Reklama

Tony Bennett: 85-latek z duszą 60-latka

Jest jakaś ironia w tym, że na przestrzeni ostatnich kilku lat Tony'emu Bennettowi zdarzało się występować na imprezach organizowanych przez Amerykańskie Stowarzyszenie Emerytów. W końcu o Tonym można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest emerytem.

Bennett, który w sierpniu skończył 85 lat, nagrywa już od prawie siedmiu dekad, co czyni zeń najdłużej aktywnego artystę ze stajni Columbia Records. W trakcie swojej twórczej działalności zdobył 15 nagród Grammy i sprzedał ponad 50 milionów płyt na całym świecie. Liczący ponad sto tytułów katalog jego albumów wzbogacił się niedawno o nową pozycję, "Duets II", a w listopadzie ukaże się "Tony Bennett: The Complete Collection" - imponujący, 73-płytowy zestaw wzbogacony o trzy płyty DVD, podsumowujący całokształt jego kariery, która wciąż ma się świetnie.

Reklama

Jak więc brzmi przesłanie Bennetta do emerytów?

- Chcę im powiedzieć, że nie mają dokąd się wybierać - mówi ze śmiechem Bennett, który rozmawia ze mną telefonicznie ze swojej pracowni malarskiej w Nowym Jorku. - W kontekście rozmów o emeryturze, bawi mnie myśl, że kiedy na muzycznej scenie pojawili się Elvis Presley, Beatlesi, i całe to towarzystwo, byli oni uważani za przedstawicieli tego, co nowe, a ja - za reprezentanta starej szkoły. Dzisiaj mam 85 lat, a Beatlesi przekroczyli już 60-tkę, zatem nie są już młodzi. A mimo to wciąż trwają!

Bennett pospiesznie dodaje, że gra nie tylko dla swoich rówieśników, i jest tak od pewnego już czasu. - Po prostu gram dla publiczności. Nie myślę w kategoriach demograficznych: młodzi - starzy. Moim zdaniem największym błędem popełnionym przez firmy fonograficzne był wykreowany przez nie swego czasu podział: "to jest wasza muzyka, a wasi rodzice lubią coś innego". Dla mnie był to przejaw ignorancji, bo przecież artysta powinien grać dla wszystkich.

- Każdy, kto chce przyjść na koncert i posłuchać muzyki, jest twoją publicznością.

Ulubieniec Franka Sinatry

Bennett podąża za tą filozofią od 1946 r., kiedy został zwolniony do cywila po służbie w Niemczech - najpierw jako żołnierz walczący na froncie, a później biorący udział w powojennej okupacji tego kraju. Korzystając z możliwości, jakie dawał mu GI Bill [ustawa z 1944 r. o darmowej edukacji dla zdemobilizowanych amerykańskich żołnierzy - przyp. tłum.], zapisał się na zajęcia organizowane przez nowojorskie stowarzyszenie American Theatre Wing. Studiował tam melodyjną technikę wokalną bel canto, którą zaadaptował na potrzeby jazzu. W 1949 r. wyśpiewał swój pierwszy kontrakt płytowy. W tym samym roku Pearl Bailey usłyszała, jak śpiewa, i zaprosiła go, aby wystąpił przed jej koncertem w Greenwich Village. To właśnie tam zauważył go Bob Hope, który zaangażował go do rewii - a także zasugerował zmianę nazwiska z "Benedetto" na krótsze, "Bennett".

Współpraca z Hope'em zaowocowała kontraktem z Columbia Records, gdzie młodego wokalistę wziął pod swoje skrzydła producent Mitch Miller. Pierwszym numerem jeden Bennetta na listach przebojów była piosenka "Because of You" (1951). Wkrótce Frank Sinatra publicznie nazywał go swoim ulubionym wykonawcą.

Posłuchaj Tony'ego Bennetta w "Because of You":


Bennett kontynuował podbój muzycznych zestawień takimi szlagierami, jak "Cold, Cold Heart" (1951), "Stranger in Paradise" (1953) czy "I Left My Heart in San Francisco" (1962) - aż wreszcie w 1964 r. świat usłyszał o Beatlesach i "brytyjska inwazja" skazała Bennetta i jego kolegów na zesłanie w dolne rejony list przebojów.

Jednak nawet podczas długiego okresu świetności rock and rolla Bennett pozostał popularnym artystą, a w miarę upływu lat zaczął wręcz zyskiwać status ikony. Występ w ramach cyklu koncertów "Unplugged" stacji MTV z 1994 r., podczas którego towarzyszyli mu Elvis Costello i k.d. lang, zapewnił mu niespodziewany przyczółek desantowy na rynku alternatywnego rocka. Płytowa wersja tego koncertu zyskała status platynowej i zapewniła artyście dwie nagrody Grammy, w tym również tę upragnioną, w kategorii "album roku".

Akustyczny duet Bennetta i k.d. lang w utworze "Moonglow":


"Udało mi się zainteresować Tonym dzieciaki" - mówił w osobnym wywiadzie Danny Bennett, syn i menedżer artysty. "Młodzi odbiorcy przekonali się, że ojciec nie jest jakimś kosmitą ani eksponatem muzealnym".

"Niemalże zadusili mnie na śmierć"

"Duets II", jak żadna inna płyta, obrazuje w sposób dobitny atrakcyjność Bennetta w oczach jego fanów i wielbicieli należących do najróżniejszych grup wiekowych. To kontynuacja wydanych w 2006 r. "Duets: An American Classic", a sam Bennett zapewnia, że zupełnie nie nosił się z zamiarem nagrania sequela tamtego wydawnictwa - aż do dnia, w którym zadebiutowało ono na 3. miejscu listy "Billboard 200", by ostatecznie rozejść się w liczbie ponad 3 milionów egzemplarzy sprzedanych na całym świecie.

- Nie miałem pojęcia, że tamten pierwszy album okaże się takim sukcesem - przyznaje Bennett. - Wyniki sprzedaży były tak fenomenalne, że ludzie z Sony Columbia niemalże zadusili mnie na śmierć. Właściwie to powiedzieli wprost: "Prosimy, nagraj jeszcze jedną taką płytę". Bardzo ładnie prosili.

- Ale kolejnej, trzeciej, już nie nagram.

Podobnie jak jej poprzedniczka, tak i płyta "Duets II" czerpie z mocy zaangażowanych do projektu gwiazd. Bennett śpiewa na niej i z wykonawcami, którzy tak, jak on, cieszą się statusem ikon muzyki rozrywkowej - z Arethą Franklin i Williem Nelsonem - i z najgorętszymi nazwiskami współczesnej sceny: Lady Gagą, Joshem Grobanem, Norah Jones, Johnem Mayerem i Carrie Underwood. Do współpracy zaproszeni zostali również Andrea Bocelli, Mariah Carey, Natalie Cole i Sheryl Crow.

Jednak nawet tak silny skład osobowy nie jest jedyną przyczyną, dla której o płycie tej jest tak głośno. Chodzi o jazzowy standard "Body and Soul", nagrany ze zmarłą 23 lipca Amy Winehouse, który został również wybrany na drugi singel promujący album (pierwszym była piosenka "Don't Get Around Much Anymore" z Michaelem Buble). Zyski ze sprzedaży singla mają zasilić konto fundacji imienia piosenkarki, założonej przez jej bliskich celem pomocy młodym ludziom potrzebującym wsparcia medycznego lub finansowego w trudnych sytuacjach życiowych.

- Do piosenki powstał teledysk... i myślę, że wszyscy będą bardzo zaskoczeni, widząc, jak świetnie się dogadywaliśmy - mówi Bennett, który pracował z Amy w studio Abbey Road w Londynie. - Amy miała trochę obaw, tymczasem ja w pewnym momencie powiedziałem jej: "Być może się mylę, ale twój śpiew brzmi tak, jakbyś inspirowała się Dinah Washington". Pamiętam, że oszalała wtedy z radości. "O mój Boże, naprawdę to słyszysz?" - zapytała. "Ona jest moją idolką!".

Zobacz duet Tony'ego Bennetta i Amy Winehouse:


- Pamiętam, że po tej wymianie zdań odprężyła się, i dalej wszystko potoczyło się już gładko.

Przed sesją nagraniową Winehouse i jej ojciec wybrali się na koncert Bennetta w londyńskiej Royal Albert Hall. Artysta, jako starszy kolega, skorzystał z tej okazji, by udzielić Amy pewnej rady.

- Byłem przekonany, że będę w stanie jej pomóc i odwieść ją od... narkotyków - wyznaje, zaznaczając, że powołana po śmierci piosenkarki fundacja to "wspaniały pomysł na obrócenie tej tragicznej sytuacji w coś pozytywnego".

Bennett dodaje, że był pod ogromnym wrażeniem wszystkich swoich partnerów, których doskonały poziom przypisuje naciskowi, jaki współcześnie kładzie się na muzyczne wykształcenie.

- Muszę ci powiedzieć, że pod tym względem dzieje się sporo dobrego - mówi artysta, który jest współfundatorem znanej artystycznej uczelni Frank Sinatra School of the Arts w Nowym Jorku. - Nowi artyści wkraczający na scenę wywodzą się z takich szkół, jak bostońska Berklee School of Music czy Juilliard School. Lady Gaga studiowała na Tisch School of the Arts, która jest częścią Uniwersytetu Nowojorskiego. Studenci uczą się dzisiaj śpiewu scenicznego, co bardzo przydaje im się w późniejszej karierze. (...)

Lady Gaga jak Elvis Presley

Wydawałoby się, że Tony Bennett i Lady Gaga stanowią osobliwą parę. On sam widzi to jednak inaczej.

- Nigdy wcześniej w swoim życiu nie spotkałem tak utalentowanej osoby, jak Lady Gaga - mówi. - To bardzo, bardzo kreatywna osoba, a do tego naprawdę słodka i uprzejma w stosunku do wszystkich, z którymi pracuje. A przy tym ma ogromny talent. Sądzę, że z czasem osiągnie taki poziom, jak Elvis Presley. Możemy się po niej wiele spodziewać.

"The Lady Is A Tramp" - duet Tony'ego Bennetta i Lady Gagi:


Bennett dodaje też, że John Mayer, który zaśpiewał z nim w utworze "One for my Baby", to "bardzo utalentowany gość i świetny bluesman. Jego znajomość sztuki improwizacji jest naprawdę duża. Świetnie się bawiliśmy przy tym nagraniu".

Aretha Franklin? - Niesamowicie profesjonalna - mówi Bennett. - Po niedawnej operacji znów jest w szczytowej formie. Wygląda świetnie, śpiewa świetnie. Jest rewelacyjną artystką. Rozumie muzykę dogłębnie i słychać to w tym utworze.

Początkowo Bennett chciał, żeby Franklin zaśpiewała z nim kompozycję "Lost in the Stars". Ostatecznie jednak diwa wybrała utwór "How Do You Keep the Music Playing?".

"Najlepsze urodziny w życiu"

Wszystkie sesje nagraniowe do "Dutes II" zostały zarejestrowane przez nagrodzonego Oscarem australijskiego operatora Diona Beebe. Zostaną one wykorzystane w filmie dokumentalnym opowiadającym o procesie powstawania płyty. Danny Bennett równolegle pracuje zaś nad filmem "The Zen of Tony Bennett", którego istotą będą konwersacje artysty i jego muzycznych partnerów.

Obie produkcje, podobnie jak kolejny album Bennetta, na którym usłyszymy go w kompozycjach autorstwa Jerome'a Kerna, powinny ujrzeć światło dzienne w 2012 r. Podsumowując, ostatnie urodziny (przypadające 3 sierpnia) artysta świętował w sposób szczególny: jak sam mówi, były to "najlepsze urodziny w jego życiu".

- Naprawdę trudno mi uwierzyć, że wciąż tu jestem i robię to, co robię - mówi Tony Bennett. - Cieszę się bardzo dobrym zdrowiem: miałem dobrych nauczycieli, którzy nauczyli mnie, jak zachowywać formę. Rzeczywiście, jestem w formie, a publiczność uwielbia koncerty, które gramy dla niej ja i mój fantastyczny kwartet jazzowy. Każdego dnia przywołuję w myślach wszystkie te jasne strony mojego życia.

- Nie mogę uwierzyć w to, jakim jestem szczęściarzem.

Gary Graff, New York Times

Tłum. Katarzyna Kasińska

Czytaj także:

85-latek po raz pierwszy w karierze

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Tony Bennett | Amy Winehouse | Lady Gaga | John Mayer | Aretha Franklin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy