Reklama

Tymon Tymański o "liściu w twarz" przed Pałacem Prezydenckim

Zgrzytem podczas demonstracji "3 x veto" w Warszawie było przerwanie występu Tymona Tymańskiego. Do zamieszania odniósł się sam wokalista w obszernym wpisie na Facebooku.

Zgrzytem podczas demonstracji "3 x veto" w Warszawie było przerwanie występu Tymona Tymańskiego. Do zamieszania odniósł się sam wokalista w obszernym wpisie na Facebooku.
Występ Tymona Tymańskiego został przerwany /fot. Justyna Rojek /East News

Od kilku dni na ulicach polskich miast trwają protesty związane z ustawami zmieniającymi polskie sądownictwo. W poniedziałek przed południem (24 lipca) prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że zawetuje dwie z trzech ustaw: o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa (podpisał ustawę o ustroju sądów powszechnych).

W akcję "3 x veto" zaangażowali się m.in. przedstawiciele środowisk kultury - list otwarty do Andrzeja Dudy podpisali m.in. muzycy Natalia Fiedorczuk, Maria Peszek, Grzegorz Turnau, Magda Umer, Zbigniew Preisner, Michał Urbaniak Piotr Rogucki.

Reklama

Podczas demonstracji protestujący często śpiewali wykonywany w oryginale przez grupę Chłopcy z Placu Broni przebój "Kocham wolność". W Warszawie z tym utworem wystąpił zespół Golden Life.

Sprawdź tekst i posłuchaj utworu "Kocham wolność" w serwisie Teksciory.pl!

Przed Pałacem Prezydenckim w poniedziałek (24 lipca) spotkali się protestujący bez udziału politycznych liderów przy mikrofonie.

"Przypominamy, że obowiązuje formuła NO LOGO i nie dopuszczamy do mikrofonu partyjnych liderów. Protestujemy my - Warszawiacy, Warszawianki, zwykłe Polki i zwykli Polacy" - czytamy w opisie facebookowego wydarzenia, do którego zapisało się ponad 12 tys. internautów.

Podczas części artystycznej pod hasłem "muzyka dla demokracji" wystąpili m.in. Maciek Maleńczuk oraz duet Paula i Karol. Doszło jednak do zgrzytu, gdy organizatorzy przerwali występ Tymona Tymańskiego (w związku z tym nie wystąpił też Robert Brylewski z Brygady Kryzys i Izraela). Poszło o wykonanie utworu "Czerwone majtki (z napisem Roma)" pochodzącego z filmu "Polskie gówno".

"Nie było żadnych sugestii, żebym nie śpiewał swoich tzw. kontrowersyjnych piosenek. Myślę, że tak naprawdę nikt nie zadał sobie trudu, żeby pogrzebać w mojej twórczości, o co nie mam najmniejszego żalu, jakkolwiek inteligentni ludzie powinni zrobić mały research, kogo zapraszają. Zresztą dość kontrowersyjne piosenki śpiewał Maciek Maleńczuk i nawet jedną z nich zagrał dwa razy pod rząd na specjalne życzenie szanownej publiczności. Niestety podczas poniedziałkowego koncertu panowały podwójne standardy estetyczne..." - komentuje na Facebooku Tymon.

"Moje piosenki rzadko kiedy obrażają wprost, są gruntownie przemyślane i zainspirowane empatią, niejednokroć opierając się o cytaty. Organizatorzy bali się uciszyć Maćka (i bardzo słusznie, bo śpiewał znakomicie i gadał do rzeczy), ale wyłączyli mój mikrofon podczas wykonywania przeze mnie frywolno-traumatycznej piosenki pt. 'Czerwone majtki (z napisem Roma)', który to utwór znajduje się na ścieżce dźwiękowej do filmu o wdzięcznym tytule 'Polskie gówno'. Piosenka zawiera cytat z niesławnej anegdoty z biskupem Paetzem w roli głównej, deczko trawestując: "czerwone majtki z napisem Roma - czytaj od tyłu, czytaj na wspak, Amor!". Swoją drogą, w rzeczonym filmie jest scena, w której podczas wykonywania rzeczonej piosenki przez mój filmowy zespół w szkole marketingu Ojca Rydzyka też ktoś nam wyłącza prąd w tym samym momencie (i również w ramach tchórzliwej autokastracji przekazu). He,he, przypadek? Może wcale nie" - dodaje Tymański.

Muzyk podkreśla, że przerwanie jego występu spowodowało również odwołanie koncertu Roberta Brylewskiego.

"Zaproponowano mu wykonanie jednej jedynej piosenki pod warunkiem, że niegrzeczny Tymon będzie mu akompaniował bez komentarzy. Robert, stary twardziel i walczak, bez wahania odmówił. Było mi głupio z powodu Roberta, który ma chwilowe kłopoty ze zdrowiem i którego jednakowoż gorąco namawiałem na wspólny wykon. Przypomniały mi się smętne lata 80., moje wszystkie szkoły, z których mnie wyrzucano, motyw odpowiedzialności zbiorowej itd. Ogólny wniosek nasuwa się sam: dla indywidualnej wolności słowa artysty- wariatuńcia - który jest bardziej offowy niż kolega Maleńczuk i który funkcjonuje poza układem celebrycko-stoleczno-menadżersko-populistycznym - nie ma miejsca w szeroko pojętej koncepcji wolności jednej i drugiej strony" - podsumowuje Tymon.

"Nawet jeśli dzieje się to podświadomie i bez złośliwości (przypominam o 840 km drogi dla szczytnego celi wykonania 3 piosenek i otrzymania gówniarskiego, mentalnego liścia w twarz), jest to dość żałosne. Miałem wrażenie, iż moja wolność do swobodnej i artystyczno-anarchistyczno-sowizdrzalskiej wypowiedzi wpisuje się w szerszy kontekst wolności, o którą teraz usiłujemy walczyć. Ale czy my walczymy razem, czy walczymy o to samo i czy w ogóle walczymy? Chyba "3 razy nie", co było wczoraj widać, słychać i czuć" - wątpi Tymański.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tymon Tymański
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy