyskim. Dziś oni to rozumieją i wydaje mi się, że to jest bardzo dobre. Dziś naprawdę wiedzą , kim ja naprawdę jestem i co sobą prezentuję. Wiedzą, że jestem profesjonalistą.

Wiadomo, że będziesz nagrywał płytę ze Slayer, nagrałeś już album z Grip Inc., jestem pewny, że w przyszłości zrobisz coś razem z Mikiem Pattonem, a może również z Johnem Zornem. Czy cały czas zamierzasz być tak bardzo zajęty? Znajdujesz w ogóle czas na życie rodzinne i na tak zwane ładowanie baterii?

O tak. W tej chwili czuję się jakbym ładował swoje baterie. (śmiech) Wiem, że coś muszę zmienić, wiem, że muszę znaleźć więcej czasu. Czasu na wakacje, na naładowanie baterii. W tej chwili jestem bardzo zmęczony i przytłoczony. Zbyt wiele dzieje się wokół mnie. Czuję, że muszę pobyć z dala od domu, z dala od telefonu, zabrać moich synów, moją żonę i na przykład po prostu pójść z nimi do parku. Albo popatrzyć na ocean, albo urządzić sobie piknik nad oceanem. Muszę uciec od wszystkiego na pewien czas. Być z daleka od rozmów telefonicznych, emaili... Za dużo jest tego wszystkiego.

Twoi synowie, Davey i Jeremy, są już chyba nastolatkami?

Nie do końca. Davey ma 11 lat, a Jeremy dziewięć.

Czy interesują się muzyką?

Tak. Davey bierze lekcje gry na gitarze, zaś Jeremy pobiera lekcje gry na perkusji od swojego taty. (śmiech)

Jesteś bardzo wymagającym nauczycielem?

Nie. Staram się go uczyć w takim tempie, które mu odpowiada. Moim zdaniem nie można zmuszać dziecka do czegoś, czego ono nie chce. Takie doświadczenie przerodziłoby się w cierpienie. Dzieci znienawidziłyby swojego nauczyciela.

Kiedy Jeremy przyszedł do mnie i powiedział: Tato, chcę się uczyć gry na perkusji, kupiłem mu na gwiazdkę dziecięcy zestaw perkusyjny. Kiedy z kolei Davey przyszedł i powiedział: Tato, chcę grać na gitarze, kupiłem mu gitarę i trochę go nauczyłem, ponieważ sam potrafię trochę grać.

Jeśli moi synowie przychodzą do mnie i proszą o coś takiego, staram się im pomagać. Jeśli chcą się uczyć, ja na pewno nie powiem im, że nie powinni albo że muszą. Jest jedna rzecz, którą chcę, aby Davey zapamiętał: Płacę za twoje lekcje gitary, więc proszę cię ćwicz. Nie trwoń moich pieniędzy. To chyba normalna rzecz, której rodzic oczekuje od swojego dziecka, które chce się uczyć grać - jeśli płaci się za to, to niech dzieciak ćwiczy. Jeśli nie chce ćwiczyć, w porządku, nie będę więcej płacił za lekcje.

Wiem, że ty uczyłeś się grać na perkusji między innymi poprzez podgrywanie do piosenek, których słuchałeś w radiu. Czy coś takiego zasugerowałeś już Jeremy'emu?

Tak, już coś takiego zrobiłem. Pozwalam mu wybrać muzykę, którą lubi i grać do niej. To, co mu się w tej chwili podoba, to bardzo fajna, prosta muzyka, którą gra zespół The White Stripes. Mają fajne melodie i nieźle grają. I tak właśnie Jeremy się uczy. Podgrywając do prostej muzyki. Lubi też mocniejsze rzeczy, takie jak Linkin Park, Jet. Obaj z Davey'em są bardzo otwarci. Często przychodzą do mnie i mówią: Tato, słyszałeś ten kawałek? Sami uczą mnie muzyki na swój sposób. I to jest bardzo dobre.

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: zestaw | kerry | jazz | tato | partie polityczne | lekcje | muzyka | śmiech | uczyć | Dave Lombardo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy