"Diabeł tkwi w szczegółach"

Dolnośląski Lost Soul to grupa doskonale znana fanom death metalu. Choć na debiutancki album "Scream Of The Mourning Star" przyszło im czekać aż dziewięć lat, to z roku na rok kariera wrocławian nabiera coraz większego rozpędu. Po zaskakującym rozstaniu z francuską Osmose Productions, dla której Polacy wydali drugą płytę "Übermensch (Death Of God)", pod koniec 2004 roku Lost Soul podpisali kontrakt z Earache Records - jedną z najważniejszych wytwórni w historii death metalu. 25 lutego, nakładem firmy z Nottingham, światową premierę miał "Chaostream" - najnowszy longplay Lost Soul. Z tej okazji, perkusista zespołu, Adam Sierżęga znalazł kilka chwil, by porozmawiać z Bartoszem Donarskim.

article cover
INTERIA.PL

"Chaostream" otwiera zupełnie nowy rozdział w karierze Lost Soul. Trzeba przyznać, że w waszym obozie bez przerwy coś się dzieje. To chyba dobrze?

Każdy album był czymś szczególnym, jednak wydanie "Chaostream" zdaje się być swego rodzaju przełomem. Tak to w tej chwili odbieram. Mam tu na myśli przede wszystkim nowy kontrakt, który podpisaliśmy z Wicked World / Earache. Zdajemy sobie sprawę, że to dopiero początek współpracy, ale jak na razie wszystko układa się pomyślnie. To z pewnością duża szansa dla Lost Soul i jak do tej pory na brak zajęć nie możemy narzekać. Promocja nowej płyty jest teraz najważniejsza i poświęcamy jej maksimum energii. Myślę, że w końcu będziemy mogli rozwinąć skrzydła i sprawić by nasze działania były dostrzeżone jak najdalej.

O waszym trzecim dużym albumie żaden fan brutalnego death metalu nie powinien powiedzieć złego słowa. Z zawartości "Chaostream" szczególnie zadowoleni powinni być ortodoksyjni zwolennicy tego stylu, wyznający regułę, z której wynika, że siłą i szybkość muzyki powinny być wprost proporcjonalne do ilości nagrywanych albumów. Ta płyta wydaje się być chyba najbardziej bezpośrednim z waszych dotychczasowych dokonań. Zgodzisz się z tym?

Tak właśnie czuliśmy, tak chcieliśmy i tak też zrobiliśmy. "Chaostream" to bez wątpienia najbardziej ekstremalny album, jaki do tej pory nagrał ten zespół. Chyba też najszybszy, ale to już jest poza naszą kontrolą (śmiech).

Czy prace nad najnowszym longplayem różniły się od tego, co robiliście do tej pory? Tak w sferze samego pisania muzyki, podziału ról, jaki i finalnej rejestracji. Pytam, bo album brzmi inaczej od poprzednika. Jest bardziej dynamiczny, a jednocześnie zagrany na najwyższym z możliwych biegów.

Zdecydowanie. Jacek [Grecki, gitara / wokal - przyp. red.] sam przygotował główny zarys wszystkich utworów. Na próbach wspólnie pracowaliśmy nad ostatecznym ich kształtem. To oczywiście w dużym stopniu przyspieszyło całą sprawę. Zajęło nam to w sumie cztery miesiące, a nie ponad rok, jak to było w przypadku poprzedniej płyty. Tym razem chcieliśmy uniknąć zbytniego kombinowania, natomiast zależało nam na świeżości pomysłów, co powoduje, ze cała muzyka jest bardzo spontaniczna.

W studio też w głównej mierze skoncentrowaliśmy się na brzmieniu płyty, jako całości. Samo wbicie śladów poszło dość sprawnie. Tak, album brzmi inaczej, jest bardziej dynamiczny. Nie bez znaczenia był fakt, że wszystkie kawałki były nagrane przy użyciu siedmiostrunowych gitar. To pozwoliło nam uzyskać bardzo niski, ale równocześnie klarowny sound. Wszystkie instrumenty są bardziej z przodu i to też odróżnia "Chaostream" od pozostałych naszych albumów. Jesteśmy cholernie zadowoleni z brzmienia nowej płyty.


Na przestrzeni lat związani byliście z kilkoma zachodnimi wytwórniami, co - pomijając kilkuletni okres demówkowej hibernacji - jest osiągnięciem z jednej strony imponującym, z drugiej trochę niepokojącym. Jak właściwie można by to wytłumaczyć?

To, że masz kontrakt z dużą, znaną wytwórnią na pewno jest jakimś osiągnięciem, ale prawdę powiedziawszy chciałbym się móc pochwalić czymś bardziej konkretnym niż samo bycie w tej czy innej firmie. Dużo by o tym mówić? Wiesz, człowiek popełnia błędy, ważne by wyciągać wnioski na przyszłość.

Zatrzymajmy się na chwilę przy francuskiej firmie Osmose. O co właściwie chodziło? Swoją drogą, od samego początku wydawało mi się, że obecny profil - a tak naprawdę to w ogóle - tej wytwórni ma się nijak do masywnego, technicznego i dbającego o produkcyjne detale zespołu, jakim jest Lost Soul. Jakie są twoje przemyślenia w tej dość dziwacznej kwestii?

My, jako zespół nie oczekujemy niczego specjalnego prócz rzetelnej promocji. Chcemy grać koncerty, najwięcej jak to tylko możliwe, bo wiemy, że to jest najlepszy sposób dotarcia do fanów i sprawdzenia swojej wartości. Osmose wiele obiecywało, ale skończyło się tak, jak się skończyło. Nasze argumenty ich nie przekonały, więc nie było o czym rozmawiać.

Dziś możecie się już cieszyć z obecności w katalogu wydawniczym firmy, której historia sięga bardzo daleko. Earache dała szansę Napalm Death, Carcass i Bolt Thrower, że nie wspomnę o Morbidach czy Vader oraz kilku tuzinach innych, prawie zawsze nobliwych grupach. W tym środowisku czujecie się chyba bardzo komfortowo?

Przede wszystkim komfortowo jest czuć, że pracujesz z profesjonalistami, którzy wiedzą, jak promować swoje zespoły. Przez te kilka miesięcy w Earache zrobiliśmy więcej niż przez ostatnie dwa lata. Czy potrzebny tu jest jakiś dodatkowy komentarz? Naprawdę czujemy ogromne wsparcie ze strony wytwórni. Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie i wszyscy są bardzo przyjacielscy. Jest dobrze i chcemy, aby było jeszcze lepiej. To dopiero początek.

Przyznam, że Anglicy powinni zafundować wam ładny teledysk. Są szanse na tego typu działania? W końcu, przy odrobinie twórczej inwencji, koszty wcale nie muszą być aż takie duże.

Myśleliśmy o tym, ale zabrakło czasu na realizację tego pomysłu. Może następnym razem.


"Chaostream" pozbawiono, dla mnie wcale nie niepotrzebnej klawiszowej ornamentyki. To zapewne zabieg uwarunkowany charakterem kompozycji, jakie znajdujemy na tym materiale.

No właśnie. Gdy wydaliśmy "Übermensch..." wiele osób mówiło, że za dużo tych wstawek klawiszowych itp. Teraz znowu niektórzy mówią "szkoda". Zabawne? Wiesz, nie chcę powiedzieć, że przejmujemy się tymi wszystkimi opiniami. Gramy taką muzykę, jaką czujemy i to jest najważniejsze. Jesteśmy bardzo otwartymi muzykami, nie ograniczamy się tylko na jeden gatunek.

Nasze inspiracje czerpiemy z różnych źródeł i na pewno znajduje to odbicie w naszych płytach. Każda z nich jest zamkniętą całością, ma swój charakterystyczny klimat i to jest fajne, by nie powtarzać siebie samych. Zawsze zależy nam, by nowy album niósł w sobie jakąś właśnie nową jakość. Nie muszą to być wcale rewolucyjne zmiany, nie o to chodzi. Tak jest właśnie z "Chaostream".

Wiele jest tu takich nowych patentów, które zagraliśmy po raz pierwszy. Mówię teraz o poszczególnych riffach, czy partiach perkusji. To są detale, ale one nadają utworom świeżości. Jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach. Poza tym, wiesz, nie chcieliśmy na siłę wciskać partii klawiszowych do nowych utworów. Na początku myśleliśmy, że może gdzieś użyjemy tego instrumentu, ale zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma tak naprawdę w tych utworach miejsca na klawisze. Całość jest bardzo intensywna, gęsta i brzmi niesamowicie surowo. Nie znaczy to wcale, że zrezygnowaliśmy na dobre z klawiszy i tego typu rzeczy. Zobaczymy, wszystko zależy od pomysłów, jakie się pojawią w przyszłości.

Wbrew krążącej opinii, jakoby "Chaostream" był ukierunkowany wyłącznie na naddźwiękową szybkość, możemy tu również spotkać wolniejsze i przytłaczająco ciężkie tempa, jak to ma miejsce w "Christian Meat". Nawiasem mówiąc, utwór ten przypomina miejscami "God Of Emptiness" lub "Hatework", z repertuaru Morbid Angel. Z tego wniosek, że ta płyta nie jest tak do końca zorientowana na szybkość. Zdaje się, że nie będzie między nami sporu?

Nic mi nie mów o podobieństwach. Niedawno gdzieś znalazłem recenzję, w której ktoś próbował porównać nas do Cradle of Filth (śmiech). Ale wracając do twojego pytania. "Chaostream" to przede wszystkim bardzo szybki album, ale szybkość sama w sobie nie jest naszym celem. Nie siłujemy się być najszybszym zespołem na tej planecie. Jaki jest w tym sens? Na nowej płycie oprócz blastów jest też kilka wolniejszych partii, muzyka jest zróżnicowana i jestem przekonany, że między innymi przez to uniknęliśmy monotonii, która jest zmorą wielu deathmetalowych kapel. "Chaostream" ma w sobie chemię, czy inaczej mówiąc klimat. To jest dla nas bardzo ważne.


Nawiązując do wspomnianych prekursorów death metalu. Jak oceniasz ich nie tak dawne występy w Polsce? Jak odbierasz powrót pana w lateksowej koszulce? Dla mnie lista przebojów, choć czar już chyba nie ten sam, co przed laty.

Niestety nic konkretnego nie powiem ci w tym temacie, bo nie byłem na tych koncertach. Osobiście czekam z niecierpliwością na ich nową płytę i oby z Davidem Vincentem. Mimo różnych opinii na jego temat, w dalszym ciągu mam do niego wielki szacunek za to, co dokonał wraz z Morbid Angel.

Standardowa kwestia dotycząca zespołów, które swego czasu pojawiły się na relapse?owskiej serii ataków. Czy "Polish Assault" pomógł wam w jakiś sposób w osiągnięciu obecnego, jakby nie patrzeć, sukcesu?

Mówiąc szczerze, na początku miałem mieszane uczucia. Nie wiedziałem czy w ogóle ktoś interesował się tym materiałem. Jednak, gdy wydaliśmy "Scream?", a później "Übermensch..." dostałem wiele sygnałów od osób, które po raz pierwszy zetknęły się z naszą muzą właśnie dzięki tej składance. Teraz mogę stwierdzić, że był to ważny moment.

Czy wraz z muzycznym rozwojem, ewoluują także wasze teksty? Właściwie, jak można pod tym względem skategoryzować wasze najnowsze dokonanie? Z pewnością nie jest to wulgarna prostota z krainy black metalu.

Oczywiście, że ewoluują, to jest naturalne. Jestem jednak z daleka od wulgarnej prostoty, jak to nazwałeś. To nie mój styl. Jako autor wszystkich tekstów, dużą uwagę przywiązuję do symboliki, pewnych metafor. Tak jest również w przypadku "Chaostream". Jestem zdania, że czasami więcej można przekazać nie mówiąc wprost. Tego się trzymam.

I na koniec jeszcze jedna sprawa. Kiedy i gdzie będziemy mogli was zobaczyć? Materiał z "Chaostream" aż prosi się o uwolnienie.

Już za dwa tygodnie, dokładnie 27 kwietnia, od koncertu w Cottbus rozpoczynamy swoją pierwszą europejską trasę. "Mega Strike Europe In Chaos Tour 2005" obejmie m.in. takie kraje, jak Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia. W sumie 30 koncertów. Na tą trasę jedziemy z Fleshgore (Ukraina) i Sanatorium (Słowacja). Wracamy pod koniec maja, a od 10 czerwca jedziemy na krótki tour z grupą Vader. Tym razem kierujemy się do Anglii. Zagramy tam 5 koncertów, po drodze Niemcy, Belgia. Zaczynamy we Wrocławiu, natomiast kończymy w Bydgoszczy. Takie są najbliższe plany.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na koncertach.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas