Wojna w rodzinie Britney Spears. "Nigdy nie musiała na nic pracować"
Sprawa Britney Spears od miesięcy jest jedną z najpopularniejszych w światowych mediach. Sądowa, a także rodzinna telenowela, trwa bez końca, a wciąż dołączają do niej nowi bohaterowie. Teraz zaangażowaną w sprawy Britney została jej młodsza siostra, Jamie Lynn. Udzieliła ckliwego wywiadu, w którym opowiedziała o tym, jak wspierała siostrę. Według piosenkarki rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej.
Będąca w cieniu księżniczki popu, młodsza siostra, Jamie Lynn Spears marzyła o niezależnej karierze. Dotąd jednak nie udało jej się odnieść znaczących sukcesów. Mimo to pojawiła się w programie "Good Morning America". W rozmowie promowała swoją autobiografię "Things I Should Have Said". Trzydziestolatka jest znana głównie jako siostra Britney, ale nie przeszkodziło jej to w wydaniu książki dotyczącej swojego życia.
W wywiadzie wyznała, że wspierała siostrę w trudnych momentach - m.in. wychodzenia z kurateli. "Zawsze, kiedy tylko potrzebowała, pomagałam jej najlepiej jak potrafię. Wychodziłam z siebie, by dać jej kontakty, których potrzebowała, by w miarę możliwości zakończyć tę kuratelę i to wszystko, co miało miejsce w naszej rodzinie. Jeśli to przyniosło nam tyle spięć, po co w to brnąć?" - wyznała o kontaktach ze starszą siostrą. "Wciąż się kochamy. Kocham moją siostrę i zawsze starałam się ją wspierać. Ona o tym wie, dlatego nie wiem, dlaczego tak wyglądają dziś nasze relacje" - dodała.
Sprawdź tekst do utworu "Toxic" w serwisie Teksciory.pl
Wcześniej mówiła także, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje, gdy Britney Spears wiele lat temu trafiła pod opiekę sądową ojca. "Kiedy (kuratela sądowa - przyp. red) została wprowadzona w życie, byłam (17-letnią - przyp. red), ciężarną dziewczyną" - stwierdziła Jamie Lynn Spears. "Nie rozumiałam, co się dzieje, ani nie byłam na tym skupiona. W tej sprawie rozumiałam wtedy tak mało, jak teraz" - mówi w swojej obronie. Opowiadając o tych chwilach popłakała się.
Jamie Lynn zapewnia, że gdy tylko stała się pełnoletnia, przestała "pomagać" ojcu w ograniczaniu Britney. Tym samym zaprzecza, że korzystała z majątku starszej siostry. "Chciałam pozostać jej siostrą, tyle. To niefortunne, że została wplątana w tę sytuację, ale fakty są takie: nie miałam nic wspólnego z kuratelą" - mówi.
Ich relacje mimo tych słów są napięte, bo jak sama zauważa, być może jest już za późno, by ocalić kontakt z księżniczką popu. "Doszłam do punktu, gdy nie mogę pomóc osobie, która tego nie chce. (...) Najbardziej żałuję, że nie powiedziałam czegoś lata temu" - stwierdza.
Sprawdź tekst do utworu "I'm Not A Girl, Not Yet A Woman"
Nie trzeba było długo czekać na ustosunkowanie się do tych słów przez samą zainteresowaną. Britney zamieściła w mediach społecznościowych obszerny wpis, który rozpoczęła wyznaniem, że ma 40 stopni gorączki, a w jeszcze gorszy stan wprowadzają ją kopiowane przez media słowa siostry.
"15 lat temu, w tamtym czasie, nigdy nie była przy mnie... więc dlaczego w ogóle o tym mówi? Chyba, że chce sprzedać książkę moim kosztem. (...) Nigdy nie musiała na nic pracować, wszystko miała podane na tacy" - pisze oburzona Britney. Wokalistka jest wściekła na swoją rodzinę i stwierdziła wprost, że ona "zniszczyła jej marzenia".
W dalszej części wpisu Britney zaapelowała do ludzi, by nie ufali innym, a w zamian traktowali jako swoją rodzinę zaadoptowane psy i koty i zajęli się "swoim własnym życiem".
Krótko po tym Jamie Lynn zamieściła swoje oświadczenie, w którym stwierdziła, że Britney nie mówi prawdy. "To wykańczające, kiedy twoje posty w social mediach całkiem różnią się od naszych prywatnych wiadomości" - napisała Jamie Lynn. Kobieta nie ma jednak ochoty na dalsze wymiany zdań w mediach. Zapewniła też starszą siostrę, że jej autobiograficzna książka nie jest o Britney, ale o drodze Jamie Lynn do kariery.
30-latka zapewniła też, że kocha i zawsze będzie wspierać siostrę, ale musi skupić się na swojej rodzinie, która dostaje "groźby śmierci" od rozgniewanych fanów Britney.
Kolejna kłótnia w rodzinie Britney Spears
Niedawno informowaliśmy, że zakończona kuratela sądowa nie kończy problemów gwiazdy z rodziną. Ojciec Britney, Jamie Spears, za pośrednictwem swojego prawnika złożył do sądu w Los Angeles dokumenty, w których domaga się, by jego córka została prawnie zobowiązana do pokrycia honorariów jego adwokatów. Chodzi tu o rachunki wystawione przez prawników, którzy reprezentowali Spearsa przed sądem podczas procesu dotyczącego zawieszenia i późniejszej likwidacji kurateli, którą przez 13 lat sprawował nad Britney Spears.
Żądanie Jamiego Spearsa zbulwersowało adwokata piosenkarki Matthew Rosengarta, który nie przebierając w słowach, powiedział, co na ten temat myśli.
"Pan Spears zarobił wiele milionów dolarów, sprawując kuratelę nad swoją córką, a jednocześnie płacił swoim prawnikom miliony z ciężko zarobionych przez Britney pieniędzy. Ubezwłasnowolnienie zostało zniesione, a pan Spears został ostatecznie zawieszony w roli kuratora. W tych okolicznościach jego prośba jest nie tylko bezpodstawna z prawnego punktu widzenia, jest po prostu obrzydliwa" - punktował Rosengart w rozmowie z serwisem PageSix. - "Britney zaznała od niego wielu krzywd, o których opowiedziała w sądzie. Nie tak postępuje ojciec, który kocha swoją córkę" - dodał.
Britney Spears pozostawała pod kuratelą swojego ojca od 2008 do listopada 2021 roku. Według jej zeznań Jamie Spears dopuścił się w tym okresie wielu nadużyć, zarówno jako kurator decydujący o każdym aspekcie jej życia zawodowego oraz prywatnego, jak i jako zarządca jej majątku. Gwiazda musiała opłacać honoraria adwokatów ojca przez 13 lat. Gdy podjęła walkę o zniesienie ubezwłasnowolnienia, płaciła i za swojego prawnika, i za prawnika ojca. A ten nie jest tani - jak podał serwis Variety, adwokat Jamiego Spearsa pobiera 1200 dolarów za godzinę pracy.